Motoball. Wielka piłka w pobliżu fortecy

Share this...
Facebook
Twitter

Motoball to czysto europejska dyscyplina sportu, która pochodzi z Francji i zdobyła ogromną popularność w Ukrainie za czasów Związku Radzieckiego. Do teraz zawody motoballowe i część drużyn przetrwały tylko dzięki entuzjazmowi samych zawodników, trenerów i nielicznych widzów. W Kamieńcu Podolskim w motoball gra się już od 52 lat i przez to, że miejscowe drużyny sportowe nie osiągają większych sukcesów w innych dyscyplinach sportu, klub Podillia zyskał niemałą sławę w całym kraju. To właśnie w Kamieńcu Podolskim stoi osobny stadion do gry w motoball, która stała się wyjątkową atrakcją tego regionu. Niestety, nadal mało który turysta o niej wie.

Mecz motoballu rozgrywa się na polu wielkości boiska do piłki nożnej. Ma ono jednak trochę inne oznakowanie – pośrodku brakuje okręgu, a bramki mają kształt półkola. Pole pokrywa się zazwyczaj asfaltem albo żwirem. Dla lepszej sterowności motocykli asfalt posypuje się lekko piaskiem. Do gry wykorzystuje się piłkę wielokrotnie większą od zwykłej piłki nożnej. Każda z drużyn składa się z 5 osób (łącznie z bramkarzem) i wszyscy zawodnicy bez wyjątku muszą być na motorach. Po angielsku motoball nazywany jest również „motocyklowym polo”.

Motocykl do motoballu mało czym różni się od zwyczajnego motoru do motocrossu. Różne są tylko dźwignie sterowania hamulcami. Na motoballowym motocyklu zamontowany jest podwojony tylny hamulec z przeciwnej strony. Jako że jedna noga potrzebna jest do utrzymania piłki, to do przedniego koła motoru przymocowuje się podbicie dla prowadzenia piłki. Również w przedniej części motocykla położone są tzw. „pługi”, które uniemożliwiają piłce wpaść pod motocykl. W niektórych motorach tego typu dźwignie zmiany biegów są przeniesione bezpośrednio na kierownicę by ułatwić kierowanie.

Z motocykla za kierownicę marszrutki

Najstarszy zawodnik motoballu i kapitan drużyny z Kamieńca Podolskiego, Wołodymyr Danyliak, był kiedyś rozchwytywany przez wiele drużyn. A teraz — zarabia na życie jako kierowca marszrutki. Przepracowuje w Kijowie po pół roku, a później, wraz z początkiem sezonu na motoball, powraca do Kamieńca. Z upływem lat miłość Wołodymyra do piłki na kółkach nieustannie wzrasta.

Kiedyś w gazecie „Sowietskij sport” (radziecka, a od 1991 rosyjska, gazeta sportowa — red.) pisano o „wielkim meczu przy ścianach fortecy”. Był to artykuł o fortecy w Kamieńcu Podolskim i motoballu. Miasto było znane wyłącznie dzięki drużynie motoballowej i fortecy. Wielu kibiców przychodziło na mecze jeszcze w 2008 i 2009 roku. Wtedy drużyna wygrywała prawie każdą grę:

— Teraz drużyna bardzo się odmłodziła. W innych drużynach grają po dwie starsze osoby, no a ja jestem najstarszym zawodnikiem w całym kraju (Wołodymyr ma 65 lat — red.). Trenowałem dzisiaj i poczułem się po tym naprawdę tak błogo, że aż żona powiedziała: „Boże, tak się ożywiłeś, że aż oczy ci się świecą. Tak że wiesz, trenuj dalej”. Teraz pracuję jako kierowca marszrutki w Kamieńcu (Podolskim — red.). Raz zjechałem sobie z drogi, poćwiczyłem trochę i znowu na nią wróciłem. W przeciągu ostatnich 7-8 lat próbowałem każdej pracy.

Wołodymyra nadal rozpoznają fani na ulicy, ale korzyści z tego jest niewiele, bo wraz z uzyskaniem przez Ukrainę niepodległości motoball przestał przynosić zysk:

— W czasach sowieckich dostawaliśmy stawki wynagrodzeń. Niektórzy podwójne, niektórzy potrójne. Wychodziło całkiem nieźle, biorąc pod uwagę, że tylko trenowaliśmy. Dlatego też mieliśmy takie wysokie wyniki. Teraz chłopacy mają pracę i dojeżdżać tu po niej jest im znacznie ciężej.

Motoballem Wołodymyr zaczął zajmować się w 1968, kiedy ukończył piętnaście lat. Wcześniej pasjonował się piłką nożną. Jego bracia to piłkarze, dlatego na początku poszedł ich śladem:

— W Kijowie odbywały się zawody. A po nich miałem zacząć uczyć się w szkółce drużyny Dynamo (Kijów). Ale rodzice mi nie pozwolili. Powiedzieli: „Wystarczy! Mamy już dwóch piłkarzy w rodzinie, trzeciego nam nie trzeba”. No cóż… Później przekwalifikowałem się na motoball.

W Związku Radzieckim funkcjonował wówczas program, który pod każdym względem zachęcał do zakładania motoballowych drużyn. Wołodymyr pochodzi z miejscowości Stryj w Galicji i wyszło tak, że wielu jego znajomych zajmowało się motocrossem, a potem przechodziło na motoball:

— No więc i ja poszedłem. W wieku 17 lat wezwano mnie do Połtawskiej Wojskowej Komendy Uzupełnień. Tym razem rodzice mnie puścili, bo mój brat grywał w piłkę w Połtawie i dlatego nie musieli się zbytnio o mnie martwić. Właśnie tam, w Połtawie, wzięto mnie do wojska. W 1973 gdy grałem dla połtawskiego „Wympełu”, zostaliśmy mistrzami ZSRR i wygraliśmy puchar Związku Radzieckiego. Właśnie tak to wszystko się dla mnie zaczęło. Później w 1979 roku zaproszono mnie tutaj — do Kamieńca Podolskiego. Mieszkam tu po dziś dzień i prowadzę marszrutkę. Co poradzić. Takie jest życie, trzeba jakoś przetrwać.

Motoball w Kamieńcu

W Kamieńcu motoball pojawił się już w 1966 roku. Wołodymyr wspomina, że działał wówczas program, który sprawił, że w niemal każdym mieście powstawała drużyna motoballu — zakładano je, jak tylko przywożono motocykle. W całej Ukrainie było ponad 30 drużyn.

Specjalny stadion dla tego sportu wybudowano w 1982 roku. Wołodymyr opowiada, jak sam z kolegami torował sobie tam drogę pośród gruzów. Do pierwszego meczu drużyny z Kamieńca w wyższej lidze doszło w 1982 roku na stadionie Instytutu Pedagogicznego w centrum miasta. Natomiast drugi mecz, z drużyną z Nowopawłowska (Kraj Stawropolski, Rosja), odbył się już na nowym stadionie.

W latach 1998 i 2000 do Kamieńca Podolskiego przyjeżdżała niemiecka drużyna „Tornado” z miejscowości Kierspe, a w 2001 to Ukraińcy złożyli im wizytę. Wołodymyr dobrze pamięta te zawody — mistrzowie Niemiec kontra mistrzowie Ukrainy:

— Zaproszono nas. Srebrni i brązowi medaliści to łącznie 4 drużyny. My zajęliśmy wtedy pierwsze miejsce i wygraliśmy puchar. Wtedy też Niemcy zaczęli się mną interesować, ale nie zostawiłbym Kamieńca. Nasz drużynowy mechanik zdecydował się tam zostać. Można nas teraz porównać — ja pracuję w marszrutce, a on… No tu też mam silnik Mercedesa, więc też mogę powiedzieć, że jeżdżę „Mercem”.

Wołodymyr mówi, że w latach 70. i 80. dostawał dużo propozycji pracy — czy to w Moskwie, czy w Rydze. Budził zainteresowanie w krajach bałtyckich. Ale mężczyzna przyznaje, że nie ciągnęło go za granice Ukrainy.

— Pomimo pracy zawsze znajdę czas, żeby potrenować z chłopcami, doradzić im czy poinstruować. Przynajmniej jest to ciekawe. Minęło już 65 lat, a ja, szczerze mówiąc, zupełnie tego nie odczułem. Cały czas spędzam z chłopakami i jeżdżę to tu, to tam.

Najlepszy strzelec

W Kamieńcu drużyna motoballowa działa od 1966 roku. A w miejscowości Kelmenci w Bukowinie od 1984 zaczęto tworzyć nową drużynę od zera. Wołodymyr grał też z nimi. Zebrała się garstka młodych, która tylko trochę wzmocniła drużynę. A już w 1987 roku młodzi zawodnicy drużyny stali się mistrzami Ukrainy spośród juniorów:

— To był dobry zespół, ale jak to w życiu bywa — wszystko się kiedyś kończy…

A w Kamieńcu w porównaniu z ubiegłymi latami, chłopcy z drużyny bez przerwy rozwijają swoje umiejętności. Wołodymyr uważa, że treningów powinno być więcej, ponieważ ci, którzy dopiero zaczynają się uczyć, muszą dogonić tych, którzy grają od dawna:

— Zaprosiliśmy dwóch chłopaków z Kraju Stawropolskiego i dwóch z Wozneseńska. Mieszkają tu do dziś. Wtedy, w 81., taka mała drużyna, jak to mawiają, to był traf w dziesiątkę. Nasz najniższy wynik wyniósł 4:0 dla nas. Graliśmy wtedy na trawie z Wołgogradem, na centralnym stadionie. Wtedy stadionu jeszcze nie było, tylko samo błoto. Lał deszcz. W błocie grało się trudno, a piłka była ciężka. A w normalnych warunkach strzelaliśmy po 12 czy więcej goli na mecz. To właśnie wtedy stałem się najlepszym strzelcem pierwszej ligi ZSRR. Włącznie z grą o puchar strzeliłem 106 goli.

Wołodymyr wspomina, że w ciągu trwającej 45 lat przygody z motoballem odniósł wiele urazów: nadrywał sobie ścięgna i łamał kości. Na mistrzostwach Europy w Białorusi piłka lecąca wprost spod motocykla trafiła go w głowę. Nie zdążył nawet zareagować. Jego żona, która siedziała wówczas na trybunach, powiedziała mu: „Upadłeś, ruszyłeś gwałtownie nogami i tyle”.

— Potem jeszcze dwa dni chodziłem i nie wiedziałem, gdzie jestem. Przeszło mi. Co poradzić, taki jest ten sport. Ale przynajmniej jest ciekawie!

PIŁKI DO MOTOBALLU
Do gry w motoball potrzeba specjalnych piłek. Cena jednej w Ukrainie wynosi aktualnie około 2500 hrywien. Produkuje się je za granicą i służą rok — dopóki się nie zetrą.

„Konie bojowe” zawodników

Trener drużyny, Pawło Widłaćkyj, objaśnia nam, że motocykl do gry w motoball jest mniejszy i węższy od zwykłego motora. Posiada on również specjalne łuki:

— Motocykl zazwyczaj jest szeroki. Można nim jechać przed siebie po nierównym terenie. A ten powinien być zwinny, powinien się obracać.

Po zakończeniu sezonu, tłok motocyklowy wymaga wymiany, bo pokrycie z nikasilu łatwo się zużywa.

Pawło dołączył do klubu w 2013 roku, przedtem nigdy nie zajmował się motoballem. Na mecze woził go kiedyś ojciec. W latach 80. były one równie popularne jak mecze piłkarskiego klubu Dynamo w Kijowie: ludzie chodzili na nie całymi rodzinami. To wtedy mężczyzna zainteresował się motoballem. Niestety życie miało wobec niego wtedy inne plany — najpierw służba w wojsku, potem drużyna przez jakiś czas nie grała… A kiedy wreszcie wznowiła działalność, od razu do niej dołączył:

— Motocykle naprawiamy samodzielnie. Za czasów Związku Radzieckiego, kiedy otrzymywaliśmy motocykle w Kijowie, przeglądaliśmy ich podwozia i je przerabialiśmy. Silniki jednak dawaliśmy do naprawy komuś innemu — działała tu wtedy fabryka elektroniczna 20-ego cechu. Nawet nasi fani oddawali nam silniki.

Wołodymyr opowiada, że nieraz naprawiać motocykle trzeba było samemu:

— Były tam takie pługi dla prowadzenia piłki. Wtedy musieliśmy rozbierać w pełni ramę, poprzecinać i przyspawać te pługi. Jest tam też ochronka dla motocyklu, żeby nie rozlatywał się przy ciągłych kolizjach. Trzeba było to wszystko przerabiać.

Teraz drużyna z Kamieńca ma niemieckie motocykle. Są one jednak już stare i często wymagają naprawy:

— Za czasów ZSRR to nie był problem. A nawet przeciwnie — narzucano to nam. Produkowano „Kowrowce” z miasta Kowrow („Kowrowiec” to marka motocykli produkowanych w fabryce im. Degtiariowa w Kowrowie, dzisiejsza Federacja Rosyjska — red.). Produkowano je tam na pęczki — ile chciałeś, tyle brałeś. Oczywiście porównując tamte motocykle z dzisiejszymi, to niebo a ziemia. Po pierwsze, jak już kupiłeś sobie nowy motor, to wystarczał ci na 5 lat. Trzeba było jedynie wymieniać tłok.

Share this...
Facebook
Twitter
Share this...
Facebook
Twitter

Pawło pokazuje nam pracownię. To właśnie tam naprawiane są motocykle i tam przechowuje się je zimą, ponieważ ich silniki posiadają chłodzenie wodne:

— A to jeden z rozmontowanych silników. Sam motocykl najpewniej jest już starszy od większości zawodników o jakieś półtora raza. Wyprodukowano go około 85. roku. Nadal są to nasze konie bojowe, z których może jeszcze coś uda się wykrzesać i jeszcze coś z nich wyjdzie. Teraz są w naprawie. No i powiedziano nam, że wystarczą jeszcze dwa motocykle. Znów je rozmontujemy.

Zasady i osobliwości gry

Dawniej na jeden mecz motoballu składały się cztery 20-minutowe części. Pawło wspomina, że w latach 60. wszystko dopiero się zaczynało. Wtedy bramkarze stali jeszcze z motocyklami:

— Aktualnie w Ukrainie, według oficjalnej wersji, w celach zaoszczędzenia paliwa, mecz dzieli się na 4 części po 15 minut. W Europie na jedną grę składają się trzy 20-minutowe części. Taka różnica wynika najpewniej z tego, że nasze ukraińskie zasady nie są adaptowane pod europejskie.

Wołodymyr uważa, że podział na cztery 20-minutowe części był najlepszy: czasu było wystarczająco dla zremisowania czy nawet wyprzedzenia współzawodnika. A ten kwadrans gry narzucony przez nowe zasady mija bardzo szybko. Pięć minut to istotna różnica: można w tym czasie strzelić jeszcze ze trzy gole:

— Tam nie ma czegoś takiego, jak w piłce nożnej — określona liczba zawodników i tyle. Tutaj wymieniać się można nonstop. Jak motor się komuś zepsuje, to zawodnik podnosi rękę, ściąga go poza pole gry i wjeżdża za niego ktoś inny. Do wymiany dochodzi tylko przez środek boiska. Wcześniej rezerwowi stali na centralnej linii za boiskiem, żeby w razie czego mogli od razu na nie ruszyć.

Na jeden mecz motoballu dla ośmiu motocykli potrzeba 40 litrów benzyny. Tyle samo schodzi również na treningach.

Klub: dawniej i dzisiaj

Prezes klubu, Serhij Isajenko, mówi, że motoballowy klub Podillia założony został przez ponad 50 osób. W 2013 roku ci, którzy zostali w drużynie, zwrócili się do nich z prośbą o pomoc.

I Serhij im pomógł: fundusz charytatywny, który pomaga szkołom z internatem na Podolu (jest ich około 15 i lokują ponad 2500 dzieci), zaczął wozić dzieci na mecze za darmo. Oprócz tego, zaczęli finansować i odnawiać motoball. Mężczyzna wierzy, że jest to równie wielka chwała i duma dla miasta jak sama forteca:

— Jeśli byłeś kiedyś w fortecy, to jest tam jeden z pierwszych motocykli pierwszej drużyny motoballu. I właśnie w taki sposób zaczęliśmy pomagać. Może i nie zawsze jest to jakaś znacząca pomoc, bo chodzi o setki tysięcy hrywien. Kupiliśmy dla drużyny nowe motocykle,używane teraz do gry. Oprócz tego zamówiliśmy stroje sportowe firmy Ancer z Ameryki w patriotycznych kolorach. Więc już w 2014 roku mogliśmy rozegrać tutaj motoballowy puchar Ukrainy. Zajmowałem się tym osobiście.

Według Serhija Isajenka rząd zbytnio im nie pomógł — płacono im po 10–20 tysięcy hrywien na rok, a w ciągu zaledwie 30 minut gry na boisku drużyna wydaje całe pięć tysięcy:

— Ale w danym momencie to jedyna drużyna z Zachodu Ukrainy. Jak kiedyś policzyliśmy, to w siedmiu obwodach, nie ma ani jednej drużyny. Są tylko chłopcy z Kamieńca. Naszym zdaniem patriotyzmu nie można już kupić za pieniądze. Dlatego też pracują bezpłatnie nad tym, żeby drużyna powstała na nowo i przywróciła sobie dawną chwałę.

Serhij mówi, że to oni założyli Kamieniecką Federację Motoballu, która wchodzi w skład Federacji Motoballu Ukrainy. Sam mężczyzna mieszka głównie w Kijowie, a do Kamieńca przyjeżdża do pracy, bo to tutaj działa fundacja i tak jest łatwiej z nią współpracować.

Śladami mistrzów

Zdaniem Pawła Widłackiego ten typ sportu wymaga nakładów inwestycyjnych i pochłania bardzo dużo czasu. W Związku Radzieckim funkcjonowały dwie ligi motoballu. Drużyna z Kamieńca grała w wyższej lidze od 1982 roku. Ich największe osiągnięcie to zajęcie piątego miejsca w tabeli:

— Po upadku ZSRR nasza drużyna na przestrzeni 6 lat wygrała mistrzostwa kraju i zdobyła Puchar Ukrainy. Próbujemy teraz naśladować tamtą drużynę i tamtych mistrzów, ale nie jest to łatwe. Każdy pragnie strzelić jakiegoś dodatkowego gola w meczu z drużyną „Podillia” albo coś podobnego. Sława poprzedników nie daje spokoju ich potomkom.

Przez kilka ostatnich lat drużyna z Kamieńca nie spadła poniżej 5. miejsca — zawsze są gdzieś w pierwszej połowie tabeli. Jak to sami o sobie mówią — są dość młodą drużyną. Grać zaczęli w 2014 roku. Nową drużynę tworzyli chłopcy, którzy teraz mają po 21 lat. Ale co rok ktoś odchodzi, a ktoś nowy przychodzi. Trener opowiada o tym, jak odwiedzają szkoły, prowadzą w nich zajęcia i szukają chętnych. Jedyne, czego wymagają od potencjalnych zawodników, to chęć do gry, a reszta — motocykl, paliwo, strój — będą im zapewnione:

— Właśnie tu drużyna zagrała po raz pierwszy. Od założenia jej w 81. nie było faktycznie żadnych przerw — cały czas ktoś się nią zajmował, jakoś ją ciągnął do przodu. Bywały wzloty i bywały też upadki. Od 2007 roku nie graliśmy tylko przez rok. A tak, jeśli się nie mylę, przerwę mieliśmy od 2002 do 2007. Pewne jest to, że drużyna nie wystąpiła w mistrzostwach Ukrainy. A gdzieś w 2013 roku zaczęła się odradzać dzięki pomocy fundacji.

W tym roku do reprezentacji Ukrainy nie trafił żaden z kamienieckich motoballistów, a jeszcze w zeszłym roku grał tam ich bramkarz. Ale nieważne jakie problemy stałyby na jej drodze, drużyna pokazuje, że najważniejsze to nie poddawać się i robić to, co się kocha.

Jak nagrywaliśmy

W tym vlogu trafimy do Kamieńca Podolskiego. Zobaczymy latające nad fortecą balony, poznamy Mykołę Szłapaja — migranta z Krymu, sprawdzimy, czym żyje zamek w Kamieńcu Podolskim, pójdziemy na trening motoballu, odwiedzimy Otrokiw i posiadłość Ścibor-Marchockiego, a na koniec wpadniemy do wsi Wełyka Jaromyrka, gdzie wspaniały Serafym Łeśko założył własne muzeum.

Nad materiałem pracowali

Autor projektu:

Bohdan Łohwynenko

Autorka:

Iryna Żukewycz

Redaktorka:

Kateryna Łehka

Producentka:

Olha Szor

Fotografka:

Polina Zabiżko

Operator:

Ołeksandr Portian

Reżyser dźwięku,

Operator:

Pawło Paszko

Reżyserka montażu:

Liza Łytwynenko

Reżyser:

Mykoła Nosok

Redaktor zdjęć:

Ołeksandr Chomenko

Transkryptor:

Jurij Pyrcz

Tłumacz:

Mateusz Adamkiewicz

Redaktorka tłumaczenia:

Małanka Junko

Korekta:

Bartosz Wojtkuński

Śledź ekspedycję