Share this...
Facebook
Twitter

Ile jest dróg na górę Jawornik, tyle historii o Janku Derewlanym w Internecie, czyli praktycznie żadnej. Zazwyczaj piesi turyści trafiają tu przypadkowo. To jest jedno z pierwszych miejsc naszej ekspedycji, do którego prowadzi nas przewodnik Jurij. Zawozi nas z miasteczka Wielkie Berezne, mijając po drodze tylko jedną wioskę Ruski Moczar. Droga tutaj jest naprawdę trudna. O wiele łatwiej jest dotrzeć tu latem – na dużych kołach przez bagna, niż w zimie przez zaspy śniegu. Zimą, żeby dostać się do swojego przyjaciela Janka, Jurko przykręca do zderzaka lemiesz do śniegu, lecz i to też czasami nie wystarcza.

Janko Derewlany wygląda i tworzy jednocześnie jako niemiecki artysta i architekt Hundertwasser, jego dom i ubrania przypominają świat Tolkiena, a styl życia przybliża go do Buddy Gautamy. Jest jednak zwykłym mieszkańcem Zakarpacia, który w młodości służył w fabryce w batalionie budowlanym w mieście Elektrostal. W tej samej fabryce, gdzie według projektu Kurczatowa robiono bombę atomową.

Janko wychowywał się w wielodzietnej rodzinie nauczycielskiej, był najmłodszym dzieckiem i uwielbiał rysować. Stał się na swój sposób wolnym człowiekiem, jednak pomimo tej wolności, dziesięciu lat korespondencji z przyszłą żoną, armii oraz innych okoliczności życiowych, Janko założył rodzinę, wychował dwójkę dzieci, spędził 35 lat w małżeństwie, oraz poświęcał dużo uwagi dzieciom i wspierał ich wszelkie twórcze zainteresowania.

Jednak jak tylko wrócił na Zakarpacie, zwykłe życie już nie zaspokajało jego potrzeb. Janko faktycznie zamieszkał na Jaworniku jeszcze w latach 70-tych, kiedy była tu sowiecka baza turystyczna, do której został zaproszony jako malarz-dekorator. Tą bazą turystyczną jeszcze w latach 30-tych zajmowali się Czesi i Słowacy.

Przystanek Janka

Jawornik jest wyjątkowy, ponieważ jest jedynym szczytem górskim, na którym przez te wszystkie lata był kamienny domek, w którym zawsze mieszkała osoba przyjmująca turystów. Janka zaproszono tam, aby dekorował ściany i wnętrze, pracował w nim, mieszkał oraz przyjmował turystów. Po raz pierwszy Janko trafił na Jawornik jeszcze w 1974 roku. Od tamtej pory wprowadził wiele zmian w tym miejscu: zaprojektował i zbudował domki i ognisko. Pomagali mu w tym rodzina i przyjaciele. Dzisiaj, tutaj, w pobliżu Wielkiego Bereznego, na samym szczycie góry Janko stworzył nietypowe schronisko turystyczne.

W Czechach i Słowacji górskie schroniska spotykane są dość często. W schroniskach zawsze można odpocząć, przygotować jedzenie, znaleźć schronienie w czasie burzy, spotkać się z innymi podróżnymi. Takie schroniska zmniejszają ryzyko jednoosobowych wędrówek w górach oraz często służą ratunkiem w złych warunkach pogodowych.

– Jakoś zgubiły się tutaj dwie dziewczyny z Kijowa, – opowiada córka Janka, Maria. – Jedna z nich była majorem milicji. Dziewczyny odpoczywały w ośrodku rekreacyjnym „Dębowy gaj”, skąd zdecydowały się pójść na spacer na Jawornik. Nagle podniosła się silna mgła, dziewczyny całkowicie się zgubiły. A potem napotkały dwóch starszych miejscowych, którzy wskazali im drogę do Janka. Mimo że nie było go w domu, schronisko było otwarte. Dziewczyny poszły ogrzać się, owinęły się w koce i spędziły tam noc. Właśnie wtedy ojciec był u nas w domu. Zanim dziewczyny dostały się do miejsca swego noclegu, do taty dzwonili już niemal wszyscy mieszkańcy Bereznego, żeby zawiadomić, że dwie kijowskie dziewczyny błąkają się we mgle po Jaworniku. Następnego dnia rankiem Janko wziął plecak i poszedł na Jawornik, a po drodze spotkał owe dziewczyny, które już schodziły w dół. Podróżniczki podziękowały za nocleg, a kiedy Janko przyszedł na górę, ujrzał pozostawione pieniądze. Następnego roku dziewczyny przyjechały już nie do ośrodka rekreacyjnego, lecz w odwiedziny – gościły w domku u ojca.

Liczby
43 lata Janko opiekuje się górą Jawornik.

Dzisiaj to miejsce to całe jego życie, ludzie przyjeżdżają tutaj, aby zobaczyć niezwykłą lokalizację i osobiście zapoznać się z Jankiem Derewlanym. Właśnie taki „ludowy tytuł” nadano mu za pracę z drewnem, kiedy pracował w warsztacie w Dębowym Gaju. Tutaj ludzie znajdują szlaki turystyczne, borówki, niesamowite widoki i oczywiście samego Janka. On nie jest pustelnikiem, jak może się wydawać na pierwszy rzut oka, lecz bardzo mistyczną osobą: filozof, który zna się na sztuce, architekturze i rzecz jasna na życiu; wynalazca nowych metod pracy z drewnem: zabiera się do ciekawej pracy z jednolitego kawałku, bez gwoździ lub zakrzywionego drewna –inspiruje się, myśli, znajduje rozwiązania i fantazjuje; jest czymś większym, niż można się spodziewać, a odczuć to można tylko w ekscytujących rozmowach, których nie chcę się kończyć.

Rzeźby i architektura Derewlanego

Janko pokazuje nam meble, elementy wnętrza, budynki oraz różne własne projekty architektoniczne, głównie na zdjęciach. Większość jest rozproszona po całym świecie.

Na przykład duża rzeźbiona rozeta – symbol słońca, który trafił do nas jeszcze z czasów pogańskich. Obecnie znajduje się ona w Danii. Ukraińscy lekarze zabrali rozetę w prezencie dla duńskich kolegów. Później lekarz, u którego obecnie wisi to dzieło w domu, osobiście przyjeżdżał w gości do Derewlanego, mówił, że ta praca przypomina mu słońce. Ten obraz Janko zaczął tworzyć jeszcze w latach 80-tych, a więc, za czasów sowieckich, kiedy podobne rzeczy były zakazane. Obraz ukończył za niepodległości – w 1995 roku.

– Szczęście – to tylko te sekundy, gdy robisz to, w czym widzisz sens. To jest ciągle trwający eksperyment.

Niektóre prace robią wrażenie nawet na zdjęciach: rzeźbiony trzymetrowy krzyż został wykonany z olbrzymiego kawałka drewna, z którym Janko „12 lat walczył”, a potem wyrzeźbił. Teraz krzyż ozdabia niewielką cerkiew we Włoszech w miejscowości Bassano.

– Czy wiecie, że tam obok mieszka Celentano? – stanowczo dodaje Janko.

Potrafi pracować z uszkodzonym materiałem, takim, z którym inni już nie chcą niczego robić: meble wykonane z pokręconego drewna albo ze złożonych na wylot desek – „zawiasów”. Bierze fakturę, dostosowuje ideę do materiału, elementy naturalne wykorzystuje na korzyść wyrobu. Pracuje z trzeźwym umysłem, ale nie zapomina o znakach i symbolach.

W arsenale jego dzieł można również znaleźć drewniane mosty: typu łukowego i na słupach. Czasem niektóre rozwiązania estetyczne w pracy Janka uwarunkowane są potrzebami architektonicznymi. Jak na przykład „pająk”, który pokazuje na zdjęciu – główny element, który trzyma konstrukcję – 20-metrowe nakrycie nad trasą.

– To jest zrobione na starych dźwigniach. Nie chcę mówić, że to jest autorskie. Wydaje mi się, że tworzono w ten sposób przede mną, ja jednak robiłem to na podstawie własnych rysunków. Dla mnie najważniejszymi nauczycielami byli Gaudi i Calatrava.

Janko bardzo szanuje tych architektów, inspiruje się nimi. Antonio Gaudi, kataloński artysta, który zaprojektował najwybitniejsze zabytki architektoniczne Barcelony. Ozdabiał budynki delikatnymi wieżami, niestandardowymi rozwiązaniami projektowymi, ceramiką dekoracyjną. Nie tylko był uważany za pioniera formy, lecz także był w stanie myśleć w trzech wymiarach, jednocześnie o kilku rodzajach prac: zajmował się odlewami artystycznymi, projektował meble.

Santiago Calatrava – inny hiszpański architekt, autor wielu współczesnych futurystycznych budowli, których styl łączy w sobie architekturę i rzeźbę. Wśród jego prac są mosty, budynki i węzły drogowe w Europie, USA i Azji.

Janko opowiada również o Węgrze Marcelu Breuerze, którego mieszkańcy Zakarpacia (według niego) nie darzą sympatią. Breuer pracował w Ameryce i robił niesamowite rzeczy z murami kamiennymi i odlewami betonowymi. Opis 20-metrowej dzwonnicy Breuera z historii Janka robi wrażenie, gdyż sam Janko prawie nigdy nie był za granicą: miał tylko praktyki w Moskwie i krajach bałtyckich, oraz jeden jedyny raz odbył podróż do ówczesnego Leningradu. Jednak ma zdjęcia swoich dzieł, które są rozproszone po całym świecie. Na pytanie, czy nie chciałby pojechać i zobaczyć prace Gaudiego, odpowiada, że i tak już widział zdjęcia jego prac, które mu przynosił kolega. Janko nie wyobraża sobie, jak można pozostawić Jawornik na tak długi czas. A Breuera uwielbia, robił dużo prac w jego stylu – zwłaszcza pracował z formami betonowymi.

Share this...
Facebook
Twitter
Share this...
Facebook
Twitter
Share this...
Facebook
Twitter
Share this...
Facebook
Twitter

Janko, którego zwą Derewlany, w rzeczywistości posługuje się nie tylko drewnem, lecz także kamieniem, metalem, oraz nawet samodzielnie pracuje z betonem:

– Z betonem zapoznałem się w armii, bo miałem dyplom pracownika montażowego konstrukcji betonowych, tam zobaczyłem prawdziwy beton, prawdziwą pracę, bo fabryka była fenomenalna – wszystko robiło się dla kosmosu. Tam akurat nauczyłem się robić wiele różnych rzeczy z metalu i betonu. Tam był najlepszy metal, ten, który wykorzystywano w produkcji broni. Jak mówił Suworow: „kula – głupia, bagnet – zuch”, to znaczy beton – głupi, a drewno – najważniejsze, ale z drewnem nikt nie chce się bawić, bo drewno niczym pieśń.

Na Jaworniku życie gwałtownie się zmienia. Spośród zdjęć Janka można znaleźć fotografię wyciągu narciarskiego, którego już dawno nie ma – tutaj było staroczeskie leśnictwo, „stalowe” schronisko, które zostało zaprojektowane przez architekta Sznajdę. Tutaj turyści przyjeżdżali na narty, ponieważ był śnieg, trasa wycięta, ale na razie wszystko, oprócz budynku Janka, powoli podupada. On nadal ulepsza miejsce, czyni go bardziej komfortowym dla turystów, obecnie w schronisku można pomieścić około 20 osób, ale większej dobrej ekipie też ciasno nie będzie:

– Tutaj jest kilka szlaków, które prowadzą do góry, a nawet droga samochodowa. Jednak nie każdy potrafi tam się dostać, drogę tu nazywają „tyrynkul”. Ja wchodzę na górę bardzo szybko, bo znam krótkie ścieżki, a turyści idą przez parę godzin.

Miejsce, w którym obecnie mieszka Janko, należy do syna jego przyjaciół.

– Podchodzi do mnie młody i mówi: ”Wujaszku Waniu, takie tutaj chcę…”. On nie powiedział, że wziął ziemię tylko dla koni, a potem już tak się ułożyło. Zacząłem. Zrobiłem projekt. To było osiem lat temu.

Potem Janko na Jaworniku już nie był tak odosobniony, około pięciu lat mieszkali z nim robotnicy, którzy pomagali budować domki dla gości.

Tutaj też pracowało kilka osób, które hodowały bydło. Na dole znajdowała się stajnia, w której był taki fenomenalny konik – i do jazdy, i pod siodło, i drewno ciągnął. Potem jeszcze były owce, kozy. Mój Boże, to jest fantastyka, nawet mongolity były, taka półdzika rasa…

Sąsiedzi Janka

Oprócz domowych zwierząt na Jaworniku jest także dużo dzikich. To właśnie one, a nie ludzie są najczęstszymi gośćmi i najbliższymi sąsiadami Janka. Tutaj często można spotkać łasicę, która lubi przebywać wśród ludzi. Nawiasem mówiąc, łasica jest najmniejszym drapieżnikiem w przyrodzie. Zwykle poluje na myszy, ale może także upolować dwa razy większego od siebie królika.

– Łasice w ogóle się nie boją do takiego stopnia, że pozwalają się wziąć na ręce. One są w miarę czyste. Chodzą sobie, wszystko szturchają. Nawet żelazka na półkach przesunąłem, bo one tam biegają i mogą na głowę zrzucić. Z biegiem lat one zmieniają swój styl. A myszy są paskudne. Wszystko gryzą. Było tak, że nawet całymi stadami przychodziły. Jeżeli znajdą coś do jedzenia, to wszystko zepsują. A łasica bardzo lubi keksy, przegryzie siateczkę i się wciśnie.

Share this...
Facebook
Twitter
Share this...
Facebook
Twitter
Share this...
Facebook
Twitter
Share this...
Facebook
Twitter

Janko mówi, że nawet koty stają się dzikie. A przez długi okres w ogóle mało kto może wytrzymać:

– To musi być powołanie duszy. Inaczej tutaj nie można. Namówiłem chłopaków tonę drewna przynieść, tam na dole. I oni nie pytali po co to drewno jest potrzebne, po prostu nieśli i już. Minęły lata i dzieci przychodziły opowiadać, że ich tata drzewo tutaj niósł.

Na Jaworniku zmienia się klimat, a wraz z nim zmienia się fauna.

– Wcześniej tu był taki śnieg, że pies wchodził z okna drugiego piętra, – przypomina Janko, – a przez ostatnie trzy lata śniegu jest coraz mniej, jeszcze trochę i w ogóle będzie trudno sobie przypomnieć jak wygląda prawdziwa zima. Można było zobaczyć, jak jeleń zakłada rogi na plecy, a potem ze cztery skoki i nie ma go tutaj. Jeszcze jest trochę dzików. Kiedyś widziałem, jak kozioł zalecał się do sarny. Wtedy miałem z 14-15 lat. On biegnie, stoi przede mną. I widziałem zaloty kozła i sarny, kiedy kozioł staje na kolana, głową po ziemi i prosi. Patrzył tak na nią z półgodziny.

Na dole od Jawornika jest woda, do której dotychczas przychodzą dziki, lisy i wilki. Lecz zwierzęta znikają nie tylko z powodu zmian klimatycznych. Jawornik pozostaje bardzo myśliwskim obszarem, mimo statusu rezerwatu: tutaj na polowanie przychodzą ludzie z Bereznego, Soli oraz Zabroddia.

Janko nawet nie prowadzi konkretnej listy gości, ale zawsze chętnie przyjmuje. Tutaj, na wysokość 1017 metrów nad poziomem morza, często przychodzą z dziećmi, a Janko częstuje je swoimi specjałami, opowiada swoje historii, podaje specjalną herbatą, która jest przygotowana na ognisku z lokalnych ziół oraz oprowadza po okolicy. Jawornik, dzięki niemu, staje się bardziej żywy. Derewlany nie poluje na swoich sąsiadów, a ci, z wyjątkiem aroganckich myszy, nie przeszkadzają mu. Janko obserwuje, maluje i opowiada o tym ludziom, którzy przechodzą obok.

Nad materiałem pracowali

Autor projektu:

Bohdan Łohwynenko

Autorka:

Sofia Anżeluk

Fotograf:

Serhij Husakow

Witalij Mariasz

Taras Kowalczuk

Operator:

Dmytro Ochrimenko

Reżyser montażu:

Anton Szynkarenko

Redaktor zdjęć:

Wałentyn Kuzan

Transkryptorka:

Irena Nosova

Maria Szczur

Transkryptor:

Dmytro Czernenko

Śledź ekspedycję