Share this...
Facebook
Twitter

Przeprowadzka na wieś — to wyzwanie dla większości współczesnych ludzi. Zwłaszcza jeśli chodzi o tych, którzy dorastali i mieszkali w mieście z rozwiniętą infrastrukturą i wszystkimi atutami metropolii. Od razu wyczuwalny jest kontrast między dużym miastem a wioską: chodzi nie tylko o świeże powietrze, ale również o momenty związane z infrastrukturą i zachowaniem.

Tak naprawdę mieszkańcy miasta mają wiele do wyboru: jedni buntują się przeciwko spędzania życia w biurze, inni piszą ekologiczne biznesplany, a jeszcze inni wracają do swoich naturalnych początków. I prawie każdy jeden szuka spokoju i równowagi poza miastem.

Współcześni downshifterzy często organizują swoje życie bez wykonywania tradycyjnych prac wiejskich, zarabiając głównie przez Internet. Sposób myślenia młodych ludzi, którzy przenoszą się na wieś, różni się od sposobu myślenia starszych mieszkańców wsi i dlatego jest często poddawany krytyce. Czasami dochodzi do konfliktu pokoleń i doświadczeń. Jednak czasem bywa odwrotnie: młodzi ludzie nawiązują współpracę z lokalnymi mieszkańcami, ponieważ przywożą ze sobą nową wiedzę, nowe technologie i umiejętność pracy z informacją.

W Ukrainie wśród dowshifterów najbardziej popularnymi regionami są wybrzeża Morza Czarnego i Azowskiego, Karpaty i „głębokie” wsie Polesia.

Natalia i Jewhen Wyszyńscy — współczesne małżeństwo, które założyło swoje malutkie gospodarstwo ekologiczne na wsi Werbiwka na Polesiu, dokąd para przeprowadziła się z Kijowa.

Wyszyńscy

— Każdy może żyć w harmonii z naturą. To jest łatwe i przyjemne, — mówi Natalia Wyszyńska.

Małżeństwo Wyszyńskich od trzech lat mieszka na Polesiu. Rodzinna ekofarma “Werbiwka” została założona przez Natalię i Jewhena na bazie starej chaty, której zasoby są w pełni wykorzystywane: stare deski z rozebranej stodoły stały się materiałem budowlanym; okoliczną ziemię uprawia się w taki sposób, że ziemniaki zbiera się trzy razy w roku. Sadzi się je jednak w sposób, który tutaj nie jest charakterystyczny: uprawiając grządkę tak, że wydaje się niby warzywa leżą na ziemi pod kocem z siana.

Jewhen opowiada jak oni z żoną poznali się przez Internet w 2009 roku:
— Wtedy jeszcze nie było polubień, tylko komentowało się posty. Znalazłem jej profil, i coś mnie poruszyło. Na zdjęciu ona stała przy drzewie, podtrzymując brzozę. I napisaliśmy do siebie.

Najważniejszą rzeczą według pary są wspólne poglądy na życie: oni dużo podróżowali, organizowali festiwal sztuk walki „Kozackie zwycięstwa”:

To wszystko było bardzo interesujące. I to wszystko jakoś zbliżyło nas do siebie i zaczęliśmy mieszkać razem. Najpierw mieszkaliśmy razem w Kijowie, potem przeprowadziliśmy się tutaj.

Mieszkając w Kijowie Natalia pracowała w biurze przez telefon jako menedżerka, sprzedawała sprzęt fotograficzny. Jewhen zajmował się biznesem, pracą społeczną, był urzędnikiem:

— Rozumiałem, że szedłem w złym kierunku: nie rozwijałem się duchowo, moralnie jakoś ani prawie fizycznie. Obecnie, będąc tutaj, czuję, że robię to, co naprawdę chcę.

Natalia dodaje:
— Teraz mam wystarczająco czasu dla rozwoju, twórczości, dla tego, żeby usiąść i po prostu patrzeć na niebo.

Dzisiaj para nie wyróżnia żadnego konkretnego momentu, w którym zdała sobie sprawę, że chce się przeprowadzić:

— Zbieg wielu okoliczności. Jakoś wszystko tak się połączyło, przebywanie w mieście było psychologicznie trudne, bardzo stresujące: praca, transport, hałas i wszystkie te jakieś warunki. Ciągle jesteś chory, zawsze jest jakiś dyskomfort. I chciało się po prostu wyjechać na łono natury. Wojna dała taki impuls, że chciało się pokoju w rodzinie.

Swoim przykładem każdego dnia pokazują, że wieś — to okazja do życia w zgodzie z samym sobą. Dzielą się swoją codziennością na swojej stronie na Facebooku i na własnej stronie internetowej, co delikatnie motywuje innych do przeprowadzki:

— Nie mówię, żeby właśnie tutaj się przeprowadzać, ale generalnie żeby ci, którzy chcą żyć na łonie natury, nie bali się, aby się przeprowadzali. Właściwie jest to bardzo łatwe. W Internecie jest wiele informacji. Niemożliwe jest, żeby przyjechać i nie wiedzieć, co robić.

— Poczytać blogi — podobne do tych, jakie sami piszemy, inni ludzie piszą, jak to robią, jak uprawiają rośliny, jak hodują zwierzęta.

Para nawet nie rozważa dziś możliwości powrotu do miasta. W końcu mają tutaj wszystko, czego potrzebują:

— Co robić w mieście? Nie chce mi się teraz do miasta: gdy jestem w mieście, boli głowa, ciężko mi oddychać, zaczyna się kaszel. A na łonie natury jest super. Dla nas ważny jest nie rezultat, tylko proces. Proces ma dawać satysfakcję. Jeśli ma się satysfakcję, to rezultat też będzie dobry.

Paradoks mieszkańców lokalnych

Największym wyzwaniem dla odważnych, chcących mieszkać bliżej natury, są mieszkańcy lokalni. Przeważnie to starsze pokolenie nie rozumie, dlaczego młodzi ludzie dokonują takich wyborów. Często nazywano ich między sobą „działkowcami”, mówiąc, że chwilowo zbliżyli się do natury, ale na pewno wrócą do miasta.

Zdecydowana większość mieszkańców wsi natomiast marzy o ucieczce ze wsi, wyjeździe do miasta na studia lub do pracy, żeby tam pozostać, nie pracować rękami, żyć w lepszych warunkach. Dlatego też, gdy do jakiejś wioski, przysiółka czy małej miejscowości przyjeżdżają nietypowi lub dotychczas niewidziani ludzie, miejscowi po prostu cierpliwie czekają, aż mieszkańcy miast znudzą się takim życiem. Czasami nawet doczekują takiej okazji. Jednak prawdziwi downshifterzy rzadko osiedlają się w wiosce wbrew czemuś lub komuś. To ich wybór i życiowa konieczność — wrócić do czegoś prawdziwego.

Miejscowi postrzegali nowych sąsiadów oczywiście niejednoznacznie. Jak w każdej wiosce, mieszkańcy Werbiwki do nowych sąsiadów podchodzą z pewną bacznością i ostrożnością. Pomogły tu jednak więzi rodzinne. Chodzi o to, że kiedyś mieszkała tu babcia Jewhena. Nadal jest tu pamiętany jako chłopiec, który przyjeżdżał do swojej rodziny, więc nie było tam ludzi wrogo nastawionych ani chętnych do otwartego konfliktu. Natalka opowiada:

— Wręcz przeciwnie, staramy się lepiej poznać, pomóc społeczności lokalnej. Przejmują nawet od nas niektóre pomysły. Na przykład często jestem pytana, czym kropię warzywa? Opowiadam im, że nie używam chemii. Używam naturalnych rzeczy: naparów z ziół do odżywiania lub przeciwko zarazie ziemniaczanej używam do kropienia pomidorów. Poproszono mnie nawet o przygotowanie takiej mieszanki do sprzedaży, ale zawsze staram się wymieniać. Na przykład wymiana produktami lub rzeczami — w taki sposób dostałam foremki na chleb.

Po drugim roku pobytu Wyszyńskich w Werbiwce mieszkańcy wsi zaczęli temu: zobaczyli, że borówka bagienna (delikatna jagoda, wyglądająca bardzo podobnie do borówki zwykłej, ale w środku jest zielona i prawie dwa razy większa — autor) jest uprawiana przez Wyszyńskich, a jest to dość droga jagoda, choć dobrze rośnie na glebach Polesia, więc można ją sprzedawać i tym samym zarabiać. To kilka rodzin zasadziło mini plantacje.

Niektórzy otwarcie są inspirowani “miejską młodzieżą”:

— Założyłam się z sąsiadami, że nauczę ich uprawiać ziemniaki pod sianem, bo tam ludzie są starzy i ciągle kopią, orzą — tracą dużo sił, a zbiory są takie same jak nasze. Więc powiedzieli mi, żebym w tym roku pomogła im zrobić grządkę.

Śmieci i surowce wtórne

Początkowo metody młodych ludzi do uprawiania czegoś zaskakiwały współmieszkańców. No i ich zwierzęta były jakieś nietypowe: wietnamskie świnie, kozy rasowe — wszystko było nowe, a raczej takie, co zostało tutaj zapomniane. Takich jak torby na zakupy z tkaniny, które wcześniej były szeroko stosowane w wioskach. Natalia mówi, że musiała dosłownie przywrócić ekotorby do wioski:

— Dużo opowiadam miejscowym, że można na przykład robić zakupy z torbami z tkaniny. Na targu ludzie są już przyzwyczajeni do mnie z takimi torbami. Opowiadam, że można na przykład ze szklanych butelek budować ściany, ogrodzenia lub ozdabiać ścieżki.

Szczególnie dotkliwa jest kwestia sortowania i przetwarzania śmieci na wsi. Bardzo często śmieci wyrzucane są do wąwozów lub dołów w pobliżu wsi; na niektórych słabo zaludnionych obszarach próbują palić wszystko, co się pali. Ale jeśli traktujemy środowisko z miłością, musimy przemyśleć „korzyści płynące z cywilizacji”. Przecież od dziesięcioleci do lasów, rzek i gleby trafia z miast wiele śmieci, nie tyle z powodu niewiedzy ludzi, ale z powodu niewłaściwie skonfigurowanego procesu ich właściwej utylizacji.

Natalka i Jewhen mogą tylko poprzez własny przykład angażować ludzi w to:

— Teraz moim głównym zadaniem jest wprowadzenie kultury sortowania i recyklingu śmieci wśród mieszkańców. Pokazuję, opowiadam, na razie tylko na poziomie poczty pantoflowej, że z butelek PET można zrobić karmniki, konewki, a nawet cieplarnie; że z używanych ubrań można robić dywany; że baterie należy zbierać i oddawać, a nie wyrzucać do lasu.

Inne plany rodziny obejmują wprowadzenie kursu sortowania odpadów i kompostowania w miejscowej szkole.

Pomysły ekologiczne

Praca z lokalnymi mieszkańcami jest naprawdę ciekawa, lecz czasem pojawiają się nowe wyzwania. Np. Natalia i Jewhen chcą zbudować wegetarium (podobne do szklarni, ale ma zalety ze względu na nachylenie przy budowie(15-30 °C, co pozwala na optymalizację energii, ciepła i światła — autor) na bazie lokalnej szkoły. Jednak okazało się, że Werbiwka terytorialnie należy do jednej zjednoczonej wspólnoty terytorialnej, a szkoła — do innej:

— Wegetarium chcieliśmy zrobić w szkole, ale zdaliśmy sobie sprawę, że będą przeszkody, dlatego postanowiliśmy zbudować go na naszym terenie i zapraszać na wykłady uczniów i wszystkich, którzy chcą się uczyć.

Jewhen i Natalia entuzjastycznie traktują ekobudownictwo. Oprócz bio-wegetarium planują budowę ekologicznych budynków z lnu, konopi i domu kopułowego, w którym można będzie organizować warsztaty, ponieważ ludzie chcą wiedzieć więcej o ekologicznych rodzajach działań, budownictwie, uprawie żywności i gotowaniu jedzenia. Nie boją się eksperymentować:

— Na przykład ściółka — to może być wszystko: trociny, tektura, trawa lub siano, a to posypujesz ziemię i nie rośnie chwast. Pod tą ściółką rozwija się własna materia organiczna, robaki, mrówki, a one rozluźniają, użyźniają glebę. A ziemi nie trzeba przeorywać — jest luźna i zatrzymuje wilgoć, nie trzeba jej podlewać, kopać. Ta ziemia jest zdrowsza. Nie potrzebuje dodatkowego nawozu. Więc w zeszłym roku mieliśmy dużo malin, dobre pomidory i ogórki, przy czym dopiero pierwszy rok wjechaliśmy i niczego nie kopaliśmy ani nie oraliśmy. Teraz już budujemy grządki. Eksperymentujemy: wyszukujemy w Internecie różnych ekologicznych sposobów uprawy i eksperymentujemy, aby dowiedzieć się, czy są one skuteczne, czy nie.

Farma a produkcja serów

Zasoby, którymi dysponują małżonkowie, są w pełni wykorzystywane. Mleko kozie jest nie tylko pijane lub dodawane do kaszy, ale także służy do produkcji pożywnych serów. A później planują zrobić jeszcze więcej, ponieważ przyjaciele ciągle proszą o spróbowanie, i sąsiedzi są zainteresowani. Rozpatrują również możliwość sprzedaży.

Natalia dużo wie o serach: jakie są ich właściwości, jak pojawiła się ta lub inna odmiana i jaka jest między nimi różnica.

Młode sery są tańsze, ponieważ nie wymagają specjalnych warunków i długotrwałego przechowywania. Koszt sera zależy również od tego, z czego został zrobiony, czy jest to twardy ser, czy też taki, który wymaga długiego leżakowania:

— Zależy to również od tego, z czego został zrobiony ser: naturalny, podpuszczkowy czy zakwas. Niektóre mają bardziej korzystny wpływ na nasze zdrowie, a w dodatku bez reakcji alergicznych. Możesz kupować online, jak również brać przywiezione z zagranicy. Moja babcia hodowała owce i sporządzała swój zakwas z żołądku, — wspomina Natalia.

Często musimy przywracać stare przepisy, które nie były używane od dawna: pomagają w tym zarówno więzi rodzinne, jak i Google.

Produkowane są również sery wegetariańskie na bazie warzyw, bardziej tradycyjne:

– Po prostu jeśli na żołądek, to jest ono bardziej podobne do tych z Francji i Szwajcarii, są autentyczne: mają swój smak, swoje właściwości. Znajdujemy przepisy z całego świata oraz te, które są praktykowane u nas tu, w Ukrainie. Po prostu to zawsze wymaga czasu i warunków: oddzielna piwnica lub lodówka. Należy tym zajmować się bardzo poważnie. Niektóre sery należy myć, aby była skórka. Niektóre leżakują w winie. Niektóre sery wymagają oddzielnych warunków, aby była odpowiednia pleśń. To dość kłopotliwe.

Bardzo chcielibyśmy zrobić tutaj, u nas, w naszej wiosce serowarnię. Tak więc, ludziom bardziej opłacałoby się trzymać te same kozy i krowy, przynosić mleko do serowarni. Wiem, że na Zakarpaciu są takie wiejskie serowarnie. Dlaczego tutaj tego nie zrobimy? Tym bardziej, że ​​ludzie muszą mieć coś do zrobienia. I tak to byłoby przydatne.

(Czytaj materiał o serowarni, która zmieniła życie wioski na Zakarpaciu: https://ukrainer.net/syrovarnya/)

W nowoczesny sposób para podeszła również do rolnictwa. Nawet hodowane przez nich zwierzęta są wyjątkowe: wietnamskie świnie w przeciwieństwie do miejscowych białych, są bardzo różne; kozy rasowe — dają więcej mleka, mają piękną sierść i kolor:

— Cóż, tak naprawdę nie to, że chciało się nam mieć kozy. To jest takie, towarzyszące. Chcieliśmy po prostu żyć na łonie natury.

Pierwsze kozy pojawiły się jako prezent, potem kupowaliśmy, a teraz zwierzęta się rozmnażają. Ze wsi ludzie przyprowadzają kozy do kozła, aby koźlęta były piękniejsze. Mają też kaczki i kury, a wyjątkowego klimatu dodają koty i psy.

Wszystkie zwierzęta chodzą swobodnie po podwórku, a w stajni koty wybrały sobie miejsce do spania obok kóz — ciepłe i wygodne. Jest tu też maszyna do dojenia kóz, której wykonanie podpatrzyli w Internecie — przy pomocy palety i desek: pomaga zarówno koźlętom najeść się, jak i gospodyni — zdoić mleko. Natalia mówi, że ogólnie hodowanie zwierząt nie wymaga żadnego dużego wysiłku:

— Nauczyliśmy je naszego harmonogramu, żebym mogła się wyspać. Wstaję więc o 8:00, chodzę koło nich koło 9:00 i wieczorem o 20:30, po czym zamykam wszystko na noc. I w dzień idę do nich koło 15:00. Mam więc czas, żeby się wyspać i zrobić coś na polu.

Obecnie para przygotowuje ogrodzenie, bo kozy i świnie chodzą swobodnie po podwórku, pasąc się, a czasem mogą przyjść i do sąsiadów.

Miłość i radość życia

Natalia i Jewhen są jednomyślni co do tego, że do wszystkiego należy podchodzić z miłością: przenieść się do wioski nie w opozycji do czegoś, ale z miłości do przyrody, lasu, zwierząt:

— Wszystkie potrzebują miłości i wszystkie otrzymują naszą miłość. Wszystkie są zawsze pogłaskane. Codziennie. Nie zdarza się, żebym nie poświęciła im uwagi. Mimo to, że je karmię i doję, to jeszcze tak komunikuję się z nimi, zawsze je głaszczę. Czasami siedzę na pniu i medytuję z nimi. Podchodzą do mnie, przy czym wszystkie: koty, psy, świnie i kozy, wszystkie razem.

Natalia i Jewhen Wyszyńscy swoim przykładem pokazują współmieszkańcom wsi i wszystkim zainteresowanym, że mogą cieszyć się życiem i czuć szczęście wszędzie, gdzie istnieje chęć robienia czegoś. Ludzie, którzy kochają swoją ziemię, mogą zrobić wszystko:

— Najważniejsze to kochać swoją ziemię, ponieważ wszystko pochodzi z tej miłości: wtedy chroniona jest przyroda, ziemia i dobre relacje między ludźmi. Kiedy jest miłość do swojej ziemi, jest miłość do wszystkiego.

Jak nagrywaliśmy

Zobacz więcej o naszym przybyciu do Werbiwki, gospodarstwa Wysyńskich, a także o drogach i telefonii komórkowej we wsiach Polesia na nowym wideoblogu.

Nad materiałem pracowali

Autor projektu:

Bohdan Łohwynenko

Autorka:

Sofia Anżeluk

Redaktorka:

Jewhenia Sapożnykowa

Producentka:

Olha Szor

Fotograf:

Taras Kowalczuk

Operator:

Mychajło Titow

Operator,

Reżyser dźwięku:

Pawło Paszko

Reżyser,

Reżyser montażu:

Mykoła Nosok

Reżyserka montażu:

Natalia Kiriakowa

Scenarzystka:

Karyna Piluhina

Redaktor zdjęć:

Ołeksandr Chomenko

Transkryptorka:

Anna Drahuła

Tłumaczka:

Natalia Jaremczuk

Redaktorka tłumaczenia:

Małanka Junko

Anastasiya Solovey

Korekta:

Bartosz Wojtkuński

Menadżerka treści:

Julia Bezpeczna

Śledź ekspedycję