Share this...
Facebook
Twitter

Naród Ukraiński składa się z kilkudziesięciu grup etnograficznych. Każda grupa etniczna ma własne cechy językowe i kulturowe. Tradycje tych grup kształtowały się na przestrzeni stuleci. W warunkach rozwoju miast i gospodarki te tradycje integrują się, a ich różnice stopniowo się zacierają. Uważa się, że ukraińskie mniejszości etniczne mieszkają najliczniej w granicach Karpat Ukraińskich i Zakarpacia. Bojkowie są jedną z największych pod względem wielkości góralskich grup etnograficznych. Ich kultura kształtowana przez wiele stuleci, jest połączeniem warstw różnych epok i przedstawień, co czyni z niej wielki dorobek kultury ogólnokrajowej.

Bojkowie, inaczej Werchowyńcy, Podgórzanie, Dolinianie — są ukraińską grupą etnograficzną, zamieszkującą środkową część Ukraińskich Karpat od rzek Łomnica i Tereswa na wschodzie, do Użu i Sanu na zachodzie. Terytorium Bojkowszczyzny graniczy z takimi historyczno-etnograficznymi regionami jak Łemkowszczyzna i Huculszczyzna.

Istnieje wiele teorii o pochodzeniu Bojków . Naukowcy do dziś nie doszli do wspólnego wyjaśnienia pochodzenia Bojków. Według najbardziej rozpowszechnionej teorii, etnonim „Bojkowie” pochodzi od nazwy celtyckiego plemiona Bojów, które zamieszkiwało terytoria współczesnych Czech i Austrii w okresie lateńskim. Bojkowie są także uważani za potomków dawnego plemiona Białych Chorwatów, które uczestniczyło w kształtowaniu się narodu ukraińskiego około tysiąca lat temu. Pochodzenie nazwy tej karpackiej grupy etnicznej próbowano również wywodzić od polskiego słowa „bojak”, czyli „wół”, rumuńskiego „boj”, rosyjskiego „bojkij”, „bojek”, wymyślonego słowa „wojko”, ukraińskiego czasownika „bojatysia” (pol. bać się — przyp.tłum.), czy lokalnej formy zwrotu do boga — „bohojku”. Żadne z tych przypuszczeń nie zostało uznane z powodu braku przekonujących argumentów.

Bojkowskie wsie położone w dolinach rzek mają głównie skupiskowy charakter. Wiele osad tego regionu ma ma długą historię, wspomina się o nich w latopisie Halicko-Wołyńskim oraz w innych źródłach średniowiecznych. Duchowa kultura mieszkańców Bojkowszczyzny ma swoje regionalne cechy. W lokalnych obyczajach i rytuałach widoczny jest ścisły związek ze sprawami życia ludzkiego.

Uwagę uczonych przyciąga również gwara bojkowska, która należy do południowo-zachodniego narzecza języka ukraińskiego. Obejmuje dialekty północnej części Karpat, na zachodzie graniczy z łemkowską gwarą, na wschodzie — z huculską. Gwara bojkowska jest uznawana za najbardziej archaiczną i taką, w której zachowały się cechy języków staroukraińskiego i prasłowiańskiego. Ma takie cechy fonetyczne, gramatyczne i leksykalne, z których nadal korzystają mieszkańcy regionu.

Bojkowie mają własny festiwal etniczny — Światowe bojkowskie festyny, na które zjeżdżają się Bojkowie z różnych krajów. Wydarzenie odbywa się raz na 5 lat od 1992 roku w rejonie turczańskim. W festynach biorą udział zespoły folklorystyczno-etnograficzne z bojkowskich regionów Ukrainy, jak również ludzie pochodzący z Bojkowszczyzny, mieszkający poza granicami kraju. Grają kołomyjki oraz inne piosenki ludowe, których nie śpiewa się nigdzie, oprócz ich małej ojczyzny.

Siostry Ihnatysz

Wieś Łybochora liczy trochę ponad 2 tysięcy mieszkańców więc nie wszyscy się tu znają. Istnieje legenda, że wcześniej wieś nazywała się Ołeksanka, ponieważ jej założycielem był Ołeksa — bogaty człowiek, który dostał od króla gramotę i zezwolenie na zasiedlenie tego terytorium. Później mieszkał tutaj inny znany bogaty człowiek, który miał córkę o imieniu Luba. Zalecało się do niej wiele zamożnych mężczyzn z innych wsi. Kiedy zachorowała, wszyscy mówili: „Luba chora! Luba chora!”. Od tego czasu pojawiła się nazwa „Łybochora”.

We wsi Łybochora mieszkają i pracują siostry-skrzypaczki Łesia i Wasyłyna Ihnatysz. Są stałymi uczestniczkami i kierowniczkami zespołu muzyki ludowej „Beskid”. Zespół został założony przez ich ojca pół wieku temu. Śpiewają tradycyjne bojkowskie piosenki na weselach i innych imprezach. Zespół liczy 7-8 muzyków, którzy grają na dawnych instrumentach. Oprócz skrzypiec są też cymbały (instrument muzyczny, w którym dźwięk pojawia się poprzez uderzanie pałeczką strun — aut.), basetla (ukraiński ludowy instrument smyczkowy, przypominający wiolonczelę — aut.), bęben (instrument perkusyjny w kształcie obręczy, pokrytej suchą skórą — aut.), drumla (języczkowy instrument szarpany o kształcie metalowego łuku — aut.), sopiłka (instrument dęty — aut.).

— Ojciec od dziecka wprowadzał nas z siostrą do zespołu. Gramy w nim od lat 80.. Chociaż ojciec nie miał wykształcenia muzycznego, wysłał nas na profesjonalną naukę muzyki..

Łesia mówi, że jej synowie również są uczestnikami zespołu. Umieją grać na drumli, cymbałach, basetli, bębnie. Obaj uczą się muzyki w Drohobyczu. Starszy jest skrzypkiem, młodszy — saksofonistą. W taki sposób kształtuje się dynastia — czwarte pokolenie muzyków.

— Nasz ojciec był skrzypkiem weselnym. Samouk, ale bardzo dobrze panował nad grą. Nasz dziadek, Iwan Ihnatysz, był również znanym, jak na tamte czasy, skrzypkiem bojkowskim. Nie zostało żadnego nagrania z jego grą. Nie słyszeliśmy gry naszego dziadka. Jest tylko płyta z nagraniami ojca.

Wasyłyna i Łesia mówią, że są najmłodszymi nosicielkami folkloru bojkowskiego. Są jeszcze starsze panie, które posiadają tę wiedzę, ale ta tradycja przeważnie mija.

— Młodzież się tym nie interesuje. Od dzieciństwa się tym interesowałyśmy, dlatego ojciec przekazał nam tę wiedzę. Cała okolica zapraszała go na wesela. Jak byłyśmy małe, chodziliśmy za nim i go słuchałyśmy. Teraz odtwarzamy to z pamięci. Również często wypasaliśmy razem krowy i dużo rozmawialiśmy, śpiewaliśmy. Tato na sopiłce grał kołomyjki. Jesteśmy mu za to wdzięczne. Mówił: „Kiedyś się to wam przyda, mnie nie będzie, a wy będziecie pamiętać”.

Siostry zaśpiewały kilka ładkanek — śpiewanek, składających się z trzech zwrotek, w których przeważnie w pierwszym wersie opowiada się o pewnym wydarzeniu, a drugi i trzeci się powtarzają. Ładkanki powstają na różne rytualne obrzędy: weselne, na bydło, na żniwa, na rozpoczęcie siewu.

— Weselne ładkanki są na początku wesela. Kiedy w regonie bojkowskim zaczynało się wesele, kobiety zamężne, koniecznie starsze, śpiewały ładkanki. Były to ładkanki na barwinek, na wianki — każdy etap wesela miał swoje ładkanki.

Wieś Łybochora położona jest w międzygórzu Karpat. Dlatego Łesia i Wasyłyna wybrały spośród różnych kołomyjek właśnie połonińskie — śpiewane podczas wypasu krów i owiec na połoninach. Takie śpiewanki ludzie tworzyli w bliskiej relacji z tym, z czym żyli.

Share this...
Facebook
Twitter
Share this...
Facebook
Twitter

Jeszcze jednym rodzajem popularnych na Bojkowszczyźnie śpiewów jest wiwkanie. „Wiwkać” dosłownie oznacza wykrzykiwać.

— Kiedy pasterze, dorośli już chłopcy i dziewczęta, paśli bydło, podawali głos z jednego wzgórza na drugie. Dziś są telefony komórkowe, można zadzwonić, a wtedy wiwkali. Uważano, że jeżeli dziewczyna odpowie na wiwkanie, narodzi się jakaś sympatia. Na połoninie jest duże echo, więc było dobrze słychać jak ktoś wiwkał.

O podobnej technice śpiewu Hucułów czytajcie w naszym materiale „Huculski chleb dla Karpat”.

Wasyłyna i Łesia opowiadają, że Bojkowszczyzna nadal jest mało zbadana. Niemniej jednak istnieją różne wersje uczonych o pochodzeniu Bojków.

— Są wersje, że Bojkowie pochodzą od Chorwatów, od Serbów. Jeżeli chodzi o nazwę, niektórzy mówią, że była to ludność bardzo wojownicza. Inna wersja opiera się na tym, że Bojkowie często mówią „bo, bo”. Rzeczywiście tak mówimy. Rozmawiamy przeważnie w swoim dialekcie.

W sytuacjach oficjalnych siostry Ihnatysz posługują się językiem literackim, ale jednocześnie zachęcają również do korzystania z dialektu bojkowskiego, żeby odrodzić i zachować unikatową gwarę. Przytaczają kilka charakterystycznych powiedzeń:

— Jest taki wyraz: „Jak boła, boła koboła, ta boła wotiahnuła”. Czyli gdyby była kobyła, to by pociągnęła. Albo, na przykład, naczynie, do którego zbierane są jagody, w innych regionach nazywa się „zbanok”, a u nas „denerko”. Same jagody nazywamy „jafeny”. Kiedy gotujemy rosół mięsny, to powstaje „dziama”. Gdy posłuchacie Bojków, to nie zrozumiecie do końca, co jedli.

Wasyłyna i Łesia opowiadają, że podczas akcji „Wisła” chi rodzina została wysiedlona do obwodu donieckiego. Rodzina stamtąd uciekła, bo mieszkała niedaleko epicentrum działań wojskowych.

— Nasza mama została wysłana do obwodu donieckiego, ale nie spodobało się jej tam i wróciła z powrotem do Borysławia, gdzie grał nasz ojciec na weselu. Tak się poznali i mama przeprowadziła się tutaj, w góry. Śmiali się z niej, mówili: „Dokąd idziesz? W góry, do jakiejś wsi zabitej deskami?”. Pewnie miłość ją tutaj zaprowadziła. Nigdy nie żałowała tej decyzji.

Siostry Łesia i Wasyłyna ubrane są w tradycyjne, uroczyste stroje bojkowskie. Wcześniej w takich strojach chodziło się do cerkwi, w domu ubierano się prościej.

— Ta wierzchnia kamizelka, kamazelka, i te koszule pochodzą ze wsi Czorna dolno-ustrzyckiego rejonu (obecnie wieś Czarna Góra powiatu bieszczadzkiego — tłum.) od strony matki. Dół — spódnice — są nasze, łybochorskie. Połączyliśmy dwa, można powiedzieć, punkty Bojkowszczyzny. Nasze obuwie nazywa się „chodaky”, taka jest nazwa w całym regionie bojkowskim. Kiedyś byli rzemieślnicy, którzy je robili. Spódnicę nazywano u nas “fartuchem”, a fartuch— zapaską.

Rodzina Komarnyckych

Nazwa wsi Borynia pochodzi od słowa „bir” (bór, las iglasty). Te ziemie słyną między innymi z tego, że w XVIII wieku osiedlili się tutaj niemieccy koloniści, którzy zajmowali się różnymi rzemiosłami i eksportowali produkcję do Europy.
Bohdan Komarnyckyj dobrze zna historię swojego kraju. Opowiada, że pierwsza wzmianka o wsi pochodzi z XVI wieku.

Bohdan Komarnyckyj dobrze zna historię swojego kraju. Opowiada, że pierwsza wzmianka o wsi pochodzi z XVI wieku.

— Te wsie, które założyli Chorwaci, powstawały w miejscu już istniejących wsi. Zwiększali liczbę ludności i dawali nowe nazwy. Borynia nie zmieniła swojej nazwy. Bizantyjski imperator oraz historyk XX wieku Kostiantyn Bahrianorodnyj pisał, że za Turką mieszkają Biali Serbowie, czyli nieochrzczeni Serbowie. Mieszkają pomiędzy Węgrami i Chorwatami. Bojko jest właścicielem bydła. Podobnie jak w Ameryce kowboj. Serbowie, według jednej z wersji, to potężny ród, pochodzący od Chorwatów, którzy dali nazwę Bojkowszczyźnie.

Bohdan opowiada, że jego rodzice pochodzą ze wsi Komarnyky, znajdującej się 12 km od Boryni. Zakodowano to w jego nazwisku – Komarnyćkyj.

— Są wsie-gniazda, gdzie wszyscy mają jednakowe nazwiska. W Jaworowie wszyscy Jawornyćcy, w Ilnyku – Ilnykowie itd. Każdy ród miał swoją końcówkę. Tak kodowano plemię i ród, z którego pochodził człowiek. Potem to zanikło. Bojko, na przykład, ma pochodzić stąd, z Bojkowszczyzny. Ale w czasach kozaków mogli dać przezwisko Bojko i już. Człowiek może pochodzić z innego terytorium, a mieć nazwisko, które pojawiło się z przezwiska.

We wsi Borynia rodzina Komarnyćkych odradza dawne tradycje produkcji sera i chleba. Bohdan i jego żona Natalia nauczyli się gotować „żywy” ser od kolegów z Zakarpacia, którzy wcześniej specjalnie jeździli do Szwajcarii, żeby zdobyć doświadczenie. Bohdan mówi, że sama przyroda skierowała go do pracy z produktami spożywczymi.

— Kiedy zajmujesz się autentyką, pomagają ci jakieś siły z góry. Nawet teraz widzę, że moje życie zmienia się na lepsze. Im więcej grzebię w przeszłości, tym lepiej widzę przyszłość. Z jakiegoś powodu tak jest. Stały rozwój – to przekazywanie od starego pokolenia do nowego.

Share this...
Facebook
Twitter
Share this...
Facebook
Twitter

Mleko na ser rodzina Komarnyckych bierze od 4-5 rodzin. Żeby zrobić jeden kilogram sera, potrzebują 11-12 litrów mleka.

— Natalia już może odróżnić, które mleko jest od krowy na antybiotykach, a które nie. Takie krowy od razu odrzucamy. Ci właściciele, którzy dolewają wody do mleka, nawet do mnie nie idą, bo wiedzą, że ich zawstydzę.

Komarnyccy dostarczają sery autobusem jadącym w kierunku Lwowa. Kupują je też turyści lub zamawiają na różne wydarzenia: wesela, prezentacje itd.

— W tym roku goście byli z Polski, Ameryki, Włoszech. Ukraińcy też przyjeżdżają z różnych miast: Charków, Mariupol, Zaporoże, Tarnopol, Kijów. I ani razu nie słyszałem czegoś złego..

Bohdan pokazuje chleb bez drożdży z mąki razowej, który wypiekają z żoną. Korzystają, między innymi, z glinianych foremek, co wpływa na smak chleba.

— Jeśli weźmiemy tę mąkę, która jest teraz w sklepach, to nie znajdziemy w niej tego, co ma być. Mąka razowa zawiera ziarno i otręby — czyli to, co jest zdrowe dla człowieka. Ziarno daje energię, a otręby oczyszczają organizm. Podstawą chleba zawsze było żyto, a pszenica pełniła rolę dodatku.

Bohdan i Natalia wypiekają niedużo chleba, do 50. bochenków tygodniowo. Dostarczają go na zamówienie rodzinom, organizują dowóz chleba do Stryja.

— W porównaniu do cen, jakie widziałem na taki chleb w Kijowie, my sprzedajemy go kilka razy taniej. Ziarno kupuję u rolnika, który dla nas uprawia. Siałem żyto, pszenicę,żniwa są tu wybitne.

— Kiedy pracujesz z autentyką, takimi rzeczami, które robili nasi przodkowie, to i siły się pojawiają, i życie się zmienia na lepsze. Jakoś tak się dzieje.

Bohdan opowiada, że inni mieszkańcy wsi nie od razu zaakceptowali jego nowe zajęcie. Najpierw się śmiali, ale potem zrozumieli, czemu rodzina Komarnyćkych wybrała tę drogę.

Ten proces nie staje się natychmiast, a idzie powoli, długo. Ludzie się przyzwyczaili do pewnych standardów, że wszystko ma być ograniczone. Ale zrozumiałem sam, że jedyną dobrą drogą jest odrodzenie. Spożywczych lub nie spożywczych produktów. Czasem mówią mi, że “cały świat idzie do przodu, a ty nas do tyłu ciągniesz”. A ja mówię, że nie trzeba odrzucać współczesnych osiągnięć. Ale jeśli istnieje, na przykład, wielowiekowa tradycja produkowania sera, to czemu nie zrobić dobrego sera? Narzędzia mogą być współczesne, ale technologia ta sama.

Anatolij

Anatolij Wysoczanśńskyj poświęcił dziewiętnaście lat turystyce. Pracował jako przewodnik, dużo chodził po górach, układał piesze trasy i opowiadał turystom o krainie Bojków.

— Oprowadzałem ludzi i z Kijowa, i z krajów Wspólnoty Niepodległych Państw. Spaliśmy w przejściach, na parkingach i szliśmy dalej, kiedy jeszcze byłem młody. A po turystyce pracowałem w ogólnokształcącej szkole. Mam 42 lata doświadczenia.

Anatolij Wysoczanśkyj urodził się i mieszka we wsi Mochnate, rejonie turczańskim. Wraz z żoną wychowują czworo dzieci. Syn pomaga Anatolijowi grać tradycyjną muzykę bojkowską na weselach.

— Jestem kierownikiem zespołu “Widłunnia Karpat”. Gramy wierchowińskie, bojkowskie, huculskie piosenki obrzędowe na weselach. Gramy koncerty, wieczory — kto co zamówi. Wracamy do folkloru, bo tutaj to znika i nikt tego nie przywraca, tych starych obrzędów, tradycji. A jeśli to porzucimy — nasze tradycje i wszelkie stare obrzędy — nie będziemy warci ani grosza.

Anatolij opowiada, że po to, by grać na weselu, trzeba znać wiele obrzędów i nie zapominać, że w każdym regionie są one różne. Był w tak wysokich górach, że nie dało się tam na koniach dojechać.

— Są bojkowskie kołomyjki, kiedy narzeczony podchodzi do narzeczonej. Idą pod wieńcem, muzycy grają na błogosławienie taki taniec. Są jeszcze ładki — kiedy proszą o błogosławienie dla narzeczonego czy narzeczonej. Ojciec błogosławi, potem matka błogosławi, z chlebem i z solą, i z wieńcem, i z chlebem weselnym. Taka tradycja bojkowska.

Anatolij Wysoczański zaczął grać w wieku 6 lat. A od 8 roku życia grał już na akordeonie na weselach z dorosłymi muzykami.

— Uczyłem się sam. Ale bez wykształcenia też pracowałem bardzo dobrze. Gram ze słuchu— znam troszkę muzykę, ale tylko trochę. I gram dobrze.

Anatolij opowiada, że są jeszcze wsie na Bojkowszczyźnie, gdzie tradycyjnie świętuje się wesela:

— Narzeczona ubiera wyszyty strój, ma taką czapkę na głowie. To są jeszcze bojkowskie wesela tutaj na Turkowszczyźnie. Wodzirej i starosta muszą znać obrzędy, bo w każdym rejonie obrzędy są inne. Jeśli mówimy o naszym bojkowskim kraju,to tutaj inaczej zdejmuje się welon z panny młodej, potem jest złoty taniec, gdzie panna młoda zbiera pieniądze, i kto chce z nią tańczyć — tańczy.

Anatolij Wysoczanśkyj ma uczniów w szkole ogólnokształcącej i w przedszkolu. Uczy muzyki, śpiewania.

— W przedszkolu mam młodszą i starszą grupę. Dwa razy w tygodniu chodzę tam do pracy. Grałem im na akordeonie — bardzo fajne dzieci. Dużo więcej można z dziećmi zrobić, niż szkoła robi. I swojego syna obserwuję. Kiedy był mały, pewnego razu na Wielkanoc poszedł do cerkwi i mówi: “Tata, mamy czas jeść, ale lepiej weź instrument i zagraj dla mnie”. Rozumiecie? To dla niego było na pierwszym miejscu, a jedzenie — na drugim. To jest bardzo dobre. To znaczy, że coś z niego wyrośnie.

Anatolij uważa, że bojków można opisać jako bardzo sympatycznych ludzi. I tak się złożyło historycznie, że bojkowie nigdy nie byli bogaci, bo na tych ziemiach jest stosunkowo zimno, więc winogrona czy inne odmiany nie mogą być uprawiane.

— Bojkowie zawsze zajmowali się hodowlą bydła, rolnictwem. Z ziemi żyli. Ale u nas już pszenicy nikt nie uprawia. Nasze góry nie nadają się do tego. A hodowla bydła — to wyższa klasa na cały świat. Jest dużo ziemi, nikt jej nie obrabia. Kosić siana można tyle, ile chcecie — bydła można utrzymać 100 sztuk. A w ogóle to bojko ma taki charakter, że kiedy jest najedzony, i wszystko w porządku w domu, a ziemniaki obrodziły — bardzo się cieszy, śpiewa, tańczy z żoną pośród chaty. Bierze żonę, wypije trochę wódki i tak tańczy, jak cholera.

Ponieważ kiedyś ludzie mieli dużo mniej opcji rozrywki, to muzyków było o wiele więcej, i to bardzo utalentowanych. Każdy miał skrzypce, umiał grać jakoś po swojemu.

— A teraz skrzypce są w każdym domu. Możecie je kupić nawet za 100 hrywien. Ale nikt nie chce grać. A żeby się zajmować muzyką, trzeba ją słyszeć. Tutaj nie pomogą ani pieniądze, ani rodzice, nic. Dziecko samo musi się starać. Bo jeśli wyjdzie dąb na scenę, to nic nie zrobi. Trzeba być artystycznym, trzeba oddziaływać na ludzi, żeby ludziom się podobało. Tego się za pieniądze nie kupi.

Anatolij Wysoczanśkyj przypomina, że grał na więcej niż półtora tysiąca weselach. Teraz jest ich mniej, ludzie czasem świętują skromniej, a kiedyś to i na sen czasu nie starczało.

— Graliśmy dużo. Mieliśmy troistych muzyków (zespół muzykantów składający się zazwyczaj ze skrzypiec, basetli i bębenka — przyp.tłum.), a już później zaczęto grać kompozycje wokalne i instrumentalne. Nie korzystamy z fonogramu, wszystko jest prawdziwe. Mamy zapas piosenek, młody około 2,5 tysiąca zna na pamięć. Ja gram tylko folklor, czardasz, coś takiego. A młodzi chłopacy grają coś bardziej nowoczesnego, co jest transmitowane po ukraińsku.

Anatolij uważa, że dużych pieniędzy w życiu nie zarobił, ale to nie jest dla niego najważniejsze. Zrobił dużo dla ludzi, dlatego nic nie zmarnował.

Uważam, że jestem duchowo zaopatrzony, ludzie mnie szanują. To jest bardzo dobre. Umrę, a ludzie przyjdą i pomodlą się za mnie, i przypomną kiedyś. A to jest najważniejsze w życiu. Robiłem wszystko dla ludzi. Dla ludzi pracowałem, żeby się bawili, i mi też było dobrze od tego. Po mnie zostaną moje kołomyjki, moje różne antyki, z których korzystałem na weselach, na koncertach. Nie na marne przeżyłem życie.

Jak nagrywaliśmy

O tym, jak podróżowaliśmy przez ukraińskie Karpaty. O tym, jak nas przyjmowali Bojkowie w różnych wsiach, o muzyce, gotowaniu sera, wypiekaniu chleba i śpiewy tradycyjne – w wideoblogu.

Nad materiałem pracowali

Założyciel Ukrainera:

Bohdan Łohwynenko

Autorka:

Natalia Ponediłok

Redaktorka:

Kateryna Łehka

Producentka:

Olha Szor

Fotograf:

Dmytro Bartosz

Operator:

Pawło Paszko

Wasyl Hoszowskyj

Reżyserka montażu:

Liza Łytwynenko

Reżyser:

Mykoła Nosok

Redaktor zdjęć:

Ołeksandr Chomenko

Transkryptorka:

Wiktoria Wolańska

Daryna Sało

Maryna Riabykina

Tłumacz:

Maksym Sytnikov

Tłumaczka:

Alona Kabaliuk

Redaktorka tłumaczenia:

Małanka Junko

Korekta:

Bartosz Wojtkuński

Koordynator tłumaczenia:

Jurij Ganuszczak

Menadżerka treści:

Julia Bezpeczna

Śledź ekspedycję