Przetrwała Hołodomor i uratowała chłopca z sąsiedztwa

Share this...
Facebook
Twitter

Kiedy zaczynał się Hołodomor (Wielki Głód), Maria Hurbicz miała 12 lat. Razem z rodziną nie tylko przetrwała ludobójstwo narodu ukraińskiego, ale i nie pozwoliła umrzeć chłopcu z sąsiedztwa. Później, po wielu latach, spotkała się z nim przez przypadek. Mimo, że w latach 1932-33 w całej Ukrainie miał miejsce scenariusz, który poniekąd przypomina zajęcie niektórych terytoriów w Donbasie w 2014 r. — najbiedniejsi dobrowolnie lub przymusowo zgłaszali się jako „aktywiści” i byli zmuszani do odbierania resztek jedzenia innym, — to tacy ludzie jak Marija w tajemnicy pomagali sobie nawzajem przetrwać.

Od 1929 roku rząd radziecki masowo tworzył kolektywne gospodarstwa rolne (kołchozy), niszcząc tym samym indywidualne gospodarstwa jako zjawisko. Następnie gwałtem zagnał do nich chłopów tym samym pozbawiając ich możliwości zarobkowania. Reżim zabrał im całe zapasy żywności, obwiniając ich przy tym o sprzeciw wobec kolektywizacji. Ponieważ praca w kołchozach oznaczała załamanie tradycyjnego sposobu prowadzenia gospodarstwa i podporządkowanie nowemu radzieckiemu ustrojowi, stawiano opór. Hołodomor był sposobem poskromienia Ukraińców, którzy nie chcieli podporządkować się nie tylko nowym zasadom prowadzenia gospodarstwa wiejskiego, ale w ogóle reżimowi.

Przez wiele lat władze sowieckie ukrywały prawdę o Hołodomorze, zabraniały mówić o tym, co przeżyli ukraińscy chłopi oraz ile ludzi naprawdę zmarło z głodu. Ani w Związku Radzieckim, ani poza jego granicami oficjalnie nie mówiło się o Hołodomorze.

W 1985 roku w USA powołano komisję Kongresu ds. Wielkiego Głodu w Ukrainie. Jej członkowie chcieli zbadać to, co działo się w latach 1932-33 w ZSRR, aby ujawnić całemu światu informację o zbrodni Związku Radzieckiego przeciwko narodowi ukraińskiemu. W Ukrainie dopiero po uzyskaniu niepodległości odtajniono archiwa i rozpoczęto badania dotyczące Wielkiego Głodu.

W 2003 roku Ukraina na arenie międzynarodowej ogłosiła Hołodomor ludobójstwem narodu ukraińskiego. Wtedy też Rosja, jako spadkobierczyni Związku Radzieckiego, zwróciła się do środowisk międzynarodowych o nieuznawanie Wielkiego Głodu za ludobójstwo, a później niejednokrotnie ingerowała w proces przyjęcia odpowiedniej rezolucji ONZ.

Publikacja ta jest częścią cyklu historii „Świadkowie Hołodomoru”, zarejestrowanych podczas ekspedycji zespołu Ukraїner oraz Narodowego Muzeum Hołodomoru-Ludobójstwa w ramach projektu „Hołodomor: mozaika historii” zrealizowanego przy wsparciu Ukraińskiego Funduszu Kultury.

Rodzina Mariji

Marija Hurbicz (nazwisko panieńskie — Szowkun) urodziła się na chutorze Wyła w rejonie Łosyniwskim na Siewierszczyźnie. Później razem z rodziną przeprowadziła się do Ołeksandriwki w rejonie Bobrowyckim, gdzie przeżyła głód. Na początku kolektywizacji jej rodzina była zamożna, miała dziesięć dziesięcin ziemi i dużo trzody: cztery konie, które orały pole, trzy źrebaki i trzy krowy. To wystarczało, by wykarmić wielką jedenastoosobową rodzinę.

Dwóch jej braci, studenta i nauczyciela, skazano na mocy sfałszowanej przez Państwową Administrację Polityczną Ukraińskiej SRR (nazwa USRR do 30 stycznia 1937 r.), poprzedniczki NKWD, sprawy w ramach procesu Związku Wyzwolenia Ukrainy (dalej – ZWU). Rzekomo wraz z innymi osobami o podobnych poglądach pragnęli wyzwolić naród ukraiński spod radzieckiego reżimu oraz założyć samodzielną ukraińską republikę, w związku z czym organizowali bojkoty i powstania. Sprawa ta była próbą usprawiedliwienia masowych prześladowań i aresztów skierowanych na będących w opozycji Ukraińców oraz podważenia zaufania we wszystko, co ukraińskie, także w przeddzień Wielkiego Głodu.

NKWD
Jednym z podstawowych zadań Narodowego Komisariatu Spraw Wewnętrznych ZSRR (NKWD) była walka z nastawionymi opozycyjnie do władzy ruchami nacjonalistycznymi. NKWD wykorzystywał niehumanitarne metody, aby stłumić każdy opór wobec reżimu.

Maria Hurbicz z mężem Mykoloju.

Podczas całego procesu przeciw ZWU, a także i po nim, aresztowano, zamordowano albo wysłano na zesłanie ponad 30 tys. osób będących częścią artystycznej oraz naukowej inteligencji. Miejscem, gdzie więziono część osądzonych był Monastyr Sołowiecki. Właśnie tam karę za nacjonalizm odbywali bracia Mariji.

Ojciec odwiedził synów akurat wtedy, gdy trzeba było podjąć decyzję czy przyłączyć się do kołchozów czy dalej prowadzić własne gospodarstwo.

— Tak i bracia od razu powiedzieli „Tato, wstępuj do kołchozu, bo zginiesz na Kołymie”. Wstąpiliśmy do kołchozu, pozostaliśmy przy życiu i nie rozkułaczono nas.

Kołyma
Nieformalne określenie poprawczych obozów pracy na północnym wschodzie ZSRR, najsurowszych w systemie GUŁAGu.

Kobieta wspomina, że ci indywidualni gospodarze, którzy nawet pod naciskiem gróźb i zastraszania nie chcieli wstąpić do kołchozu, byli rozkułaczani (od słowa „kułak”, którym władze nazywały zamożnych chłopów — red.). Nie mieli oni możliwości, by przeżyć głód, albo nakładano na nich tak wysokie podatki, że nie byli w stanie ich spłacać. Rodzina Mariji oddała do kołchozu cały sprzęt do pracy w polu i prowadzenia gospodarstwa domowego, oddała konie i krowy. Pieniędzy nie zarabiali.

— Skąd kołchoźnik miał mieć pieniądze, jeżeli na dzień pracy dawali dwieście gramów chleba. Tak więc państwo robi tak: pracujemy w kołchozie za darmo, absolutnie za darmo, ludzie żyją kosztem miasta. A jak żyją, jak udaje im się przetrwać — to ich sprawa.

W ciągu jednego dnia pracownicy kołchozów mieli otrzymywać dwie kopiejki, co w ciągu roku dawało 150 karbowańców. Środki te były „pożyczane” państwu w celu finansowania przemysłu, armii, medycyny. W rzeczywistości ludzie pracowali za jedzenie, które im wydawano w kołchozie i często nie mieli środków nawet na ubrania.

Nastroje na wsiach

Do kołchozów dobrowolnie wstępowało nie więcej niż 3% Ukraińców, pozostali byli zmuszani do dołączenia w szeregi robotników. W zasadzie nie było wyboru, dlatego ci, którzy nie szli do kołchozu, byli skazani na śmierć głodową. Ojciec Mariji został kołchoźnikiem, co później uratowało życie całej rodzinie, ponieważ w czasie Hołodomoru pracowników kołchozu czasami karmiono, aby ci nie mdleli podczas pracy w polu.

Marija, już w wieku 12 lat, samodzielnie obrabiała w kołchozie pięćdziesiąt akrów ziemi, zbierała plony i oddawała władzy. Było to dużo pracy, którą nawet dorosłe kobiety nie zawsze wykonywały, za co otrzymywały kary pieniężne. Marija mówi, że nawet przed Hołodomorem była to „dosłownie szatańska walka o przetrwanie”.

Rok 1932 był rokiem powodzi i utraty plonów na Siewierszczyźnie, wspomina Marija. Ludzie przeżywali dzięki wędkarstwu: łowili piskorze, karasie i kiełby.

— Od Czernihowa do samego Czemera — tu wszędzie stała woda. Od Nosiwki aż do Bobrowyci była woda. Chaty były pod wodą, ulice też, ale były też takie wzniesienia, na których nie było wody.

Ale nieurodzaj nie był na tyle dotkliwy, by spowodować klęskę głodu. Zbiory z 1932 roku okazały się być jedynie 12% mniejsze od średniego wskaźnika z poprzednich pięciu lat, mimo że powierzchnia zasiewów zmniejszyła się o jedną piątą. Kołchozy nie miały ani siły roboczej, ani nasion, by wykonywać potężne plany zbioru zboża, a przymusowa kolektywizacja spowodowała brak aprobaty społeczeństwa.

Plan zbioru zboża
Forma naturalno-produktowej powinności chłopów na rzecz państwa, zgodnie z którą mieszkańcy wsi mieli dostarczać państwu określoną ilość ziarna. Był to jeden ze sposobów kontroli chłopów, ich pracy i życia.

Doprowadziło to do buntów i protestów w ukraińskich wsiach. Radziecki rząd traktował je jako przejawy nieposłuszeństwa, co stało się oficjalnym powodem podjęcia 6 lipca 1932 r. uchwały o zwiększeniu zbioru zboża, a także represji sądowych wobec ukraińskich chłopów i ich deportacji. Nowe wymagania Moskwy celowo przekraczały możliwości kołchozów i dlatego chłopom zabierano ich własne zapasy (czasami to jedzenie gniło w magazynach) — w ten sposób chciano zniszczyć Ukraińców.

Sąsiedzi

Marija wspomina, jak jej sąsiedzi chowali zboże w ogrodzie, a później inni sąsiedzi, powołani do kołchozów, przeszukiwali i konfiskowali wszystko, co znaleźli. Zabierali wszystkie worki, wrzucali na wozy i oznaczali czerwonym proporcem. Marija wspomina, że nazywano to „czerwonym pokosem”, ale można spotkać się też z nazwą „czerwona miotła” (bo faktycznie wymiatała ona całe zboże we wsi).

Share this...
Facebook
Twitter
Share this...
Facebook
Twitter

Każdy mógł być wyznaczony do „przetrząsania” domów sąsiadów, jednak nie wszyscy wykonywali swoją pracę należycie, aby nie zabierać ostatniego jedzenia sąsiadom. Przede wszystkim, jak opowiada Marija, mowa o fasoli, którą chowano w zapiecku, a ci, którzy objeżdżali wieś, znajdowali ją podczas nalotów.

— Tak mi opowiadali, jak Nazarenko (objazdowy — red.) u jednej nauczycielki, Kałyny Hryhoriwny Wołoszczenko wyciągnął z pieca zupę z fasolą i wylał do pomyj. To tak, jakby powiedzieć, tak bardzo przygotowywali ludzi do głodu, że robili takie rzeczy.

7 sierpnia 1932 roku przyjęto uchwałę „O ochronie własności gospodarstw państwowych, kołchozów i spółdzielni oraz wzmocnieniu publicznej (socjalistycznej) własności”. Ludziom rozkradającym własność państwową groziła konfiskata własności oraz/lub rozstrzelanie. Dekret ten jest bardziej znany jako „prawo pięciu kłosów”, ponieważ nawet kilka ściętych kłosów pszenicy było uznawane za kradzież.

Marija opowiada, że również objazdowi egzekwowali postanowienia rozporządzenia. Po zbiorach na polu zostawały nieścięte i ścięte kłosy, które leżały na ziemi. Zbieranie ich było zabronione. Jedną kobietę skazano na pięć lat więzienia za to, że ścięła około kilograma kłosów. Ziarna nie można było zbierać nawet z ziemi.

— Na co ci ten worek? Jeszcze uderzy [objazdowy], pobije, zabierze worek i weźmie go tam, do biura. I ja tak miałam. A kłosy i tak zabierali. I bywało tak, że jak widzieliśmy gdzieś z daleka objazdowych na koniach, to żeśmy uciekali. I kto zdążył do domu, to już nie zabierali.

Brygada holownicza, rok 1933. Autor nieznany. Fotografia z archiwum Oksiuty Mykoły Borysowycza.

Porcja gotowanego grochu

Poważny głód na wsi rozpoczął się na przełomie stycznia i lutego 1932 roku. Kartofli nie było, mąki też. Kto miał krowę, ten miał większe szanse na przeżycie.

W rodzinie Mariji były jeszcze dwie owce, gotowali więc bulion (nazywany również „posiorbicą”) z mięsa owczego z komosą i szczawiem. W kołchozie gotowano podobną zupę nazywaną balanda (ros. bardzo rzadka, niesmaczna zupa — przyp. tłum.). Oprócz płynu, w potrawie było trochę grochu, żeby pracownicy kołchozu mieli siłę pracować.

Marija opowiada, że jej i jej bratowej wydawali dość dużą porcję gotowanego grochu. Pewnego dnia niosła z kołchozu przez pole wiadereczko z obiadem.

— Niosę, a za mną biegnie chłopak. Może miał wtedy z siedemnaście lat. Woła mnie i mówi (i łyżka taka duża): „Pozwól mi wziąć trochę grochu od ciebie”. Trochę się przestraszyłam, i na „pan” do niego się zwracam. Mówię: „Niech pan bierze, ile trzeba”. Nabrał pełną łyżkę, szybciutko przełknął, potem drugą i mówi: „Idź, już nie trzeba, nieś już do domu”. No i przyniosłam, mama nakłada, a ojciec mówi: „Dziecku samą wodę dali”. Ale nic nie mówię. A później po cichu opowiadam mamie, że spotkałam Mykołę Naboka i poprosił. „Nic nie szkodzi, córciu. Mamy krowę, uda nam się przetrwać”. Ten chłopiec przeżył. Spotkaliśmy się, ja byłam już wtedy studentką, a on — lejtnantem. Kiedy to sobie przypomnieliśmy, płakaliśmy oboje. (Płacze). Słowem, patrzymy na siebie i ja pytam: „Pan Mykoła Nabok?” — „A ty Masza?”. Odpowiadam: „Tak, Masza”, i płaczemy oboje. Wtedy dopiero porozmawialiśmy i opowiedzieliśmy to sobie. Cieszę się, że został wśród żywych on i cała jego rodzina — czworo dzieci tam było, z owdowiałą matką — szkoda, ale chociaż oni przeżyli.

Żarna, które przetrwały u Iwana Stepanowycza Melnyka, urodzonego w 1926 r., oraz Ksenii Karoliwny Bondarczuk, urodzonej w 1926 r.

Share this...
Facebook
Twitter

Żarna, które przetrwały u Iwana Stepanowycza Melnyka, urodzonego w 1926 r., oraz Ksenii Karoliwny Bondarczuk, urodzonej w 1926 r.

Share this...
Facebook
Twitter

Żarna, które przetrwały u Iwana Stepanowycza Melnyka, urodzonego w 1926 r., oraz Ksenii Karoliwny Bondarczuk, urodzonej w 1926 r.

Share this...
Facebook
Twitter

W domu Mariji były żarna. Przechowywano je potajemnie w ziemiance. Młócenie mąki za ich pomocą, a nawet trzymanie ich w budynku, było zabronione (mimo, że moździerzy ludziom nie zabierali). Kobieta rozmyśla nad tym, dlaczego zabierali lub niszczyli zboże:

— Żeby zabrać cały chleb, aby, wychodzi na to, zniszczyć jeszcze Ukrainę. Wszystko jedno, jak nie spojrzysz, jakich pytań nie zadasz, znów wracasz do tego samego. Żeby zniszczyć Ukrainę.

Ludzie z sąsiednich podwórzy zbierali się w piwnicy i mielili ziarno, póki jeszcze je mieli. Kiedy zapasy się skończyły, przeszli na fasolę. Smażyli ją, moczyli, czyścili skórki, a później mełli, gotowali lub smażyli z tego jakieś potrawy. Marija opowiada, że w tamtym czasie to były „prawdziwe smakołyki”.

— Jedli komosę i szkarłat (chwast — red.). Jeżeli ktoś miał makuchy (wytłoki — red.), to jedli i je. Uważane były za prawdziwy dar. A nie daj bóg, makucha z maku czy z konopi — to wtedy już się jest szczęściarzem. Wychodzisz na pole — a tam na polu rósł taki maleńki szczaw. Teraz lucerna, zrywamy ją, suszymy, a później mielimy, gotujemy i koniec. Żeby zapełnić żołądek i nie umrzeć.

Sąsiadka Mariji, Warwara Babko, miała czwórkę dzieci i straciła wszystkie już pierwszej zimy Hołodomoru. Mama Mariji czasami nosiła im mleko, ale nie mogła robić tego często, ponieważ musiała wykarmić swoją rodzinę. Ani sąsiadom, ani bliskim nie udało się pomóc rodzinie Warwary.

Pewnego razu, po pierwszych plonach, już po Wielkim Głodzie, Marija przyszła do Warwary kiedy ta akurat mełła pszenicę i zawodziła: „Oj, pozarastały ścieżki, dróżki, gdzie chodziły wasze maleńkie nóżki”. Kobieta bardzo przeżywała utratę swoich dzieci, była załamana. Razem z nią ubolewali nad tym również sąsiedzi.

Marija opowiada, że później Warwara ponownie wyszła za mąż, za dyrektora kołchozu, i urodziła trójkę synów. Po jej śmierci, wiele lat po Hołodomorze, wnuki i zamieszkujący tą samą wieś chłopi postawili Warwarze pomnik.

Chłopi często wspierali się nawzajem. Zła sytuacja była u wszystkich. Wielki Głód dotknął każdą rodzinę. Jedynie wspólne działania i wsparcie pomogły Ukraińcom przeżyć w tamtym czasie, kiedy reżim totalitarny chciał ich zniszczyć.

Historii, kiedy nie dało się kogoś uratować, było wiele. Każda z nich jest dotkliwa i bolesna nawet teraz. Marija wspomina:

— Pewien mężczyzna szedł drogą i prosi, już umiera. A ja pasę krowę. Biegnę do mamy, do swojej mamy: „Mamo, wuj Opanasij umiera”. Mama szybciutko niesie mu mleka, ja niosę, trzęsą się rączki, a on już nie żyje.

Strach przed prawdą

Wyjazd ze wsi był niemożliwy, ponieważ chłopi nie mieli paszportów. Musieli zostać tam, gdzie czekała ich śmierć głodowa, lub ryzykować swoim życiem uciekając ze wsi w poszukiwaniu jedzenia. Niektóre próby były udane. Inni, żeby dostać trochę chleba, za bezcen oddawali ozdoby i rodzinną biżuterię w „Torgsinie”.

Torgsin
Skrót od „handel z obcokrajowcami” — specjalne państwowe sklepy, w których towary sprzedawano za walutę obcą lub wymieniano za drogocenne metale. W czasie Hołodomoru w Torgsinach sprzedawano produkty spożywcze po spekulacyjnych cenach.

Marija opowiada, że w wyniku Wielkiego Głodu w jej wsi zginęło tak wielu ludzi, że zmarli leżeli na ulicach przy drodze. Żeby ich pochować, wydzielono osobną furmankę, na którą znoszono ciała. Miejsce pochówku było w centrum miasta, gdzie znajdowała się zbiorowa mogiła.

Na aktach zgonu nie wskazywano prawdziwej przyczyny śmierci — głodu. Ludzie umierali a to w wyniku zapalenia płuc albo z powodu innych chorób. Oficjalnie głód nie istniał. Ci, którzy go przeżyli znali prawdę, lecz długo nie mogli o tym mówić, bardzo się bali.

— Oczywiście, że była jakaś prawda, jeżeli teraz, we współczesnym świecie, spojrzeć na nasze państwo i na to, jak patrzy na nas Rosja. I jeśli przypomnieć sobie te łagry, gdzie zabijano naszych, ale nie tylko naszych, ale i Niemców (była jedna kolonia na Wołdze), Żydów, czy Tatarów, można uwierzyć, że Ukrainę niszczono, możliwe, że tak samo jak wielu ludzi.

Marija opowiada o tym, jak ludzie na miejscu robili wszystko, by przeżyć i pomóc innym. Często powtarza, że właśnie tak władza radziecka chciała zniszczyć Ukrainę, co jej się nie udało.

Czynny i bierny opór chłopów nie cichł ani przed, ani w trakcie, ani po Hołodomorze. Ludzie chowali jedzenie w dołach, nie godzili się na pracę w kołchozie lub nawet próbowali z niego wyjść, rozpowszechniali ulotki wzywające do protestów, a czasami palili budynki lub mienie kołchozów. Fale protestów miały charakter lokalny, ale z czasem rozprzestrzeniały się na coraz więcej wsi. To nie pomogło zatrzymać zaplanowanego przez władzę radziecką ludobójstwa, ale pokazało stanowczy sprzeciw wobec tych działań i gotowość do stanięcia w obronie tego, co słuszne.

wspierany przez

Materiał zrealizowano w ramach projektu "Hołodomor: mozaika historii" wspólnie z Muzeum Narodowym Hołodomoru-Ludobójstwa przy wsparciu Ukraińskiej Fundacji Kultury.

Nad materiałem pracowali

Autorka:

Wałeria Didenko

Redaktorka:

Jewhenia Sapożnykowa

Kateryna Łehka

Korekta:

Olha Szczerbak

Przeprowadząca wywiad:

Łarysa Artemenko

Ekspertka:

Julia Kocur

Producent:

Mychajło Kostiw

Producentka:

Karyna Piluhina

Fotograf:

Mychajło Szełest

Wałentyn Kuzan

Operator:

Mychajło Szełest

Ołeh Sołohub

Reżyserka montażu:

Anna Worobjowa

Reżyser:

Mykoła Nosok

Redaktor zdjęć:

Kateryna Akwarelna

Transkryptorka:

Sofia Baźko

Tetiana Krawczuk

Tetiana Soproniuk

Projektant graficzny:

Serhij Rodionow

Projektant graficzny:

Ludmyła Kuczer

Menadżerka treści:

Olha Szełenko

Tłumaczka:

Katarzyna Gach

Koordynatorka tłumaczenia:

Oleksandra Vyshnevetska

Ukrainer wspierają

Zostań partnerem

Śledź ekspedycję