Pośród krajów Europy, Ukraina ma najmniejszy odsetek terenów naturalnych objętych ochroną. Jedynie 6%. Jednak nawet na terytorium parków narodowych i rezerwatów ma miejsce niezgodny z prawem połów ryb, kłusownictwo i użytkowanie ziemi. Zespół parku „Tuzłowskie limany” w 2015 roku rozpoczął walkę ze skutkami niedbałego podejścia do natury. Obecnie tworzy się tutaj specjalne sztuczne wyspy dla ptaków, szlaki dla turystów i punkty do obserwacji zwierząt.
Strefy objęte ochroną w Ukrainie, wedle stanu na rok 2020 stanowią 6,6% jej terytorium. To niewiele w porównaniu z powierzchnią podobnych obszarów w innych krajach na świecie i w Europie: na przykład w Polsce ten odsetek stanowi 17%, a w Niemczech i w Austrii — ponad 30%. Ukraina jest największym państwem europejskim, a mimo to ma najmniejszą ilość terenów objętych ochroną.
W Ukrainie najbardziej popularnymi formami ochrony natury są rezerwaty przyrody i parki narodowe. Cechą szczególną parków narodowych jest ich funkcja: połączenie ochrony przyrody i dzielenia się jej pięknem i zasobami, pozwalając na wstęp turystom i dając częściowe pozwolenie na działalność gospodarczą na terytorium parku. Najważniejsze w tej kwestii pozostaje zachowanie równowagi, aby działalność człowieka nie przyniosła szkód przyrodzie.
Światowe parki narodowe uważnie strzegą tego balansu. W niektórych parkach mogą na ustalonych warunkach mieszkać ludzie, w niektórych nie. Na przykład, w Parku Narodowym Grenlandii — największym parku świata o powierzchni 972 tysięcy m² — ludzie nie mieszkają, jednak mogą go odwiedzać turyści. Park Yellowstone w USA, który uważany jest za jeden z pierwszych parków narodowych świata i przeszedł długą drogę do znalezienia balansu, obecnie uchodzi za wzór.
W Ukrainie przez długie lata, poczynając od czasów radzieckich, kultywowano modę na łowiectwo, znacznie upowszechniła się również jego nielegalna wersja — kłusownictwo. Nieracjonalne wykorzystywanie zasobów naturalnych z czasem stało się normą: polowanie na gatunki wpisane do Czerwonej Księgi, przekraczająca normę wycinka lasów, nielegalna działalność gospodarcza w rezerwatach itp. Ze skutkami takiego podejścia do przyrody przychodzi walczyć i dziś.
Robiliśmy już wcześniej materiał o parku „Tuzłowskie limany”, gdzie w ciągu kilku lat udało się zaangażować setki wolontariuszy, zacząć odnowę jeziora Sasyk i pociągnąć do odpowiedzialności niszczycieli przyrody. Nasza pierwsza historia o parku: Tuzłowskie Limany: delfiny, ptaki i wolontariusze.
Codzienność Parku. Rusłan Łupaszko
Rusłan Łupaszko jest inspektorem parku narodowego „Tuzłowskie limany”. To miejscowy, pochodzący ze wsi Żowtyj Jar (pol. Żółty Jar — przyp.tłum.). Przyroda otaczała go od samego dzieciństwa. Ta praca to dla niego szansa na choćby minimalny wkład w ochronę przyrody.
Zwykły dzień pracy Rusłana zaczyna się o piątej rano: przez kilka godzin patroluje teren, wraca do domu i znowu wychodzi na patrol o piątej po południu. Tak to wygląda przez cały rok z wyjątkiem kilku miesięcy (zazwyczaj od sierpnia do października), kiedy przychodzi pracować prawie całą dobę:
— Kiedy zaczyna się sezon polowań i rybołówstwa, mamy najbardziej napięty grafik. Można by powiedzieć, że pracujemy 24/7. Tak, czasami zjeżdżamy do domu pospać, no i pojeść. I tak gdzieś przez miesiąc-dwa się to ciągnie.
pokaz slajdów
Rusłan musi sprawdzać, czy turyści przebywają na terenie parku legalnie, czy nie ma kłusowników i czy wszyscy przestrzegają zasad obowiązujących na jego terenie. Zasięg terytorium, które patroluje Rusłan wynosi mniej więcej 40 km. Codziennie decyduje którą część parku będzie dziś patrolował.
Jeśli Rusłan spotka myśliwych, musi zdecydować czy wchodzić z nimi w konflikt czy odpuścić. Zgodnie z procedurami powinien się przedstawić, pokazać swoje dokumenty i poprosić myśliwych o zrobienie tego samego. Rusłan może pociągnąć do odpowiedzialności tych, którzy polują na terytorium parku, jedynie jeśli zobaczy ich dokumenty:
— Jeśli chodzi o myśliwych, to trudno się z nimi pracuje w związku z tym, że my nie posiadamy broni do samoobrony. A myśliwi zawsze są z bronią i czasami zdarzają się osoby nietrzeźwe. To ogólnie niebezpieczne.
Pewnego razu, opowiada inspektor, kłusownicy podpalili sitowie i czekali, aż zwierzęta z niego wyskoczą, ratując się przed ogniem. Rusłan miał wtedy wolne, ale widząc wielką chmurę dymu udał się na miejsce przestępstwa:
— Widziałem te zwierzęta, które starały się uratować, a oni (kłusownicy — red.) po prostu z zimną krwią czekali, kiedy wyjdą, żeby je zastrzelić. Był z nimi nastolatek, który, powiedzmy, nabierał doświadczenia od krewnych.
Rusłan wezwał straż pożarną i policję, zawiadomił kierownictwo parku i z kamerą podszedł do kłusowników.
Otwartą przez policję sprawę kryminalną hamowano na wszystkich szczeblach i w efekcie organizator polowania zapłacił jedynie minimalny mandat bez konfiskaty broni, jak to powinno mieć miejsce zgodnie z prawem.
Miejscowa policja ogólnie nie bardzo lubi wezwania do parku, ponieważ kwestie praworządności tych czy innych czynów często rozbijają się o niejasno wytyczone granice parku — tak zwane „granice naturalne”. Zazwyczaj ustawiane są płoty i znaki graniczne, ale nie wszędzie.
Turyści, mieszkańcy okolicznych wsi i inni goście „Tuzłowskich limanów” często to wykorzystują: mówią, że niby nie wiedzieli, że to już terytorium parku, nie było znaku.
Pracownicy parku dokładnie wiedzą, gdzie zaczyna się ich terytorium i gdzie się kończy, bo opierają się na mapie ewidencyjnej.
Wcześniej w parku ustawiono szlabany i w ten sposób starano się kontrolować kłusowników. Jednak ilość miejsc, w których myśliwi polowali w różnych porach roku, nie zmniejszyła się. Kiedy zmieniło się kierownictwo i polityka parku, czyli przyszedł zespół Iwana Rusiewa i zaczęto otwartą walkę z przestępstwami myśliwych, stało się jasne, że kłusownicy po prostu nie uznają, że terytorium parku należy do państwa, a nie do nich.
pokaz slajdów
Jest praca dla ciała, a jest też dla duszy. Podczas patroli Rusłan często fotografuje przyrodę. Te zdjęcia publikuje w mediach społecznościowych, jednocześnie opowiadając o parku:
— Zdjęcia zacząłem robić telefonem komórkowym. Fotografowałem dla siebie, a potem zacząłem pokazywać przyjaciołom i znajomym. Bardzo im się spodobało to, w jaki sposób patrzę na przyrodę. To znaczy, mówili: „Przeszlibyśmy tamtędy 100 razy, ale nie zobaczylibyśmy tego, co ty. Masz inne spojrzenie”.
Rusłan mówi, że wielu ludzi żyje codziennością i nie wystarcza im ciepła na duszy. A w parku, jak uważa, można je znaleźć:
— Dla mnie park — to miejsce, które kocham jako pracę i jako teren. Miejsce, gdzie można pobyć na osobności, pomarzyć, zapomnieć o negatywnych czynnikach.
pokaz slajdów
Początek zmian. Iwan Rusiew
— Całe swoje życie marzyłem, żeby moja praca była moim hobby. I teraz pracuję z przyjemnością.
Iwan Rusiew — w latach 2015–2018 dyrektor, a obecnie naczelnik naukowego działu parku. Jego zadaniem jest ciągłe prowadzenie badań i monitoring stanu przyrody w parku: poziomu zasolenia wody w limanie, liczby gatunków ptaków na terenie parku i porównawcza lub jakościowa analiza tych danych:
— Jeśli nie będziesz prowadzić monitoringu ekosystemu, to stracisz możliwość zarządzania nim w przyszłości.
pokaz slajdów
Iwan wspomina, jak w młodości pracował w pobliżu jeziora Aralskiego (znane również jako morze Aralskie — przyp.red.) i na własne oczy widział, jak zanika pod wpływem człowieka. Władza radziecka wykorzystywała rzeki Amu-darię i Syr-darię, które zasilały morze, w celach przemysłowych (budowano tam kanały), dlatego jezioro zaczęło znikać.
Podobna sytuacja ma obecnie miejsce w przypadku limanu Sasyk na terytorium parku, który także stał się ofiarą radzieckiej industrializacji. W ramach budowy kompleksu gospodarki wodnej „Dunaj-Dniestr-Dniepr” w 1978 roku liman odgrodzono od Morza Czarnego 14-kilometrową tamą. Liman z czasem zaczął wysychać, a jego naturalne zasoby ulegać wyczerpaniu.
Monitoring ekosystemu pozwala na przewidywanie negatywnych zmian. Na przykład, parowanie wody z morza nie wpływa na kartografię, jednak ma poważne skutki dla mieszkańców morza, którym zaczyna brakować pożywienia.
pokaz slajdów
Nacisk na Rusiewa przez jego proaktywistyczną działalność, próby zwalczania korupcji i kłusownictwa w parku, przejrzystą politykę i chęć pracy zgodnie z prawem Ukrainy doprowadziły do tego, że Iwan zaczął uciekać się do coraz bardziej radykalnych działań.
Na przykład, jako dyrektor parku, musiał zagwarantować swoim pracownikom patrolującym teren bezpieczne warunki pracy, ale nie mógł tego zrobić w związku z zagrożeniem spotkania podczas obchodu uzbrojonych kłusowników. Wtedy Iwan zabronił swoim ludziom pracy „w terenie”.
pokaz slajdów
Podczas swojej kadencji na stanowisku dyrektora Iwan prawie wygrał walkę z nielegalnymi myśliwymi. Czasami zdarzają się jeszcze pojedyncze przypadki, jednak myśliwi nie przyjeżdżają już masowo, jak to bywało wcześniej. Turystyka w parku stała się bardziej ekologiczna i zorientowana na przyrodę, a rybacy z okolicznych wsi wyrobili wszystkie potrzebne dokumenty, aby mieć prawo do połowu ryb w limanach.
To, co odróżnia rybaków od kłusowników, to właśnie posiadanie odpowiednich dokumentów. Przede wszystkim konieczne jest pozwolenie od ochrony ryb, ponieważ terytorium parku jest rezerwatem. Kłusownicy wolą nie tracić czasu i pieniędzy na pozwolenia. Wedle zasady: co złowiłem to moje.
Yellowstone — pierwszy na świecie park narodowy. Założono go w 1872 roku i dopiero po trzydziestu latach mieszkańcy i przedsiębiorcy z okolicznych miast i wsi zrozumieli, że nie muszą zarabiać na tych ziemiach. Tam, podobnie jak tu, kłusownictwo było czymś naturalnym. Władze USA walczyły z tym za pomocą armii, a później turystyka rozwijała się dzięki budownictwu kolei i różnych obiektów turystycznych.
Iwan Rusiew spodziewa się, że Ukraina kiedyś zrozumie, że dzisiejsza ochrona przyrody to inwestycja w przyszłość. Oczywiście Iwan nie ma takiego wsparcia państwa, jednak stara się ratować park z pomocą tych zasobów, które posiada. Mówi:
— Marzymy o tym, żeby rząd miał szacunek do parku. Na przykład, Amerykanie wskazują trzy powody do narodowej dumy: hymn, flaga i parki narodowe.
Działalność na rzecz ochrony. Iryna Wychrystiuk
Iryna Wychrystiuk — dyrektorka parku od 2018 roku. Podobnie jak inspektor parku Rusłan, kobieta codziennie ma do czynienia z kłusownikami, rolnikami i przedsiębiorcami.
Nielegalna sprzedaż detaliczna (sklepy i kioski na plażach) kwitnie latami na terytorium parku. Kierownictwo i pracownicy niejednokrotnie zwracali się do Obwodowej Administracji Państwowej, Państwowej Inspekcji Architektoniczno-budowlanej itp., jednak nie podjęto na tym poziomie żadnych czynności, które odgórnie wprowadzałyby zakaz niezorganizowanej przedsiębiorczości.
pokaz slajdów
Wszyscy, którzy chcą prowadzić działalność gospodarczą na terytorium parku narodowego „Tuzłowskie limany” albo jakiegokolwiek innego parku (w uregulowanej strefie) powinni posiadać pakiet pozwoleń ze zgodą administracji parku.
Strefa regulowanej rekreacji
Terytorium, gdzie pozwolono na krótkotrwały wypoczynek turystów, tworzenie ekologicznych ścieżek i szlaków. Wycinka lasów, rybołówstwo, łowiectwo i jakakolwiek działalność, która może zaszkodzić naturze, w tym przedsiębiorczość, są tu zakazane.— Ludzie są wstanie przejść 400 metrów, po to by nie zanieczyszczać tej działki, ale rada wsi rozdała praktycznie wszystkie okoliczne tereny pod (prywatną — red.) zabudowę. Tam przeciwnie — jeszcze się do limanu dosypuje, żeby zwiększyć swoje terytorium.
Rolnicy — mieszkańcy sąsiednich wsi — wykorzystują ziemię parku dla własnych celów. Ziemie uprawne wyjaławiają się od działalności rolniczej i z tego powodu ustanowiono prawa, które regulują wykorzystywanie tych ziem.
Częścią terenu parku „Tuzłowskie limany” jest liman Szahany, otoczony przybrzeżnymi pasami ochronnymi, które zostały stworzone po to, by zabezpieczyć obiekt wodny przed wpływem ludzkim — zanieczyszczeniami i zniszczeniami — i są określone przez kodeksy wodny i gruntowy.
Liman Szahany jest zamknięty i odcina się od morza piaszczystym nasypem. Tutaj szerokość pasa jest minimalna: jedynie 100 metrów. Chociaż zgodnie z Kodeksem Wodnym Ukrainy, ochronne pasy przybrzeżne powinny mieć dwa kilometry szerokości.
— Właśnie to, zdaniem prawodawców, miało zabezpieczyć obiekt przed negatywnym wpływem gospodarstw rolnych. Co otrzymaliśmy w efekcie? Przybrzeżne pasy ochronne są wszędzie niszczone, dlatego że przegania się tamtędy bydło.
Zdjęcie udostępnione dzięki uprzejmości Parku Narodowego „Tuzłowskie limany”
Brak znaków granicznych na terytorium parku — to jeden z największych problemów, który przyciąga nowe kłopoty.
Od 2015 roku pracownicy parku zwrócili państwu i naturze 130 ha przybrzeżnych pasów ochronnych. Zatrzymano tam nielegalne prace rolne. Jednak ponad dwa tysiące hektarów ziemi jest nadal użytkowanych przez rolników:
— Tam, gdzie da się orać, wszystko jest rozorane. Pozostały tylko niewielkie naturalne tereny tam, gdzie są łąki zalewowe albo mokradła słone, czyli tam, gdzienie zbiorą żadnego urodzaju. Jak mówi jeden z rolników: „Gdybym mógł, to już bym nawet liman orał”.
Od 1996 roku system limanów Szahany-Alibej-Burnas jest częścią umowy Konwencji Ramsarskiej, a to oznacza, że ma szczególny status ochrony.
Konwencja Ramsarska
Ukraina znajduje się na liście krajów, które podpisały Konwencję Ramsarską o terenach wodno-błotnych mających znaczenie międzynarodowe. Konwencja uznaje te tereny przede wszystkim za środowisko występowania ptaków wodnych i obejmuje je ochroną.Iryna wyjaśnia rolnikom, jak istotne dla ekosystemu są obszary wodno-błotne i że podobne zbiory mogliby osiągnąć dzięki wysokiej kulturze uprawy, a nie powierzchni kradzionej ziemi.
Tereny wodno-błotne zabezpieczają wodę pitną dla ludzkości, oczyszczają i filtrują wody powierzchniowe. Obróbka ziemi — zarówno ręczna, jak i za pomocą ciężkiej maszynerii, jest szkodliwa dla brzegów limanu — w różnym stopniu go niszczy.
Dla pełnego odnowienia stepu potrzeba 100 lat, albo co najmniej 25 — jeśli człowiek pomoże przyrodzie przywrócić to co straciła. Dla ekosystemu step jest równie ważny, jak tereny wodno-błotne, ponieważ, na przykład, lepiej pochłania dwutlenek węgla.
Ten ostatni wchodzi w skład aerozoli atmosferycznych (gazy cieplarniane), które powodują zmiany klimatyczne. Im więcej dwutlenku węgla, tym bardziej szkodliwy będzie jego wpływ na przyrodę regionu.
Step — to las do góry nogami, jak mówią w parku. Korzenie drzew umacniają grunt i zapobiegają erozji (niszczeniu) brzegów — tak samo jak las umacnia zbocza gór.
Kulon. Zdjęcie udostępnione dzięki uprzejmości Parku Narodowego „Tuzłowskie limany”
Ptaki i ssaki
Step jest także ważnym siedliskiem ptaków, zaznacza Iwan Rusiew:
— W tym roku po raz pierwszy obserwowaliśmy na terenie, który odbiliśmy rolnikom, kulona. Ten ptak został wpisany do Czerwonej Księgi i widzieliśmy go przy trasie, o tam, z młodymi spaceruje. Jak tylko odbiliśmy [ziemię] to one się tu osiedliły i zaczęły gniazdować.
Na terytorium parku mieszkają także drobne ssaki wpisane do Czerwonej Księgi Ukrainy. Iwan niedawno zauważył chomika zwyczajnego, ale suseł odeski, czy świstak zwyczajny już od kilku lat nie występują w parku. Iwan marzy o odnowieniu ich populacji, a także o tym, żeby w parku pojawiły się suhaki (ssaki podobne do antylopy) i kułany (azjatyckie dzikie osły):
— Ciągle odbieraliśmy przyrodzie miejsce do tego, żeby mogła się odradzać. Przyroda ma prawo do życia i nareszcie mamy po prostu mnóstwo takich faktów, które pokazują, jak to wraca rykoszetem do człowieka w postaci negatywnych zjawisk. Ale niestety z jakiegoś powodu ciągle wchodzimy na te same grabie.
W strukturach parku funkcjonuje centrum naukowo-badawcze, które bada florę i faunę regionu. Ponad 700 rodzajów roślin badają botanicy i ponad 260 gatunków ptaków — ornitolodzy. Pracują tu także specjaliści, którzy studiują amfibie, gady, ssaki, owady i inne.
W parku żyje ponad 40 rodzajów rzadkich gatunków ptaków, które wpisano zarówno do ukraińskiej, jak i światowej Czerwonej Księgi:
— Na przykład kraska zwyczajna. Jest bardzo jaskrawa i wybiera tylko urwiska, a my mamy 150 km kontynentalnej części parku, gdzie jest wiele urwisk, prawie 100 km, i ona tam gniazduje w norach.
Oprócz odzyskiwania terytorium od rolników i kłusowników, pracownicy parku tworzą takie warunki dla zwierząt i ptaków, by mogły one z powodzeniem gniazdować i czuć się tu bezpiecznie:
— Nie ma miejsc do gniazdowania ptaków, bo tak kształtuje się ekosystem. Wiele mierzei jest piaszczystych, ale są one bardzo kuszące dla lądowych albo pierzastych drapieżników. I kiedy ptaki zaczynają gniazdować, drapieżniki w nocy dostają się do gniazd i je niszczą.
pokaz slajdów
Trzy lata temu Iwan wspólnie z pracownikami parku zaczął budować sztuczne wyspy. Siedem takich wysp stało się domem dla szablodzioba, rybitwy rzecznej, pelikana białego i pelikana kędzierzawego.
Można to uznać za sukces, ponieważ pelikan jest bardzo wybredny wobec nowych miejsc gniazdowania i może około 5 lat, zanim osiedli się na wyspie.
Iwan wyjaśnia:
— Pelikany mają tu możliwość poszukiwania jedzenia. Nie są gatunkiem myśliwych, nigdy nim nie były. Ale rybacy mówią, że one (pelikany — red.) zjadają dużo ryby i dlatego stanowią konkurencję dla rybaków. Ekolodzy mówią, że tam, gdzie są pelikany, tam jest ryba i wystarczy jej dla wszystkich: i ludzi, i pelikanów.
W skład łańcucha pokarmowego zawsze wchodzą ptaki: jedzą niewielkich rozmiarów zwierzęta, powiedzmy robaki. Tylko wtedy ekosystem można uznać za zdrowy.
Jestem szczęśliwym birdwatcherem
Ogólna powierzchnia parku wynosi 28 865 ha, z których około 20 000 ha zajmuje wodna powierzchnia limanów. Lokalne obszary wodno-błotne mają ogromne znaczenie przede wszystkim dla ptaków wodnych. Ponadto przez to terytorium przebiega jeden z ich największych szlaków migracyjnych .
Pracownicy nazywają park „ptasim Eldorado”, czyli „wymarzoną ziemią obiecaną”, ponieważ ta lokalizacja, jak zapewniają, jest najbardziej interesująca dla obserwatorów ptaków. Różnica między ornitologiem i birdwatcherem polega na tym, że ci pierwsi są naukowcami i badają ptaki, a drudzy obserwowanie ptaków traktują przeważnie jako hobby.
Współpracująca z parkiem Iryna Burłaczenko opowiada historię o gościach parku, którzy właśnie tu po raz pierwszy odkryli w sobie miłość do ptaków i niedługo po tym wracali ponownie — już z lornetkami i aparatami.
pokaz slajdów
Ulubionym miejscem obserwatorów ptaków jest bungalow na brzegu limanu. Jeśli przyjdzie się tu wieczorem i nie spłoszy ptaków, rano można zobaczyć, jak chodzą wokół miejsca noclegu i dosłownie otaczają gości parku.
W parku, w szczególności wokół bungalow, od maja do września można zobaczyć nieskończone ilości pelikanów. Stały się swoistym symbolem „Tuzłowskich limanów”. Iryna wspomina:
— Kiedy przychodzą do nas turyści, dla niektórych prawdziwą niespodzianką jest to, że są tu pelikany: „U nas w Ukrainie są pelikany? I to tutaj?”. Za granicą im obiecywano, że „możliwe, że się nam poszczęści i zobaczymy gdzieś w jakimś parku narodowym pelikany” i jak mówią „My ich tam w końcu nie widzieliśmy, a tu po prostu idziemy i są wszędzie”.
Vasco van der Bun to holenderski dziennikarz Financial Day, ale jego hobby nie jest w żaden sposób związane z działalnością zawodową. Jest birdwatcherem i ta pasja pochłania go od wczesnego dzieciństwa. Pracował jako obserwator ptaków w swoim kraju i przyznaje, że taka praca prowadzi do samotności, dlatego poszedł w dziennikarstwo, a miłość do ptaków stała się jego hobby. Będąc przejazdem w Ukrainie, badał świat ptaków Tuzłowskich Limanów:
— Ten liman — z wolontariuszami, którzy go strzegą — to ptasi raj, a przy tym raj dla obserwatorów. W ciągu kilku godzin widziałem tu ptaki, których nigdy wcześniej w życiu nie spotkałem. Tak więc, Jestem szczęśliwym birdwatcherem.
Spośród wszystkich ptaków, które udało mu się tu zobaczyć, wyszczególnił żurawia szarego i różowe pelikany. Żurawie zatrzymują się w tej lokacji w połowie lata, kiedy przylatują z Syberii do Afryki na zimowanie.
Wolontariusze i dzieci. Iryna Burłaczenko
„Była nauczycielka Iryna Burłaczenko zaczęła pracować w parku w 2016 roku. Obecna dyrektorka zachęciłą ją słowami: „Chcesz zmienić coś na lepsze w swoim życiu?”. Iryna chciała, porzuciła nauczycielstwo i wybrała park.
Irynie podoba się, że nigdy nie wie co jutro wydarzy się w parku: walka z kłusownikami, wycieczka dla turystów, czy rozmowa z dziennikarzami. Mówi, że jest jej tu dobrze i czuje, że jest to jej miejsce.
— Nie mam czegoś takiego, że patrzę na zegarek: „Aj-ja-jaj, pracujemy do wpół do szóstej”. No, to zabawne: wyjeżdżamy w teren i możemy wrócić o dziesiątej wieczorem, o północy, możemy też zostać na całą noc. To jest bardziej sposób życia, niż praca.
Do niedawna w parku prawie nie było turystów, dlatego Iryna ze współpracownikami zaczęła przygotowywać bazę turystyczną rezerwatu: stworzyli trasy, spis płatnych usług i otworzyli centrum turystyczne.
Na terytorium parku nie ma hoteli czy domków gościnnych, zostały tu jednak stworzone warunki dla miłośników przyrody. Na urządzonym polu namiotowym jest dostęp do prądu, internetu itp. Ci goście parku, którzy wolą komfortowy wypoczynek, mogą zatrzymać się w strefie rekreacyjnej (na terytorium parku nie ma żadnych stałych budowli).
W lecie 2018 roku między limanem Szahany i Małym Sasykiem utworzono strefę granicy parku, gdzie dyżurują ochroniarze, pracują badacze, a turyści obserwują ptaki. W miejscu, w którym wcześniej stały zardzewiałe wagony kłusowników, utworzono punkt ochrony, informację turystyczną, punkt widokowy, wielką altanę z trzciny, dwa bungalowy. Przez to miejsce przechodzi jeden ze szlaków turystycznych, który nazywa się „Tuzłowska Amazonia”.
Cała infrastruktura, którą posiada park, została przygotowana siłami wolontariuszy. Iryna opowiada, że prawie wszyscy wolontariusze dołączyli do nich dzięki profilowi Iwana Rusiewa na Facebook’u, gdzie codziennie opowiada o parku. Wolontariusze interesują się czy pracownicy parku potrzebują pomocy (a prawie zawsze jej potrzebują) i po pewnym czasie przyjeżdżają np. z materiałami budowlanymi, narzędziami itp.
Ktoś pomoże z żywnością dla dziecięcych wypraw, ktoś wynajmuje pokoje dla nowoprzybyłych wolontariuszy w swoich domach letniskowych, buduje falochrony, bungalow i pole namiotowe, a ktoś przesyła na to pieniądze. Na wolontariat przyjeżdżają nie tylko prywatne osoby, ale i organizacje. Na przykład wolontariusze z WWF (World Wide Fund For Nature), często pomagają w odnowie parków Ukrainy. To międzynarodowa organizacja wolontariacka, której celem jest zatrzymanie degradacji systemów naturalnych planety.
— Spalili nam jedyne auto, „Niwę”, kłusownicy spalili. To wolontariusze zorganizowali się i sami nam samochód kupili.
Zdjęcie udostępnione dzięki uprzejmości Parku Narodowego „Tuzłowskie limany”
Dziecięce ekspedycje
Starsi ludzie, którzy urodzili się, żyli i byli wychowani w systemie radzieckich wartości, nie postrzegają parków narodowych we właściwy sposób. Takie nastawienie bierze się przede wszystkim stąd, że gośćmi takich parków byli głównie urzędnicy wysokiego szczebla i przeciętny człowiek rzadko mógł tam trafić. W związku z tym nie ufają kierownictwu parków w niepodległej Ukrainie.
Wychowanie ekologiczne ludzi starszych jest nie mniej istotne od wychowania dzieci. O ile dzieci trzeba uczyć jak poprawnie należy zachowywać się wobec przyrody, to starszych — oduczać szkodliwych dla przyrody nawyków. Dla dzieci pracownicy parku już drugi rok z rzędu organizują wyprawy, opowiada Iryna Burłaczenko:
— W 2018 roku zapoczątkowaliśmy taki ciekawy projekt edukacyjny: ekspedycja dziecięca i nazwaliśmy ją „Tuzlim” czyli „Tuzłowskie limany”. Każdego roku wybieramy symbol ekspedycji.
Symbolem pierwszej wyprawy była żabka Tuzlimczyka, ponieważ większa część parku to tereny wodno-błotne. W tym roku jest to pelikan, ponieważ jest ich tu mnóstwo i dzieci zawsze się nimi zachwycają.
Zdjęcie udostępnione dzięki uprzejmości Parku Narodowego „Tuzłowskie limany”
Podczas wypraw dzieci poznają przyrodę na łonie natury, a nie siedząc w klasie. Widzą wszystko na własne oczy. Pracownicy parku układają program razem z naukowcami. Jak mówi Iryna, na czas ekspedycji zamieniają się w bajkopisarzy i w przystępny i ciekawy sposób pokazują dzieciom świat, który je otacza. Każdego wieczora realizowany jest także program kulturalny: ognisko i śpiewy:
— Zdecydowaliśmy, że naszymi słuchaczami będą miejscowe dzieci. Dlatego że to, jak zostaną wychowane i jaka będzie ich postawa wobec otaczającego środowiska oraz jak je będą wykorzystywać, będzie bezpośrednio wpływać na ekosystemy. Dlatego że są sąsiadami parku.
Dołączyć do wyprawy można dzięki konkursowi. W szkołach dzieci mają zorganizować efektywny system zarządzania odpadami, a zwycięzcy wyruszają na wyprawę.
Każdy dzień ekspedycji jest bardzo intensywny. O siódmej rano — pobudka, potem — rozgrzewka, śniadanie i zajęcia. Trzydzieścioro dzieci dzieli się na grupy naukowe. Podczas spacerów na przyrodzie naukowcy opowiadają dzieciom jak poprawnie sporządzać notatki terenowe, na co zwracać uwagę, jak zbierać zielnik i jak opisywać ptaki. Dzieci mają okazję poczuć się jak prawdziwi naukowcy, mówi z przekonaniem Iryna.
Po obiedzie cała ekspedycja odpoczywa, a potem — podsumowanie i wycieczka nad morze. Po kolacji wszyscy razem omawiają problematyczne kwestie. W szczególności co robić z odpadami i dlaczego w parku nie można śmiecić.
Wcześniej — tygodniowa, a obecnie — dziesięciodniowa ekspedycja bez dostępu do internetu i darów cywilizacji miała być wyzwaniem dla organizatorów i dla dzieci.
Ale różnorodność natury, codzienne aktywności i obserwacje kompensują brak codziennych dla dzieci spraw:
— Kiedyś ktoś nam opowiadał, jak znalazł starą siatkę, w której utknęło wiele krabów i ryb.
Dzieci własnymi rękami uwolniły kraby — takie ogromne i wypuściły do morza. Myślę, że to będzie dla nich nauka na całe życie, było im tak miło, że mogły je uratować.
Zdjęcie udostępnione dzięki uprzejmości Parku Narodowego „Tuzłowskie limany”
Miejscowe dzieci w większości pochodzą z rodzin kłusowniczych i rybackich. Ale w czasie ekspedycji nie zabierają przyrodzie tego, co zabierają ich rodzice swoimi nielegalnymi działaniami, a przeciwnie — oddają. W wieku nastoletnim bardzo ważne jest, by na własne oczy pokazać szkodę, którą może zadawać przyrodzie człowiek, aby zrozumieć skalę jego wpływu.
Fundusze na ekspedycje pracownicy parku zaczęli zbierać po tym, jak po raz pierwszy zapowiedziano wydarzenie. Z państwowego budżetu udało się uzyskać pieniądze jedynie na wyżywienie kilku dzieci, dlatego na pomoc przyszli wolontariusze i sponsorzy, wspomina Iryna:
— Pomysł i chęci, kiedy cię coś napędza, kiedy bardzo czegoś chcesz i robisz jakąś dobrą i jasną rzecz, to fundusze się znajdą.
Wraz z aneksją Krymu Ukraina straciła mniej więcej jedną trzecią obszarów, które miały status parków narodowych. Na przykład Krymski rezerwat przyrodniczy przekazano „do bezpłatnej eksploatacji przez Kancelarię prezydenta Federacji Rosyjskiej”, co przypomina radziecki zwyczaj zmieniania rezerwatów w strefy prywatnego użytkowania dla urzędników. W 1950 roku w rezerwacie świadczono również usługi „rekreacyjno-łowieckie”. Na przykładzie „Tuzłowskich limanów” można zobaczyć, jak trudno jest odnowić park po wyniszczającej działalności kłusowników.
Parki narodowe są tworzone przede wszystkim po to, aby chronić i zachować prawdziwą przyrodę dla przyszłych pokoleń. Właśnie tym od kilku lat zajmują się pracownicy „Tuzłowskich limanów”.
wspierany przez
Materiał przetłumaczony przy wsparciu Instytutu Ukraińskiego