Powrót z frontu i nauka życia z protezą

Share this...
Facebook
Twitter

Rusłana Daniłkina jest weteranką, która po doznaniu obrażeń i zaprotezowaniu zajmuje się rehabilitacją żołnierzy, pomaga im przyzwyczaić się do protez i pokazuje na swoim przykładzie, że aktywne i satysfakcjonujące życie nie kończy się z urazem. Od września 2023 roku jest członkiem zespołu Superhumans – centrum protetyki, chirurgii rekonstrukcyjnej i rehabilitacji dla osób, które ucierpiały w wyniku wojny.

Historia Rusłany o pseudonimie „Sima” jest częścią naszego multimedialnego projektu o żołnierzach i adaptujących się do cywilnego życia po zakończeniu służby. Rozmawialiśmy z weteranką o jej historii w Siłach Zbrojnych, doznanych obrażeniach i życiu bez barier.

18-latka wstępuje do ukraińskiej armii

Przed wybuchem pełnoskalowej wojny Rusłana mieszkała w Odesie i pracowała jako kelnerka. O tym, że zaczęła się inwazja, dziewczynę poinformowała jej mama-żołnierka. Rusłana na początku nie uwierzyła:

— Od razu wpisuję w wyszukiwarkę: „Ukraina, 24 lutego”, żeby zobaczyć wiadomości z tego dnia. I faktycznie, widzę, że [zaczęła się] wojna. Mieszkałam wtedy blisko morza. I usłyszałam pierwszy wybuch.

Redakcja Ukraїnera w swoich materiałach stosuje pisownię nazwisk i nazw geograficznych zgodną z zasadami transkrypcji z języka ukraińskiego.

Rusłana została w Odesie przez parę dni, ale potem, za radą mamy, spakowała się i wyjechała na wieś. Była tam tydzień, a potem wróciła do rodzinnego miasta:

— Przyjaciele pisali mi, że robią koktajle Mołotowa. Wrzucali zdjęcia [zrobione w] Odesie. A ja tu, na wsi. Miałam poczucie, jakbym uciekła. Patrzyłam na wiadomości, widziałam te ciągłe „przyloty”. I zrozumiałam, że muszę wrócić. Jak tylko wróciłam, od razu zaczęłam zbierać dokumenty [do mobilizacji]. Zadzwoniłam do mamy, zapytać, czego potrzebuję. Dała mi listę. I zaczęłam to załatwiać.

W ten sposób dwa miesiące po rozpoczęciu pełnoskalowej fazy wojny, 18-letnia Rusłana wstąpiła do Sił Zbrojnych Ukrainy. Przyznaje, że skłonił ją do tego jej charakter:

— Ponieważ od dzieciństwa byłam bardzo bojowa, zdałam sobie sprawę, że muszę to zrobić. Wiedziałam, że nie mam przeszkolenia, nie będę wykonywać jakichś super zadań. Ale rozumiałam, że pomimo tego, jak nienawidzę papierkowej roboty, jestem gotowa siedzieć i pracować z tym, jeśli pomoże to mojemu krajowi.

Zdjęcie: Profil Rusłany Daniłkinej na Instagramie

Żołnierka otrzymała przydział w zaporoskim sztabie, gdzie zbierała i sortowała dokumenty. Później, żeby wykonać zadanie wymagające kontaktu twarzą w twarz, Rusłana zmuszona była jechać na linię frontu.

— Bardzo mocno marzyłam o tym, żeby tam być, bo widziałam, jak każdego dnia pakuje się samochód ludzi, wkładają kamizelki kulootporne, hełmy i jadą tam. Potem wracają wieczorem. To jest zawsze taka łączność między tyłem a głównym punktem obserwacyjno-dowodzeniowym na pierwszej linii. I kilka razy prosiłam, żeby mnie zabrali ze sobą, ale dorośli mężczyźni mówili mi: „Mała, nie wymyślaj – siedź i pracuj”.

Punkt obserwacyjno-dowodzeniowy
Miejsce przeznaczone do prowadzenia rozpoznania przeciwnika i terenu, dowodzenia podległymi siłami rozpoznania, wsparcia działań artylerii, obserwacji działań pododdziałów i utrzymywania współpracy między nimi.

Zdjęcie: Profil Rusłany Daniłkinej na Instagramie

Ale kiedy dotarła w końcu na pierwszą linię (15 km od wroga), zrozumiala, że chce pracować właśnie tam, a nie na tyłach:

— Wchodzę do sztabu i to było jak w filmie. Widzę olbrzymi stół, na którym leży mapa, nad nią wisi pojedyncza żarówka, tu pracuje radiostacja, tam biegają oficerowie, stoją nad tym stołem, podejmują decyzje o tym, jak i dokąd się ruszać. Po prostu weszłam i nie mogłam nawet ruszyć się dalej, zamarłam.

Powróciwszy do Zaporoża, Rusłana zdecydowała, że będzie robić wszystko, aby dostać się na pierwszą linię. Do tego potrzebna była zgoda dowódcy, którą wielokrotnie próbowała uzyskać:

— Mówię [dowódcy]: „Proszę, ja będę robić wszystko, co trzeba. Jeżeli będzie to konieczne, nie będę spać całą noc, będę pełnić dyżury”. A on mi na to: „Wykonaj pracę i przyjdź”. Dał mi zadanie, a ja wykonałam je w trzy dni.

W końcu dowódca dał się przekonać – Rusłana natychmiast spakowała swoje rzeczy, przekazała wykonywane obowiązki i przeniosła się na pierwszą linię. Opowiada, że od razu rozłożyła swoje łóżko polowe i siadła do radiostacji.

— Przesiedziałam dwie doby z ludźmi, którzy tam pracowali. Wszystkiego słuchałam, starałam się zapamiętać. A trzecia noc była moją własną nocą. Siedziałam sama, obok mnie siedział oficer, z którym razem odbywaliśmy nocną zmianę. Czułam się bardzo nieswojo, bo rozumiałam odpowiedzialność, bo miałam łączność z ostatnią pozycją przed wrogiem. I jeśli coś się wydarzy, albo będzie jakiś moment przekazywania informacji, będę musiała to bardzo szybko zapisać i przekazać tę informację, przyjąć i przekazać z powrotem. I bardzo się tym martwiłam.

Zdjęcie: Profil Rusłany Daniłkinej na Instagramie.

Jednak z każdym dniem Rusłana coraz bardziej przyzwyczajała się do pracy w roli operatorki łączności. Utrzymywała łączność pomiędzy linią kontaktu z wrogiem oraz innymi pododdziałami, przekazywała informacje o ostrzałach, wystrzeleniu rakiet, pracy artylerii, wzywała medyków do ewakuacji. Musiała wyłapać absolutnie wszystko: każdy dźwięk, ruch sprzętu, ile wystrzelono pocisków, jaka jest ilość rannych lub zabitych. Rusłana uważa to za najtrudniejszą część pracy. Bywały przypadki, kiedy ranni umierali, zanim operatorka zdążyła wezwać medyków. Albo zdarzało się tak, że w nocy odnotowywała wystrzelenie wrogich rakiet, a rano czytała wiadomości o ofiarach i rannych.

— Rozumiałam, że nie ma wyboru, bo wszyscy musimy się trzymać. Nie możesz tego wszystkiego rzucić i sobie pójść. Musisz tu być i wykonywać swoją robotę. Ja przynajmniej obiecałam to swojemu dowódcy. Powiedziałam, że dam radę, że będę robić wszystko. I nie miałam prawa popełnić błędu ani się poddać.

Rusłana wspomina, że z czasem ostrzały stały się częścią codzienności. Kiedy w nocy budziły ją dźwięki Gradów, to zasypiała dalej z myślą, że to nie przeciwlotniczy zestaw rakietowy S-300, a więc niebezpieczeństwo nie jest takie duże. Pomimo tego, że żołnierka mogła wrócić na tyły, dobrowolnie wybrała pozostanie na pozycji. Bo, jak mówi Rusłana, miała poczucie odpowiedzialności wobec swojego dowódcy i towarzyszy broni.

Latem 2022 roku sytuacja na froncie stała się bardziej napięta: więcej wrogich samolotów, ostrzałów artyleryjskich, szturmów piechoty. Operatorka wspomina, że miała wtedy więcej pracy. Chociaż Rusłana mogła wziąć urlop, aby zregenerować siły, to nie chciała opuszczać zespołu:

— Jeśli wyjadę, będą mieli więcej zadań, więcej pracy, a wszyscy są zmęczeni, wszystkim jest ciężko. Dlaczego mam teraz to zostawić?

Oprócz poczucia odpowiedzialności, wytrzymać napięty reżim pracy pomagało jej wsparcie i troska krewnych. Motywowała ją również bratanica:

— Brat wysłał mi zdjęcia mojej nowonarodzonej bratanicy. A ja po prostu zaczęłam na cały sztab krzyczeć: „Zostałam ciotką!”. I to było bardzo miłe. Zaczęłam dzielić się swoimi wrażeniami, a tu zaczyna się ostrzał. Odłożyłam telefon i przystąpiłam do pracy.

W wojsku Rusłana nie odczuwała tego, by jej nie doceniali. Wręcz przeciwnie, dowódca liczył na nią, a z towarzyszami i towarzyszkami broni szybko udało się znaleźć wspólny język:

— Odnosili się do mnie jak do żołnierza. Niekiedy traktowali jak dziewczynę, ale to było miłe. Mogliśmy usiąść w nocy, otworzyć konserwy i jeść. I wszyscy razem z dorosłymi mężczyznami dzielić się doświadczeniem, rozmawiać o tym, co nas czeka w cywilu po powrocie. Takie rozmowy jednoczą, nie tworzą różnic pomiędzy ludźmi.

Jak ukraińska żołnierka została ranna

Rusłana opowiada, że po dziesięciu miesiącach pracy na kierunku zaporoskim została przeniesiona do już wtedy deokupowanego Chersonia. Wcześniej jej punkt obserwacyjno-dowodzeniowy znajdował się w otwartym terenie, gdzie łatwo było odróżnić strzały ze strony ukraińskiej od ostrzałów wroga, a w mieście zrobiło się to trudniejsze. Rusłana wspomina, że w Chersoniu z jego wielopiętrowymi budynkami, „przyloty” słychać inaczej, trudniej było się zorientować, w jakiej odległości miały miejsce.

To właśnie na kierunku chersońskim Rusłana doznała obrażeń, w wyniku których straciła nogę. To wtedy załoga dostała się pod ostrzał wroga. Ze względu na bezpośrednie trafienie w kolano żołnierka od razu zrozumiała, że lewą nogę trzeba będzie amputować, ale wciąż starała się przekonać samą siebie, że kończynę uda się uratować. W tamtym momencie, jak wspomina Rusłana, czuła niesamowity ból. Ale miała szczęście, że medycy bojowi z innej brygady przejeżdżali akurat obok i udało się im na czas zareagować. Dziewczyna została zawieziona do chersońskiego szpitala, gdzie amputowano jej lewą nogę.

Zdjęcie: profil Rusłany Daniłkinej na Instragramie

Rusłana odzyskała przytomność w drodze do Mikołajowa. Wspomina, że od razu dotknęła miejsca, gdzie powinna być noga, ale zrozumiała, że jej nie ma i rozpłakała się. Później zaczął się okres, który nazywa „pobytem w piekle”, gdyż jakikolwiek ruch przynosił ból:

— Trzeciego dnia byłam już tak zmęczona płaczem. […] Kiedy w ciągu dnia trzeba było coś robić (przemieścić się, zjeść, iść do toalety), te ruchy sprawiały istne męki.

Rusłana próbowała nie płakać, żeby złagodzić cierpienie krewnych, którzy cały czas byli przy niej. Mówi, że bolesne było patrzenie na to, jak bardzo się o nią martwią:

— I wtedy obiecałam sobie, że będę się starać robić to mniej [płakać — przyp. red.]. Poza tym mój dowódca miał do mnie przyjechać. Nie mogłam mu pokazać, że jest mi ciężko. Pewnie bardziej martwiłam się o dowódcę, niż o rodziców, ponieważ mu obiecałam. A moi rodzice wiedzą, czym jest wojna, bo sami służyli w ATO [ukr. Антитерористична операція – operacja antyterrorystyczna na wschodzie Ukrainy — przyp. tłum.] i w innych miejscach.

Rusłana wspomina, jak komendant Buk przyjechał do Mikołajowa, żeby ją odwiedzić:

— Jestem już na wózku inwalidzkim, podjeżdżam do niego: „Buk, wszystko dobrze, teraz kilka miesięcy, proteza” — mówię. „Wracam na służbę, będziemy pracować dalej”.

Zdjęcie: profil Rusłany Daniłkinej na Instagramie

Rekonwalescencja wojskowej po utracie nogi

Obecnie weteranka czuje się komfortowo z tym, żeby mówić o obrażeniach, bo w ten sposób może inspirować i edukować. Rusłana uważa, że to jest jej zadanie, gdyż taki jest sposób postrzegania przez wojskowych – życie trwa dalej. Choć wcześniej sama myślała, że bardzo trudno będzie pogodzić się z utratą nogi:

— Każdy myśli, że lepiej zginąć, niż żyć z niepełnosprawnością. Zapytajcie każdego żołnierza, który sam świadomie tam [tj. na front — przyp. red.] poszedł. Każdy człowiek jest bardziej gotowy na to, by nie wrócić, niż wrócić z niepełnosprawnością. I ja jechałam tam z takim poczuciem.

Chociaż odniesione obrażenia zmieniły jej życie, Rusłana nie żałuje decyzji o wstąpieniu do wojska:

— Wypłakałam wiele, bardzo wiele łez. Płakałam całymi dniami, bez przerwy. Było mi bardzo trudno, nie chciałam żyć, nie chciałam zaakceptować tego, że moje życie teraz będzie takie. Powtarzałam: „Zostawcie mnie, odczepcie się, to wszystko. Nie chcę ani jeść, ani spać”. Ale ani razu nie płakałam z powodu tego,
że „niepotrzebnie tam [do SZU] poszłam”. Ani razu.

Rusłana opowiada, że wojna i służba w wojsku zmusiły ja do przewartościowania swojej postawy życiowej. Chodzi o codzienne chwile, takie jak możliwość pójścia na spacer i wypicia kawy, jak i o istotne zmiany w światopoglądzie:

— Kiedy zostajesz ranna, tracisz jakąś część ciała, rozumiesz, jak przyjemnie było zwyczajnie móc się przejść. Kiedy zakładasz protezę i zaczynasz robić to, czego nie mogłaś robić zaledwie tydzień wcześniej, ponownie musisz to wszystko przemyśleć.

Zgodnie ze słowami Rusłany, podczas rehabilitacji, oprócz fizycznego bólu czy bólu fantomowego nogi, pojawiają się też trudności psychologiczne. Osoba po amputacji kończyny musi wykształcić nową świadomość swojego ciała i je zaakceptować. Rusłanie pomagał w tym brat. Do szpitalnej sali przywiózł lustro, żeby siostra mogła patrzeć w nie i przyzwyczajać się do nowego wyglądu, a także każdego dnia wyciągał ją na spacery i na obiad do kawiarni, zaproponował też kupienie nowych, cywilnych ubrań:

— Bardzo trudno było dla mnie po raz pierwszy wyjść na ulicę w zwyczajnych ubraniach. Zdałam sobie sprawę, że jak założę zwyczajne rzeczy, będę wyglądać po prostu jak dziewczyna bez nogi. A kiedy stoisz w regulaminowym mundurze SZU, wyglądasz jak żołnierz, który stracił nogę [walcząc] za coś. I to może niczego nie zmienia, ale w głowie osoby, która została ranna, odgrywa to wielką rolę.

W odeskim szpitalu Rusłany nie opuszczała świadomość, że życie nie będzie już takie jak wcześniej. Podczas rehabilitacji pomagała jej praca z psycholożką. Weteranka jest jej wdzięczna za to, że teraz jest w stanie powrócić do teraźniejszości, zamiast skupiać się na przeszłości, myśląc o swoim dniu i tym, co zrobiła. Próbuje także skupiać się na otaczających ją dobrych ludziach. Chociaż hejterów nie brakuje, zwłaszcza w mediach społecznościowych. Jednak Rusłana jest pewna, że tylko ona decyduje o tym, jak ma żyć:

— Byłam bardzo zależna od opinii innych ludzi. Łącznie z tym, co mam ubrać, jak na mnie będą patrzeć, jeśli teraz zacznę robić to czy tamto, czy ktoś mnie nie osądzi. […] Pomyślałam: „A może jest mi to wszystko obojętne. Może, po prostu mogę dać sobie samej spokój i robić to, co chcę, to, co lubię”.

Tak Rusłana zdecydowała się prowadzić konto w mediach społecznościowych, na którym dzieliła się przebiegiem rehabilitacji. Spotkało się to z pozytywnym odzewem, którego się nie spodziewała. Wspomina, że czasami wiadomości od obserwujących pomagały jej radzić sobie z bólem lepiej niż środki przeciwbólowe.

W ten sposób z czasem udało się Rusłanie zaakceptować siebie w nowym stanie:

— Tak naprawdę pokochałam siebie oraz swoje życie dopiero po doznaniu obrażeń. Wcześniej nie podobało się mi ani moje ciało, ani moje życie, ani to, jaka byłam. Dopiero na służbie zaczęłam doświadczać czegoś przyjemnego. A kiedy straciłam nogę, kuśtykałam do lustra, patrzyłam na siebie i zrozumiałam, że jestem właśnie taka. I może właśnie taką miałam być.

Rusłana jest przekonana, że nikt oprócz niej samej nie może zmusić osoby po urazie do zrobienia czegokolwiek. Rehabilitanci mogą jej przekazać podstawową wiedzę i wyjaśnić, w jaki sposób korzystać z protezy. Ale to, jak osoba się przystosuje, zależy tylko od niej:

— Musisz zrozumieć, czego dla siebie chcesz. […] Jestem albo ofiarą, albo po prostu zaczynam żyć [na nowo]. Mogę albo zamknąć się w czterech ścianach, albo robić to, o czym marzyłam. […] Każdy, kto dopiero zaczyna swoją drogę, musi sam zrozumieć, kim jest na tym świecie, jaką rolę wybiera dla siebie. I czego dla siebie chce. Jeżeli człowiek prawdziwie chce żyć, to będzie żyć.

Praca weteranki w centrum Superhumans

Rusłana przeszła pięć operacji. Po szpitalu w Odesie była w sanatorium. A potem Olha Rudniewa, kierowniczka Superhumans, zaprosiła ją na otwarcie ich centrum rehabilitacyjnego:

— [Olha] mówi: „Nie masz się u nas teraz protezować. Po prostu cię oprowadzimy, pokażemy, co i jak”. Przyjechałam i od razu zrozumiałam, że muszę tu być. Naprawdę nie chciałam jechać za granicę. Bardzo chciałam protezować się w domu.

Superhumans to ogólnoukraińskie centrum protetyki, chirurgii rekonstrukcyjnej, rehabilitacji i wsparcia psychologicznego dla dorosłych i dzieci, którzy ucierpieli na skutek wojny. Pierwszy oddział został otwarty w 2023 roku w pobliżu Lwowa. Tworzą tam protezy, bezpłatnie protezują i rehabilitują pacjentów.

Po odwiedzeniu centrum Rusłana zdecydowała zaprotezować się w Superhumans. Już po trzech dniach stanęła na protezie. Miała jasny plan tego, jak ma wyglądać jej rekonwalescencja, dlatego była zmotywowana i odnosiła sukcesy:

— Od razu [po protezowaniu] zaczęłam chodzić. Nie były to poprawne kroki, ale były. Powiedzieli mi, że będę potrzebowała pół roku na to, żeby w ogóle zrozumieć, jak chodzić i poruszać się, ale piątego dnia pojechałam do Odesy i pewnie szłam o jednej kuli, z idealnie prostym krokiem, idealną równowagą, przeniesieniem wagi na protezę. I z pewnością siebie.

Proces ten nie był jednak prosty. Bywało tak, że proteza obcierała do krwi, ale Rusłana mimo wszystko ubierała ją i próbowała przyzwyczaić się, by jak najlepiej się zaadaptować:

— Chodzę już rok i wciąż się uczę. Omijam wszystkie przeszkody, umiem biegać, wchodzić i schodzić po schodach. Ale na tym nie poprzestaję. Dlatego, że chcę doprowadzić wszystko do idealnego stanu. Tak, żeby w ogóle nie można było zauważyć, że mam protezę. Nie dlatego, że chcę się schować, a dlatego, że wiem, że potrafię.

Dzięki szybkiej rehabilitacji Rusłana zaczęła pomagać innym pacjentom Superhumans – udzielała rad, dzieliła się swoim doświadczeniem. Dlatego jeden z rehabilitantów centrum zaproponował jej przyłączenie się do ich zespołu. Teraz Rusłana pracuje w dziale rehabilitacji rekreacyjnej (doradza rannym, pokazuje im, jak pracować z protezą i przystosować się do życia):

— Chcę, aby dana osoba od razu wiedziała, co ją czeka. Jestem osobą, która nie zakłada pacjentowi różowych okularów. Mówię, że będzie bolało, będzie ciężko, będziesz się bardzo męczyć. Momentami będziesz złościć się na protezę i nie będziesz chcieć jej ubierać, bo będzie to trudne. Ale masz to robić jak najczęściej, jak najwięcej. Potem będzie już łatwiej.

Rusłana tęskni za wojskiem, swoimi towarzyszami i towarzyszkami broni, ale czuje, że jest teraz na swoim miejscu. Może przynieść więcej pożytku, pomagając innym żołnierzom i cywilom w rekonwalescencji po odniesionych obrażeniach. Świadomość pełnionej roli pozwala Rusłanie się nie poddawać:

— Być częścią Superhumans to być częścią superżycia, supermotywacji. To jest niesamowite i wspaniałe!

Dzięki rehabilitacji rekreacyjnej w Superhumans pomaga się pacjentom wracać do zdrowia za pomocją zajęć, które ich interesują. W centrum często pytają pacjentów o to, czego zawsze chcieli spróbować, zanim doznali obrażeń. Tak więc Rusłana chodzi razem z osobami na ściankę wspinaczkową i golfa. Opowiada, że na początku z zespołem przywożą pacjentów bez protez do sal treningowych , żeby zrozumieli, jak trudno jest się poruszać, a następnym razem przyjeżdżają już zaprotezowani:

— Pokazuję, jak korzystać z protezy, a pacjent zyskuje poczucie, że może się na niej oprzeć, że może stanąć na nodze, podnieść się z pomocą nogi i podciągnąć, a następnie z powrotem dostawić protezę i oprzeć się na niej. Wtedy można poczuć, że to nie tylko żelastwo, ale coś, co pomaga funkcjonować w życiu, na co można liczyć, coś, co nas podtrzymuje.

Jedną z metod stosowanych w centrum jest edukacja „równy z równym” [peer-to-peer], kiedy weterani po amputacji na własnym przykładzie pokazują, jak żyć z protezą i przyzwyczaić się do niej. Rusłana tłumaczy, że ważne jest, aby człowiek nauczył się ufać protezie, opierać się na niej i obciążać ją tak samo, jak swoją własną kończynę:

— Dlatego, że w rehabilitacji nie chodzi o naukę chodzenia na protezie. Rehabilitacja polega na uczeniu, jak żyć z protezą i uczeniu osoby, żeby zrozumiała, że jest teraz o wiele cenniejsza, niż kiedyś.

Weteranka mówi, że jak tylko przychodzi do pracy, od razu się uśmiecha, gdy otaczają ją pacjenci. Rozumie, że motywują siebie nawzajem do tego, żeby iść naprzód:

— Ta motywacja, ta siła, którą możesz poczuć w powietrzu, kiedy znajdujesz się przy nich, to jest coś szalonego i niesamowitego. Nigdy nie czułam czegoś takiego nigdzie indziej. Ich rozmowy, żarty, wzajemne wsparcie są niesamowite. To bardzo motywujące i fascynujące. A kiedy kończą ci się siły, patrzysz na nich i myślisz: „Tak, trzeba się trzymać”. A oni tak samo patrzą na mnie.

Rusłana mówi, że żołnierze z amputowanymi kończynami też zauważają, jak patrzą na nich przechodnie. Dlatego jeśli ktoś chce podziękować, wystarczy uśmiechnąć się i nie odwracać wzroku. Rusłana podaje przykład z własnego życia, kiedy kobieta zapytała, czy potrzebuje pomocy:

— Po pierwsze, przeprosiła, że zawraca mi głowę, po drugie, zapytała prawidłowo: „Czy może mi w czymś pomóc i czy mi ta pomoc jest potrzebna?”. A nie tak: „Pomogę pani”. […] I skomplentowała mnie, powiedziała, że bardzo ładnie wyglądam. […] Zapamiętałam to. Wyszliśmy już [ze sklepu], objęła mnie, trochę porozmawiałyśmy. Pamiętam ją, pamiętam ten moment.

Weteranka uważa, że ludzie powinni być wdzięczni swoim obrońcom. Ale tego nie da się nauczyć – to można tylko czuć. Rusłana dodaje, że jej zdaniem, to właśnie od ludzi zaczyna się inkluzywność:

— Ludzie mają po prostu pozostać ludźmi. Bo zrobimy rampy, ale nie nauczymy ludzi [myśleć w inny sposób] dopóki oni sami nie będą tego chcieli. Tak jak osoba po amputacji nie zacznie żyć samodzielnie, dopóki sama tego nie zechce.

Nad materiałem pracowali

Założyciel Ukrainera:

Bohdan Łohwynenko

Producentka,

Producentka terenowa,

Kierowczyni:

Liza Cymbalist

Menedżerka ds. dotacji:

Iryna Szwec

Autorka:

Sofia Panasiuk

Redaktorka:

Jana Mazepa

Redaktorka naczelna:

Natalia Ponediłok

Transkryptor:

Oleksandr Kucharczuk

Koordynatorka transkrypcji,

Koordynatorka przygotowania napisów wersji ukraińskojęzycznej,

Transkryptorka:

Oleksandra Titarowa

Fotografka:

Alona Małaszyna

Redaktor zdjęć,

Koordynator fotografów:

Jurij Stefaniak

Menadżerka treści:

Olha Szełenko

Projektant graficzny:

Natalia Sandryhoś

Projektant graficzny,

Koordynatorka działu designu:

Ołeksandra Onoprijenko

Youtube menadżer:

Andrij Salij

Reżyser,

Koordynator reżyserów montażu,

Reżyser montażu:

Mykoła Nosok

Wsparcie techniczne,

Operator:

Ołeksij Petrow

Operator:

Jewhen Borysenko

Wołodymyr Czeppel

Orest Ilczyszyn

Operatorka:

Ołeksandra Łunina

Anna Łozińska-Korman

Koordynatorka operatorów,

Operatorka:

Olha Oborina

Oprawa muzyczna:

Marharyta Kuliczowa

Reżyser dźwięku:

Tarun Madupu

Korektorka kolorów:

Ksenija Bannikowa

Studio nagrań dźwiękowych:

Sound Force Studio

Producent terenowy:

Ołeksij Oljar

Kierowca:

Andrij Honczarow

Koordynatorka działu tekstów:

Łesia Bohdan

Koordynatorka działu produkcji:

Maryna Myciuk

Koordynatorka scenarzystów:

Karyna Piluhina

Kopirajterka:

Sofia Kotowycz

Główna copywriterka:

Władysława Iwczenko

Koordynatorka menedżerów treści:

Kateryna Juzefyk

Koordynatorka sieci społecznościowych:

Anastasija Hnatiuk

Menedżer ds. partnerów biznesowych:

Serhij Bojko

Menedżerka operacyjna:

Ludmyła Kuczer

Specjalista ds. finansów:

Serhij Danyliuk

Specjalistka ds. finansowych:

Kateryna Danyliuk

Rusłana Hłuszko

Księgowość:

Liudmyła Misiukewycz

Rusłana Pidłużna

Prawnik:

Ołeksandr Liutyj

Archiwistka:

Anastasija Sawczuk

Tłumacz:

Michał Szczepaniak

Redaktorka tłumaczenia:

Berenika Balcer

Redaktorka naczelna Ukrainer po polsku:

Julia Ivanochko

Koordynatorka Ukraїner International:

Julia Kozyriacka

Redaktorka naczelna Ukraїner International:

Anastasija Maruszewska

Śledź ekspedycję