Hołodomor (nazywany również Wielkim Głodem – przyp.red.) jako ludobójstwo narodu ukraińskiego dokonane przez władze radzieckie miał dramatyczne skutki dla Ukraińców. Jednak skali przeżytej traumy oraz wywołanych przez nią zmian nie da się umieścić w podręczniku do historii i odłożyć na półkę. Straty demograficzne oraz zniekształcone postrzeganie świata spowodowane ludobójstwem nadal mają silny wpływ na kolejne pokolenia. Dziś historycy, psychologowie i antropolodzy stwierdzają, że następstwa Wielkiego Głodu wciąż są odczuwalne w ukraińskim społeczeństwie na wielu płaszczyznach. Rzutują one przede wszystkim na poczucie bezpieczeństwa, prywatności, na rodzinne tradycje oraz postrzeganie własności.
Żarty o tym, że babcie zawsze znajdą „parę groszy” dla wnuków, będą miały jak upiec drożdżówki i wszelako zadbać, żeby wnuki były najedzone, do dziś przewijają się w kulturze masowej. Przywołują wspomnienia z dzieciństwa i przyprawiają o lekką nostalgię. Tak samo, jak stare kredensy przesiąknięte perfumami „Krasnaja Moskwa”, gdzie na pewno leży trochę zaoszczędzonych pieniędzy „na czarną godzinę”. Mimo iż te osoby najprawdopodobniej nie były świadkami Wielkiego Głodu, podobnie jak obecne pokolenia noszą w sobie zmiany spowodowane Hołodomorem lat 1932-1933.
„Największym problemem, z którym obecnie mierzy się ukraińskie społeczeństwo jest to, że Wielki Głód nie jest czymś, co pozostało w przeszłości. Trzecie i czwarte pokolenie po tych, którzy przeżyli Hołodomor, również odczuwa wpływ tej międzypokoleniowej traumy, i to o wiele większy, niż zdają sobie z tego sprawę”, — Oksana Zabużko, pisarka.
W latach 20. XX wieku Związek Radziecki utwierdził się jako państwo totalitarne z ideologią komunizmu. Nowa struktura społeczno-gospodarcza nie przewidywała miejsca dla ukraińskiego chłopa posiadającego własną ziemię. Obywatelem ZSRR miał być towarzysz. Bez narodowości, własności prywatnej, bez związków rodzinnych i wartości. Ludność, którą stopniowo zamieniano w niewolników poprzez kolektywizację, opierała się takim zmianom. Państwo poszło na całość łamiąc i wykorzeniając jej fundament — ukraińską wieś. Wówczas mieszkańcom wsi zabierano całe jedzenie, łącznie z ugotowanym posiłkiem stojącym na stole. Później pozbawiono ich dostępu do żywności oraz uniemożliwiono im wyjazd i wjazd. Miliony Ukraińców straciły wtedy życie z powodu polityki ZSRR skierowanej przeciwko nim. Dziś ta zbrodnia jest określana ludobójstwem Ukraińców.
Hołodomor zmienił ludność nie tylko pod względem demograficznym, lecz wpłynął także na jej system wartości. Celem polityki totalitarnego reżimu komunistycznego było zgromadzenie wszystkich zasobów w rękach państwa, przetrącenie kręgosłupa narodu, przekształcając ukraińskich właścicieli gospodarstw rolnych w pozbawionych tożsamości kołchoźników. Takie zmiany miały narzucić nowy sposób postrzegania świata przez nowego radzieckiego człowieka, w przypadku niepokornych Ukraińców w najokrutniejszy sposób — poprzez powolne fizyczne wyniszczenie głodem. Podobne doświadczenia wpływają na fizyczną i psychiczną kondycję człowieka, dosłownie zmieniając jego osobowość. W przypadku Wielkiego Głodu trauma nie została przepracowana i funkcjonowała w przekazach rodzinnych. Dziś Ukraińców nazywa się „społeczeństwem, które doświadczyło ludobójstwa”. Dlatego zadaniem obecnego pokolenia jest uświadomienie sobie skali tych zmian, które zaszły w latach 30. i zrozumienie, jak z nimi żyć w XXI wieku.
Występ żywej gazety „Stalineć” w klubie im. J. Stalina, wieś Meżowa, obwód dniepropetrowski, 1933 rok.
Brak zaufania, bierność i strach
Wielki Głód zmienił system wartości Ukraińców, w wyniku czego, według badacza Serhija Maksudowa, wytworzył się nowy typ jednostki:
— Ten typ był bierny; podporządkowywał się i wykonywał nawet najbardziej absurdalne rozkazy władzy; był gotów pracować za najniższą pensję lub nawet za darmo; nie lubił i nie szanował swojej pracy; nie miał pewności siebie; żył w lęku przed nieznanym; łamał prawo, gdy to było możliwe; uważał kradzież za naturalny sposób podziału własności; nie miał szacunku do samego siebie. Takie wartości moralne, jak człowieczeństwo, empatia, miłość do rodziny i sąsiadów, straciły na znaczeniu lub zostały wyparte przez strach i głód. Jednocześnie ten typ jednostki brał udział we wszystkich oficjalnych wydarzeniach; wierzył, że są zasadne i nie miał żadnego pojęcia o niezgodności pomiędzy hasłami radzieckiej propagandy a rzeczywistością (na przykład, kiedy nieanonimowe głosowanie za jedynego kandydata nazywano wyborami, a biedę — dobrobytem itd.). Orwell miał rację, kiedy nazywał tę schizofreniczną bifurkację świadomości „dwójmyśleniem”.
Winowajcami Hołodomoru są określone osoby z Kremla — Stalin, Kaganowicz, Kosior, Mołotow, Postyszew, Czubar, Chatajewicz i inni. Na ich rozkaz były tworzone specjalne brygady konfiskujące jedzenie Ukraińcom, skazując ich na śmierć głodową. „Aktywistami” zostawali sekretarze i pracownicy sielsowietów, kołchozów, komsomolcy, a także nieroby i pijacy, którzy wylewali pod nogi ugotowany barszcz podczas przeszukiwania domów. Spośród historii świadków sporo jest takich, w których zarządcy kołchozów robili wszystko, żeby jednak zachować życie sąsiadów. Wszakże narażali się tym samym na niebezpieczeństwo zesłania lub rozstrzelania. Dla przypomnienia: nawet wydanie zboża za roboczodzień w trakcie tzw. chlebozagotówek (bolszewickich zbiórek produktów rolnych – przyp.tłum.) w latach 1932-1933 także uważano za rozkradanie mienia państwowego podlegające odpowiedzialności karnej. Członkowie ówczesnego już zdemoralizowanego społeczeństwa często donosili na swoich sąsiadów, krewnych lub dobroczyńców z nadzieją otrzymania chociażby minimalnego wynagrodzenia. Ukształtowało to całkowity brak zaufania do kogokolwiek, biorąc pod uwagę to, że ci sami ludzie pozostawali sąsiadami po Hołodomorze. Prawie wszyscy, na kogo doniesiono w latach 1932-1933, trafili później pod masowe represje w latach 1937-1938.
Wiktoria Horbunowa, psycholożka. Fot. Wałentyn Kuzan.
„Ludzie znajdujący się w tych okolicznościach, nasi krewni z pokolenia przed nami — nie wszyscy byli niewinnymi i nieszczęsnymi ofiarami. Zdarzało się wiele przypadków naprawdę bohaterskich i altruistycznych czynów, niemniej jednak każdy był nieco inny. Musimy zaakceptować, że w naszym rodzie są różni ludzie, którzy na różne sposoby próbowali przeżyć i ocalić swoją rodzinę. Trzeba rozmawiać, żeby ludzie mogli to przyjąć, żeby mieli świadomość, dlaczego tak się działo. Tutaj nie może być jednej dobrej białej, różowej lub czarnej wersji — wszystkie kolory muszą mieć swoje miejsce. Dlatego te historie powinny być żywe, nie mogą być spłaszczone, gdzie kogoś heroizujemy lub tylko wiktymizujemy” — Wiktoria Horbunowa, psycholożka.
Wśród wspomnień świadków Wielkiego Głodu dość często przewija się obwinianie „władz”, a nie konkretnych ludzi. Przyznają, że polityka władz radzieckich była skierowana przeciwko Ukraińcom. Świadkowie Wielkiego Głodu opowiadają o sobie i krewnych, którym udało się przeżyć, będąc na terytorium Rosji, gdzie takiego głodu nie było. Ludności nie podawano powodów tak okrutnych postępowań lub tłumaczono je motywami ekonomicznymi. Działania władz przeczyły same sobie. Widać to zwłaszcza we wspomnieniach Semena Oweczka ze wsi Wołodymyriwka rejonu melitopolskiego (obecnie rejon jakymiwski obwodu zaporoskiego):
— Najpierw ogłosili wrogami zamożnych chłopów. Później ogłosili wrogami niezamożnych chłopów. Tych zamożnych nazywali kułakami. Niezamożnych nazywali podkułakami. Na koniec wzięli się za biednych chłopów. Taki był ich system. Najpierw zamożni, a później coraz mniej. Myślę, że docelowo robili wszystko przeciwko Ukrainie, żeby złamać sprzeciw, ludzi uczynić niewolnikami, żeby można było mieć co tylko zechcesz z Ukrainy w dowolnych ilościach. Myślę, że to wszystko robiono po to, żeby rzucić Ukrainę na kolana.
Występy na partyjnych zjazdach i zebraniach wspominają sami członkowie partii:
„On (sekretarz rejonowego komitetu partyjnego) myśli, że partia straci prestiż, jeśli on będzie rozmawiał z ludźmi prostym językiem, jak zwykły człowiek. On wie, że my, kołchoźnicy, dostajemy 100 gramów za roboczodzień, lecz powtarza jedno i to samo: rekompensata za roboczodzień i poziom życia wzrastają z roku na rok. Spróbuj tylko nie zgodzić się z władzą rejonową — oni dają ci radę, rekomendacje. W rzeczywistości to nie jest żadna rada, tylko rozkaz”. — cytat z opowiadania pisarza Ołeksandra Jaszyna (za Serhijem Maksudowym).
Te wszystkie sprzeczności, niedomówienia i niepodważalny autorytet władz doprowadziły do tego, że struktury władzy zaczęto ubóstwiać. Jednak nie z szacunku, a przez to, że przynależność do nich dawała szansę na przetrwanie, a także uprzedzenie i ocalenie „swoich”.
pokaz slajdów
Obecnie, wartości wypracowane w latach 30. XX wieku wciąż dominują w ukraińskim społeczeństwie. Według badania grupy SOCIS, najważniejszą dla Ukraińców wartością jest bezpieczeństwo. Określenie bezpieczeństwa jako wartości w tym przypadku oznacza unikanie stresu przed czymś nowym, poszukiwanie „poduszki bezpieczeństwa” we wszystkich sferach życia (przykładowo poprzez zawieranie pożytecznych znajomości czy oszczędzanie), myślenie taktyczne skierowane na przetrwanie, egoizm i skrytość. Tuż po bezpieczeństwie znajdują się życzliwość i uniwersalność. Oznacza to brak troski o dobrobyt bliskich ludzi i całego społeczeństwa, poczucie niesprawiedliwości społecznej i nierówności. Właściwie obraz radzieckiego obywatela — złamanego i straumatyzowanego człowieka — nadal w dużej mierze wpływa na nasze decyzje i postrzeganie świata.
„Ludzie zaczęli być ostrożni, ludzie zrobili się o wiele bardziej egoistyczni. Przetrwanie okazało się być główną wartością. Oczywiście dla wielu narodów przetrwanie było główną wartością już na przełomie XIX i XX wieku. Ale to zaczęło się zmieniać. Natomiast w Ukrainie to się nie zmieniło po dziś dzień. Wartości przetrwania wciąż dominują u większości naszych obywateli. Nawet wśród tych, którzy urodzili się po ogłoszeniu niepodległości Ukrainy” — Witalij Portnikow, dziennikarz.
We współczesnych programach telewizyjnych popularne są eksperymenty, w których na ulicy imituje się ekstremalną sytuację i obserwuje się zachowania ludzi. Przechodnie często przechodzą obok, drętwieją i starają się nie brać udziału w tym, co się dzieje. Podczas Wielkiego Głodu rodzice byli zmuszeni patrzeć, jak umierają ich dzieci, na wsiach zdarzały się przypadki kanibalizmu, a zmarłych chowano w piwnicach przez brak sił na wykopanie grobu. To wszystko towarzyszyło głębokim fizycznym i psychologicznym zmianom, zachodzącym w organizmach na skutek trwałego głodowania. W takich warunkach człowieczeństwo, życzliwość, miłość stawały się blade i rozmyte. Chłopi zamieniali się w pasywnych obserwatorów powolnej agonii.
Taka bierność i bezczynność wobec ludzkich cierpień odbiła piętno także na postrzeganiu świata i dalszym funkcjonowaniu ludzi w przestrzeni prywatnej i publicznej. Na przykład w miejscach masowych pochówków ofiar Wielkiego Głodu budowano drogi, przedszkola, fabryki i zakłady przemysłowe. Z tych dróg i budynków korzysta się po dziś dzień, zaskakująco spokojnie akceptując fakt o spoczynku setek zagłodzonych zmarłych pod nogami.
Kolejnym aspektem zmian osobowości jest stosunek do jedzenia. Krewni wielu bezpośrednich świadków głodu opowiadali o ich szczególnej trosce o jedzenie, nawet o resztki i okruszki. Niektórzy zawsze trzymali u siebie woreczek z sucharkami „na wszelki wypadek” i wciąż go mieli nawet po pojawieniu się supermarketów. Zresztą, podobna chęć lub konieczność posiadania czegoś na zapas, ukrytego przed innymi w szafce, piwnicy, są charakterystyczne nie tylko dla bezpośrednich świadków głodu. Nawet współczesne pokolenia mają w zwyczaju „robienie zapasów” jedzenia na przyszłość.
pokaz slajdów
Jednym z najbardziej jaskrawych przykładów jest wiosenno-jesienny rytuał sadzenia i zbierania ziemniaków. Większość dysponuje historiami z pola rodziców lub dziadków, gdzie przez cały dzień cała rodzina zbiera ziemniaki w ilościach znacznie przewyższających możliwości ich spożycia. Ziemniaki trzymało się w piwnicach, a na wiosnę połowę z nich wyrzucano, bo były zgnite i nie nadawały się do jedzenia. Mogłoby się wydawać, że w kolejnym roku trzeba po prostu mniej zasadzić, lecz ilości pozostawały te same — żeby wszystkim na pewno wystarczyło. W takich przypadkach, im starsze pokolenie brało udział w sadzeniu, tym bardziej nalegało na zasadzeniu tej samej lub nawet większej ilości ziemniaków. Przecież jest to produkt nadający się do długotrwałego przechowywania i syty, którego ma starczyć dla całej rodziny. W takich okolicznościach odmowa robienia tego była odbierana jako ciężka osobista obraza.
Według statystyk do śmieci trafia prawie połowa wyhodowanych w Ukrainie ziemniaków. Przy czym 95% zebranych plonów w całym kraju pochodzi z prywatnych działek. A cena ziemniaków nawet w najmniej urodzajne lata pozostaje dość niska.
Kolejnym przejawem stosunku do jedzenia po Wielkim Głodzie jest potrzeba pewności, że najmłodsi są nakarmieni. W czasach głodu rodzice robili wszystko, żeby ratować dzieci. Próbowali je wysyłać do miasta, do sąsiednich wiosek, które mniej ucierpiały, zostawiali w internatach, gdzie było chociaż trochę jedzenia. Chęć uchronienia nowego pokolenia przerodziła się w koszyki pełne drożdżówek i pieniądze, które dziadkowie dają swoim wnukom po kryjomu przed ich rodzicami, „na wszelki wypadek”, żeby mieć spokojną głowę.
pokaz slajdów
Własność prywatna
„Ukraińska tożsamość zawsze miała w sobie to, o czym pisał Taras Szewczenko: „Wiśniowe sady wkoło chaty”. Ukrainiec potrzebował mieć coś swojego. Obejście, kawałek ziemi, na którym mógłby uprawiać oprócz ziemniaków również kwiaty. Na tym polegała odmienność — osiadłość, spokój, tolerancyjność, lecz jednocześnie, ze względu na zewnętrzne uwarunkowania, rozumienie i świadomość tego, czym jest zespół. Połączenie chłopa-posiadacza ziemi z kolektywizmem (zdrowym, nie radzieckim) składa się na ukraińską tożsamość” — Roman Podkur, historyk.
Około 90% Ukraińców przed Wielkim Głodem było rolnikami. Oznaczało to, że byli przede wszystkim właścicielami ziem polegającymi na tym, co sami wyhodowali. Mieli jasną świadomość tego, że dobrobyt rodziny zależy od jakości ich pracy i zebranych plonów.
Po wprowadzeniu kołchozów rolnicy zaczęli pracować nie za pieniądze, a za roboczodni. W zasadzie roboczodniami były kreseczki w zeszycie (nie zawsze przepracowany dzień był zaliczony chociażby jako jeden roboczodzień), za które po zbiorze plonów wydawano zboże, jeśli takowe zostawało po zrealizowaniu planu chlebozagotówek. Jesienią 1932 roku z powodu niewykonania zawyżonego planu chlebozagotówek w USRR, w większości przypadków kołchoźnicy nie otrzymali zboża za pełny rok pracy w kołchozie, czym zostali skazani na śmierć głodową. Niezdolnym do pracy kołchoźnikom roboczodni nie były naliczane, a emerytura dla nich nie była przewidziana. Mieli ich utrzymywać zdolni do pracy członkowie rodziny. Uzyskać pieniądze można było tylko dzięki sprzedaży produktów wyhodowanych na własnej działce. Takich działek było krytycznie mało. Jednakże w 1932 roku rolnikom zakazano nawet takiej sprzedaży w przypadku niewykonania planu chlebozagotówek.
Roman Podkur, historyk. Fot. Ołeh Perewerzew.
„Bolszewicy postrzegali kołchozy jako fabryki i dla nich najważniejsze było to, żeby w tych fabrykach pracowali rolnicy. Istniały 2 rodzaje takich fabryk. Pierwszy — sowchozy, które były wcieleniem ich największych pomysłów i w których dostrzegali najwięcej potencjału, ponieważ tam pracowali ludzie nieposiadający domów lub własnych działek, ludzie, którzy nie mieli niczego. Oni pracowali za pensję. Lecz ta pensja była tak mizerna, że nie byli oni zainteresowani efektem swojej pracy. Drugim rodzajem były kołchozy. Na początku bolszewicy postrzegali je jako komuny. Założeniem było przede wszystkim zabrać. Nie kupować na rynku zgodnie z warunkami rynkowymi to, co wyprodukowali chłopi. Pytaniem było, jak zabrać za minimalną kwotę. Tak naprawdę była to eksploatacja” — Roman Podkur.
Kolektywizacja i rozkułaczanie miały na celu całkowite pozbawienie ludzi ziemi i mieszkania. W zasadzie za brak chęci dołączenia do kołchozu w jeden dzień ktokolwiek mógł zostać wyrzucony na bruk lub zesłany na Sybir wraz z całą rodziną. Kołchozy same w sobie zakładały całkowite poświęcenie dla dobra społeczeństwa. Na początku kołchoźnicy otrzymywali racje żywnościowe, lecz wkrótce zaprzestano wydawać nawet takie mizerne przydziały. Tak naprawdę chłopów zmuszono do pracy za darmo, odbierając im dodatkowo całą żywność.
W takich okolicznościach po pierwszej fali przymusowej kolektywizacji, chłopi masowo rzucali taką pracę przy okazji zabierając narzędzia, bydło, zboża. 7 sierpnia 1932 roku ukazał się dekret o nazwie: „O ochronie mienia przedsiębiorstw państwowych, kołchozów i spółdzielni oraz wzmocnieniu własności społecznej (socjalistycznej)”, bardziej znany jako „Prawo pięciu kłosów”. Za rozkradanie mienia kołchozu groziło rozstrzelanie, a przy „okolicznościach łagodzących” można było obyć się karą pozbawienia wolności na okres nie mniej niż 10 lat. Zgodnie z „Prawem pięciu kłosów” ludziom faktycznie zabroniono zbierania resztek plonów z pól.
Dotychczas zamożni właściciele zostali pozbawieni wszystkiego bez możliwości wyżywienia siebie i swojej rodziny. Przymusowa, darmowa praca na rzecz rozwoju gospodarstwa należącego do państwa pod groźbą śmierci głodowej złamała obowiązujące wcześniej zasady życia posiadaczy prywatnych ziem. Chłop zamienił się w pasywnego wykonawcę rozkazów państwowych tylko dlatego, że to dawało znikomą szansę na ocalenie siebie i swojej rodziny przed śmiercią.
Rodziny gromadziły się wokół własnych gospodarstw. Niestety niszczenie tych gospodarstw i Wielki Głód zniszczyły rodzinę jako wartość. W warunkach głodu rodzice, licząc na dobrych ludzi, często po prostu zostawiali swoje nowonarodzone i małoletnie dzieci przy sielsowietach, na dworcach kolejowych, na ławkach w miastach. Część tych bezdomnych dzieci trafiała do tak zwanych „domów dziecka”, w których również panowały śmierć i głód, więc były to raczej miejsca śmierci, aniżeli ratunku. Taka sytuacja odbierała ludziom jakąkolwiek motywację do oddanej pracy na rzecz państwa, zamieniając ich w biernych wykonawców, niezainteresowanych wynikami własnej pracy. A to odpowiednio oznaczało koniec jakichkolwiek zalążków pragnienia zbudowania własnego gospodarstwa i posiadania ziemi.
W takich okolicznościach kradzież była jedynym rozwiązaniem dającym nadzieję na przetrwanie, co ukształtowało postrzeganie wspólnych dóbr jako cudzych, które można wziąć lub ukraść. Wspólna odpowiedzialność w nowym systemie oznaczała niczyją odpowiedzialność. Taki schemat działa do dziś. Należy podkreślić, że dotyczyło to kradzieży mienia państwowego lub wspólnego, a nie własności prywatnej. Na przykład przyniesienie jakiejś nawet najdrobniejszej rzeczy skradzionej z pracy. Kradzież własności prywatnej nadal stanowi tabu i podlega zasadzie „kradzież jest złem”. Dlatego często wspólne przestrzenie, takie jak klatki schodowe w blokach, obszary mieszkalne, gospodarstwa komunalne wyglądają na opuszczone i są zaniedbane. Podobne doświadczenie przeniosło się także na pracę zespołową: przy braku lidera, który wziąłby na siebie odpowiedzialność, wynik pozostaje „niczyj”.
„Bolszewicy próbowali stworzyć inną wiejską społeczność, społeczność kołchozową, w której zbiorowa własność, przyprowadzone bydło i pomieszczenia, należała do kołchozu. Kołchoźnicy nie mieli jednak poczucia, że są współwłaścicielami. Z tego powodu zwierzęta często pozostawały nienakarmione, niewydojone. „To nie jest moje. To należy do kołchozu”. Taki stosunek do kołchozowej (socjalistycznej) własności zmienił cały światopogląd chłopów oraz ich podejście do własności” — Roman Podkur.
„Na przykład, istnieje przekonanie, że nie warto robić czegokolwiek poza terenem swojego domu, swojej rodziny. Ludzie nie mają w sobie tego podstawowego poczucia bezpieczeństwa, kiedy przez wiele lat człowiek żyje i nie dzieje się nic, co mogłoby stanowić zagrożenie dla jego rodziny i wymusić na nim nagłą zmianę miejsca zamieszkania. Z tego powodu ma sens robienie czegokolwiek tylko tam, gdzie bezpośrednio się mieszka, ale w pobliżu tego miejsca — już nie, ponieważ w każdej chwili może wydarzyć się coś, co zniszczy wszystko znajdujące się w pobliżu” — Wiktoria Horbunowa.
Ważenie zboża w kołchozie im. Kaganowicza w obwodzie dniepropetrowskim, wieś Marijiwka.
Ukrywanie własnych zapasów jedzenia zakopując je w ziemi, ukrywanie przed wszystkimi jakiegokolwiek przejawu zdolności do samodzielnego wyżywienia się, milczenie w odpowiedzi na różnego rodzaju upokorzenia — to był sposób na przetrwanie w czasach Wielkiego Głodu. Określić mianem „kułaka” lub „podkułaka” mogli za jakiekolwiek przejawy dostatku. A ujawnienie, że się posiada zboże i żywność oznaczało ich natychmiastową konfiskację. W ten sposób chłopi nauczyli się ukrywać nie tylko jedzenie, lecz także jakiekolwiek osobiste osiągnięcia, udane zbiory w prywatnym gospodarstwie lub nawet nadmiarowy kawałek chleba.
„I, oczywiście, lęk przed byciem innym, wyróżnianiem się. Zdajemy sobie teraz sprawę, że wiele wsi zostało przesiedlonych. Starano się jak najbardziej wymieszać ludzi, żeby nie było grup mających wspólne doświadczenie. Ponieważ mogę rozmawiać o takich bardzo intymnych rzeczach z osobami, które miały podobne doświadczenie, z osobami, którym ufam. Ten krąg zaufanych osób został zrujnowany” — Wiktoria Horbunowa.
Dziś w takich powiedzeniach, jak „szczęście lubi ciszę”, można dostrzec wpływ nawiązanego podczas Wielkiego Głodu przekonania o ważności „niewychylania się”, czyli bycia takim, jak wszyscy, niedemonstrowania własnych osiągnięć, niezwracania na siebie uwagi. Owe przekonanie blokuje każdą możliwą inicjatywę oraz możliwość rozwoju własnej działalności „nie takiej, jak u wszystkich”. A zatem uniemożliwia to rozwój własnego biznesu lub nawet awansowanie w miejscach pracy.
Chłopi w punkcie zbiorczym podczas oddawania chleba dla państwa, wieś Illińce w okręgu winnickim, 1929 rok.
Trauma narodowa
Około 90 % Ukraińców w pierwszym okresie Wielkiego Głodu mieszkało na wsiach. To właśnie przeciwko wsi, jako ośrodka ukraińskości, nosiciela tradycyjnej kultury i zwyczajów, było skierowane ludobójstwo nazwane Hołodomorem. Po wprowadzeniu systemu „czarnych list” pod koniec 1932 roku oraz po wprowadzeniu ograniczeń w przemieszczaniu się na terenach Ukrainy i Kubania początkiem 1933 roku wieś została całkowicie odizolowana. Skazanym na śmierć chłopom, de facto uniemożliwiono jakikolwiek kontakt ze światem zewnętrznym.
W takich okolicznościach miasto było praktycznie jedyną możliwością przeżycia. Mimo iż miasta również cierpiały z powodu głodu w podobnym stopniu, co wsie, a ulice wypełniały się zmarłymi z głodu chłopami-uciekinierami, wielu osobom miasto wydawało się nieosiągalnym celem dającym szansę na ocalenie. Wraz z rozwojem przemysłu budowano w nich duże zakłady produkcyjne. Praca w nich dawała możliwość zarobku i przeżycia. W rusyfikowanych miastach wpajano ludziom kompleks niższości wszystkiego, co ukraińskie. Miasta zostały swojego rodzaju „kotłami”, w których łatwiej było skonstruować radzieckiego człowieka. Równolegle działała radziecka propaganda: zakłady przemysłowe — siła napędowa progresu państwa.
Witalij Portnikow, dziennikarz. Fot. Ołeh Perewerzew.
„Im mniej zostawało ludzi, którzy kontynuowali te archaiczne, wiejskie tradycje, lecz którzy mogliby te archaiczne, wiejskie tradycje uwspółcześnić w dużym mieście i zrobić to duże miasto współczesnym i ukraińskim, tym prężniejszy był dalszy rozwój imperium. Stalin po prostu zakładał podwaliny pod całkowite wyeliminowanie ukraińskiego zagrożenia” — Witalij Portnikow.
Tendencja wyprowadzki ludności do miast nie jest nowa i nie jest charakterystyczna tylko dla Ukrainy. Nie mniej w Ukrainie do teraz zachowała się tendencja lekceważenia wsi. Być chłopem w latach 30. XX wieju oznaczało bycie niewolnikiem: chłopi nie mieli prawa na otrzymanie paszportu, a kupić bilet kolejowy mogli tylko za pozwoleniem brygadzisty i kierownika kołchozu (uzyskanie takiego pozwolenia graniczyło z cudem). Mimo iż obecnie wieś daje możliwości przyciągania inwestycji, rozwoju biznesu i potencjału turystycznego, to wciąż kojarzy się z przestojem i brakiem perspektyw.
Co więcej, to właśnie ze wsią był związany język ukraiński i kultura poprzez skoncentrowaną tam ludność ukraińską. Rozmawianie po ukraińsku było przejawem własnej tożsamości i braku lojalności wobec państwa. Stąd nie tyle język ukraiński, co ujawniana przez niego tożsamość, za którą ludność została skazana na śmierć głodową, była powodem do strachu. Przyznanie się do bycia Ukraińcem oznaczało przyznanie się do bycia chłopem — człowiekiem gorszego sortu i bez perspektyw, a nawet narażenia siebie na niebezpieczeństwo zagłady razem z całą ukraińską wsią. Do dziś zachowała się tendencja ukrywania własnej tożsamości narodowej i kojarzenie ukraińskości wyłącznie ze wsią.
„To, że do tej pory nie mamy naprawdę ukraińskiego Charkowa, ukraińskiej Odesy, to, że nie mamy w pełni ukraińskiego Dniepru i ukraińskiego Kijowa oznacza, że nie mamy ani jednego w pełni ukraińskiego dużego miasta. Jest to bezpośredni skutek Wielkiego Głodu. Duże miasta tworzą współczesną cywilizację, pozwalają opierać się wpływom innych krajów, innego świata, „ruskiego miru”. Dlatego warto zaznaczyć, że pomysł Stalina co do Wielkiego Głodu był skuteczny z punktu widzenia nie fizycznego, a cywilizacyjnego zniszczenia ukraińskiego narodu” — Witalij Portnikow.
Humenczuk Hanna Fedoriwna, urodzona w 1929 roku. W wieku 3 lat przeżyła Wielki Głód. Fot. Wałentyn Kuzan.
Nieme ofiary
„W pierwszej kolejności — rozmawiać, opowiadać historie. W rodzinach, w których o pewnych historiach się nie rozmawia, trzyma w tajemnicy, można zaobserwować dwie rzeczy — po pierwsze, to są rodziny, w których było najwięcej ofiar wśród bliskich. Ludzie byli bezpośrednio straumatyzowani i unikali rozmów o tych wydarzeniach. Druga rzecz — w rodzinach, w których te historie okryto zasłoną milczenia, ludzie mają więcej negatywnych przekonań, bardziej lekceważą takie historie. Mówią na przykład: „Uważam, że w ogóle nie warto poruszać tego tematu”. Jednakże to musi być rozmowa w pełnym tego słowa znaczeniu” — Wiktoria Horbunowa.
Pierwsze wspomnienia o Wielkim Głodzie w przestrzeni informacyjnej ZSRR ukazały się dopiero w okresie tzw. pieriestrojki (w drugiej połowie lat 80.) i tylko po tym, jak już się nie dało dłużej trzymać tego tematu w tajemnicy. Zbrodnia ludobójstwa była traumą, której świadkami były miliony osób, którym udało się przeżyć. Jednocześnie totalitarny reżim komunistyczny ukrywał dowody zbrodni: fałszowano statystyki, wymarłe wsie zasiedlano ludźmi z innych regionów ZSRR, na miejscach mogił zbiorowych budowano drogi. Rozmawianie na ten temat i stawianie oporu oznaczało sprowadzanie kłopotów na siebie i swoich bliskich. Wszyscy wiedzieli, ale milczeli, ponieważ rozgłos mógł słono kosztować.
„Ukraińcy nie mieli własnego państwa. Byli obywatelami państwa, które ich niszczyło. I mogło to robić po raz kolejny. Nie miał kto wstawić się za nimi” — Witalij Portnikow.
Oksana Zabużko, pisarka. Fot. Ołeh Perewerzew.
Psychologiczna i fizyczna trauma nie została przepracowana. Niesprawiedliwość i brak kary dla sprawców — to jest to, z czym odeszła z tego świata większość świadków Wielkiego Głodu.
„Ten temat nie jest po prostu tabu. To jest temat zapieczętowany przez strach: nie dość, że zamordowano przodków, to jeszcze zabroniono ich opłakiwać pod groźbą, że ty też możesz zostać zamordowany” — Oksana Zabużko.
„Dla tych ludzi mówienie było niczym powrót w okoliczności śmierci, w okoliczności, w których ledwo dało się przeżyć. Intruzje to realne trafianie z teraźniejszości do sytuacji z przeszłości. Czyli człowiek znowu znajduje się tam, znowu przeżywa to wszystko, że jego bliscy umierają, on widzi te spuchnięte ciała, słyszy przyspieszony oddech. Nie zważając na to, że obecnie jest inaczej, odczuwa to tak, jakby to wszystko działo się tu i teraz. Dodatkowo to zniekształcanie rzeczywistości, jej podmiana, kiedy propaganda mówi zupełnie co innego” — Wiktoria Horbunowa.
Dopiero w 2010 roku Sąd Apelacyjny Kijowa przez wszczęte postępowania karne, podał nazwiska odpowiedzialnych za ludobójstwo. Brak rozmów, zmowa milczenia oraz strach wypowiadania się wpłynęły również na osobowości tych, którzy zdołali przeżyć w takich warunkach.
Pokolenie urodzone po 1933 roku usłyszało rodzinne historie, a ich dzieci i wnuki — jedynie dalekie wspomnienia z przeszłości. Jednocześnie następstwa ludobójstwa mocno zakorzeniły się w codzienności ukraińskiego społeczeństwa i przez strach do dziś nie są do końca przepracowane i w pełni uświadomione.
„Wielki Głód wpędził ukraińskie społeczeństwo w poczucie okropnego cierpienia, szczególnie jeżeli chodzi o zwykłych ludzi. Nawet w późniejszych czasach radzieckich dokładano wszelkich starań, aby nie wspominać o Wielkim Głodzie” — Witalij Portnikow.
pokaz slajdów
Dodatkowo, nieprzepracowana trauma połączyła się z zakazem posiadania własnego zdania lub innego punktu widzenia. W latach 1937-1938, po Wielkim Głodzie, w Związku Radzieckim przeszła fala represji wobec działaczy kultury, sztuki i nauki. System radziecki niszczył każdego, kto ośmielał się mu sprzeciwiać lub wyrażać własne zdanie. Wielki Głód zniszczył wiarę we wspólne społeczne działanie. W warunkach kształtowania radzieckiej „nowomowy”, wydarzenia nie były bezpośrednio nazywane, a prawdziwa treść była ukrywana w długich zdaniach partyjnych występów i dokumentów. Nawet w rozkazach pomiędzy działaczami partii zachowywano tajemnicę i dwuznaczne przekazy. Dlatego także dziś wiele ludzi tak często unika bezpośredniej odpowiedzi na niektóre trudne pytania o władzę i politykę.
„Zmiana dyskursu zmienia rzeczywistość. Póki mieliśmy pierwsze pokolenie bezpośrednich świadków tamtych wydarzeń, którzy mogliby mieć pourazowe reakcje wraz z zespołem stresu pourazowego, ludzie unikali rozmów na ten temat. I to są dwie rzeczy, które się wzajemnie nakręcają: z jednej strony czynnik unikania psychicznego bezpośrednio związany z traumą, a z drugiej strony — propaganda” — Wiktoria Horbunowa.
Trostianenko Nina Iwaniwna, urodzona w roku 1926. Przeżyła Wielki Głód w wieku 7 lat. Fot. Wałentyn Kuzan.
Pod koniec 2020 roku Hołodomor uznało za ludobójstwo 17 państw, łącznie z Ukrainą. Podobne traumy odbijają się na wartościach nie tylko samych świadków, ale także całych pokoleń. Coraz więcej archiwów jest otwieranych, coraz więcej dokumentów potwierdza słowa tysięcy świadków i ujawnia szczegóły zbrodni totalitarnego reżimu komunistycznego. Dlatego bardzo ważne jest uświadomienie wszystkich tych doświadczeń i traumy oraz integrowanie ich w proces budowania współczesnego społeczeństwa.
„Musimy to wyjaśnić. Człowiek musi rozumieć, że niektóre jego strategie zachowania, niektóre jego myśli i przekonania, nie mają swojego odbicia w rzeczywistości, one nie zdają egzaminu w rzeczywistości. Dlaczego? Ponieważ człowiek kieruje się nie prawdziwą rzeczywistością, a rzeczywistością ukształtowaną przez traumę” — Wiktoria Horbunowa.
wspierany przez
Materiał zrealizowano w ramach projektu "Hołodomor: mozaika historii" wspólnie z Muzeum Narodowym Hołodomoru-Ludobójstwa przy wsparciu Ukraińskiej Fundacji Kultury.