Share this...
Facebook
Twitter

Besarabskie stepy, ciągnące się między Dniestrem, Dunajem a Morzem Czarnym, przez stulecia były miejscem różnorodności kulturowej i etnicznej. W wioskach tego regionu mieszkają liczne wielonarodowe rodziny, w których matka mogła być na przykład Bułgarką, a ojciec Mołdawianinem. Wszyscy dobrze znali nie tylko język ukraiński, ale także mołdawski, bułgarski i rosyjski. Podczas ekspedycji odwiedziliśmy jedną z takich miejscowości, gdzie poznaliśmy bohaterów niniejszego materiału – rodzinę Palarijewów. Od ponad 10 lat ten ród o mołdawskich korzeniach pracuje nad odrodzeniem wsi Frumuszyka, założonej jeszcze w XVIII wieku i zrujnowanej w czasach sowieckich. Frumuszyka-Nowa jest kopią tej dawnej Frumuszyki, która niby na nowo odrodziła się z popiołów po 60 latach niebytu.

W 1946 roku, po zakończeniu drugiej wojny światowej, sowieckie wojska już przygotowywały się do nowej wojny. W tym celu postanowiono wybudować w stepie poligon. Aby zwolnić terytorium, wysiedlono mieszkańców pięciu wsi: Kantemyr, Zurum, Roszyja, Kofrumstal i Frumuszyka.

Krzyże postawione dla upamiętnienia mieszkańców wsi Kantemyr, Zurum, Roszyja, Kofrumstal i Frumuszyka, przymusowo wysiedlonych w 1946 r

Andrija Palarijewa z rodziną wysiedlono wówczas 30 km od Frumuszyki, do wsi Saracyka. Później powrócił do sąsiedniego Borodina. Jego syn Ołeksandr urodził się i spędził dzieciństwo w tych stepach. Pokazuje nam pojedynczy punkt na horyzoncie i dzieli się wspomnieniami:

— Pamiętam, jak miałem dziesięć lat, za tym drzewem wypasaliśmy owce, w tym jeziorze łapaliśmy kiełby i karasie, potem gotowaliśmy je.

Ołeksandr wyrósł i postanowił przywrócić ojcu miejsce jego młodości. Wiosną 2006 roku Ołeksandr zaczął odradzać Frumuszykę. Postanowił zacząć od nasadzenia drzew:

— Kiedy komisja przyjechała na przydział ziemi i zobaczyła, że już rozpocząłem planowanie – tam słupek oznaczający drzewo, tu inny – znak budynku, wtedy pomyśleli, że to wszystko fantazje. Akurat przyjechał traktor i wykonał wykopy pod drzewa. Po pół godzinie motocykl z koszem przywiózł sadzonki i wodę w beczce. Od razu posadziliśmy. A potem członkowie komisji zaczęli nam pomagać. W dwie godziny skończyliśmy.

Gospodarze nie wycięli żadnego większego drzewa, wieś odbudowali zgodnie z zapisami kartograficznymi znalezionymi w archiwum. Na starych mapach zachowała się również rzeka Frumuszyka. Kiedy jej wody płynęły jeszcze przez ten region, we wsi było 540 domów, 5 młynów, dwie szkoły podstawowe, jedna zawodówka i cerkiew.

Na terytorium Frumuszyki-Nowej Ołeksandr z synami odbudował rodzinną zagrodę. Była to typowa mołdawska chata: w głównym budynku mieszkali ludzie, w letniej kuchni przygotowywano posiłki, w salonie podejmowano gości, był też pokój dziecięcy:

— Kiedy dziadek po raz pierwszy tu wszedł, popłakał się. Zanurzył się w atmosferę tego budynku, w którym dorastał i z którego go kiedyś wysiedlono – opowiada młodszy syn Ołeksandra Mychajło.

Za sowietów Andrij Pałarijew doświadczył represji z powodu posługiwania się językiem mołdawskim. Dlatego musiał przejść na rosyjski. Powracać do języka ojczystego zaczął dopiero w 75 roku życia.

Besarabska wieś

Z czasem obok odbudowanego domu Pałarijewów pojawiły się inne tematyczne chaty: ukraińska, niemiecka, żydowska, mołdawska, bułgarska, gagauska i rosyjska. W ten sposób rodzina stworzyła skansen „Besarabska wieś”. Chaty budowano bezpośrednio we wsi, za materiał służył „łampacz” – mieszanka gliny, słomy i krowiego łajna.

Według Mychajły najciekawszym domem jest ten mołdawski, po nim – żydowski. W tym drugim najbardziej zadziwiającym jest to, że ma dwa wejścia i dwa wyjścia: można wejść w jednym miejscu, a wyjść w innym. Taki plan przypomina starszemu synowi współczesne mieszkania: jest korytarz i kilka pokoi. W domkach skansenu można mieszkać, są tutaj sanitariaty.

— Pamiętam, kiedy dziadek zobaczył jeden taki ukryty za drzwiami swojego domu, oburzył się, dlaczego toaleta jest dwa razy większa od sypialni jego rodziców.

Share this...
Facebook
Twitter
Share this...
Facebook
Twitter
Share this...
Facebook
Twitter
Share this...
Facebook
Twitter
Share this...
Facebook
Twitter
Share this...
Facebook
Twitter

Udostępnianie turystom noclegu w skansenie na początku wydawało się dobrym pomysłem, póki goście nie zaczęli przestawiać eksponatów. Gospodarzom, rzecz jasna, to się nie spodobało.

Teraz osoby odwiedzające Frumuszykę-Nową mogą zamieszkać w domkach dla gości:

— W każdym domku ustawiliśmy gumiaki na wypadek złej pogody. Założyłeś – i zwiedzasz dalej.

W chatach o narodowym kolorycie nocowali konsule Rumunii i Mołdowy.

Owce

Teraz wszystko tutaj jest dobrze urządzone, są niezbędne media. Od jednej chaty do drugiej prowadzą granitowe ścieżki, rosną sosny. Na początku, 11 lat temu, nie było tu wody ani prądu, sam goły step.

Ołeksandr z ojcem zawsze chcieli w tym miejscu hodować owce. Zbudowali pierwszą farmę. Przez cztery lata była straszna susza. Pęknięcia ziemi szerokością 1 cm sięgały prawie metr w głąb.  A zdarzały się wówczas rozłamy do 10-15 cm:

— Najpierw nie wiedzieliśmy, czym napoić owce, a potem z kolei zaczęły lać mocne deszcze. Przyroda jakby robiła nam sprawdzian. Być może podpowiadała, że trzeba budować rezerwowe zbiorniki wodne – mówi Mychajło.

Teraz w gospodarstwie znajduje się około 6 000 owiec, a bywało ponad 12 000. Tę farmę uważa się za największą w Europie Wschodniej jeśli chodzi o hodowlę owiec rasy karakuł. Niełatwo było zachować takie stado:

— Pamiętam, jak w jedną dobę padły nam 1452 owieczki. Latem w jedną dobę temperatura spadła z 35 do 15˚C. Była ulewa. Owce porywała woda, zadeptywały się nawzajem i kopytami cięły wełnę.

Oprócz żywych zwierząt, na terytorium wsi można zobaczyć 50 owczych rzeźb. Artyści, którzy odwiedzali to miejsce, pomalowali je zgodnie z własną kulturą.

Share this...
Facebook
Twitter
Share this...
Facebook
Twitter
Share this...
Facebook
Twitter

Z owcami jest związana kolejna miejscowa historia. Pałarijewowie postawili w stepie największy w świecie pomnik czabana (pasterza). Ołeksandr zapewnia, że wszystkie dokumenty dla Księgi Rekordów Guinnessa już są przygotowane. Obok planują postawić pomnik psa:

— Ukraińcy są biednym narodem, ale trzeba z czegoś być dumnym. No to weźmiemy naszego Burka, pojedziemy do sąsiedniej wioski, zrobimy zdjęcie. Zrobimy z taaakimi wielkimi uszami! cieszy się Ołeksandr. W ten sposób wejdziemy do listy z dwoma największymi pomnikami w świecie w jednym miejscu.

Ołeksandr

Środki włożone w pomnik są ogromne. Ołeksandr nawet żartuje, że nie chce znać dokładnej sumy. Jednocześnie przyznaje się, że jako przedsiębiorca odczuwa te koszty:

— Jeszcze na trzecim roku studiów zdałem sobie sprawę, że moje zarobki będą wynosiły 80-90 rubli. A przecież zawsze otrzymywałem więcej – wspomina Ołeksandr.

Aktywnie spędził studenckie lata: w wieku 18 lat, w Tiumeniu, w ramach studenckiej brygady budowlanej, pracował przy przenoszeniu 400-kilogramowych torów kolejowych. Krew mu szła nosem z wycieńczenia, temperatura w fabryce sięgała 39-40 stopni. Pracował w brygadach budowlanych także w Ukrainie, potem w Bułgarii:

— Jeszcze jako student zrozumiałem, że chcę trafić za granicę. Widziałem, jak osoby powracające stamtąd kupują sobie samochody.

Ławeczka i rzeźby barana z owcami przy pomniku czabana

Budowa pomnika czabana ma pod sobą konkretne ekonomiczne fundamenty:

— Jego wartość równa się wartości jednego kilometra drogi, a potrzebuję 18 km. Czyż nie jest lepiej zbudować obiekt, do którego zostanie pociągnięta droga? – uśmiecha się Ołeksandr.

Ponieważ w Kijowskim Instytucie Gospodarki Ludowej (obecnie Kijowski Narodowy Uniwersytet Ekonomiczny – red.), w którym studiował, nie było katedry wojskowej, po studiach Ołeksandr został powołany do wojska. Trafił do Południowej Grupy Wojsk, do Budapesztu. Był sekretarzem przy dziale finansów w sztabie grupy, później został chorążym, otrzymał rangę:

— Zdziwiłem się, kiedy za rok w Budapeszcie do budżetu Ministerstwa Obrony zwrócono 980 000 rubli niewykorzystanych środków. Na następny rok zwróciłem 20. Potem w sztabie Odeskiego Okręgu, gdzie służyłem przez 8 lat, zwróciłem 18 rubli. Miałem mundur chorążego, ale za to doskonałe relacje z oficerami, generałami, dowództwem. Z jakiegoś powodu wszyscy mnie szanowali.

W latach 90-tych, żeby utrzymać rodzinę, Pałarijew targał znane wszystkim kraciaste torby do Polski, Jugosławii, Rumunii. Potem pracował na farmie, gdzie opanował budownictwo. Ołeksandr mówi, że pracując dla kogoś zawsze miał stosunek jak do swojego. Jego żona wspomina, że od 1992 do 1997 r. mąż żadnego razu nie obchodził urodzin w kręgu rodzinnym. Ani własnych, ani żony, ani dzieci.

Kiedy biznes jest twoim hobby

Ołeksandr twierdzi, że Frumuszyka-Nowa jest dla niego raczej biznesem, niż hobby. Jeżeli biznes nie będzie przynosił dochodów, nie przetrwa:

— Jeżeli ze mną coś się stanie, odejdę z tego świata, kto będzie kontynuował? No, może przez rok-dwa będą pamiętać. Ale dalej chłopaki powinni zajmować się swoimi sprawami, zarabiać pieniądze.

Swoich synów wychował twardo:

— Nie uczyłem ich, lecz karałem. Żona płakała, kiedy krzyczałem na nich. Ale sądzę, że dzisiaj to rozumieją.

Zostawił dzieci przy sobie, zachęcając do rozwoju własnych biznesów. Teraz synowie spędzają życie między Odessą a Frumuszyką-Nową. Obydwaj mają biznes w Odessie. Mychajło ma salon wyrobów futrzanych. Co roku jedzie z żoną do Hiszpanii, Chin, Singapuru i kupują tam modele ubrań z futra, a później produkują podobne w Niemczech. Starszy syn Wołodymyr jest właścicielem sieci restauracji.

W Frumuszyce Pałariewowie produkują wino. Urządzili winiarską piwniczkę, gdzie dojrzewa wino różnych gatunków. Najbardziej lubiane tutaj jest aligoté:

— Nie wystarczy zbudować samej winiarni. Trzeba ją doglądać i obsługiwać. To jak począć i wychować dziecko.

Share this...
Facebook
Twitter
Share this...
Facebook
Twitter
Share this...
Facebook
Twitter
Share this...
Facebook
Twitter

Pierwszy toast jest zawsze za Frumuszykę, drugi – za budowniczych Frumuszyki, trzeci – za gości.

Pałarijewowie nie poprzestają na już dokonanych osiągnięciach:

— Chcemy zbudować dodatkowych 200 miejsc. Nie hotel, tylko takie domki, loggie, bungalow jak w Południowej Afryce, Namibii. Planujemy także kilka „domów inteligentnych” z ekologicznych materiałów, wyposażonych w pompy ciepła i panele solarne, zautomatyzowanych, żeby ludziom było komfortowo. Przyjeżdża towarzystwo i sobie wypoczywa.

Muzeum sowieckiej przeszłości

Turyści przyjeżdżają do Frumuszyki-Nowej, aby zobaczyć kolejny unikatowy dla Ukrainy obiekt. Jest to muzeum realizmu socjalistycznego pod otwartym niebem. Pośród stepu stoi ponad setka rzeźb wodzów sowieckiej epoki. W słynnych pozach zastygli Lenin, Breżniew, Stalin, Czkałow, Kirow i Czapajew, witając poranki i żegnając zachody słońca, które w tym regionie są niesamowite.

Popiersia i rzeźby nie są ogrodzone kolczastym drutem, jak to ma miejsce w parku Grūtas w pobliżu litewskich Druskiennik. Aczkolwiek to właśnie wizyta w tym muzeum naprowadziła Ołeksandra Pałarijewa na ideę realizacji podobnego pomysłu w Ukrainie. W 2010 r. Ołeksandr zwiedził Litwę i zainspirował się prywatną inicjatywą lokalnego przedsiębiorcy Vilumasa Malinauskasa. Jego skansen przypomina mieszkańcom Litwy i gościom kraju o realiach Związku Sowieckiego. Na terytorium około 20 hektarów zebrano pomniki Lenina, Dzierżyńskiego oraz litewskiego komunisty Mickevičiusa-Kapsukasa, działaczy wojskowych Baltušisa-Žemaitisa, Uborevičiusa oraz działaczki litewsko-sowieckiego podziemia Mariji Melnikaitė. Oprócz 86 rzeźb i popiersi zdemontowanych z całego kraju w latach 90-tych, w parku Grūtas zebrano plakaty agitacyjne, flagi, sprzęt wojskowy. Są tam również wieże strażnicze – symbole Gułagu i Syberii.

Share this...
Facebook
Twitter
Share this...
Facebook
Twitter
Share this...
Facebook
Twitter

Po upadku Związku Sowieckiego podobne muzea zaczęły pojawiać się na Węgrzech i w Bułgarii. W Budapeszcie taki skansen ma nazwę „Memento”. Jego twórcą był architekt Ákos Eleőd, po wygraniu konkursu Budapesztańskiego Zgromadzenia Generalnego. W parku o powierzchni 2,5 hektarów przedstawiono 42 obiekty z okresu węgierskiego komunizmu. Oprócz wodzów proletariatu można zobaczyć węgierskich komunistów – Bélę Kuna, Endrego Ságvári czy Árpáda Szakasitsa.

W Sofii pomniki sowieckiej epoki są zebrane w muzeum, w którego skład wchodzi park, galeria artystyczna i sala kinowa. Na 7500 m² parku umieszczono 77 rzeźb i popiersi sowieckich i bułgarskich komunistów. Tradycyjnie wodzowie są otoczeni proletariatem i armią. Reszta rzeźb to postacie robotników i kołchoźników, partyzantów i żołnierzy armii czerwonej.

Share this...
Facebook
Twitter
Share this...
Facebook
Twitter
Share this...
Facebook
Twitter
Share this...
Facebook
Twitter
Share this...
Facebook
Twitter

Najpierw Pałariejwowie własnymi siłami szukali eksponatów. Wiele pomników stało zapomnianych w fabrykach:

— Aby ją (rzeźbę – red.) wywieźć, potrzebne były pieniądze. Trzeba było wynająć samochód, dźwig, zdemontować lub wynająć osobę z młotem, którą ją odbije. Teraz wiele osób wie, że mamy muzeum. Ludzie przywożą i mówią: „Mamy Lenina, po prostu zabierzcie go”. Wcześniej, kiedy jeszcze nie myślano o sprzątnięciu tych rzeźb, musieliśmy płacić. Metr pomnika kosztuje 700 hrywień.

Największego w muzeum Lenina przywieziono z Kułykowego Pola:

— Podczas demontażu były osoby nastawione negatywnie, – wyjaśnia Mychajło pochodzenie czerwonych plam na szarym płaszczu wodza. Był przyklejony za pomocą niemieckiego kleju, długo nie mogli go oderwać.

Aby zachować pamięć o wioskach, zniszczonych na rzecz poligonu, z inicjatywy Pałarijewów utworzono ekspozycję z pocisków, znalezionych w pobliżu:

— Zrobiliśmy to dlatego, by ludzie pamiętali, co było w tym miejscu przez 60 lat. Dla tej góry zardzewiałych pocisków zlikwidowano wsie. Do sprzętu wojskowego przyczepiono metalową linę i ścięto nią naszą chatę – opowiada Mychajło.

Jeszcze jedna pamiątka po sowieckiej spuściźnie – suche drzewo poutykane ze wszystkich stron odłamkami pocisków. Przez pierwsze pięć lat życia w Frumuszyce Pałarijewowie zebrali wiele takich niebezpiecznych odłamków na kołach swoich samochodów. Mychajło mówi, że poligon nadal jest ich pełen:

— Jeżeli pospacerować po okolicznych stepach, można znaleźć wiele niewybuchów. Szczególnie po zimie. Ziemia wypluwa to żelastwo.

Ministerstwo Obrony Ukrainy postanowiło przywrócić na swój stan część tych ziem. W tym celu zaorano 1700 hektarów państwowego parku krajobrazowego „Tarutyński Step”. Ten status terytorium otrzymało od miejscowych władz. Przed dalszą ruiną besarabski step uratował Iwan Rusiew, pełniący obowiązki dyrektora Narodowego Parku Przyrodniczego „Tuzłowskie Limany”. Rodzina Pałarijewów, której udało się stworzyć niewielką oazę pośród dzikiego stepu, jest gotowa do procesowania się z Ministerstwem o te ziemie.

— Pieniądze, które tu włożyliśmy, nie mają znaczenia. Można je po prostu skreślić. Co naprawdę się liczy, to 11 lat życia mojego ojca, oddane Frumuszyce.

Nad materiałem pracowali

Autor projektu:

Bohdan Łohwynenko

Autor:

Ołeksandr Portian

Redaktorka:

Jewhenia Sapożnykowa

Fotograf:

Serhij Korowajnyj

Fotograf,

Redaktor zdjęć:

Ołeksandr Chomenko

Operator:

Pawło Paszko

Operatorka,

Reżyserka montażu:

Maria Terebus

Reżyser,

Reżyser montażu:

Mykoła Nosok

Śledź ekspedycję