Trwa już siódmy miesiąc rozpoczętej przez Rosję pełnoskalowej wojny w Ukrainie. Trudno uwierzyć, że od tego dnia (24.02.22) minęło już tyle czasu, że Ukraińcy nieustannie stawiają opór rosyjskim okupantom na wszystkich frontach i że w większym lub mniejszym stopniu, przyzwyczaili się do nowej rzeczywistości. Wiele osób już od pierwszych dni rosyjskiej inwazji rejestrowało wydarzenia oraz swoje samopoczucie za pomocą zdjęć lub nagrań. Takie osobiste kroniki są niezwykle ważne, aby zrozumieć, kim jesteśmy i o co walczymy.
Zespół Ukraїner podzielił się swoimi archiwami oraz wspomnieniami o pierwszym dniu rosyjskiej inwazji na pełną skalę.
Ołeksandr Szarma, operator
Charków
— Tej nocy w ogóle nie spałem. Moi koledzy z Marika (Mariupola – red.) już od 22:00 pisali, że u nich „się zaczęło”. I tak przez całą noc pisaliśmy do siebie nawzajem, a później, o 4:30, gdy pojawiło się przemówienie (Zełeńskiego – red.), wszystko się wyjaśniło. Pamiętam te niekończące się minuty, kiedy wszystko stało się jasne, nic się nie działo…
Ołeksij Karpowycz, fotograf
Kijów
— To był kierunek na Browary, w tamtą stronę leciały rosyjskie samoloty i stamtąd słychać było poranne „naloty” w rejonie boryspolskim. Tak dla nas rozpoczął się poranek, chociaż przespałem sam atak, bo byłem zmęczony i spałem. Ale kolega opowiedział mi, że była nawet fala uderzeniowa. Wyszliśmy, żeby sprawdzić, czy na horyzoncie nie ma płomieni. Oczywiście dopiero teraz wiemy, że gdybyśmy je wtedy zobaczyli, to byłoby już bardzo blisko. Dzięki Bogu, że okupantom nie udało się jednak przebić tego kierunku.
Natałka Ponediłok, redaktorka
Lwów
— Obudziły nas telefony z Kijowa, który był już pod ostrzałem. Wyszliśmy na dwór, aby nabrać wody pitnej z automatu. Na ulicach ludzie stali w kolejkach do bankomatów. Półki w supermarkecie były już prawie puste, trudno było wypłacić pieniądze. Wszyscy byli jednak dla siebie nawzajem życzliwi i delikatni. Dzięki temu trochę się uspokoiliśmy. Na zdjęciu – poszukiwanie oraz sprawdzanie najbliższych schronów w pobliżu domu.
Petro Czekal, fotograf
Charków
— Mama, po wyjściu z szoku, rozmawia z rodziną i przyjaciółmi. Zastanawiają się, co robić dalej, póki co zdecydowali, że pozostaną w Charkowie.
Sofija Soliar, fotografka
Lwów
— Gdy obudziły mnie dźwięki syreny poszłam sprawdzić piwnicę. Otwarto ją po raz pierwszy od czasu gdy tutaj mieszkam.
Liza Litwinenko, reżyserka montażu
Kijów
— 24 lutego przespałam eksplozje w swoim mieście, ponieważ ciężko przechodziłam COVID. Naruszyłam kwarantannę i poszłam do sklepu po taśmę do okien. Zrozumiałam wtedy, że przez najbliższe tygodnie nie będę miała możliwości ewakuacji.
Ołeksandr Chomenko, fotograf
Kijów
— Korek na Prospekcie Peremohy w Kijowie, ludzie masowo próbują wyjechać z miasta.
Ola Hach, autorka
Lwów
— Rankiem 24 lutego było totalne otępienie i niezrozumienie, co robić dalej. W momencie wybuchu wojny miałam 50 hrywien w kieszeni, trzeba było wypłacić pieniądze z karty. Na zdjęciu — kolejka do bankomatu. Stałam w niej około 3 godzin, a pieniędzy i tak nie wypłaciłam. W kolejce miałam wrażenie, że wszyscy ci ludzie myślą tylko o jednym — o wojnie. A gdy z kimś przez sekundę nawiązujesz kontakt wzrokowy, to rozumiesz, że myślisz dokładnie o tym samym, co ta osoba. I tak było ze wszystkimi. Jedna myśl w całej kolejce, mieście, kraju. Raz na jakiś czas ktoś półgłosem czytał wiadomości, a ty, nieświadomie wsłuchujesz się tak, jakby tam było coś najbardziej sakralnego. W tym dniu wszyscy stali się jakby jedną całością i mieli w głowie tę samą, jedną myśl.
Kostiantyn Huzenko, fotograf
Kijów
Moi znajomi zabrali już rzeczy z drugiego mieszkania, żeby zamieszkać razem w większym gronie, a ja ich zaprosiłem, aby trochę rozluźnić atmosferę. Zdjęcie z kawiarni pod moim domem, która cały czas była czynna.
Jurij Stefaniak, fotograf
Kijów
— O godzinie 8 rano na ulicy było bardzo dużo ludzi. Na drodze korek z samochodów, które próbowały wyjechać z miasta, ludzie z walizkami szukali dróg ewakuacyjnych, inni stali w kolejkach do sklepów, a niektórzy po prostu jechali do pracy. Ale największe wrażenie zrobił na mnie spokój tych ludzi. Nie było paniki. Wydawało się, jakby wszyscy wiedzieli, że ten dzień nastanie.
Karina Piliuhina, producentka
Kijów
— 24 lutego rano przyjechał do nas Misza, żeby oddać Ołehowi kamerę. Dużo rozmawialiśmy z przyjaciółmi i krewnymi z różnych miast Ukrainy. Ciągle słychać było eksplozje.
Nadia Melnyczenko, reżyserka montażu
Київ
— Nie obudziły mnie dźwięki wybuchów, tylko setki wiadomości przychodzących z różnych czatów. Kilka godzin nie mogłam się na niczym skupić, potem spakowałam plecak z dokumentami i laptopem. Mama kategorycznie oznajmiła, że nie wyjedzie na zachód. Przestraszyłam się. Popłakałam. O 12 znowu były eksplozje. Napełniłam wszystkie butelki wodą — nawet te szklane po winie i poszłam poszukać karmy dla kota — zabrałam ostatnią z półek w „Silpo” (sieć ukraińskich supermarketów — przyp.red.). Później zapakowałam kota do transportera i siedziałam z nim ubrana i w butach na korytarzu. Kot wrzeszczał (nie cierpi transporterów). Na noc poszłam do rodziców, spaliśmy na zmianę. Następnego dnia wyjechaliśmy.
Łesia Chomjak, koordynatorka wersji hiszpańskiej
Kijów
— Moja koleżanka i przyjaciółka Nadia zadzwoniła do mnie o 5 nad ranem i powiedziała, że wybuchła wojna. Dalej powiedziała, że chce mnie wywieźć z Kijowa i zabrać na wieś na Czerkaszczyznę. W tym momencie, gdy robione było to zdjęcie, dzwoniłam do taty, który przebywał w Łucku. Obudziłam go zdaniem: „Tato, wybuchła wojna”.
Alona Małaszyna, fotografka
Kijów
— Czekaliśmy do wieczoru, mając nadzieję, że coś wyjaśnimy i przeczekamy korki. Walizki mieliśmy spakowane jeszcze wcześniej. O 18:00 wyjechaliśmy na Zakarpacie. Nocowaliśmy przeważnie w suterenie w Winnicy, od czasu do czasu odwiedzaliśmy przyjaciół w mieszkaniu. Dzieci były bardzo dzielne, dopóki najmłodsza nie zobaczyła w piwnicy materaca, rozpłakała się wtedy i powiedziała, że nie chce tutaj mieszkać.
Ilona Badenko, kontent-menadżerka
Nowojaworiwsk
— Nagranie z supermarketu z pustymi regałami, druga połowa dnia.
Maksym Stareprawo, projektant
Kijów
— Jeszcze 23 lutego zamówiłem wypłatę gotówki w banku, a 24 obudziłem się słysząc odgłosy wybuchów. Wyszedłem z domu chociaż nie wiedziałem czy banki pracują. Wszyscy dookoła pakowali się i wyjeżdżali z Kijowa, a ja spokojnym krokiem zmierzałem w kierunku banku, po prostu obserwując tę całą sytuację. W tym właśnie momencie, po mojej ulicy przejechała kolumna sprzętu wojskowego.
Oksana Kuzema, menadżerka sprzedaży
Browary
— Zerwałam się z łóżka około piątej nad ranem, słysząc ogłuszający dźwięk. Zaczęłam przeglądać wiadomości — zero informacji. Pomyślałam: jakby wybuchła wojna, to byłoby to we wszystkich wiadomościach. Nieznany głośny dźwięk rozległ się ponownie. Pamiętam, że sąsiad z góry krzyknął do żony: „Odejdź, k*rwa, od okna!”. Wtedy wbiło mi się w głowę: „wojna”. Zamurowało mnie.
Zeszłam do piwnicy, potem wyszłam na dwór. Około 7 rano wróciłam do mieszkania i słuchając programu „Suspilne”, zapisywałam niekończące się instrukcje dla rodziców. Po jakimś czasie w domu wysiadł prąd. Po głowie chodziło mi tylko, że muszę przedostać się na prawy brzeg, mosty mogą zostać wysadzone. Mój przyjaciel, który miał auto, przyjechał i zabrał mnie ze sobą. Będąc już w schronie na prawym brzegu Kijowa, dowiedziałam się, że Rosja rozpoczęła nalot na Browary.
Natalia Wyszyńska, koordynatorka zespołu ds. zbierania informacji
Kijów
— Ewakuowaliśmy się z Kijowa. Wyjechaliśmy z lewego brzegu taksówką około 11 rano. Zabraliśmy Irynę Makarczuk (producentka Ukraїner. — red.) z jej mężem i pieskiem. Jechaliśmy przez Irpiń, Buczę, Worzel, Borodiankę do naszego gospodarstwa rolnego w obwodzie żytomierskim. Droga zajęła nam prawie cały dzień, ponieważ były ogromne korki. Za Kijowem, żeby uniknąć ataku lotniczego, czy wysadzenia mostów, staraliśmy się wybierać małe wiejskie drogi zamiast głównej trasy.
Staraliśmy się cały czas być w kontakcie z innymi osobami, które w tym samym czasie wyjechały z Kijowa, żeby ostrzegać się przed możliwymi problemami na drodze, albo informować jakie trasy najlepiej wybierać. Nocowaliśmy wszyscy na naszej farmie. Następnego dnia zawieźliśmy Irynkę z mężem do Równego. Jak tylko tam dotarliśmy, zaczął się alarm przeciwlotniczy. Pod akompaniament tych „przepięknych” dźwięków pożegnaliśmy się z Irynką i znowu wyruszyliśmy z dala od miasta, do gospodarstwa, gdzie przez miesiąc zajmowaliśmy się wyłącznie wolontariatem, kompletowaniem Obrony Terytorialnej, uczeniem się udzielania pierwszej pomocy i taktyki prowadzenia wojny partyzanckiej. Jednym słowem, przygotowywaliśmy się na maksa, na wypadek, gdyby okupanci zdecydowali się ruszyć na Kijów czy Żytomierz przez granicę z Białorusią (znajdowała się 80 km od naszej farmy).
Anna Urajewa, SMM wersji anglojęzycznej, redaktorka tłumaczeń
Kijów
— Razem z przyjaciółką wskoczyłyśmy do pociągu. Koleżanka miała kupiony bilet kilka dni wcześniej, żeby wyjechać do domu do rodziców, a ja wsiadłam bez biletu. Wpuścili mnie, potem zapłaciłam konduktorce. Miałam wrażenie, że ten dzień nigdy się nie skończy. Prawie nic nie jadłyśmy. Nie chciało nam się.
Wielu pasażerów wskoczyło do pociągu, nie wiedząc, dokąd jadą. Pytali się konduktorki o trasę, lecz ona tylko wzruszała ramionami. Według planu mieliśmy jechać przez Irpiń albo Hostomel. Wszyscy czytali wiadomości. Pociąg ruszył. Konduktorka po cichu chodziła wzdłuż pojazdu i odpowiadała: „Nie jedziemy już w tym kierunku. Trasa została zmieniona. A państwo dokąd jadą?… Nie, nie, tam też już nie jedziemy. Kiedy będziemy na miejscu? Niestety, jak państwo widzą, nie jestem w stanie niczego obiecać”.
Nie miałam sił na analizowanie swojego stanu psychicznego, nie było czasu na przysłuchiwanie się sobie. Zobaczyłam tego przestraszonego chłopczyka z ogromnymi oczami i zrobiłam mu zdjęcie. Chłopczyk milczał. Patrzył tylko przed siebie. Tak samo jak my nie wiedział, dokąd jedzie. Wysłałam to zdjęcie osobie, którą kocham. Podpisałam: „That’s how I feel right now” (pol. „Tak się teraz czuję”).
Ola Kowalowa, tłumaczka, redaktorka tłumaczeń
Kijów
— To pierwszy dzień, a potem również noc w schronie (z 24 na 25 lutego). W nowych budynkach nie ma schronów, od Wynohradaria do metra jest daleko, dlatego mieszkańcy naszego bloku nocowali albo na krytym parkingu albo w półpiwnicznym pomieszczeniu technicznym z rurami i kablami. Ja z moim chłopakiem nie mieliśmy żadnych karimat, ani materaców, dlatego odkleiliśmy obicie kanapy (właściciel mieszkania, które wynajmowaliśmy, bardzo by się „ucieszył”, gdyby się o tym dowiedział, ale wtedy była to ostatnia rzecz, o której myśleliśmy). Coca-colę mieliśmy zamiast wody, bo w pierwszym dniu łatwiej było ją kupić, — wodę oszczędzaliśmy. Była to niezapomniana noc, gdy cały czas leżałam i patrzyłam się na dużą rurę na suficie, myśląc: „Jeżeli nagle coś „przyleci”, to zaleje mnie gorącą, czy zimną wodą?”
Maksym Sytnikow, autor, producent
Kijów
— Samochody pędzą po przeciwległym pasie w 8 rzędach po trasie żytomierskiej.
Trajan Mustiace, SMM
Lwów
— 24 godziny temu było tutaj pełno ludzi, miejsce tętniło życiem. Kontrasty nowej rzeczywistości. Wieczorny Lwów ogarnęła wtedy cisza i uczucie spustoszenia. Wszyscy byliśmy gotowi do wojny.