Wieś Bukatynka na Podolu, pomimo wielkiego potencjału przyrodniczego i dawnej historii, mogła stać się po prostu kolejną stopniowo wymierającą wioską. Ale ponad 40 lat temu osiedliła się tutaj młoda para artystów — Ołeksij i Ludmyła Aloszkiny. Krok po kroku przekształcają wioskę w muzeum i miejsce, do którego przyjeżdżają ludzie szukający nowych wrażeń, zainteresowani historią i sztuką.
Życie rodziny Aloszkinów to ciągła twórczość, którą chętnie dzielą się ze wszystkimi chętnymi, w szczególności z dziećmi. Mają własną filozofię, która jest niezrozumiała dla wielu mieszkańców wsi. To jednak ona przyciąga ludzi do tego miejsca. Wiele osób przyjeżdża do Bukatynki tylko po to, by porozmawiać z Aloszkinym, a on — bosy, w lnianych ubraniach, trochę rozczochrany, ale zawsze z uśmiechem na twarzy — wita nowych gości.
To historia o umiejętności dostrzegania piękna we wszystkim, o rozwoju kreatywności i umiejętności nauczania autentyczności, zachowania i doceniania przyrody.
Bukatynka
Bukatynka leży nad brzegiem malowniczej rzeki Murafa, wśród podniestrowskich wzgórz. Odległość do centrów rejonowych stanowi 30 km, autobusy kursują tu rzadko. Mieszka tu ponad 100 osób, działa tu szkoła podstawowa, w której Aloszkinowie pracują jako nauczyciele i uczą dzieci życia w harmonii ze środowiskiem. Teraz uczęszcza do niej tylko 17 uczniów.
Bukatynka słynie z wyjątkowych krajobrazów — na powierzchnię przebijają się kamienne pozostałości warstw z okresu, w którym zachodziły procesy planetotwórcze. Jest to także miejsce pradawnych erupcji wulkanów, dawnych oceanów, mórz i pustyń.
Ołeksij opowiada:
— Znajduje się tu wiele naturalnych, architektonicznych i kulturowych pamiątek z okresu paleolitu, mezolitu, kultury bugo-dniestrzańskiej i trypolskiej, neolitu, czasów słowiańskich, okresu staroruskiego, sławy kozackiej. W 1985 roku odbył się tutaj Światowy Zjazd Geologów. Naukowcy z całego świata: z Ameryki, Australii, Afryki, Azji i Europy zebrali się razem, by zobaczyć wyjątkowe zjawisko — jak skamieniała skorupa ziemska uformowała się na powierzchni naszej planety, i zbadać warstwy, które nie przemieściły się przez katastrofy i kataklizmy, jak na innych kontynentach.
We wsi do dziś krąży legenda o kozaku-kamieniarzu o imieniu Bakota, któremu jako dziecku udało się uratować z matką, ukrywszy się w podziemnym przejściu przed atakiem Turków i Tatarów.
Bukatynka była kiedyś jednym z ośrodków sztuki rzeźbienia w kamieniu. Według słów rodziny Aloszkinów, w 1916 roku w Bukatynce zajmowało się tym ponad 300 osób. Opublikowany został katalog wyrobów kamiennych, które wożone były przez wsie, miasta, Besarabię, Wołyń, dotarły też do Kijowa i nawet do Wiednia. Były to głównie artykuły użytku codziennego: ostrzałki, żarna, poidła dla bydła, koryta, stoły, filary w formie słupów, krzyże, nagrobki, pomniki na zamówienie. Ponadto obrabiano tam również kamienie do budowy domów. Jednak wraz z nadejściem postępu naukowo-technicznego przemysł kamieniarski stopniowo zanikał.
Zachowanie bezcennych tradycji rzeźby w kamienii i zbieranie przedmiotów tego starożytnego rzemiosła stało się jednym z powodów, dla których Aloszkinowie wybrali Bukatynkę na miejsce swojego stałego zamieszkania.
Przeprowadzka ze stolicy
Ludmyła pochodzi z Mińska, a Ołeksij z Kijowa. Młodzi rzeźbiarze i malarze mogli zbudować udaną karierę w mieście, mieszkać w mieszkaniu ze wszystkimi udogodnieniami i spotykać się ze znajomymi na wystawach i sympozjach. Ale wybrali zupełnie inne życie — bliżej natury, w wiosce, którą Ludmyła nazywa rodzimą. Stąd pochodzi jej ojciec, babcia, prababcia. Jako dziecko Ludmyła spędzała tu swoje letnie wakacje.
Ołeksij studiował w Kijowskim Narodowym Instytucie Sztuki na Wydziale Sztuk Pięknych i Restauracji na katedrze rzeźby, a Ludmyła ukończyła Wydział Sztuki Dekoracyjnej i Stosowanej Białoruskiego Narodowego Instytutu Teatru i Sztuki. Na praktyki pojechała do Korostenia, do fabryki porcelany. Tam poznała Ołeksija:
— Była ostrzyżona na zero, w takich spodniach, nie znosiła wódki. Mówię, jakaś dziwna dziewczyna. Dziewczyna pozwala czytać swoje wiersze, rysuje łabędzie: jeden leci, drugi siedzi na stawie i czeka. A potem mówi: „Słuchaj, mamy kamieniarzy, nie ma rzeźby narodowej, tylko Grecja, tylko Michał Anioł”. A my szukamy, szukamy. Nie może tak być, żeby kultura narodowa nie miała żadnych korzeni? No, to był siedemdziesiąty ósmy rok…
Ale młoda para nie od razu przeprowadziła się na wieś. Dopiero po pewnym czasie pobytu w Mińsku oboje zdali sobie sprawę, że chcą tworzyć i żyć bliżej natury. Nie udali się do Bukatynki po wygodne warunki, ani nie zdobyli ich po czasie, ale zyskali coś więcej — własną filozofię i tysiące wdzięcznych ludzi, którzy odwiedzają Bukatynkę od 40 lat i komunikują się z Aloszkinami, przejmując ich myśli i odkrywając nowe miejsca:
— O tam jest huśtawka, rzeka, powietrze. Dla tego wszystkiego opuściliśmy Kijów i Mińsk. Najważniejsza jest natura, a nie to, co tam zbudowaliśmy.
Początkowo para mieszkała w ziemiance, ponieważ wszystkie chaty we wsi były zajęte, a później ich rodzice pomogli im zbudować dwupiętrowy dom. Tu urodziło się pięcioro dzieci, które również wybrały ścieżkę artystów.
Piaskowa sztuka
Rodzina Aloszkinów zmieniła Bukatynkę w prawdziwą galerię pod gołym niebem. Ich rzeźby można spotkać wszędzie — wszystkie są różne, ale każda ma własne przesłanie. W sumie w Ukrainie jest ponad 150 ich prac.
Ołeksij mówi, że miejsce i warunki, w których masz możliwość tworzyć, mają duży wpływ na twórczość, a Bukatynka pasuje do tego idealnie. Są skały, dużo piaskowców, lasy i rzeka. To miejsce nie jest zamieszkane przez ludzi i kryje w sobie starożytną historię.
Sam krajobraz Bukatynki jest gotowym dziełem sztuki tworzonym przez lata. Obiekty naturalne są często jednym z elementów rzeźb Aloszkinów:
— Wiele lat temu była to pustynia, wiatr stworzył te rzeźby piaskiem. Po prostu wiał, piasek uderzał, a skały wietrzeją.
Według Ołeksija, na terenie Bukatynki istniała kultura bugo-dniestrzańska, później trypolska i czerniachowska. Ludzie wciąż znajdują tę historię czasami na powierzchni ziemi. Czaszki, kości, garnki i resztki naczyń — wszystko to staje się częścią sztuki Aloszkinów, która nabiera nowych znaczeń:
— Słońce wschodzi i zachodzi. I to właśnie ten ruch słońca zaobserwowali dziewięć tysięcy lat temu pierwsi osadnicy w tych miejscach, najstarsze osady kultury bugo-dniestrzańskiej. Zachowywali wszystkie freski, odłamki. Wszystko jest prymitywne, ale to nasza historia. Chodzimy nogami po ich odłamkach, po ich grobach, dlatego tak uważnie przyglądamy się wszystkiemu.
Oleksij mówi, że na terytorium Ukrainy jest bardzo wiele pięknych miejsc, w których można poczuć różne energie pradawnych tysiącleci i milionów lat. Uważa, że trzeba tylko tego chcieć, poczuć i być zestrojonym z tą falą, z którą przychodzi pokój, mądrość i pewność siebie:
— Uczymy się od natury, a to też wielka rzeźbiarka; zrozumienie tej harmonii naturalnego wietrzenia to naturalny rzeźbiarz, rzeźba naturalna. Jest taki relief „Pocałunek”. To była taka niespodzianka, kiedy ją znalazłemA ludzie potem: „Jak bóg mógł coś takiego stworzyć?”. No, nie człowiek. Człowiek nie włożył tam nic, żadnych rąk ani myśli.
Chaty-muzea
Gdy sąsiednie domy bez właścicieli były sprzedawane Aloszkinowie kupili je i zamienili w muzea. Tu jest chatka, w której zajmują się teatrem cieni i malują piaskiem na szkle. Jest też muzeum garncarstwa z setkami garnków, beczek i „kumanów” (tradycyjne ukraińskie naczynia — przyp. red.) zebranych podczas wypraw do Naddniestrza, muzeum antyków ze zdobionym malunkami piecem. Jest chatka z dziełami ich rodziny: kamień, drewno, wycinanki, rzeźby, glina, pisanki, malarstwo, grafika. Wewnątrz wszystkie są pokryte sianem, na zewnątrz są ozdobione bajkowymi syrenami, kółkami trypolskimi, podolskimi wazami.
Wstęp jest bezpłatny, a nazwa „muzeum” jest umowna, ponieważ możesz tutaj dotykać wszystkiego, bawić się, a także dołączyć się do tworzenia każdego z muzeów. Aloszkin mówi, że nie wie, czy to wszystko powinno zostać zaprojektowane jako muzeum, ponieważ wiele może się zmienić. Przyznaje, że po kilku materiałach w telewizji pojawiły się osoby, które chciały kupić te domy. Jednak miejsce to pozostaje bezcennym ze względu na to, że to właśnie ci ludzie tutaj tworzą.
Ołeksij mówi, że ważne jest stworzenie warunków dla twórczości dzieci. Tak więc, w jednej z chat dzieci uczą się rysować piaskiem, a im są młodsze, tym wolniej czują się w twórczości:
— Jeśli w każdym domu pojawi się plecak, namiot, szkło do malowania piaskiem, to jasne jest, że te dzieci będą malować, będą wymyślać, będą fantazjować.
Duża część prac w jednym z muzeów to właśnie twórczość dzieci. Ołeksij śmieje się i mówi, że bardzo często przychodzące do nich dzieci wybierają zabawki i wyroby, stworzone przez dzieci:
— Jesteśmy przecież takimi artystami, ukończyliśmy uczelnie, wszystko, a dzieci wybierają ludowe, dziecięce zabawki. One są zrobione w inny sposób. Niedawno dziecko było tam, miało rok i dwa miesiące, podeszło do pracy i pocałowało ją. Skąd ono wie, że pracę powinno się całować i jaką dokładnie pracę. My, ludzie, staliśmy tam, i cóż, byliśmy zszokowani. Dzieci działają intuicyjnie, robią to, co podpowiada im coś w środku.
W pokoju z zabawkami znajdują się eksponaty z różnych czasów: od Barbie i Żółwi Ninja po stare zabawki z gipsu i gliny. Wiele rzeczy Aloszkonowie znaleźli po prostu w ogrodzie. Według Ołeksija, czym się dziecko bawi — takie wyrośnie. Dzieci pary bawiły się głównie naturalnymi zabawkami, co również wpłynęło na rozwój ich wyobraźni:
— Nie było żadnych tam plastików, automaty nie były podobne do tych prawdziwych. Musi się mieć wyobraźnię, aby wymyślić co to jest. Ty znajdujesz, a ja to sobie wyobrażam. Przecież nie jest podobne. A dziecko uważa, że podobne. Mówią: „Nie, to jest dinozaur lub coś innego”. Inspiruje nas zabawka. A teraz nie ma już tych, krasoczników (malarze ikon malujący całą postać, a nie tylko twarze — przyp.tłum), tych, którzy robili gwizdki. Ponieważ zawsze na targach sprzedawano gwizdki, przy ulicy Pantelejmona. A dzieci miały gdzie je kupić, i miały czym się pobawić. Gdzie oni są teraz? I nie ma tych mistrzów, nie ma, zanika to. A to, co się zaczyna, jest już rafinowane. A tu, w takim środowisku nawet te zabawki wychodzą zupełnie inne. A w mieście na dziewiątym, dwunastym piętrze — zupełnie inna zabawka. Była taka, taka i taka. I do tego, aby takie zabawki robić, musisz mieszkać na tych ziemiach, na wsi, na łonie natury.
Bardzo trudno jest skupić się na jednej rzeczy w muzeach Aloszkinów — jest tu wiele drobnych szczegółów, które zaskakują, imponują, a nawet bawią. Widok pomalowanych czaszek wcale nie jest tu czymś dziwnym. Dla Aloszkinów każdy element, część garnka lub kość znaleziona w piasku jest ważna. Ich zdanieme wszystko wokół nas można pomalować, i opowiadają dlaczego czaszki nie muszą przerażać:
— Czaszka konia, podobnie jak krowy, była talizmanem i była stawiana w kątach domu. Przyjaciel, wierny przyjaciel koń odszedł do innego świata — można na nim malować i zamienić nieżyjące w w żyjące. To już nie jest strach przed czaszką, bo już jest pomalowana. Są takie narody, które malują czaszki zarówno zwierząt, jak i ludzi. Ludzie cieszyli się, gdy człowiek odchodził. Człowiek uczciwy, żył i odszedł jako bohater, dla plemienia, dla wioski. Nie ma co płakać, być smutnym — trzeba się po prostu cieszyć. I właśnie dlatego potraktowano te czaszki w zupełnie inny sposób — radośnie. A my czujemy już jakiś strach i to wszystko.
pokaz slajdów
A malują oni naprawdę na wszystkim — od gliny, kamienia, drzewa po zwykłe drobne kamienie lub muszle ślimaków:
— Nawet takie opuszczone domki ślimaków można ozdobić, zrobić z nich sztukę. To znaczy, do nieożywionego dodać coś i zmienić w żywe.
Jednak Ołeksij mówi, że teraz sztuka stała jest bardziej dekoracyjna i zdobiąca, a wcześniej była sakralna:
— Każdy znak — krzyż lub runa Peruna — miał swoje znaczenie, odmawiano je jak modlitwę. A potem przekształcił się w ozdobę. Nie wiemy, co oznacza każdy znak. A wtedy to miało znaczenie sakralne — malowano tak, by ludzie nie widzieli; krzyże noszono tak, aby nikt nie mógł ich widzieć; aby twoje imię było nieznane i w tajemnicy pozostawało to, co cię chroni.
Początkowo mieszkańcy wsi mieli negatywny stosunek do takiej „rozrywki” Aloszkinów, ale kiedy zdali sobie sprawę, że robią to głównie dla dzieci, a ich działania nikomu nie szkodzą, tylko sprawiają, że wioska staje się bardziej atrakcyjna, uspokoili się.
Dzieci jako sztuka
Rodzina Aloszkinów poświęciła większość swojego życia na nauczanie dzieci w szkołach. W ciągu 10 lat chodzili przez pole do szkoły w sąsiedniej wiosce Wyła Jaruzki, oddalonej o 4 km, a także uczyli w Bandyszywce.
Szkoła została otwarta w Bukatynce dopiero w 1993 roku. Uczyli tam malowania, rysunku, historii, jednocześnie opowiadali dzieciom legendy o Bukatynce, uczyli robić lalki-motanki, malować pisanki, rzeźbić w glinie, wycinać wycinanki. Do niedawna Ołeksij uczył historii, prawa i wychowania fizycznego w lokalnej szkole, a Ludmyła prowadziła zajęcia z robótek ręcznych i uczyła uczniów malować i pracować. Ale z powodu braku wymaganej liczby dzieci szkoła w Bukatynce została zamknięta. Teraz dzieci jeżdżą do szkoły w sąsiedniej wiosce:
— Co to jest szkoła? To nie są euro-okna, to nie jest klasa komputerowa, to nie jest toaleta. A co? To nauczyciele niosący tę energię duchową. Dlaczego ludzie bez euro-okien i komputerów wyrastali na uczciwych, dobrych patriotów, tak? A tu, te osiągnięcia, no te euro-okna i komputery — nie uczynią tej osoby bardziej godną, lepszą. Nie uczynią.
Aloszkinowie również dawali dużo swobody własnym dzieciom w twórczości od wczesnego dzieciństwa. Obserwowali cień ojca, pozostawiając ślady stóp na piasku. Mogli więc dużo fantazjować. Nie narzucano im sztuki, nie zmuszano ich do tworzenia, ale po prostu stworzono dogodne warunki do rozwoju, wolności i poczucia natury:
— Kto wysypie piasek w domu? Czuliśmy się dobrze nie w domu, a na piasku. Bawiliśmy się tam, zasypialiśmy i wszystko. Tworzymy, ponieważ twórczość daje taką inspirację, taką energię. Każdy, kto gra muzykę, mnie zrozumie. Kiedy człowiek tworzy odczuwa ogromny przypływ energii. I nie potrzebuje całej reszty.
Według artysty ważną rolę w twórczości odgrywa nie część materialna, ale cisza i spokój, a Bukatynka ma tego dużo:
— Nie powinieneś przerywać temu pisarzowi, poecie lub muzykowi, ponieważ czekaj, idzie przeze mnie melodia, a ty mi przeszkadzasz, a ta melodia po prostu się we mnie nie narodzi.
Sam Ołeksij obserwował sztukę od dzieciństwa. Jego dziadek rzeźbił w glinie. Opowiada, że widział, jak dziadek rzeźbił piec, ale wyrzeźbił krowę. Wujek Aloszkina był rzeźbiarzem i pracował z kamieniem. Mówi, że takie kontemplowanie sztuki zawsze wpływa na dziecko, dlatego często istnieją kontynuacje dynastii artystów, artystów cyrkowych, malarzy:
— Konieczne jest stworzenie takich warunków, które pomogą osobie się przebudzić. Najważniejsze — zapalić, a będzie płonąć, pójdzie, pójdzie. Nie tylko „wlewać” wiedzę. Ponieważ to chyba należy opowiedzieć podczas wyprawy, przy ognisku. Wtedy, w zupełnie innych warunkach przetrwania i myślenia o wodzie, cieple i wszystkim, człowiek coś zapamięta i coś nadejdzie. “Och, — mówi, — pamiętam wędrówkę. Ponieważ większość dzieci, kiedy przychodzą, mówią: „Byliśmy na wyprawie i tam stałem się człowiekiem. Myślałem tam nie tylko o sobie, ale także o kimś innym, o tym, żeby kogoś nakarmić, pościelić, okryć…“
Filozofia Aloszkinów
W pracach Aloszkinów jest wiele znaków pogańskich i starosłowiańskich. Wyznają kult żywiołów i przyrody, ale jednocześnie w niektórych muzeach można zobaczyć ikony. Ołeksij nie widzi w tym nic dziwnego i mówi, że różne religie to po prostu różne poglądy na temat boga. Mężczyzna porównuje znajomość religii ze znajomością języków i mówi, że wspólna filozofia odgrywa ważną rolę.
Główną religią Aloszkinów jest miłość, którą odczuwają wszyscy, którzy ich odwiedzają. A zmiana może rodzić się tylko z miłości, trzeba zacząć od samego siebie:
— Dbaj o siebie, obserwuj jak dorastasz duchowo, co się z tobą dzieje. Wtedy nie będzie wojny. Wojny z rodzicami, wojny z mężczyznami, kobietami, cóż, ogólnie w społeczeństwie, a jednak przez cały czas na świecie toczą się wojny. Jeśli ty nie dzielisz się miłością, to sama się nie odezwie. Jak to echo, gdy zagraliśmy, a echo poszło po lesie. Przesłanie. Dopiero potem będą zmiany.
Najważniejsze, według Ołeksija, jest poczucie szczęścia, które osiągnęli, zamieszkawszy blisko natury. Opowiada, że jego kuzynka ostatnio ich odwiedzała i prawie codziennie, patrząc na warunki, w jakich żyje rodzina, pytała, czy jest tu szczęśliwy. Aloszkin uśmiecha się i wydaje się być naprawdę szczęśliwy, ponieważ odnalazł tu swoje miejsce:
— Człowiek powinien znaleźć swoje miejsce, swoją drogę, kobietę, dzieci, ogólnie mówiąc, swoje przeznaczenie. Jeśli zaczęliśmy Buszę, a widzimy, że wszystko poszło w drugą stronę, rozumiesz? Założyliśmy biznes, pieniądze, wszystko,wszystko,wszystko. I to jest zupełnie inny kierunek, nie ten, w którym my się poruszamy. Jeśli coś zaczynamy, dziecko musi być chronione, kobieta musi być chroniona, musimy się chronić duchowo, musimy się chronić, a gdy zaczynamy coś, to jest to coś wzięte, wydaje się, że porusza się bez nas, no, już jak samochód pędzi. Ale to nie jest to, czego chcieliśmy, co myśleliśmy — ono umiera.
Busza
Małżeństwo Aloszkinów rozpoczęło plener kamieniarzy „Podilśkyj oberih” we wsi Busza na Podolu, który później stał się corocznym świętem.Żeby być szczęśliwym wystarczy po prostu chcieć być szczęśliwym:
— Jeśli nie masz ochoty być szczęśliwym — nigdy nie będziesz szczęśliwy. Nie chcesz się uczyć — nie będziesz się uczyć. Jeśli nie chcesz brać ślubu — nie weźmiesz ślubu. Musisz chcieć być szczęśliwym.
Dla Ołeksija twórczość jest ciągłym ruchem, uważa, że artysta powinien żyć chwilą i nie ustawać w poszukiwaniach:
— Lekarz mówi o problemach medycyny, policjant — o problemach policji, a artysta opowiada o swoich problemach, jak być twórcą, a nie skurczyć się i zostać zwykłym fachowym malarzem.
Aloszkin interpretuje proces twórczy na swój własny sposób. Mówi, że artystą jest ten, kto zbiera zło, i zbiera je z miłością:
— Aby coś stworzyć, potrzebujesz miłości. Tą miłością artysta niszczy otaczające go zło. Zaczyna tworzyć miłość.
Ołeksij mówi, że nie można kupić uczucia miłości i musi ona być wszechstronna, zarówno dla natury, wszechświata i ludzi:
— Ludzie nie rozumieją, że wszyscy jesteśmy całością: woda, powietrze. Nie możesz w tym miejscu zatruć wody i żyć osobno, jest to po prostu niemożliwe. To znaczy jak nawywijałeś coś takiego — to do ciebie wróci. Jeśli nie do ciebie, to do innego. Jestem Ołeksij, a to jest Iwan. Jednak nie czujemy całości, że wszyscy jesteśmy razem. Ja, Iwan, Petro, natura, drzewo, woda, wszyscy jesteśmy jedną ogromną całością, a nie żyjemy oddzielnie. Ponieważ mamy umownie tak ustawione, że osobno wyciągamy czy stół, czy krzesło, wszystko. Ja, woda osobno, kubek — osobno. Ale ono nie może istnieć osobno. Istnieje w całości — na stole stoi kwarta, wlewa się do niej wodę, no cóż, takie to.
Wszystkie problemy, według Aloszkina, rodzą się w głowie i wynikają z filozofii. Uważa, że gdy tylko ludzie zmienią swoją filozofię, kiedy sami się zmienią, dopiero wtedy zmieni się społeczeństwo:
— Nie będzie tych zniszczonych lasów przez poszukiwania bursztynu, zniszczonych ludzkich losów. Ponieważ to jest to samo. Los człowieka to jest to samo co bursztyn. To znaczy, widzimy, że las już nie wiadomo kiedy się odnowi. A za co, za co? Ludzie mieszkali tam przez tysiące lat i w najlepszym przypadku palili tym bursztynem w piecu. I nie było tego wstydu.
Aloszkinowie minimalnie ingerują w naturę. Zależy im na tym, by utrzymać wioskę w tym pradawnym stanie i atmosferze, która panowała wcześniej i wypełnić ją sztuką współczesną.
— Ukraina jest bogata w przyrodę. Jeśli utracimy to połączenie, dusza zostanie utracona. I od razu widać — ścinają drzewa, więc dusza wyszła. Posadź najpierw, wyhoduj, wtedy będziesz szanować.
Niektórzy nadal uważają Aloszkinów za pustelników, ale rzeczywistość jest inna.Chętnie przyjmują u siebie ludzi, którzy czują to połączenie z naturą i doceniają prawdziwą sztukę. Aloszkinowie nie biorą udziału w sympozjach ani wystawach, ponieważ ich chaty to gotowe projekty przepełnione szczerością i wiarą w ludzi. Każdego lata para chętnie wita dzieci, kąpie się w Murafie i uczy się odnajdywać i dostrzegać sztukę „pod nogami”.
Jak nagrywaliśmy
wspierany przez
Materiał przetłumaczony przy wsparciu Instytutu Ukraińskiego