Głosy okupacji to seria historii osób, które żyły pod okupacją i zdołały wyjechać. Kolejnym naszym bohaterem jest Illia, aspirant filozofii, fotograf i tatuażysta, któremu dzięki historii o dziewczynie w ciąży, udało się ewakuować z tymczasowo okupowanego Iziumu*.
*Izium został wyzwolony z rąk okupantów 10 września 2022 roku.
Miasto Izium na Słobożańszyźnie znajduje się na trasie o międzynarodowym znaczeniu, która łączy Charków ze Słowiańskiem, Bachmutem i innymi miejscowościami Doniecczyzny. Dlatego często jest nazywane „kluczem do Donbasu”. Walki o Izium rozpoczęły się pod koniec lutego, po pełnoskalowej inwazji Rosji. Miasto, w którym przed rozpoczęciem wojny mieszkało prawie 50 tysięcy ludzi, zostało praktycznie zmiecione z powierzchni ziemi. Izium był okupowany przez Rosjan od początku kwietnia. W tym czasie miejscowi mieszkańcy desperacko próbowali się ewakuować — przez pola minowe, wpław, na pieszo, na przeróżne sposoby.
Illia pochodzi z Iziumu, przez ostatnie 6 lat mieszkał w Kijowie, gdzie uczył się i pracował. Jego życie to naukowo-dydaktyczna i kulturowa działalność. Pod koniec 2021 roku pojechał ze swoją dziewczyną do rodziców do Iziumu. Tam zastała ich pełnoskalowa wojna wywołana przez Rosję przeciwko Ukrainie i ostatecznie znaleźli się pod okupacją. „Trochę się zatrzymałem!” — mówi mężczyzna. Rodzinie udało się ewakuować, wrócili do stolicy 5 maja 2022 roku.
Początek wojny w Iziumie
W nocy na 24 lutego Illia długo rozmawiał ze swoją przyjaciółką z Charkowa. O 5 rano poinformowała, że zaczęli ostrzeliwać jej miasto,
a na obwodnicy toczą się walki. Na początku mężczyzna nie uwierzył, ale około szóstej pojawiły się pierwsze oficjalne informacje o pełnoskalowej inwazji Federacji Rosyjskiej na Ukrainę.
— Akurat 23 lutego, w centrum Iziumu, rozmawialiśmy o tym, czy pełnoskalowa wojna konwencjonalna jest możliwa (w Europie. — red.), której nie było od czasów konfliktu w Jugosławii (od końca XX wieku większość konfliktów ma charakter hybrydowy. — red.). Bardzo sceptycznie podchodziliśmy do tej konstrukcji. Dopuszczaliśmy myśl, że może do niej dojść, że trzeba się do niej przygotowywać, ale chcieliśmy się upewnić w tym, że to niemożliwe.
Wojna konwencjonalna (tradycyjna)
Rodzaj wojny między dwoma lub więcej państwami, którą prowadzi się z wykorzystaniem broni konwencjonalnej i taktyki wojskowej w otwartej konfrontacji.W pierwszych dniach inwazji w Iziumie nic się nie działo. Miasto po prostu „zamarło”, mówi Illia, — sklepy, stacje benzynowe, bankomaty zostały zamknięte.
— Nic się nie działo i nie wiadomo było jak się zachować.
28 lutego rosyjscy wojskowi po raz pierwszy ostrzelali Izium. A na początku marca, w ulicę sąsiadującą z ulicą Illi, uderzyła FAB-500 (500 kilogramowa bomba lotnicza. — red.), która nie wybuchła. Izium dzieli w połowie rzeka Doniec. Wtedy na północy, w kierunku Charkowa, już stacjonowały wojska Federacji Rosyjskiej.
— Była tylko jedna droga wyjazdowa — w kierunku Kramatorska (na południe. — red.). Około dnia po naszych dyskusjach o wyjeździe wysadzono mosty i z północnej części miasta, gdzie mieszkaliśmy, nie było możliwości wyjazdu, albo o niej nie wiedzieliśmy. Chcieliśmy wyjechać już pierwszego tygodnia, ale ponieważ mosty zostały wysadzone, nie zdążyliśmy.
Sytuacja stawała się coraz trudniejsza — 4 marca przez ostrzały wroga wstrzymano dostawy gazu. Dwa dni później nie było też prądu i internetu — miasto zostało odcięte od wszystkiego. 10 marca Illia zobaczył pod swoim oknem rosyjską flagę — wtedy okupanci weszli do miasta od północy i rozpoczęły się aktywne walki o inną część Iziumu, opowiada mężczyzna. Walki w mieście trwały do końca marca, a 1 kwietnia miasto znalazło się pod tymczasową kontrolą okupantów.
Życie pod okupacją
Najwięcej rosyjskich rakiet, spośród wszystkich ukraińskich miast, zostało wystrzelonych na Izium, poinformował w lipcu sekretarz Rady Bezpieczeństwa Narodowego i Obrony, Ołeksij Daniłow. Do 25 maja w mieście zniszczono ponad 80% infrastruktury mieszkaniowej, ogłosił deputowany Iziumskiej rady miejskiej, Maksym Strelnyk.
Przez pierwsze półtora miesiąca pełnoskalowej wojny do miasta nie dotarła żadna pomoc humanitarna. Wróg podstępnie ostrzeliwał drogę do Słowiańska, a droga z Charkowa była kontrolowana przez okupantów. Dostarczanie produktów i leków, a także zorganizowana ewakuacja ludności były niemożliwe. Na szczęście rodzina Illi miała zapasy żywności na ponad miesiąc.
— Ludzie, którzy żyli pod ciągłym ostrzałem, których domy były niszczone, żyli w bardzo trudnych warunkach. Przetrwali dzięki przetworom lub dzięki temu, co znajdowali w opuszczonych mieszkaniach. Szukali jedzenia gdzie mogli — nie po to, by je rozkradać lub sprzedawać, a po to, by przeżyć.
Z czasem ludzie zaczęli przywozić niektóre produkty z tymczasowo okupowanego Kupiańska lub Rosji, ale te produkty były niskiej jakości. Prawdopodobnie były to towary pochodzące z pomocy humanitarnej (kasze, mleko, konserwy), uważa Illia.
W pobliżu domu Illi nie było schronu, ponieważ w ich rejonie z powodu wysokiego stanu wód gruntowych nie pozwalano na budowanie podziemnych pomieszczeń (piwnic, schronów). Przez cały czas pobytu w Iziumie rodzina chowała się w swoim domu, podczas ostrzałów w korytarzu za dwoma ścianami. „Pomyśleliśmy, że to lepsze niż nic”, — mówi mężczyzna.
Podczas okupacji w mieście zaczęły pojawiać się zabawne ulotki agitacyjne, stylistycznie dość powierzchowne — różne czcionki, podkreślenia, wyróżnienia, — opisuje Illia. Z czasem okupanci zaczęli wydawać w Iziumie rosyjską gazetę i próbowali uruchomić swoje radio. Mężczyzna słuchał go przez trzy dni, ale potem sygnał zniknął.
— Brakowało operatorów łączności. Do tej pory, o ile wiem, nie ma tam zasięgu, łączności, internetu. Żeby zadzwonić, ludzie wchodzą na górę Kremianeć w Iziumie lub wyjeżdżają 30-35 kilometrów za miasto. Tam znaleźli miejsca, gdzie jest zasięg.
W ciągu całego kwietnia światło pojawiło się dwa czy trzy razy. Wody i gazu nie było. Z czasem było prościej, bo nie było temperatur na minusie. Nie było potrzeba drewna, żeby ogrzać mieszkanie.
25 lipca próbowano wznowić dostawy elektryczności, ale bez powodzenia — światło pojawiało się w najlepszym przypadku na dwie-trzy godziny dziennie. Zgodnie ze słowami mera Iziumu, Wałerija Marczenki, w mieście nie ma gazu, a na kolejny sezon grzewczy Izium pozostaje bez opału.
Tatuaż o ukraińskiej treści oznacza piwnicę
Pod koniec marca Illia zobaczył zniszczoną kolumnę rosyjskich okupantów. Wtedy postanowił wyjść z domu razem z ojcem, żeby dowiedzieć się, co dzieje się w mieście.
— Przez pierwsze trzy tygodnie aktywnej fazy w ogóle nie wychodziłem, nie wiedziałem, jaki dziś dzień, czy państwo Ukraina w ogóle istnieje. Nie masz żadnych informacji i po prostu decydujesz się wyjść i dowiedzieć się, co się dzieje, i sprawdzić w jakim stopniu zniszczone jest miasto.
W pobliżu centrum Iziumu, mężczyźni zostali zatrzymani na posterunku. Rosyjscy wojskowi długo ich przesłuchiwali: kim są, dokąd idą, czy odbyli służbę wojskową, czy mają tatuaże. Właśnie dlatego okupanci rozebrali Illię, a na jego ciele zobaczyli tatuaż:
— W moim przypadku trudno było im odczytać tatuaż, zrozumieli tylko część. Ale jeśli twój tatuaż ma ukraińskie znaczenie, to powód do aresztowania. Znam przypadek chłopaka, który miał tatuaż w języku ukraińskim — trafił do piwnicy.
Podczas przesłuchania wojskowi zabrali Illi telefon, ale sprawdzili tylko SMSy i Viber. Nie sprawdzili wszystkiego, co mogło stanowić powód aresztowania:
— Tłumaczę to tym, że nie potrafią używać technologii, nie sprawdzili tego przez swoją niewiedzę. Ale właśnie te informacje mogły stanowić powód do aresztowania.
„Nasi się doigrali” — mnich-kolaborant
Jeszcze przed pełnoskalową wojną Illia poznał w Iziumie mnicha męskiego monasteru Piszczańskiej Ikony Matki Boskiej (należącego do Rosyjskiej Cerkwi Prawosławnej). Pod koniec stycznia mężczyzna przyszedł zrobić zdjęcia tej miejscowości. To właśnie tam się spotkali i rozmawiali o wszystkim. Rozmowa zeszła na temat agresji wojskowej Rosji. Illia zapytał mnicha, jak cerkiew podchodzi do wojny na wschodzie Ukrainy. Mnich odpowiedział, że nie komentują tej sytuacji: „Wojna wojną, a cerkiew cerkwią”.
Następnym razem spotkali się już po pełnoskalowej inwazji Rosji na Ukrainę, pod koniec marca. Na terytorium monasteru znajduje się studnia — Illia przyszedł nabrać wody pitnej. Przez cały czas stała tam warta: 3-5 rosyjskich żołnierzy i medyk. Mnich zobaczył Illię i bardzo się zdziwił, że ten został i powiedział po rosyjsku: „Patrzcie, mój alternatywny żyje. Jeśli czegoś potrzebujesz — przychodź, pomogę”.
— Przyszedłem do niego po pomoc w Niedzielę Palmową, bo szukałem karmy dla mojego psa. Z tym było bardzo ciężko, pies już nie chciał jeść tego, co mieliśmy. Przyszedłem do mnicha, bo słyszałem plotki, że rosyjscy wolontariusze przywożą pomoc humanitarną także dla zwierząt. Powiedział, że coś znajdzie.
Mnich pomógł. Ale Illia miał pytania, na które odpowiedzi bardzo go interesowały. Mężczyzna zapytał więc mnicha, jak skomentuje obecną sytuację w Ukrainie.
— Najpierw się trochę pogubił, ale potem powiedział: „Nasi się doigrali”. Zapytał mnie o to samo. Zobaczyłem, że dookoła nas są żołnierze i pomyślałem, że nic nie powiem. Pomyślałem, że i tak wie, co studiuję i jakie jest moje stanowisko. Cerkiew, jak zawsze, kłamała.
Historia zmyślona by wyjechać
Na początku kwietnia niektórzy ludzie zaczęli przywozić do Iziumu żywność z terytorium kontrolowanego przez Ukrainę. Właśnie od nich rodzina dowiedziała się o aktualnej wtedy trasie ewakuacji — drodze na Kijów. Postanowili 30 kwietnia wyjechać z okupowanego miasta. Illi udało się złapać sygnał ukraińskiego radia, w ten sposób mógł zbierać raz na jakiś czas informacje. Właśnie to motywowało rodzinę do wyjazdu.
Pierwszy odcinek trasy to Izium — Bałaklija. Droga zajęła około 5 godzin. Na punkcie kontrolnym w pierwszej miejscowości odbyło się bardzo surowe przeszukanie i przesłuchanie przez okupantów, wspomina Illia:
— Wziąłem ze sobą kilka laptopów, kamerę i sprzęt do robienia tatuaży. Myślałem, że bardziej zainteresuje ich kamera, ale myliłem się. Zainteresowała ich maszynka do tatuowania, co skomentowali słowami: „Nie dość, że sobie skórę niszczysz, to jeszcze innym”.
Bałaklija (okupowana od marca, wyzwolona 10 września 2022 r. — przyp.red.) stanowiła największy problem przejazdowy, bo na punkcie kontrolnym rosyjscy wojskowi nie chcieli przepuścić rodziny. Do miasta można było wjechać tylko z lokalną przepustką lub jeśli ktoś na ciebie czeka:
— Nie spełnialiśmy żadnego z tych warunków. Wymyśliliśmy historię, że moja dziewczyna jest w ciąży, w szóstym miesiącu, musiała jechać do szpitala. Aby wjechać do miasta wspomnieliśmy o osobie, która mieszkała z moją dziewczyną w piwnicy, była zameldowana w Bałakliji. Dziewczyna podała jej adres. Rosjanie wzięli nasze dokumenty, wsiedli w samochód i powiedzieli, że będą nas eskortować. Zrozumieliśmy, że znaleźliśmy się w patowej sytuacji. Nie wiedzieliśmy dokąd jechać, dlatego wjechaliśmy do miasta, by zapytać miejscowych.
Okupanci zobaczyli, że taka ulica naprawdę istnieje, puścili rodzinę i wrócili na pierwszy punkt kontrolny. Podczas rozmowy wojskowi zrozumieli, że niektóre zeznania nie zgadzają się z przedstawioną im historią.
— Staliśmy z nimi na punkcie kontrolnym jeszcze około pół godziny, rozmawiając na ten temat. Ale w końcu dali nam dokumenty i zabronili zatrzymywania się podczas przejazdu miastem. Nie wiem, dlaczego tak się stało, do tego momentu nie dostrzegłem u nich przejawów człowieczeństwa.
Pierwszego dnia rodzina zatrzymała się w kontrolowanym przez Ukrainę mieście Perwomajskij (90 km od Iziumu), gdzie nakarmiono ich i zapewniono wszystko, co niezbędne. Tam przenocowali, a następnego dnia pojechali do Kijowa.
Od tego czasu, Izium wciąż jest okresowo ostrzeliwany. Pomoc humanitarna jest udzielana tylko ludziom, którzy nie mogą pracować. A praca jest jedna — rozbiórka gruzów. Na początku okupanci rozdawali pomoc wszystkim, teraz — tylko osobom w trudnej sytuacji, opowiada Illia. Ceny w sklepach rosną, kurs rubla w stosunku do hrywni wynosi 1:1.
— Handel skupia się nie na miejscowych, a na wojskowych, którzy mają pieniądze. Aby pobrać gotówkę z kart, ludzie jadą do miejscowości Swatowe, prowizja wynosi od 15% do 30% od całkowitej sumy.
Dla kogoś najstraszniejsze i najcięższe podczas okupacji są samoloty i rakiety nad głowami, a dla Illi to brak informacji.
— Bo nie rozumiesz, czy masz coś coś robić, czy nie. Czy państwo Ukraina w ogóle istnieje, czy nie. Tam tracisz kontakt z informacjami i rzeczywistością.
Tym, którzy wciąż znajdują się pod okupacją, mężczyzna radzi zminimalizować kontakt z okupantami i nie chodzić po ulicach w godzinach policyjnych — to w większości przypadków pozwoli zachować życie, mówi Illia. Chociaż mężczyzna nie miał możliwości zrobienia czegokolwiek z powodu braku zasięgu i internetu, radzi, by w miarę możliwości pomagać innym, zostać wolontariuszem:
— Kiedy coś robisz, to przejawiasz własną wolę i wybór. Nie jesteś ślimakiem bez kręgosłupa. I rozumiesz, że masz na coś wpływ.