Share this...
Facebook
Twitter

Narodowy park przyrodniczy Tuzłowskie Limany to łańcuch składający się z 13 limanów w międzyrzeczu Dunaju i Dniestru. Limany [płytkie zatoki, które powstały z zalanego, ujściowego odcinka głębokiej doliny rzecznej], a zwłaszcza największy z nich, są zwane „porodówką Morza Czarnego”, gdyż są tu doskonałe warunki dla odtworzenia różnorodności biologicznej. Mimo to przez dłuższy czas w strefie chronionej próbowano stworzyć osadniki wody, dopiero kilka lat temu tym problemem zajęli się ekolodzy, rozpoczął się proces naturalnej odnowy terenu.

W 1995 roku system limanów wpisano na listę terenów wodno-bagiennych o międzynarodowym znaczeniu. Lecz status parku obszar otrzymał dopiero w 2010 r.

Ta część obwodu odeskiego zebrała w sobie całą rozmaitość flory i fauny Przyczarnomorza: można tu spotkać prawie 300 gatunków ptaków, w zbiornikach wodnych żyje około 60 gatunków ryb, świat ssaków jest reprezentowany 37 gatunkami.

Dla niektórych ptaków limany są swego rodzaju stacją przesiadkową na drodze do Azji i Afryki, inne zaś gniazdują i zimują na limanach.

Większość jest umieszczona w Czerwonej Księdze Ukrainy i na Europejskiej Czerwonej Liście. Są wśród nich ohar, gęś białoczelna, łabędź krzykliwy, kulik wielki, szczudłak zwyczajny, szablodziób, strepet i inne liczne gatunki zagrożone.

Iwan

Iwan Rusiew, były dyrektor parku, opiekuje się strefą chronioną od 2015 roku, doskonale zna i lubi każdy centymetr tego terytorium:

— Mamy wiele gatunków czapli: modrą, białą, nadobną, modronosą, ślepowrona zwyczajnego, siwą, purpurową, bąka zwyczajnego. Mamy pięć gatunków mugila, to miliony ryb, migrujących z bułgarskiego i tureckiego Czarnomorza do nas. Kiedy zbierają się w wielkie ławice – to niepowtarzalne zjawisko. Widziałem je jako malutkie rybki, kiedy wchodziły do naszego limanu, oraz jako wielkie ryby, kiedy go opuszczały. Wychodzą tysiącami: grupują się w kanale, wody między nimi nie widać. Moją misją jest zachowanie tych gatunków.

Szczególny stosunek Iwan ma do delfinów:

— To są bardzo zorganizowane stworzenia, bardzo inteligentne, nie mogą żyć bez wolności, bez Morza Czarnego. Kiedy je czasem spotykam w delfinariach, dla mnie to zawsze wielka tragedia. Przyszedłem tu, aby stworzyć dla nich warunki. Mamy 42 km akwatorium morskiego, w którym mogą poczuć się bezpiecznie. Dla mnie delfiny są zjawiskiem numer jeden. Przyjaciel nurek opowiedział mi historię, jak przyjmował poród samicy delfina, która ucierpiała przez rybaków. Ranna podpłynęła blisko brzegu, do niego, aby pomógł jej urodzić.

Iwan zawsze wiedział, że chce zostać ekologiem. Wbrew woli rodziców, który widzieli jego przyszłość jako lekarza, został doktorem habilitowanym nauk biologicznych:

— Mama mówiła: Dokąd idziesz? Jaki biolog? Powinieneś być lekarzem! – Ale jakim lekarzem?! Przecież tego nie lubię! Bardzo lubiłem wędkowanie. Mieliśmy zbiornik wodny przy Dunaju, tam były ryby. Kiedy łowiłem je, widziałem jak wschodzi słońce, jaki piękny dookoła krajobraz. Wtedy zacząłem się zastanawiać: co to jest, jak się nazywa.

— Nauczycielka opowiadała nam o przyrodzie Afryki, Australii, o naszej zaś – nic. Wtedy zacząłem o tym myśleć.

Swoje zdanie mama Iwana zmieniła po pewnej sytuacji:

— Jednego razu zaproszono mnie do telewizji, jako studenta fascynującego się przyrodą. Denerwowałem się tym pierwszym razem w telewizji, no i jeszcze tym, że mama może mnie zobaczyć. Komentowałem aktualne problemy ekologii, mówiłem, że należy chronić przyrodę. Mama nie widziała reportażu, sąsiedzi jej opowiedzieli. Potem przyleciałem helikopterem z inspekcją, wylądowałem obok chaty. Wszystkie dzieciaki zleciały się zobaczyć prawdziwy helikopter. Potem pisałem artykuły w gazetach. Ludzie mówili: patrz, jaki zawód ma twój syn. Nie jest to lekarz, ale też prawdziwa robota!

— Myślałem, że będę w tym parku przez rok, ale tak się stało, że jestem tutaj od 3 lat i nie wiem, ile jeszcze zostanę, bo odczuwam, że jestem potrzebny temu miejscu oraz zespołowi, który tworzę.

W sierpniu 2017 r. opuścił stanowisko dyrektora, lecz bardzo szybko, bo już we wrześniu, powrócił. Lecz pod koniec 2017 r. Iwan napisał podanie o rezygnacji ze stanowiska, od 2018 r. dyrektorem parku Tuzłowskie Limany jest ekolog Iryna Wychrystiuk.

Kłusownicy

Terytorium parku ciągle cierpi z powodu kłusowników oraz deweloperów. Ze słów Iwana Rusiewa wynika, że toczy się ponad 50 śledztw kryminalnych, lecz żadna ze spraw nie została dokończona.

Jego zdaniem lokalne władze przekazują ziemię na cele rekreacyjne. Nadal niedokończone jest wytyczenie terytorium Tuzłowskich Limanów. Kłusownicy organizują rajdy na terenach chronionych, niszczą tablice informacyjne, atakują przedstawicieli ochrony parku, podpalają cenne tereny, niszczą strefę przybrzeżną.

— Kłusownicy piszą na nas skargi, gdyż są chronieni przez ministerstwo. Piszemy wyjaśnienia. Były przypadki, kiedy urzędnicy dzwonili do kłusowników i tłumaczyli, w jaki sposób należy z nami walczyć.

Kłusownicy blokują prorwy (wąskie kanały — red.), przez które odbywa się wymiana wody między limanami a Morzem Czarnym, i wyłapują ryby. Pracownicy parku własnymi siłami i z pomocą wolontariuszy odblokowują prorwy.

Pazernych na ryby jest coraz więcej:

— Według naszych ocen, około 2000 sieci znajdują się teraz w limanach. Oczywiście, mieszkańcy okolicznych wiosek mają prawo łowić ryby, akceptujemy to. Lecz są również kłusownicy: nielegalnie zajmują kanały i wyłapują większą część ryb. Będziemy to konsekwentnie zwalczać.

PRORWY
Wąskie kanały, przez które odbywa się wymiana wody między limanami grupy tuzłowskiej a Morzem Czarnym.

Coraz częstsze są przypadki, kiedy pracownicy parku przyjeżdżają likwidować nielegalne sieci, lecz są zatrzymywani przez straż graniczną:

— Kłusownicy są związani ze strażą graniczną, tamci „opiekują się” nimi. Przyjechaliśmy, by zdjąć sieci, i straż powinna nam pomóc, bo mamy umowę o współpracy – plan wspólnych działań pomiędzy organizacjami państwowymi. W zamian zaczęli pisać protokół na szefa państwowej służby ochrony parku oraz na inspektora.
Straż powoduje konflikty także z wojskowymi. Kierownictwo parku zgodnie ze statutem opiekuje się Stepem Tarutyńskim. To rezerwat krajobrazowy o lokalnym znaczeniu, który nie ma własnej administracji:

— Kiedy rezerwat nie ma własnego kierownictwa (według prawa tylko parki narodowe mają własną administrację), staje się łakomym kąskiem. Istnieje dokument z 1946 r., że to poligon armii sowieckiej. Natomiast nie ma nowej dokumentacji na temat tej działki. W międzyczasie step zaczęto rujnować, aby otrzymać zyski, przerobić go na tereny rolnicze. Mówią: powinniśmy otrzymać dochody dla wojska, bo armia jest biedna. No to trenujcie tam żołnierzy, nie niszczcie. Bo gdy zostanie zrujnowany, na zawsze stracimy możliwość odnowy stepu. Aktualnie jest 10 000 hektarów niezniszczonego Stepu Tarutyńskiego. Ale możemy go stracić, jeżeli nie będzie politycznej decyzji Ministerstw Obrony i Ekologii.

Sasyk

Sasyk to największy z limanów w zachodnim Nadczarnomorzu.

— Sasyk oznacza śmierdzący. Kiedy był tu liman, odbywał się proces rozkładu związków organicznych, przede wszystkim wodorostów, utworzyło się naturalne bagno. Kiedyś miejscowi kąpali się tutaj, teraz nie znajdziecie nikogo, kto wypoczywałby na brzegu limanu. Bo to jest niebezpieczne, woda już nie jest najlepszej jakości.

W okresie sowieckim przy Sasyku funkcjonowała lecznica z peloidoterapią. Nie mogła zmieścić wszystkich chętnych, ludzie zatrzymywali się w pobliskiej miejscowości Borysiwka.

— Kiedyś ta wieś kwitła dzięki wielkiej ilości kuracjuszy. Leczono tu układ ruchu, schorzenia serca i układu krążenia, choroby żołądka i jelit, problemy ginekologiczne.

Katastrofa ekologiczna dotknęła liman w związku z projektem gospodarki wodnej systemu „Dunaj-Dniestr-Dniepr”. Według niego w 1978 r. zbudowano 14 km betonowej zapory, która odgrodziła Sasyk od morza. Zdaniem Iwana, to wywołało szereg problemów:

— Po zablokowaniu wymiany wody z Morza Czarnego faktycznie przekształcono Sasyk w akwarium, w którym latem odbywa się proces kwitnienia glonów, produkuje się toksyczny gaz. W okresie letnim na tym terenie nie da się mieszkać z powodu wysokiego zagrożenia sanitarno-epidemicznego.

Share this...
Facebook
Twitter
Share this...
Facebook
Twitter
Share this...
Facebook
Twitter

Z powodu zapory we wsiach zniknęła woda w studniach artezyjskich, wyschły dwie rzeki, które nawadniały Sasyk – Sarata i Cogîlnic, wioski zaczęły być regularnie zatapiane.

— Przyczyną tych problemów było autorytarne państwo, ale także grzech pierworodny przekonania człowieka, że jest mądrzejszy od przyrody. Kiedy człowiek jest pewien, że może sterować naturalnymi procesami, to się nazywa pycha. Tragedia Sasyka jest pokazowym przykładem tego, jak nie można żyć i działać na tej ziemi.

Wolontariusze

Zdaniem Iwana Rusiewa pomoc wolontariuszy jest najważniejszym zasobem, dzięki któremu park żyje.
Dzięki entuzjaście z holenderskiego Królewskiego Towarzystwa Ochrony Ptaków w parku pojawiły się lornetki i teleskopy do obserwacji ptaków oraz do wyszukiwania kłusowników.

Wolontariusze pomagają w oczyszczaniu kanałów i urządzaniu wysp dla ptaków. Wyspy są potrzebne do budowy gniazd:

— Mamy bardzo dużo wody – 12 000 hektarów, ale prawie nie mamy wysp. Tylko mierzeje, przez które przechodzą lądowe drapieżniki – lisy, borsuki, szakale, jenoty. Niszczą gniazda i zabijają pisklęta. Kiedy budujemy wyspę, do niej już nie dotrą drapieżniki. Na takich wyspach od razu zamieszkują ptaki, w ten sposób wspomagamy ich rozmnażanie. Aktualnie mamy mały, lecz już zrealizowany program: są 42 gniazda rzadkiego ptaka szablodzioba zwyczajnego z Czerwonej Księgi Ukrainy.

– W następnym roku planujemy stworzyć wyspy dla pelikanów kędzierzawych. Wyspy budujemy z gałęzi winogron, które są dostarczane do miejsca budowy gniazd w strefie przybrzeżnej, stamtąd na małych tratwach są przewożone na płytkowodzie. Już na miejscu nadajemy im odpowiedni kształt:

— Wypełniamy je gałęziami winogron, udeptujemy. Potem, w zależności od tego jaki gatunek ptaków chcemy zaprosić, wyścielamy sianem lub muszelkami, albo trzciną. Takie konstrukcje służą przez długi czas, gdyż woda jest słona, i gałęzie nie gniją. Od dołu tworzy się inna kolonia – na przykład ukwiałów (rodzaj koralowców), narybek chętnie tam mieszka.

Wolontariusze pomagają w budowaniu ekologicznych falochronów, wytyczaniu ścieżek turystycznych, urządzaniu miejsc postoju, ankietowaniu turystów.

EKOLOGICZNE FALOCHRONY
Prostopadłe do brzegu konstrukcje, które osłaniają nabrzeże przed działaniem fal.

Niektórzy nie tylko pracują fizycznie, lecz na poziomie ustawodawczym chronią interesy parku:

— Są wolontariusze z Kijowa, Odessy. Rozmawiają z urzędnikami, robią reportaże, organizują pikiety w razie potrzeby.

— Współpracujemy z wieloma szkołami, z nauczycielami i dziećmi, którzy odwiedzają nasz park lub inne obiekty, oglądają ptaki i rośliny. Stawiamy na te osoby – to przyszłość naszego parku. I większej wspólnoty – całego rejonu.

Jak filmowaliśmy – zachęcamy do obejrzenia naszego wideobloga:

Nad materiałem pracowali

Autor projektu:

Bohdan Łohwynenko

Autorka:

Wiktoria Sawycka

Redaktorka:

Jewhenia Sapożnykowa

Producentka:

Olha Szor

Fotografka:

Polina Zabiżko

Operator:

Pawło Paszko

Operatorka,

Reżyserka montażu:

Maria Terebus

Reżyser,

Reżyser montażu:

Mykoła Nosok

Redaktor zdjęć:

Ołeksandr Chomenko

Transkryptor:

Serhij Huzenkow

Śledź ekspedycję