Share this...
Facebook
Twitter

Niedaleko wsi Krywopilla w Karpatach znajduje się jedna z najstarszych społeczności buddyjskich Ukrainy, która pochodzi z Doniecka. Po rozpoczęciu wojny w Donbasie buddyści musieli zostawić swój region i przeprowadzić się do Karpat. Mnisi marzą o zakończeniu wojny i przywróceniu okupowanych terytoriów w skład Ukrainy.

Mają ogolone głowy i ubierają się w białe chałaty i szafranowe kaszaje (tradycyjna odzież mnichów buddyjskich – red.). Budzą się o świcie i czytają modlitwy do słońca. Mają nietypowy dla Ukraińców wygląd i sposób bycia, mieszkają w Karpatach i rozmawiają po ukraińsku.

Mimo historycznej przynależności Ukraińców do religii chrześcijańskiej, buddyzm ma dawne powiązania z naszym krajem. Moda na wschodnie praktyki religijne poszerzyła się w drugiej połowie XIX wieku przeważnie w kołach inteligencji. Niemniej jednak istnieją wspomnienia o kontaktach kozaków z buddystami kałmuckimi jeszcze w XVIII wieku, dzięki którym buddyjskie idee po raz pierwszy pojawiły się na terytorium współczesnej Ukrainy.

Pierwsza społeczność religijna buddystów została zarejestrowana w Doniecku w 1991 roku. W 2017 roku w Ukrainie było już 59 społeczności. To jest tylko oficjalna liczba. W rzeczywistości buddystów jest o wiele więcej. Przed wojną w Donbasie centra buddyjskie niepodległej Ukrainy koncentrowały się na Słobożańszczyźnie: w obwodzie donieckim, łuhańskim i charkowskim. Po okupacji zwolennicy wschodnich praktyk musieli osiedlić się w innych regionach Ukrainy. To jest historia o uchodźcach religijnych, którzy obecnie mieszkają w Karpatach blisko wsi Krywopilla rejonu wierchowińskiego.

Wojna

Serhij Fiłonenko – mnich zakonu Sutry Lotosu. Mówi, że to właśnie jego społeczność jest najstarsza w Ukrainie. Powstała od razu po proklamowaniu niepodległości, a pomógł w jej rejestracji ukraiński religioznawca Ihor Kozłowśkyj, który, pozostając pod okupacją w Doniecku, był wzięty do niewoli i dopiero w grudniu 2017 roku uwolniono go wraz z innymi jeńcami.

Serhij Fiłonenko pochodzi z Donbasu, gdzie spędził całe swoje życie.

— Urodziłem się w obwodzie donieckim w ukraińskiej wsi Nyżnia Krynka, o wiele starszej niż Donieck. Była tam kiedyś kozacka stanica, inaczej pałanka, eszcze jest rzeka – Nyżnia Krynka. Ale przyjechali ludzie i zaczęli ryć kopalnie. Było tam takie miasteczko górnickie, dokąd przeprowadziła się moja mama z obwodu łuhańskiego. Tam się urodziłem. Bardzo lubię tamtejsze stepy. Brakuje mi stepów. Nie czuję, by tutaj była moja ziemia.

Pałanka
Jednostka administracyjno-terytorialna (okręg) na Siczy Zaporoskiej, analogiczna do pułku na Hetmańszczyźnie.

Mieszkając na Słobożańszczyźnie, członkowie społeczności buddyjskiej dużo podróżowali po świecie, zwłaszcza do Himalajów. Serhij przyznaje, że w Donbasie ludzie przyjmowali ich różnie. Niektórzy naśmiewali się z nich: „Kryszno, idź do kopalni”. Chociaż wśród mnichów byli prawdziwi górnicy. Niemniej buddyści nie dzielą ludzi na „swoich” i „cudzych”. O trudnej kwestii podziału na „wschód-zachód” Fiłonenko mówi:

— Widzę, że wszyscy Ukraińcy mają coś wspólnego. Cech wspólnych jest o wiele więcej, niż różnic. Różnice – to charakter, język, itd. Od środka ludzie mało czym się różnią.

Buddyzm jest religią pacyfistyczną. W światopoglądzie wyznawcy buddyzmu nie ma takich pojęć jak „wróg” czy „nienawiść”:

— W mojej świadomości nigdy nie było tak, żebym uważał kogoś za obcego. Nie jestem bardzo otwartym człowiekiem, ale nie mam wrogów. Do nikogo nie żywię nienawiści. Nie nienawidzę ludzi, którzy zabrali mi mój Donbas. Mieszkałem tam, była tam moja rodzina, mała ojczyzna, do której nie mogę na razie przyjechać. Ale nie czuję nienawiści do tych ludzi. Postrzegam ich jak ludzi chorych, rozumiecie? Przecież lekarz nie nienawidzi chorych ludzi…

Wojna przerwała budowę Świętego Kurhanu Pokoju, który mnisi wznosili na górze niedaleko rzeki Siwerśkyj Doneć, i zmusiła buddystów do poszukiwania innego „miejsca siły”. Za poradą Nauczyciela Junsei’a Terasawy mnisi kupili budynek na brzegu Dniepru w obwodzie czerkaskim i część społeczności została tam.

Miejsce Szlaku

W Karpatach naśladowcy zakonu przebywają od ponad roku. Serhij mówi, że niepoprawnie jest nazywać osadę czy budynek, w którym medytują, świątynią:

— Nazywamy to „Miejscem Szlaku”. Po japońsku to będzie „dōjō”. „Dō” – to jest „dao”, albo „szlak”, a „jō” – „miejsce”. Mamy więc „Miejsce Szlaku”. Ci, którzy ćwiczą karate czy kendo, również nazywają swoje miejsca (treningu – red.) „dōjō”. Oni tak samo praktykują szlak: szlak miecza czy szlak karate. „Dōjō”.

Share this...
Facebook
Twitter
Share this...
Facebook
Twitter
Share this...
Facebook
Twitter
Share this...
Facebook
Twitter

W Karpatach poszukiwanie dobrej lokalizacji trwało nieco dłużej. Kiedy miejsce znaleziono, mnisi w ciągu 7 miesięcy wybudowali dom w miejscu starej huculskiej chaty, której nie udało się zachować, i zaczęli życie od nowa. W posiadłości planowane jest sadzenie tradycyjnego ogrodu buddyjskiego w stylu japońskim:

— Długo tego miejsca szukaliśmy, przez prawie trzy lata, jeździliśmy po całych Karpatach i Zakarpaciu. Nauczyciel nie był nigdzie w pełni usatysfakcjonowany. Ostatni raz przyjechaliśmy do Werchowyny. Spodobały mu się tutejsze widoki od przełęczy Krywopilla do Wierchowiny. Ilci, Krywopilla – tam są bardzo piękne widoki. Zaczęliśmy szukać miejsca. Dużo różnych miejsc rozpatrywaliśmy, ale coś nam cały czas nie pasowało. I zresztą, jak już wracaliśmy, przejeżdżając przez przełęcz Krywopilla, ogromny jeleń przebiegł nam drogę. Sensei powiedział, że to jest znak, że sam duch lasu wskazuje nam miejsce, gdzie powinniśmy być. Zaczęliśmy szukać i w końcu zatrzymaliśmy się tutaj.

Serhij opowiada, że miejscowi na początku z dystansem odnosili się do przybyszy z dziwną wiarą. Były nawet problemy z lokalnymi nacjonalistami i społecznością prawosławną, ale z czasem ludzie przyzwyczaili się i przyjęli buddystów z Donbasu na swojej ziemi. Mnich jest przekonany, że jeżeli z ludźmi rozmawiasz, ci otwierają się i przestają odnosić się do obcych z wrogością:

— Sprzedawczyni do mnie mówi: „A to prawda, że Hucułowie to najlepsi ludzie na świecie?”. „Nie powiedziałbym tak, bo widziałem sporo innych – odparłem. – Na przykład mieszkańcy Kaukazu. Też górale, ale bardziej gościnni. Zawsze zapraszają do siebie. A wy co? Od kiedy tutaj mieszkam, ani razu nikt mnie do siebie nie zaprosił”. A ona do mnie: „Mimo wszystko jesteśmy fajni”.

Do Krywopilla Serhij wybiera się bardzo rzadko: raz na tydzień po jedzenie czy w innych sprawach. Gdyby nie to, w ogóle by nie schodził z góry. Niemniej jednak mnisi często rozmawiają z sąsiadami, sprzedawcami, ludnością miejscową, ze wszystkimi witają się i nie dążą do całkowitej izolacji od świata, który przebywa poza granicami pojęcia „sangha” (harmonia – red.):

— Niektórzy z miejscowych rozumieją, że to jest modlitwa. Podoba im się, że witamy i żegnamy słońce. Oni też się radują. Jest jeden miejscowy, który trochę za dużo pije, ale też cieszy się z naszych modlitw. To mi się podoba. Nie trzeba wyjaśniać mu żadnych trudnych prawd, nie potrzebuje tego. Usłyszawszy modlitwę, zrozumiał, że witamy słońce, że to jest ważne. Odczuwa jakiś sens. I nieważne, że jest alkoholikiem. To jest miłe.

W tej chwili na górze mieszka 20 mnichów. Wszyscy są długoletnimi członkami zakonu. Serhij ma nadzieję, że w nowym miejscu zdobędą więcej zwolenników, a ich praktyka religijna będzie wspierana. W przeciwnym wypadku skończy się na nich.

Zakon Sutry Lotosu

Serhij Fiłonenko został buddystą w czasach przebudowy. Był wtedy żonaty, a gdy został mnichem, miał 30 lat. W czasach niepewności politycznej zaczął interesować się praktykami wschodnimi, czytał dużo książek, ale nie wiedział, na czym się zatrzymać. Zadecydować pomógł przypadek. Serhij napisał list do petersburskiego dacanu – wtedy największego i najstarszego ośrodka buddyzmu w ZSRR. Wkrótce dostał zaproszenie. Tak pojawił się pomysł na rejestrację w Doniecku pierwszej w Ukrainie społeczności buddyjskiej. Odtąd zaczęli do niej przyjeżdżać Nauczyciele.

W ukraińskiej społeczności najpopularniejszym jest tybetański nurt buddyzmu. Nurt, do którego należy Serhij, nazywa się „zakon Sutry Lotosu”, inaczej „zakon Nipponzan-Myōhōji”, którego nauczycielem jest Sensei Terasawa Junsei. To dalekowschodni buddyzm, który, zanim trafił do Ukrainy, pokonał szlak przez Centralną Azję, Chiny, Koreę i wreszcie Japonię, z której przyjechał Nauczyciel Serhija oraz innych ukraińskich mnichów. Nauczyciel ma bardzo ważne znaczenie w buddyzmie między innymi dlatego, że to właśnie on decyduje, kto zostanie mnichem:

— Nie wybieramy niczego, po prostu spotykamy się z Nauczycielem. W rzeczywistości ten nurt (Nipponzan-Myōhōji – red.) jest starszy i bardziej rozwinięty. Kiedyś najsilniejszym był buddyzm chiński, jeszcze przed tymi wszystkimi eksperymentami. Buddyzm chiński osiągnął najwyższy poziom w historii. Ale na świecie bardzo popularny jest buddyzm tybetański. Uważam, że jest po prostu modny. To jest jedna nauka, jest jeden nauczyciel Budda. Ma jednak wiele różnych aspektów.

Według Serhija, w buddyzmie nie ma oficjalnej hierarchii, która występuje w innych religiach. Nawet Dalajlama jest takim samym mnichem jak wszyscy. Mnisi różnią się od siebie tylko wiekiem i doświadczeniem, ponieważ starsi i mądrzejsi zasługują na szacunek innych:

— Starsi siadają bliżej ołtarza i Nauczyciela, młodsi – po drugiej stronie. Nauczyciel bierze do siebie młodszych, uczy ich, spędza z nimi więcej czasu.

Share this...
Facebook
Twitter
Share this...
Facebook
Twitter
Share this...
Facebook
Twitter
Share this...
Facebook
Twitter

Mnisi z Karpat codziennie wykonują praktyki religijne. O 6 rano idą na górę i rozpoczynają ceremonię: witają słońce specjalną modlitwą. Po powrocie z góry kończą poranny rytuał Sutrą Lotosu, którą czytają przeważnie w języku rosyjskim, jest tylko częściowe tłumaczenie na ukraiński. Potem mnisi biorą się do roboty: gotują posiłki, sprzątają, kończą inne sprawy. Buddyści starają się codziennie przeznaczać co najmniej 2 godziny na naukę indywidualną: czytanie tekstów filozoficznych czy naukowych, naukę języków itd. Dzień kończy się ceremonią wieczorową. Głównym celem praktyk religijnych buddystów jest modlitwa w harmonii z przyrodą:

— Mamy piękną górę Kostrzycę. Otwiera się stąd widok na pasmo Czornohora. Byłoby dobrze raz na tydzień wchodzić tam i modlić się na całe Karpaty, na cały kosmos.

Oprócz ogólnych praktyk religijnych zakon Sutry Lotosu znany jest z działalności na rzecz pokoju. Serhij mówi, że przedstawiciele buddyzmu tybetańskiego rzadko biorą udział w akcjach politycznych:

— Kiedy było napięcie pomiędzy Indiami a Pakistanem i niewiele brakowało do wojny atomowej, Nauczyciel organizował pochód pokoju. Był to 2002 rok. Nie było tak, że wzięliśmy chorągwie i poszliśmy, nie. Odbywało się to na poziomie międzynarodowym. W Pakistanie pochód wspierali politycy i generałowie – była ochrona. Pomagali nam również w Indiach. Mnóstwo osób nas wspierało i wyświetlano to w mediach. Robiliśmy to z wiarą, że nasza modlitwa jest w stanie pomóc powstrzymać to wszystko. Tłumaczyliśmy, na czym polega prawda, że nauka Buddy jednoczyła te ziemie długo przed pojawieniem się islamu.

Ukraińscy buddyści mają powiązania z innymi społecznościami religijnymi, w tym z islamem. Nauczyciel Terasawa Junsei był na czele wielu inicjatyw pokojowych. Pisał list do Saddama Husajna z prośbą o podanie się do dymisji i przeprowadzkę za granicę w celu ocalenia Iraku. Z japońskim mistrzem na czele mnisi jeździli do Czeczenii, gdzie po raz kolejny zaostrzył się konflikt z Rosją. Serhij uważa, że to właśnie islam ortodoksyjny doprowadził do tragicznych konsekwencji na tym terytorium:

— Czeczeni to sufi, rozumiecie? Są tradycyjnie sufi, ale potem… To się odbywało na naszych oczach. Został tam sprowadzony islam ortodoksyjny i to zniszczyło Czeczenię. Ten islam jest bardzo agresywny. Nietypowy dla Czeczenów.

Serhija niepokoi współczesna sytuacja geopolityczna na świecie. W buddyzmie jest pojęcie cykliczności i zmienności: Wszechświat stale się rozszerza i zresztą wszystko zniknie, żeby dać początek nowemu cyklowi życia. Wierzą, że człowieczeństwo zamiast robić postęp, na odwrót, zmierza do swojego logicznego końca. Zgodnie z tym twierdzeniem, okres historii ludzkości jest ostatnim etapem w tym cyklu istnienia.

Historia i wiara

Mimo wielu odbytych podróży po Europie i Azji Serhij nie może wskazać innego miejsca, w którym mógłby mieszkać, poza Ukrainą. Ciekawa pod tym względem byłaby Ameryka Północna okresu przedkolonialnego, kiedy Indianie mieli „mądrość kosmiczną”. Obecnie ta część świata wcale nie jest atrakcyjna. Taka sama dla buddystów jest współczesna Europa. Najlepszy mikroklimat dla praktyk buddyjskich jest w Azji, ponieważ tam ludzie potrafili zachować starożytny stosunek do świata:

— Podoba mi się tutaj, w Ukrainie. Nie mam czegoć takiego, że ktoś dokądś pojechał, a ja sobie myślę: „Teraz bym też tam pojechał”.

Najcenniejsza dla takich ludzi jak Serhij jest wiara. Nie jest to wiara w ratowanie dusz, tylko w to, że on może zmienić świat, jak Budda czy Jezus Chrystus. Dzięki wierze mnisi są zdolni do odkrywania różnych prawd, czasami nawet historycznych:

— Widzę w Ukrainie ważne korzenie. Nasz Nauczyciel to odkrył. Nie to, że jesteśmy dumni, ale odczuwamy, że odkryliśmy coś istotnego. To jest doba Scytów, rozumiecie? Cała historia Scytów jest ważnym okresem nie tylko dla Ukrainy, ale dla całej Azji i Eurazji. Byli prawdziwymi bohaterami. Mogli poświęcić swoje życie dla innych. Te cechy częściowo przeszły na kozaków. Kozacy byli potomkami Scytów, którzy mieli ten kosmiczny duch.

Otwierając nowy światopogląd, wzbogacasz własny. Rozmawiając z Serhijem Fiłonenką, pojawia się rozumienie tego, że nawet u odizolowanych, jak się wydaje, buddystów czasami może występować patriotyzm, chociaż zakorzeniony w pojęciach „kosmiczności” i „wszechjedności”:

— Chciałbym, żeby nasz naród ukraiński był bardziej zjednoczony, żeby wiedział, jaki kraj budować, bo mi się wydaje, że nasi ludzie tego nie wiedzą. Żeby pojawiła się jakaś głębia, rozumiecie? Czuję, że nasz kraj ma bardzo głębokie i prawdziwe korzenie. Ale wszystko, co się odbywa, jest jak piana, rozumiecie? Jak piana na powierzchni. A głębokość… Nie jest jeszcze odkryta. Kiedyś był Majdan. Tam coś takiego się odczuwało. Teraz znowu to gdzieś znika.

Pokonawszy drogę od stepów Słobożańszczyzny do pasm górskich Karpat, kilkadziesiąt osób nadal niesie modlitwę i wierzy w ratunek świata. Gdy chodzi o tę kwestię, liczba (członków) nie ma znaczenia. Serhij mówi, że wystarczy mieć czterech mnichów, żeby powstała społeczność, która potrafi zachować dla potomków mądrość:

— Przez ciebie przenika ten szlak i przenikają siły całego kosmosu. Dlatego rzeczywiście możemy zmienić ten świat. Nawet jeden człowiek. Jezus był jeden, Budda też był jeden. Każdy może coś zmienić. To jest nauka ratowania świata. Nie samodoskonalenia czy osiągnięcia jakichś stopni, nie. Żeby uratować innych, świat, swój kraj. Po to.

Jak filmowaliśmy

Nad materiałem pracowali

Autor projektu:

Bohdan Łohwynenko

Autorka:

Iryna Oparina

Redaktorka:

Tania Rodionowa

Fotograf:

Serhij Korowajnyj

Fotografka:

Alina Kondratenko

Producentka:

Olha Szor

Operator:

Pawło Paszko

Ołeksandr Portian

Mykoła Nosok

Liza Łytwynenko

Reżyser:

Mykoła Nosok

Reżyser dźwięku:

Pawło Paszko

Scenarzystka:

Karyna Piluhina

Redaktor zdjęć:

Ołeksandr Chomenko

Transkryptorka:

Kateryna Smuk

Tłumacz:

Maksym Sytnikov

Redaktorka tłumaczenia:

Natalia Steć

Śledź ekspedycję