Share this...
Facebook
Twitter

Niezwykła kolej o szerokości 750 mm (standardowa szerokość torów w Ukrainie wynosi 1520 mm) zaczyna się od miasteczka Antoniwka na Polesiu i ciągnie się przez 106 km do stacji Zariczne. To najdłuższa wąskotorówka Europy. Jej trasa ciągnie się przez pierwotne piękno sosnowych lasów, błękit jezior i mało znane atrakcje turystyczne. Ta kolej jest świadkiem i bezpośrednim uczestnikiem historii rozwoju transportu w XIX-XX w. Tę historię pieczołowicie zachowują mieszkańcy tego regionu. I nie tylko zachowują, lecz rozwijają.

Wąskotorówka Antoniwka-Zariczne – mieszkańcy zwą ją “pojizdok” [“pociążek”], “wąska”, “poleski tramwaj” lub “kukuszka” [“kukułka”] działa od ponad 155 lat. Na początku była wykorzystywana do transportu drewna, później – torfu. Podczas pierwszej wojny światowej kolej stała się ważnym strategicznym obiektem wojskowym: o nią trwały zacięte walki, gdyż była chyba jedynym szybkim środkiem przewiezienia żołnierzy i sprzętu przez trudny bagienny teren.

W czasach drugiej wojny światowej kolej została zniszczona. Dziesiątki lat później, w latach 70-80-tych XX w. wąskotorówka nabrała swojego współczesnego kształtu. Parowozy zamieniono na lokomotywy spalinowe, przeprowadzono renowację starych wagonów pasażerskich. Zbudowano nową zajezdnię i tory, które łączyły dwa poleskie rejony – Wołodymyrecki i Zariczniański.

Z powodu kryzysu ekonomicznego w latach 90-tych ruch ładunkowy wstrzymano. Prawie wszystkie lokomotywy zostały pocięte na złom. Pojawiła się kwestia zamknięcia kolei. Jednak ze względu na to, że poleska trasa była najważniejszym połączeniem z centrami rejonów, jednak przetrwała i do dnia dzisiejszego wozi pasażerów.

Pociąg osobowy, składający się z lokomotywy spalinowej TU-2 i kilku wagonów, przejeżdża przez jedyny w Ukrainie i najdłuższy w Europie drewniany most kolejowy przez rzekę Styr.

Antoniwka od samego początku była pomyślana jako stacja, nigdy nie była zwykłą wsią. Przy stacji najpierw zbudowano domy, oddane do użytku w 1903 r. Czyli zanim zbudowano kolej, w tym miejscu stworzono infrastrukturę.

Melnykowie: dynastia kolejarzy

Ludmyła i Ołeksandr Melnykowie są działaczami społecznymi, członkami Towarzystwa Zachowania Historii Kolei Ukrainy. Rodzina Melnyków opiekuje się wąskotorówką Antoniwka-Zariczne, aby zachować historię i kontynuować jej funkcjonowanie dziś. Tak jak i wiele lat temu, ta wąskotorówka ma znaczenie strategiczne, gdyż niektóre miejscowości wzdłuż jej trasy nadal nie mają innych połączeń.

Gospoda małżeństwa znajduje się przy zajezdni i zabytkowych wąskich torach, datowanych na 1895 rok. Nic w tym dziwnego, historia całej rodziny Melnyków jest związana z wąskotorówką.

Wszyscy w rodzinie Ludmyły pracowali na kolei:

— Pradziadka od strony mamy zaproszono tutaj do pracy aż z Chmielniczcyzny jako specjalistę od parowozów. Cała rodzina Jarmoszyków, czyli mojej matki, jest założycielami i osobami, które zbudowały tę wąskotorówkę. Pierwszy powojenny majster w 1945 r. też był z Jarmoszyków. Mój dziadek pracował tutaj w zajezdni, cała moja rodzina. Wielu kuzynów mamy było maszynistami. To rodzinna tradycja. Całe moje życie jest związane z tą koleją.

Ludmyła opowiada o swojej matce, Lidii Jarmoszyk, która pracowała na wąskotorówce jeszcze w 1980 r. Wtedy była konduktorem w małym pociągu, później została brygadierem konduktorów. Przepracowała na kolei 26 lat:

— Podczas jej kursów zdarzało się, że ludzie chorowali, a nawet się rodzili. W domu zawsze mieliśmy tłumy podróżnych, bo ludzie tu przyjeżdżali, a do odjazdu pociągu było jeszcze daleko. No to byli u nas. Mamy pełno przyjaciół po całym świecie. Mama miała własną nazwę dla każdej stacji.

Zobacz wideo w 360:

Ludmyła opowiada, że czasem kurs mógł trwać kilka dni z powodu niesprawności technicznych. Jej matka zawsze była przygotowana na takie sytuacje:

— Miała taką ogromną torbę z jedzeniem. Mógł być w niej słoik słoniny, koniecznie konserwy, jakiś chleb. Dobrze, że na naszej wąskotorówce odległość między wsiami jest niewielka.

Share this...
Facebook
Twitter
Share this...
Facebook
Twitter
Share this...
Facebook
Twitter
Share this...
Facebook
Twitter
Share this...
Facebook
Twitter
Share this...
Facebook
Twitter

Wytrzymać kilka dni pośród lasu, chroniąc pociąg i dokarmiając pasażerów było całkiem realne:

— Nie było alternatywy dla takiego środka komunikacji: jeden pociążek, dróg brak. Jeżeli pociążek stanął, bywało, że żyli w nim. Konduktorzy i maszyniści czekali, póki ktoś ich nie zabierze.

W jednym rejsie w wagonie Lidii jechało kierownictwo z Kijowa:

— Przez całą drogę rozmawiali, mama prowadziła wycieczkę. Opowiadała o każdej stacji, o każdym człowieku, każdym drzewie. Mama wszystko wiedziała, a im na tyle to się spodobało, że poprosili, żeby popracowała (jak przewodnik – red.) jeszcze przez pół roku. Faktycznie, moja mama była założycielką tego ruchu turystycznego, tych wycieczek wąskotorówką. Doskonale znała historię, a czego nie wiedziała – pytała miejscowych.

Ludmyła chętnie dzieli się swoimi wspomnieniami z dzieciństwa o podróżach wąskotorówką.

— Nocne rejsy nie były tak interesujące. Lecz poranne, kiedy wschodzi słońce, kiedy las wygląda jak w filmie, widać pajęczynę a na niej krople rosy… Widziałam morze łosi. Najbardziej to zapamiętałam. Łosie i łanie. Było bardzo dużo zwierząt.

Dla Ludmyły kolej jest głównym, lecz nie pierwszym fachem. Swego czasu, już mając wykształcenie prawnicze, ukończyła kurs dla konduktorów:

— Tak myślałam, kto wie, może trzeba będzie kontynuować drogę matki…

Ołeksandr Melnyk, mąż Ludmyły, od małego przygotowywał się do potrzebnego wówczas zawodu kolejarza. Jego dziadek, ojciec i starszy brat także pracowali na kolei:

— Wiedziałem, że będę kolejarzem. Zacząłem od inspektora pociągów: szybko biegałem, złączałem wagony, machałem flagą ze stacją radiową. Potem stopniowo zostałem majstrem od naprawy lokomotyw spalinowych. Wszystko przyszło z czasem.

Ludmyła dodaje:

— Mąż jest technikiem. Faktycznie to (lokomotywy) są jego dziećmi. Przyszedł do pracy w 2008 r. Wtedy było dwie zniszczone lokomotywy, dali jeszcze trzecią. Zrobił z tych trzech wspaniały pociąg.

Share this...
Facebook
Twitter
Share this...
Facebook
Twitter

Ołeksandr wspomina pracę wąskotorówki w latach 2000-nych, kiedy przewożono sporo ładunków:

— Wąskotorówka nie zawsze woziła 2 pasażerskie wagony. Transportowano wszystko: las, konserwy, paliwo dieslowe, benzynę, produkty naftowe. Kolej miała cztery pociągi na dobę: dwa transportowe, dwa pasażerskie. Było sześć lokomotyw. To była potężna kolej.

Swego czasu Ołeksandr był deputowanym rady rejonu, proponował wykorzystać pracę wąskotorówki przy transporcie torfu:

— Chciałem, żeby wąskotorówka zarabiała na siebie. Na przykład, do Antoniwki torf jest wożony jako surowiec. Tam jest prasowany. Mamy punkt przejścia z szerokiej kolei na wąską. Póki tory nie są rozebrane, można byłoby przeładowywać go do szerokich wagonów i rozwozić po rejonie. Dlatego, że dla państwa aktualne jest pytanie o alternatywne źródła energii. Mówi się, że brakuje węgla, brakuje surowców. Przecież leżą sobie na ziemi, nikt nie bierze!

Według Melnyka, w sąsiedniej wsi Łuko są duże pokłady torfu, około 370 hektarów, gdzie wykonano odprowadzenie wód gruntowych. Lecz proces wstrzymano z powodu problemów z transportem paliwa – nie było dróg.

Share this...
Facebook
Twitter
Share this...
Facebook
Twitter
Share this...
Facebook
Twitter

Propozycja Ołeksandra dotycząca wykorzystania wąskotorówki była ekonomicznie opłacalna w warunkach terenów bagiennych i nakierowana społecznie, gdyż robiła tańszym transport, przewidywała nowe miejsca pracy i zwiększenie inwestycji. Ołeksandr wyjaśnia na prostych przykładach efektywność realizacji swojego plan:

— Transport wąskotorowy jest bardzo tani. Aby przewieźć ładunek 10 ton na odległość 100 km, samochód potrzebuje 50 l paliwa. Pociąg jest w stanie przewieźć 200 ton i spali 100 l paliwa. Wąskotorówka jest bardzo łatwa w zrobieniu: tory, podkłady. O wiele taniej, niż robić trasę asfaltową.

A jednak lokalne władze nie poparły idei Ołeksandra:

— Administracja rejonu nie zaakceptowała pomysłu, bo chciała aby jej zrobić 60 km drogi asfaltowej, żeby nią wywozić torf. Byli przekonania, że jeżeli zrobi się drogę, to będzie plus dla rejonu. Problem polega na tym, że państwo nie jest w stanie wyrzucić takiej forsy, aby zrobić drogę do bagna.

Muzeum pod otwartym niebem

Na podwórku Melnyków stoi masywna czerwona lokomotywa TU-6, która wyróżnia się prostą przekładnią mechaniczną, oszczędnością i łatwością w wykorzystaniu.

Ludmyła opowiada, że lokomotywę przywiózł tutaj Dmytro Babaryka, który po odwiedzeniu tego regionu zachwycił się pomysłem zachowania wąskotorówki. Wtedy Dmytro był studentem-kolejarzem, interesował się zabytkowym poleskim pociągiem i widział w nim ogromne perspektywy:

— Teraz to on (Dmytro) jest zastępcą szefa Towarzystwa Zachowania Historii Kolei Ukrainy. Bardzo dobry człowiek, otwarty. Wtedy miał tylko 20 lat. Przyjeżdżał, jeździł wąskotorówką, stał się jej wielkim fanem.

W 2006 roku, kiedy wąskotorówka przeżywała nie najlepsze czasy, lokomotywy były niesprawne i brakowało części zamiennych, Dmytro wraz z pomocnikami przywiózł lokomotywę z Zakarpacia. Także kupili nowe części do niej. Do Antoniwki zjeżdżali się mieszkańcy Kijowa, Lwowa, Doniecka i uczestniczyli w ożywianiu historii. Z czasem do inicjatywy dołączyli się wolontariusze z Polski, Niemiec, Rosji. Dmytro wraz z przyjaciółmi nadal pomaga wyszukiwać potrzebne części, organizuje wycieczki wąskotorówkami Ukrainy. Kolej zebrała wokół siebie zainteresowane osoby, a autentyczne obiekty jak lokomotywa i drezyny w końcu nabrały wartości. Melnykowie opowiadają, że wcześniej to wszystko szło na złom.

Pierwszym eksponatem w przyszłym muzeum w 2007 r. została zabytkowa drezyna. Służyła do przewozu personelu, do wyjazdów inspekcyjnych, wykonywania robót naprawczych. Ołeksandr własnoręcznie uratował sprzęt przed wyrzuceniem na śmietnik, kupił i w całości go odrestaurował. Malowanie i remont silnika umożliwiło finansowanie ze strony Austriaka Wolframa Wendelina, członka Europejskiego Towarzystwa z Zachowania Kolei Wąskotorowych. Kiedy Ołeksandr zaproponował austriackiemu koledze wstawienie do drezyny foteli od Mercedesa, Wendelin kategorycznie odmówił: “Wszystko powinno być tak, jak jest”. Ołeksandr zgodził się, że obiekt powinien mieć pierwotny wygląd, być maksymalnie zbliżonym do oryginału.

Kolejnym uratowanym obiektem jest kadź. Swego czasu była napełniana węglem na ziemi, a później za pomocą żurawia podnoszona i stawiana na pociąg. Ołeksandr cieszy się, że ma ją w swojej kolekcji, gdyż z biegiem czasu wartość obiektu rośnie.

Zajezdnia lokomotyw

Wygląda na to, że w minionych czasach życie obracało się wokół wąskotorówki:

— Kolej to życie. To najważniejsze. Tutaj minęło nasze dzieciństwo. To najbardziej prestiżowa ulica. Kiedy zdarzały się wyłączenia prądu, u nas zawsze było światło, cała młodzież tutaj się schodziła. Na naszej ulicy było sporo dziewczyn, a we wsi – wielu chłopaków. Wszyscy przychodzili tu grać w chowanego lub w kozaków i rozbójników. To było młodsze pokolenie, my byliśmy starsi i interesowaliśmy się, co robią. 10. klasa szkoły, a oni jak maluchy bawili się w chowanego, aż gaj szumiał.

Małżeństwo Melnyków pokazuje stare zdjęcia, na których widać drewnianą zajezdnię. Współczesny wygląd zakład otrzymał w 1945 roku.

W zajezdni lokomotyw wszystkie eksponaty – czy to ogromna lokomotywa spalinowa, czy mała część zamienna – są jak starzy przyjaciele, których dobrze się zna i szanuje, z których jest się dumnym, gotowym w każdej chwili opowiadać o ich zaletach. Ołeksandr opowiada o lokomotywach:

— Tutaj znajduje się TU-7, nasza lokomotywa. Ma przekładnię hydrauliczną, nie jakąś tam elektryczną czy mechaniczną. To w ogóle trzeci typ lokomotyw. Nie taki prosty, jak TU-6, mechaniczny. A tamta ma przekładnię elektryczną. Dlaczego? Bo jest bardziej nowoczesna, daje najbardziej płynny ruch do przodu, jego początek. Dlatego, że przy mechanicznej człowiek może się pomylić, noga z pedału może się ześlizgnąć: będzie wstrząs, pasażerowie poupadają. Natomiast przekładnia elektryczna, kiedy wybierzesz pozycje, daje delikatniejszy ruch, pasażerowie nie odczuwają dyskomfortu.

Ołeksandr pokazuje nam rzadką spawarkę:

— Patrzcie, mamy spawający generator-przekształcacz. Na czym polega jego wyjątkowość? Pozornie na niczym, ale został wyprodukowany w Niemczech w 1942 roku. Być może spawał “Tygrysom” (ciężkie niemieckie czołgi z czasów drugiej wojny światowej) opancerzenie, wieże. A być może przymocowywał pedały do rowerów.

Bursztynowy szlak

Od 2007 r. w Antoniwce odbywa się festiwal “Bursztynowy szlak” z wykorzystaniem lokalnej kolei. Podczas trzydniowej imprezy z występami etno-zespołów i warsztatami ukraińskiego rękodzieła pociąg wozi turystów na trasie Antoniwka-Biłe. Ludmyła i Ołeksandr jako organizatorzy festiwalu i przewodnicy turystyczni pokazują odwiedzającym Muzeum Historii Kolei Wąskotorowej i Kraju Poleskiego oraz zajezdnię w Antoniwce. Ich wycieczki są pełne nie tylko informacji o kolei, lecz także miejscowych opowieści i lokalnych żartów. Małżeństwo chętnie pełni rolę przewodników, mając wieloletnie doświadczenie:

— Faktycznie festiwal powstał dzięki mojej żonie, która zgłosiła taki pomysł do administracji rejonu. Tam idea się spodobała, chociaż w 2007 roku kolej była bliska zamknięcia. Wtedy właśnie wymyślono festiwal, aby ją (wąskotorówkę) upublicznić. Popularyzować, żeby wszystkim opowiedzieć, że istnieje. Po popularyzacji, zrobieniu reklam kolejka weszła do listy siedmiu cudów Równieńszczyzny.

Okazało się, że wcześniej mało kto wiedział o istnieniu, a tym bardziej widział poleski cud na kółkach.

— Najpierw chcieliśmy nazwać festiwal “Poleski Tramwaj”, wykorzystując nazwę karpackiego szlaku ziołowego. Lecz administracja wybrała nazwę “Bursztynowy szlak”. I to jest dobry tytuł. Zrozumiecie, kiedy przejedziecie wąskotorówką prawie do końca. Zobaczycie doły po wymywaniu gruntu. Tą drogą akurat biegnie bursztynowy szlak.

Dzięki wysiłkom aktywistów, festiwal wszedł na poziom regionalny. Aktywiście wierzą, że im więcej osób zobaczy te malownicze miejsca i przejedzie się koleją, tym więcej szans, że jedna z trzech działających w Ukrainie wąskotorówek będzie miała “zielone światło” w przyszłości.

Idee zmian

Ludmyła i Ołeksandr nadal są przekonani, że wąskotorówkę warto dostosować nie tylko do przewozu pasażerów, lecz także do turystyki, w tym międzynarodowej. Mówią, że do Antoniwki przyjeżdżają liczni obywatele Unii Europejskiej i innych państw: Austriacy, Polacy, Serbowie, Słowacy, Francuzi, Niemcy oraz Kanady. Póki co organizacją wycieczek poleską “kukułką” i zapoznawaniem turystów z ukraińską kuchnią zajmują się aktywiści:

— Chcę, żeby tu przyjeżdżano z duszą. Jesteśmy w trakcie tworzenia zrzeszenia na rzecz zachowania spuścizny historyczno-kulturalnej Polesia “Rodyna” [“Rodzina”]. Dlaczego rodzina? Dlatego, że jak już do nas trafiłeś, zapomnij, że jesteś gościem. Po prostu jesteś członkiem rodziny. Przyjechałeś tu do braci, sióstr, bliskich. Nad tym pracujemy.

Ołeksandr dzieli się swoimi pomysłami dotyczącymi wyposażenia pociągu. Pierwszy polega na przerobieniu jednego z wagonów na wygodniejszą klasę:

— Zimą te wagony są bardzo chłodne, latem – gorące. Są twarde, izolacja przeciwhałasowa nie działa. Będąc lokalnym radnym zaproponowałem zrobić jeden komfortowy wagon, z miękkimi siedzeniami, wstawić generator, klimatyzację, wideo. Koszt przejazdu od Zaricznego na odległość 100 km wynosi 12-11hryweń, to jak marszrutką 2 przystanki w Kijowie. Można zrobić 100 hryweń do Zaricznego, ale żeby wygodnie. Nawet lemoniadę podawać czy coś w tym stylu. Wszystko można zrobić. W upały w wagonie będzie normalna temperatura, kiedy (turysta) zechce – obejrzy wideo lub napije się kwasu.

Share this...
Facebook
Twitter
Share this...
Facebook
Twitter
Share this...
Facebook
Twitter
Share this...
Facebook
Twitter
Share this...
Facebook
Twitter

Ołeksandr pragnie, aby wycieczki turystyczne były dostępne dla różnych kategorii ludności. Twierdzi, że często wśród turystów są osoby z Zachodu, mające ochotę za konkretną sumę wykupić całą lokomotywę lub wagon żeby się przejechać. W tym wypadku też jest potrzebne wsparcie ze strony Kolei Państwowych:

— Ich jest niewielu, ale płacą sporo, te koszty (idą) na pokrycie milionowych zbytków Ukrzaliznyci. Stopniowo zacznie generować jakieś dochody z turystyki. Popularyzacja – to jedno, ale zrobienie komfortowego wagonu – zupełnie co innego. Wychodzi tak, że tam będą siedzieć 2 osoby, ale zapłacą taką samą kwotę, jak pełen wagon. Ale tam wygoda, napoje.

Ołeksandr mówi, że wielu turystów podróżuje z rowerami. Póki co w wagonach nie przewidziano miejsc dla rowerów, więc warto się zastanowić, jak zapewnić komfort takim podróżnym.

Kierunków rozwoju “kukułki” jest sporo, a jej potencjał turystyczny – naprawdę ogromny. Małżeństwo Melnyków cieszy się, że znaleźli się aktywni ludzie, którzy wbrew zamiarom przekazania wąskotorówki na złom przejęli się ideą jej rozwoju. Kolej wąskotorowa kontynuuje swoje ponad stuletnie funkcjonowanie: dookoła niej gromadzą się ludzie, szerzą się informacje, wysiłkiem mieszkańców i administracji odbywa się jej udoskonalenie.

Jak filmowaliśmy

O przygotowaniach i starcie ekspedycji przez Polesie, o naszej drodze do pierwszego punktu – Antoniwki i samej podróży wąskotorówką na trasie Antoniwka-Zariczne w naszym wideoblogu:

Nad materiałem pracowali

Autor projektu:

Bohdan Łohwynenko

Autorka:

Wasyłyna Harań

Redaktorka:

Jewhenia Sapożnykowa

Fotograf:

Serhij Korowajnyj

Operator:

Ołeh Sołohub

Operator,

Reżyser dźwięku:

Pawło Paszko

Reżyser,

Reżyser montażu:

Mykoła Nosok

Producentka:

Olha Szor

Scenarzystka:

Karyna Piluhina

Redaktor zdjęć:

Ołeksandr Chomenko

Transkryptorka:

Wira Breżnewa

Śledź ekspedycję