Blizny utraconego człowieczeństwa. Projekt fotograficzny o wyzwolonych spod okupacji miastach

Share this...
Facebook
Twitter

Mimo że wielka wojna z Federacją Rosyjską była spodziewana, jednak 24 lutego wielu zastała znienacka. Podstępnie poruszając się z terytorium Białorusi okupanci szybko przedostali się do Ukrainy od północy i zajęli część Kijowskiego Polesia, Siewerszczyzny i Północnej Słobożańszczyzny.

Dzięki Siłom Zbrojnym Ukrainy i odwadze miejscowych partyzantów na przełomie marca i kwietnia okupanci wykonali „gest dobrej woli” i opuścili te tereny. Zaczęła się odbudowa regionów: rozminowywanie, odgruzowywanie, dostarczane pomocy humanitarnej dla poszkodowanych mieszkańców itd. Dziennikarze, dokumentaliści i fotografowie również uzyskali możliwość odwiedzania wyzwolonych miejscowości w celu dokumentowania zbrodni armii rosyjskiej, wspomnień świadków i ogólnych prób analizy nowej rzeczywistości.

Fotografka Jełyzaweta Bukrejewa.

Jełyzaweta Bukrejewa – kijowska fotografka, która od kwietnia 2022 roku realizuje projekt „Blizny utraconego człowieczeństwa”. Jest to seria fotografii o życiu wyzwolonych spod okupacji miast na północy Ukrainy: detale zwykłej, a jednak nowej rutyny, którą zniszczyli rosjanie, zdewastowane podwórka i place zabaw, ludzie, którzy dochodzą do siebie po zderzeniu się z rosyjską agresją. Ze słów autorki jej zdjęcia opowiadają o tym, jak zmieniają się ludzkie twarze, krajobrazy i zwykłe rzeczy: „Jest to przeciwstawienie: przyroda rozkwita, ludzie wracają, a «blizny» w mieście takie jak na przykład pocisk, który utkwił w pniu drzewa, zostają.”

Publikujemy zdjęcia Jełyzawety, które zostały wykonane na początku inwazji oraz jej przemyślenia na temat wojny, fotografii i ludzi.

Żyję fotografią, traktuję ją jak język. Zdjęcie opowiada historię nie tylko wizualnie, ale również na poziomie uczuć, bo ludzie oglądają detale i przepełniają ich emocje. Jestem introwertyczką, dlatego przy pomocy języka zdjęć można łatwiej mnie zrozumieć.

5:00 nad ranem 24 lutego, kiedy rodzina Jełyzawety obudziła się od dźwięków wybuchów.

Jest mi ciężko wracać do zdjęć. Nie tak dawno znalazłam swój dziennik wojny – to zdjęcia z pierwszego miesiąca (inwazji. – red.). Dodawałam tę serię na stronę i wybierałam zdjęcia na wernisaż. Ciężko się to ogląda, mimo że nie mam aż tak traumatycznych doświadczeń wojny. Wszyscy moi bliscy żyją, nikt nie ucierpiał, wszyscy przebywali w Kijowie. Ale pamiętam siebie w tym momencie – te wszystkie zmartwienia, mojego młodszego brata, który bardzo się bał i przejmował w pierwszych tygodniach. Teraz żeśmy się dostosowali do nowej rzeczywistości, wtedy było całkowite zagubienie. Wszystko, co wiedziałeś i do czego próbowałeś się przygotować poszło nie tak, jak powinno.

Selfie Jełyzawety kiedy pierwszy raz wróciła do domu po rozpoczęciu pełnokoskalowej wojny.

Brat Jełyzawety śpi na podłodze pierwszej nocy rosyjskiej inwazji.

Na początku pełnoskalowej inwazji u ludzi pojawił się strach, że każde zbędne zdjęcie może stać się przyczyną kolejnego ataku rakietowego. Wcześniej ktoś ciągle się o to ze mną wykłócał. Trzeba było tłumaczyć ludziom, co fotografuję i po co to robię, że nie chce im zrobić żadnej krzywdy. Uważam, że fotografowie powinni tak robić, żeby zmieniać nastawienie.

Przyczyny ataków rakietowych
Wiadomo, że okupanci czerpali większość informacji dla korygowania ostrzałów z otwartych źródeł, dlatego lokalne władze i wojskowi nieustannie prosili cywilów o powstrzymanie się od publikacji zdjęć i wideo z poszkodowanych atakiem miejsc wcześniej, niż to zrobią źródła oficjalne.

Plac zabaw w Buczy.

Rakieta artyleryjska utkwiła w pniu drzewa. Polesie Kijowskie.

Na przykład w jednym z miast kobieta się mnie pyta: „Co tam fotografujesz, nasze cierpienie?”. Wtedy wyjaśniłam, że wojna jeszcze się nie skończyła, wkrótce zima, a oni nie mają mieszkań i jeśli to wszystko zostanie udokumentowane, to inni ludzie będą mogli to zobaczyć, zareagować, pomóc. Ona od razu złagodniała: „Siadaj, dziecko”. Trzeba tłumaczyć, warto o tym mówić.

Bardzo dużo fotografuję na ulicach i teraz ludzie lepiej reagują na fotografów, bo już wiedzą, że mamy wpływ i możemy przyciągnąć uwagę do ich wspólnoty, przebić się do władz lub organizacji, które im pomogą.

Ołena wiezie nowe okna do swojego częściowo zrujnowanego budynku.

Myślę, że rola fotografa w czasie wojny jest niezmiernie ważna. Jeśli masz coś do powiedzenia – zrób to, nawet jeśli nie jesteś profesjonalistą. Istnieją przypadki, gdy nagrodę Pulitzera zdobywali ludzie nie mający żadnego profesjonalnego zdjęcia – po prostu znaleźli się we właściwym czasie we właściwym miejscu. Więc jeśli masz coś do sfilmowania – czy to skutki nalotów czy zbrodnie wojenne, cokolwiek – dokumentuj, bo to ważne. Dzięki fotografii można udowodnić ogromną ilość zbrodni okupantów.

Nagroda Pulitzera
Prestiżowa amerykańska nagroda w dziedzinie literatury, dziennikarstwa, muzyki i teatru, która została ufundowana przez wydawcę Josepha Pulitzera. Jest wręczana co roku od 1917 r.

Fotografia pozwala udowodnić ogromną ilość zbrodni okupantów. Kiedy rosjanie obwiniali nas o to, że Bucza została upozorowana, to właśnie zdjęcia satelitarne bardzo szybko udowodniły wiarygodność zdjęć stamtąd. Nie ważne ile pieniędzy władze rosyjskie wpakują w promowanie swojego przekazu, czy jak głośno krzyczą, że to fejk – żadna propaganda nie jest w stanie zatrzeć lub zniszczyć prawdy. Zestawienie zwykłych zdjęć i obrazów satelitarnych, które są nie do podrobienia, dla świata pracuje bezbłędnie, z takimi dowodami nie da się wypaczyć rzeczywistości.

Bucza
Miasteczko pod Kijowem, które w czasie okupacji stało się jednym z symboli zbrodni wojennych wobec cywili. Odkryto tu pierwsze groby masowe Ukraińców, którzy byli poddawani torturom.

Pewnego razu kiedy sprawdzałam lampę błyskową w aparacie ona niespodziewanie błysnęła. Pewien chłopczyk bardzo się przestraszył. Stał dość daleko, ale błysk był naprawdę mocny. Przeprosiłam, powiedziałam, że to tylko zdjęcie. Było bardzo niezręcznie, biedne dziecko. Dzieci na takie flesze reagują źle, dlatego ja ich nawet nie pytam, po prostu fotografuję bez lampy. A dorosłych się zawsze pytam, zazwyczaj wyrażają zgodę. Mówią, że już niczego się nie boją.

Wałentyna. Rosjanie przetrzymywali ją i jeszcze około 300 mieszkańców wsi przez prawie miesiąc w niedużej piwnicy. Wiele osób spało na stojąco przytulając się do ściany.

Artem i Fadej w zdewastowanej cerkwi. Łukasziwka, Siewerszczyzna.

Chłopczyk wymachuje ukraińską flagą na zorganizowanym przez dzieci punkcie kontrolnym. Zatrzymują samochody, zadają „pytania kontrolne” i wręczają cukierka. Słoboda, Siewerszczyzna.

Teraz wszyscy chcą oglądać zdjęcia z frontu na wschodzie i południu, bo to przykuwa więcej uwagi, a tu (na wyzwolonych terenach Siewerszczyzny i Polesia – red.) mało kto fotografuje. Ale ludzie żyją ze skutkami okupacji do dziś. Wszyscy, jak jeden mąż, twierdzą, że ponad wszystko boją się powtórki inwazji z terytorium Białorusi, śledzą wiadomości… Fotografowie, którzy jeździli do Charkowa i na południe kraju mówią, że zniszczone miasta wizualnie wszędzie wyglądają tak samo. Ja się z tym nie bardzo zgadzam, gdyż uważam, że za każdą ruiną stoi osobna ludzka historia. Nie wolno ich porównywać.

Bohdan, mieszkaniec Buczy.

W serii „Blizny utraconego człowieczeństwa” najbardziej dotykają mnie portrety. Kiedy przyjeżdżasz do miasta, które było okupowane, czujesz smród — cały ten gnój, osmolony metal, kurz, piach. Ale ludzie tam są bardzo otwarci, wszyscy się witają. Chcą porozmawiać na każdy temat: skąd jesteśmy, co przeżyliśmy, po ile jest mleko w Kijowie. Widziałam tych ludzi nie raz, przyjeżdżaliśmy i wiedzieliśmy, kto potrzebuje karmy dla zwierząt, kto wiader, kto siekiery. Więc te wszystkie portrety mocno wryły mi się w pamięć.

Natalia urodziła się na Białorusi, ale kupiła dom w Ukrainie. Przeżyła okupację rosyjską.

Switłana obok swojego bloku. Jej mieszkanie znajdowało się na piątym piętrze, właśnie tam trafiła rosyjska rakieta. Horenka, Polesie.

Dmytro. Borodianka, Polesie Kijowskie.

Zniszczone bloki wizualnie przerażają. Pamiętam chyba każdy z nich. Zazwyczaj są jakby przecięte, można zobaczyć, jakie są tam mieszkania, jak żyli ludzie. Pewnego razu w Borodiance spotkałam kobietę, która została sama w budynku, gdzie nie ocalał żaden segment. Akurat wychodziła wytrzepać dywan i mówi: „Dwa dni temu czyściłam, i znowu kurz, trzeba wyczyścić…”. Ona nie ma okien, wody w kranie, gazu. Nie ma nic… A martwi się dywanem.

Zrujnowany budynek w Borodiance, Polesie Kijowskie.

Dywanik z napisem „Serdecznie zapraszamy do domu” (po angielsku) obok całkowicie zniszczonego bloku mieszkalnego. Borodianka, Polesie Kijowskie.

Zniszczony budynek z ocalałymi szafami. Horenka, Polesie Kijowskie.

Spalony blok mieszkalny w Irpeniu, Polesie Kijowskie.

Dość szybko zrozumiałam, że nie jesteśmy w stanie uzmysłowić sobie tego całego koszmaru i go przeżyć. Mam na myśli to, że psychika nas broni: wszystko widzimy, rozumiemy, wiemy, ale w pełni nie uświadamiamy sobie tragedii. Bo po prostu nie będziemy w stanie z tym istnieć. To uwolniło mnie jako fotografkę. Teraz rozumiem: czegokolwiek bym nie sfotografowała, czegokolwiek bym nie pokazała, jakiej bym książki czy filmu z tego nie zrobiła — tego wszystkiego będzie wciąż za mało.

Nad materiałem pracowali

Autor projektu:

Bohdan Łohwynenko

Autorka:

Sofiia Verhulesova

Autorka,

Fotografka:

Yelyzaveta Bukreieva

Redaktorka naczelna:

Ania Jabłuczna

Redaktorka:

Natalia Ponediłok

Redaktor zdjęć:

Jurij Stefaniak

Przeprowadząca wywiad:

Chrystyna Kułakowska

Menadżerka treści:

Olha Szełenko

Tłumaczka:

Oksana Oszowska

Redaktorka tłumaczenia:

Małanka Junko

Śledź ekspedycję