Share this...
Facebook
Twitter

To opowieść o tym, jak kreatywny biznes może „zszyć” kraj. Pracownicy branży IT ze Lwowa i właściciele fabryki szwalniczej spod Ługańska nigdy by się nie spotkali, gdyby nie konflikt zbrojny na wschodzie Ukrainy. Składając zamówienie na skarpety dla ukraińskiej armii Andrij, Marta i Roman wpadli na pomysł, by założyć własny skarpetkowy startup. Jednocześnie, na drugim krańcu państwa, ze względu na okupację i utratę bazy klientów, właściciele Rubiżańskiej manufaktury pończoch szukali nowych rynków poza Donbasem i Słobożańszczyzną. Znaleźli je 1200 km na zachód — we Lwowie. Dziś skarpetki dla jednej z najbardziej znanych ukraińskich marek z Galicji produkowane są na Wschodzie Ukrainy.

Po Rewolucji Godności w Ukrainie miała miejsce również rewolucja w biznesie. Pojawiły się nowe marki, które stają się popularne nie tylko na rynku krajowym, ale też za granicą. Są wśród nich również kolorowe skarpetki „Dodo Socks” — firmy założonej przez lwowskich przedsiębiorców, którzy postanowili rzucić stabilną pracę w IT, by stworzyć własny produkt.

Marta Turecka i Andrij Pliasun pracowali razem w firmie IT. W pewnym momencie sprzykrzyła im się praca w biurze i zaczęli szukać zajęcia z duszą. W 2015 roku wraz z mężem Marty — Romanem Szuperem — zaczęli tworzyć własny design skarpetek.

Pomysł zrodził się przypadkowo. Firma, w której pracowali przyszli przedsiębiorcy, przeznaczała środki na potrzeby ATO (Antyterrorystyczna Operacja na Wschodzie Ukrainy). Któregoś dnia Marta i Andrij zostali oddelegowani do zakupu zimowych skarpet dla wojskowych. W fabryce poznali dyrektora. Ponieważ kiedyś na portalu społecznościowym umieścili komentarz, że wzory tych skarpet są zbyt przygnębiające, а kolory monotonne, dyrektor zaproponował, żeby sami wymyślili projekt:

— Zrobiliśmy wtedy takie rowerki i rozdaliśmy znajomym, wszystkim się podobały. No właściwie nie rozdaliśmy, a sprzedaliśmy! Wtedy zaczęliśmy robić własny biznes.

Jako przedsiębiorcy wystartowali jesienią, w szczycie sezonu, dlatego drugą partię skarpetek wyprzedali w dwa tygodnie. A wtedy, jak opowiada Marta, stanęli przed wyborem:

— Wyprodukowaliśmy więcej, a potem pomyśleliśmy — zrobimy logo, będziemy metki naklejać. I tak poszło. A potem, w którymś momencie zrozumieliśmy, że trzeba wybierać: albo IT albo „Dodo”. Nie dało się tego połączyć. I wybraliśmy „Dodo”. Najpierw ja, potem Andrij.

Na początku skarpetki szyto w lokalnej fabryce. Jednak właściciele “Dodo Socks” musieli poszukać alternatywy, bo manufaktura była niewielka i ze starym sprzętem. Poszukiwania przyspieszył brak surowców w zimie, ponieważ w chłodnych okresach skarpetki schodzą najszybciej:

— W lutym w fabryce skończyły się materiały. Nasz skład był pusty, bo wszystko wykupiono na św. Mikołaja, Nowy Rok i wszystkie inne zimowe święta. W całej Zachodniej i Centralnej Ukrainie był deficyt materiałów. W tamtym czasie współpracowaliśmy z Charkowem — tam z kolei nie mieli nici. Dzwoniliśmy do dostawców z Zachodniej Ukrainy, których znaliśmy — mieli tylko szarą i czarną nitkę. A widzieliście przecież nasze skarpetki — są bardzo kolorowe.

Wtedy zespół zaczął szukać miejsca, z którego można byłoby zamówić kolorowe nitki. Przez przypadek trafili na „Rubiżańską manufakturę pończoch”. Tak rozpoczęła się współpraca, która trwa już ponad rok.

Manufaktura pończoch

„Rubiżańska manufaktura pończoch” zaczynała od maleńkiego pokoiku, dwóch pracowników i dwóch warsztatów tkackich. Dziś, już ponad 20 lat później, w manufakturze pracuje ponad 140 osób na etacie i jest tu około 60 warsztatów. Oprócz współpracy z „Dodo Socks”, wytwarza się tutaj ponad 40 rodzajów produktów pończoszano-skarpetkowych dla trzech marek handlowych: „Lady May”, „AfRyka” i „Misyurenko”.

Wszystko zaczęło się latach 90.. Henadij Misiurenko, który dziś jest dyrektorem manufaktury, pracował jako operator maszyn w fabryce. Jednak po jej zamknięciu, razem z bratem Ołehem zaczęli szyć skarpetki na sprzedaż, a z czasem kupili sprzęt do własnej produkcji.

— Wynajmowaliśmy maleńkie pomieszczenie, niewielki pokój — 20 metrów kwadratowych. Mój brat umiał obsługiwać sprzęt, plótł, a ja przyszywałem metki. Potem wychodziłem na bazar i je sprzedawałem. Tak właśnie zaczynaliśmy swój biznes. On szedł na obiad, a ja siadałem do maszyny i szyłem. Potem kiedy zaczęliśmy się rozrastać, zatrudniliśmy pracowników i pomalutku się rozwijaliśmy.

Obecnie „Rubiżańska manufaktura pończoch” jest jednym z liderów na rynku i może pochwalić się szeregiem nagród, a także certyfikatów jakości. Jakość towarów jest dla nich priorytetem. Właściciele wyjaśniają, że krzykliwą reklamą i opakowaniem można zmusić klienta do kupna produktu tylko raz, bo jeśli rzecz jest złej jakości, to drugi raz nikt już jej nie kupi.

Surowce i sprzęt przywożą z zagranicy. Naturalne i syntetyczne tkaniny zamawiają w Indiach, pracują na niemieckim oprzyrządowaniu. Dowóz tkanin może trwać nawet kilka miesięcy, a towar trzeba zdążyć przygotować na początek sezonu. Na tym polega jedna z największych trudności produkcji. Inny problem to brak kadr i długi okres szkolenia fachowców. Na przykład, nauczyć się pleść i szyć można w ciągu pół roku, ale żeby nauczyć się obsługi sprzętu potrzeba trzech lat. Przyszli fachowcy uczą się bezpośrednio w fabryce.

Kolejnym wyzwaniem dla fabryki stała się wojna. Mimo to, podczas pierwszych walk, kiedy wartość nieruchomości spadła, przedsiębiorstwo przeniosło się do większych pomieszczeń i w ciągu pół roku urządzono tam produkcję.

Lwów — Rubiżne

Do 2015 roku fabryka w Rubiżnym pracowała dla Doniecka i Ługańska, część towaru wysyłano także do Kijowa i Odessy. Na początku wojny zaproponowano produkcję zachodnim regionom państwa. Tam doceniono jakość produktu. Ze względu na wysoki popyt w fabryce nastąpił deficyt towaru. Trzeba było kupić więcej sprzętu, by zaspokoić potrzeby zamawiających. To stało się dla przedsiębiorstwa zachętą do rozszerzenia działalności na cały kraj.

Hennadij i Ołeh Misiurenko nie bali się zaryzykować i zainwestowali pieniądze w rozwój fabryki. To przyniosło efekty. W każdym regionie mają teraz swojego przedstawiciela, rozpoczęli także aktywną współpracę z producentami z Zachodniej Ukrainy, między innymi z „Dodo Socks”.

Kierowniczka oddziału sprzedaży fabryki w Rubiżnem Olha Uszakowa opowiada czemu ich współpraca jest tak wyjątkowa:

— Dobrze się nam z nimi pracuje, a im — z nami. Kiedy przygotowujemy dla nich skarpetki, to nie są po prostu skarpetki, a emocje. Do wszystkiego podchodzą bardzo skrupulatnie, do kolorów: jak im się nie podoba, to zmieniają podstawę. Są gotowi eksperymentować. Niedawno wyprodukowaliśmy dla nich skarpetkę, którą nosi się na lewą stronę. Połączyli techniczne kwestie, kroje wizerunków i kwestie designerskie. Pracując z nimi czujemy, że się rozwijamy, bo mają wysokie wymagania.

Lwowianom bardzo się podoba to, że ich partnerzy z Rubiżnego doskonalą się, jeżdżą na profesjonalne wystawy, kupują nowy sprzęt, sprawdzają jakość produkcji.

— Podoba nam się, że mają pełną kontrolę nad produkcją. Wiedzą, kiedy dane skarpetki były wyprodukowane — oznaczają je i potem wiadomo dokładnie, kto nad nimi pracował, podczas jakiej zmiany i przy jakim stanowisku.

Po wizycie w fabryce w Rubiżnym założyciele „Dodo Socks” byli pod dużym wrażeniem warunków pracy w przedsiębiorstwie:

— yliśmy w szoku, tam jest tak czysto i wszystko jest takie wielkie. I, na przykład, on (kierownik — red.) urządza teraz siłownię dla pracowników. Mają tam swoją kawiarnię, bardzo o wszystko dbają. Hennadij jest taki skromny, pracuje na skromnej starutkiej maszynie, a pracownicy są naprawdę zadowoleni z pracy. To ciekawi, fajni, uśmiechnięci ludzie — to bardzo przyjemne.

Burzyciele stereotypów

Na początku ani we Lwowie, ani w Rubiżnym, nie wiedziano czego się spodziewać po takiej współpracy. Założyciele „Dodo Socks” opowiadają, że początkowo nawet googlowali, po której stronie frontu jest Rubiżne. Przez prawie rok rozmowy toczyły się on-line i dlatego trudno było sobie wyrobić jakieś zdanie o partnerach. Marta wspomina początki:

— Na pierwsze telefony oczywiście odpowiadano mi po rosyjsku. Ale po jakimś czasie zrobiło się ciekawie, bo Ola, która była w pewnym sensie naszą menadżerką i odpowiadała za linię „Dodo”, zaczęła ze mną rozmawiać po ukraińsku i to było ekstra.

W listopadzie 2018 roku lwowianie po raz pierwszy pojechali do Rubiżnego.To był jeden z pierwszych wyjazdów zespołu tak daleko na wschód kraju. Przyjemnie zaskoczyła ich gościnność ludzi i spokojna atmosfera w mieście.

Na początku, kiedy po Lwowie rozeszło się, że „Dodo” szyją w Rubiżnym, ludzie często się dziwili — myśleli o Wschodniej Ukrainie stereotypowo. Teraz lwowscy przedsiębiorcy nawet specjalnie podkreślają swoją współpracę, opowiada Marta:

— Podoba mi się sama istota tej kooperacji: dwa skrajnie odległe punkty Ukrainy tworzą razem dobry produkt i póki co — tfu-tfu — wszystko idzie dobrze. Jesteśmy z tego powodu bardzo szczęśliwi.

Podarować emocje

Dla „Dodo Socks” wyprodukowanie dobrej jakościowo skarpetki to za mało. Starają się stworzyć ciekawy produkt i podarować nowemu właścicielowi również emocje.

Wzory na skarpetkach „Dodo” są bardzo różne. Można tu znaleźć wszystko — zestawy z dinozaurami, zwierzętami, naukowcami, znanymi postaciami, rowerami, grzybami i barszczem. Twórcy puścili wodze fantazji.

Na początku istnienia marki Marta tworzyła wzory i jednocześnie pracowała na etat. Teraz większość pomysłów generuje zespół. Pod uwagę brane są również życzenia klientów oraz to, czym się zajmują, czym interesują.

Lwowianie mówią, że nie starają się konkurować z wielkimi producentami. Nie posiadają w końcu własnej fabryki, więc mogą jedynie rywalizować w designie.

— Istnieje rynek skarpetek, sprzedawanych w supermarketach, i istnieje też rynek ciekawszych skarpetek. Niespecjalnie interesuje nas rynek zwyczajnych skarpetek.

To stawia wyzwanie przed projektantami i pracownikami fabryki, w której wytwarzają produkt. Ponieważ trzeba stworzyć nie tylko dobrą jakościowo skarpetkę, a “dzieło”. Członków zespołu cieszy, kiedy spotykają na mieście osoby w skarpetkach ich marki.

— Idziesz na festiwal albo na wystawę, albo na Jazz Fest we Lwowie — a tam kupa ludzi w tych „Artystach” i „Sztuce” (mowa o modelach skarpet — przyp.kor.). To fantastyczne!

Andrij i Marta mówią, że w Ukrainie nie wszyscy są gotowi traktować poważnie taki produkt.

— Większość producentów myśli, że to taki sobie internetowy sklep z dowcipami, a skarpetki sprzedajemy w ilościach po 10 par na miesiąc. Zwłaszcza kiedy usłyszą, że to programiści zajęli się skarpetkami, nie mogą pojąć jak to się stało.

Kolorowe skarpetki „Dodo Socks” kupują bardzo różni odbiorcy:

— Niedawno otworzyliśmy sklep we Lwowie, mamy tam sprzedawców, ale bardzo go lubimy. Sami też chętnie stajemy za ladą i sprzedajemy, żeby móc patrzeć na klientów. Przychodzą i wykładowcy chemii, i naukowcy, i starsze osoby, takie z teczkami. Nawet duchowni.

„Dodo Socks” są dumni, że ich towar noszą takie szanowane osoby, jak na przykład dyplomata Roman Waszczuk (były ambasador Kanady w Ukrainie — przyp.kor.). A w 2017 roku skarpetki „Dodo” razem z innymi ukraińskimi markami trafiły do premiera Kanady (i wielkiego entuzjasty skarpetek z kolorowymi nadrukami) Justina Trudeau, jako prezent od ukraińskiej delegacji.

Partnerzy z Rubiżnego również zaczęli nosić designerskie skarpetki:

— Wcześniej takich skarpetek nie nosiłem, a tu któregoś razu, siedzę u znajomych w kolorowych skarpetkach, a oni tak patrzą i mówią: „Hiena, a czemu ty masz dziecięce skarpetki?”. A ja im na to: „Nic nie rozumiecie!” Taki drobny dodatek — skarpetka, a może podkreślić twoją indywidualność.

Skarpetki dla świata

“Dodo Socks” stopniowo wchodzą na nowe rynki. Nie zamierzają poprzestawać na skarpetkach i planują rozszerzać swój asortyment, wyjaśnia Marta:

— Mam takie marzenie — żeby nasze skarpetki były rozpoznawane na całym świecie, jak by to banalnie nie brzmiało. Otworzyliśmy sklepik na Etsy i ludzie z Belgii, Ameryki i Australii kupują nasze skarpetki i piszą: „O, jakie fajne!” — i to bez żadnych reklam! Zestaw ze „Sztuką” — to osobna historia. Kiedyś widziałam w Berlinie kobietę, która biegła w naszych skarpetkach z Mariją Prymaczenko. Może była Ukrainką, ale lubię myśleć, że była miejscowa.

Markę noszą ludzie aktywni i często dzielą się swoimi zdjęciami w skarpetkach z różnych wycieczek. To niesamowicie inspiruje — mówi Andrij Pliasun:

— Jak mam zły dzień, otwieram Instagram, wpisuje hashtag #dodosocks i patrzę — ktoś jest w górach, ktoś w Wenecji, ktoś w Norwegii, na Islandii. Tak miło się robi, kiedy widzę, że nasze skarpetki podróżują.

Nad materiałem pracowali

Autor projektu:

Bohdan Łohwynenko

Autorka:

Wiktoria Sołodka

Redaktorka:

Jewhenia Sapożnykowa

Producentka:

Olha Szor

Fotograf:

Artem Hałkin

Fotograf,

Redaktor zdjęć:

Ołeksandr Chomenko

Fotografka:

Alina Kondratenko

Alina Rudia

Operator:

Maks Zawalla

Ołeksij Panczenko

Reżyserka montażu:

Maria Terebus

Reżyser:

Mykoła Nosok

Transkryptorka:

Myrosława Olijnyk

Julia Kostenko

Tłumaczka:

Joanna Majewska

Redaktor tłumaczenia:

Bartosz Wojtkuński

Korekta:

Małanka Junko

Koordynator tłumaczenia:

Jurij Ganuszczak

Menadżerka treści:

Julia Bezpeczna

Śledź ekspedycję