Share this...
Facebook
Twitter

Bucza, Irpień, Hostomel – nazwy tych trzech małych miasteczek zna teraz cały świat. Odkryto tam pierwsze masowe zbrodnie na Ukraińcach dokonane przez wojsko rosyjskie, które 24 lutego 2022 r. rozpętało wojnę na pełną skalę.

W marcu toczyły się zacięte walki o miejscowości Polesia Kijowskiego, które okupanci zaatakowali w pierwszej kolejności. Tereny te zostały wyzwolone przez Siły Zbrojne Ukrainy na początku kwietnia, jednak nieco ponad miesiąc rosyjskiej okupacji stał się prawdziwą próbą i tragedią dla tutejszych mieszkańców. Znaleźli się oni w większości poza zasięgiem, z niepewnymi perspektywami ewakuacji, a co najważniejsze, obok brutalnego wroga, który bezlitośnie niszczył zarówno miasto, jak i jego pokojowo nastawionych mieszkańców.

Kamerzysta i fotograf Oleksandr Popenko był z dziewczyną w Buczy na początku inwazji na pełną skalę. Spędzili kilka niespokojnych tygodni w okupacji i na szczęście wybrali się do Kijowa. Oleksandr opowiedział o swoim doświadczeniu i o tym, jak miasto w ciągu kilku dni zmieniło się nie do poznania. Publikujemy te zdjęcia Oleksandra, które udało mu się zachować, a także jego wspomnienia z początku Wielkiej Wojny.

W przededniu inwazji na pełną skalę przeprowadziłem się do Buczy, żeby zamieszkać z moją dziewczyną Oksaną Semenik. Pierwsze zdjęcie, które zrobiłem 24 lutego, to widok z naszego balkonu na ulicę Skłozawodską. Zebraliśmy najcenniejsze rzeczy i zakleiliśmy okna. Materac został przeniesiony na korytarz – pierwszą noc spędziliśmy w domu, próbowaliśmy spać na zmianę, ale nie udało nam się. Już następnego dnia przenieśliśmy się z rzeczami do piwnicy i bardzo rzadko wracaliśmy do domu, tylko po to, żeby coś zabrać lub umyć się, kiedy była woda. Za każdym razem, gdy wracałem do mieszkania, robiłem podobne zdjęcie, dzięki temu teraz pamiętam, ile razy i kiedy byliśmy w domu.

Share this...
Facebook
Twitter
Share this...
Facebook
Twitter

24 lutego pojechaliśmy zobaczyć jakie schroniska są w okolicy. Większość piwnic była zagracona i praktycznie nie nadawała się do zorganizowania tam jakiegokolwiek pobytu.

Share this...
Facebook
Twitter
Share this...
Facebook
Twitter

W końcu znaleźliśmy akceptowalną piwnicę w przedszkolu obok. Oksana i ja zaręczyliśmy się tam.

W pierwszych dniach okupacji sklepy w dzielnicy jeszcze czasami działały. Sprzedawczyni otwierała sklep zoologiczny przynajmniej na kilka godzin dziennie, a nawet robiła niewielkie promocje. Sklepy otworzyły się na krótko, a w pobliżu natychmiast pojawiła się kolejka. To zdjęcie zrobiłem 28 lutego w drodze do piwnicy.

Czasami robiłem sobie selfie w lustrze, żeby zapamiętać, jak wyglądam. Za dwa tygodnie, kiedy już wyjdziemy z Buczy i się zważę, waga pokaże 10kg mniej niż zwykle.

Póki było jeszcze jasno, możliwości do spędzenia czasu w piwnicy było więcej.Dzieci trochę rozpraszały się kolorowankami i grą karcianą “Uno”. Było mniej problemów z jedzeniem, w piwnicy przynajmniej było gniazdko i można było zagotować wodę. Ponadto, gdy w centrum Buczy zbombardowano supermarket Novus, troskliwi ludzie uratowali stamtąd pozostałe produkty i przenieśli je do piwnic.

W schronisku było wiele zwierząt domowych, w tym nasza kotka Watruszka. Oksana zabrała ze sobą książkę „Toreadorzy z Wasiukiwki” Wsiewoloda Nestajko. Ja też miałem jakąś książkę, ale nie przeczytałem ani strony, ponieważ przez większość czasu, kiedy był Internet, czytałem wiadomości, jak większość ludzi w piwnicy. Wiadomości o Buczy było bardzo mało, ale nawet te, które tam były, nie dawały znać, co robić. Zostać w schronisku, czy nadal próbować się wydostać. Ponadto wiadomość o wysadzeniu mostów nie wskazywała w jakim kierunku w ogóle iść.

Share this...
Facebook
Twitter
Share this...
Facebook
Twitter
Share this...
Facebook
Twitter
Share this...
Facebook
Twitter
Share this...
Facebook
Twitter
Share this...
Facebook
Twitter
Share this...
Facebook
Twitter
Share this...
Facebook
Twitter

Ostatni raz byliśmy w domu 3 marca. Poranek był dość cichy, więc postanowiliśmy, że pójdziemy się umyć i zjemy normalne jedzenie. Pojechaliśmy też do domu ze względu na kotkę, żeby mogła trochę pobiegać, bo większość czasu w piwnicy spędzała w transporterze. Zaparzyłem kawę i przygotowałem szakszukę. Już mieliśmy siadać do jedzenia, kiedy Watruszka rzuciła się do transportera, co jest dla niej bardzo nietypowe. Oksana spostrzegła to za znak i od razu zaczęliśmy się ubierać, żeby wrócić do piwnicy. W ciągu 10-15 minut, zanim się zebraliśmy i dotarliśmy do przedszkola, słyszeliśmy już odgłosy rosyjskiego ciężkiego sprzętu, który wjechał do naszej okolicy od strony torów kolejowych. Można uważać, że kot uratował nam życie. Ten dzień był dniem rozpoczęcia okupacji ulicy Skłozawodskiej.

Share this...
Facebook
Twitter
Share this...
Facebook
Twitter

Pierwszą rzeczą, jaką zrobiło wojsko rosyjskie, kiedy wkroczyło na ten obszar, było zniszczenie całej infrastruktury – zaopatrzenie w wodę, elektryczność, komunikacja zrobiła się bardzo zła. Przez pierwsze dni ich obecności na Skłozawodskiej w ogóle nie wychodziliśmy z piwnicy, drzwi były zamknięte od wewnątrz. Otworzyliśmy drzwi dopiero 6 marca, trzy dni po wkroczeniu okupantów do naszej okolicy.

Pobyt w piwnicy bardzo się zmienił. Gdy tylko ludzie odważyli się z niej wyjść, wszyscy rzucili się, by ratować żywność w zamrażarkach. Znaleźli drewno, przywieźli składany grill, przy schronisku zrobili improwizowaną kuchnię. Dlatego przez kilka dni było nawet za dużo jedzenia – wszystko, co się psuło, miało być zjedzone. Były jeszcze rezerwy wody, ale wszyscy już zrozumieli, że należy je oszczędzać. Gdy tylko spadł śnieg, zaczęliśmy zbierać roztopioną wodę do pustych pojemników.

Zasięgu prawie nie było, od czasu do czasu można było wysłać SMS-a lub zadzwonić, jeśli wyszło się ze schroniska i znalazło połączenie. Oksana miała Androida, w którym standardowo jest aplikacja z radiem. Jedyna fala, którą było dobrze słychać – Radio NV – było naszą jedyną komunikacją ze światem zewnętrznym.

Moi rodzice poznali się z rodzicami Oksany, gdy my byliśmy w piwnicy. Oksanie udało się zadzwonić do swojej mamy z telefonu sąsiadów i podać jej numer telefonu mojej mamy, aby mogła przekazać wiadomość od nas, że u nas wszystko w porządku. Dzieci w piwnicy bawiły się w doktorów.

Mało kto miał swoje latarki i my staraliśmy się oszczędzać swoje telefony. Nie mieliśmy też czasu na zaopatrzenie się w świece. Dlatego przypomnieliśmy sobie stare przepisy z lat 90-tych, co dla mnie osobiście było rewelacją:

Żeby zrobić domową świeczkę potrzebujesz ziemniaka, noża, kawałka bandaża, talerza i oleju roślinnego. Przetnij ziemniaka na pół, zrób dziurę w środku, włóż w niego kawałek bandaża, włóż do talerza z olejem i podpal – będzie działał jak knot. Ta konstrukcja nie pachnie zbyt przyjemnie i dymi się, ale świeci długo i wystarczająco jasno.

Share this...
Facebook
Twitter
Share this...
Facebook
Twitter
Share this...
Facebook
Twitter
Share this...
Facebook
Twitter
Share this...
Facebook
Twitter

7 marca odważyłem się wyjść z sąsiadami z piwnicy i pospacerować po okolicy. Wtedy zobaczyłem bezpośrednie skutki okupacji. Zniszczona wieża ciśnień, splądrowane sklepy i apteki, zniszczone budynki mieszkańców. Nie ominęło to też naszego mieszkania, z ulicy zauważyłem bezpośrednie trafienie w balkon naszej sypialni.

Share this...
Facebook
Twitter
Share this...
Facebook
Twitter
Share this...
Facebook
Twitter
Share this...
Facebook
Twitter
Share this...
Facebook
Twitter
Share this...
Facebook
Twitter

9 marca pojawiły się wiadomości, że otwierają “zielone korytarze” i w Irpieniu jest przejście przez most koło wsi Romaniwka. Tego dnia pierwsze osoby zaczęły opuszczać Buczę. Cały czas siedzieliśmy jak na szpilkach i nie rozumieliśmy, czy warto próbować to zrobić. Tak spędziliśmy dzień.

KORYTARZ HUMANITARNY ALBO „ZIELONY”.
Tymczasowa strefa zdemilitaryzowana, przeznaczona do tranzytu pomocy humanitarnej do regionu kryzysowego i/lub uchodźców z niego.

Rankiem 10 marca zdaliśmy sobie sprawę, że nie będzie innej szansy, bo pod sąsiednimi domami zaczęły gromadzić się dziesiątki ludzi, gotowych do pieszego opuszczenia okupowanej Buczy. Gdybyśmy czekali dłużej, następnego dnia najprawdopodobniej nie byłoby już z kim wyjść. A robienie tego w małych grupach było zbyt niebezpieczne. Kolumna zebrała się pod sąsiednim blokiem, a my z kotem w rękach ruszyliśmy ulicą Jabłońską w kierunku Irpienia. Tam, na punkcie kontrolnym, wojsko rosyjskie zawróciło nas.

W końcu poszliśmy w innym kierunku – w stronę wsi Zabuczcza i Dmytriwka. W pobliżu starego kamieniołomu na skrzyżowaniu dołączyliśmy do konwoju samochodowego. Dobrze pamiętam samochód z pogniecionym bagażnikiem i potłuczoną szybą w drzwiach kierowcy, który sfotografowałem na Skłozawodskiej – widziałem go tego dnia w konwoju. W drodze na autostradzie żytomierskiej minęliśmy 5 rosyjskich punktów kontrolnych. Cudem nas nie sprawdzili. Nie mam wielu zdjęć z tego dnia, bo robienie zdjęć było zbyt niebezpieczne. Jednak zostało kilka zdjęć – pierwsze, które odważyłem się zrobić już we wsi Stojanka, ze zniszczeniami. Widzieliśmy sporo spalonych samochodów cywilnych. „Megamarket” na autostradzie żytomierskiej był już spalony, dobrze pamiętam jego wygląd – jasnożółty napis na całkowicie czarnym, spalonym budynku.

Tam w końcu złapałem zasięg i zobaczyłem kilka nieodebranych połączeń od naszej przyjaciółki, reżyserki Ani Cygymy. Ona już przez kilka dni kręciła film o moście Romanowskim i tam nas szukała. My zrozumieliśmy, że konwój jedzie w kierunku Biłohorodki i zgodziliśmy się tam spotkać. W sumie przeszliśmy pieszo 22 km i minęliśmy pierwszy ukraiński punkt kontrolny w rejonie Horenyckim – byli to pierwsi żołnierze Sił Zbrojnych Ukrainy, których widzieliśmy od początku inwazji. Był to chyba pierwszy moment od 24 lutego, kiedy coś poczułem, po raz pierwszy prawie się rozpłakałam. Anya odebrała nas z Horenycz, oszczędzając nam około 7 km pieszo. Chyba do teraz jeszcze nie potrafię opisać naszych wrażeń po gorącym jedzeniu, ciepłym prysznicu i miękkim łóżku.

Pierwszą rzeczą, jaką zrobiłem następnego dnia, było przejrzenie całego sprzętu, który mogłem unieść. Skontaktowałem się z moim przyjacielem i współpracownikiem, który został żołnierzem, spakowałem dla niego torbę z dronem i dwoma dyskami twardymi.

Share this...
Facebook
Twitter
Share this...
Facebook
Twitter
Share this...
Facebook
Twitter
Share this...
Facebook
Twitter
Share this...
Facebook
Twitter

Już pod koniec kwietnia mogliśmy się wprowadzić z powrotem do mieszkania w Buczy. Mieliśmy szczęście: chociaż pocisk trafił w mieszkanie, nie doszło do pożaru. Poza tym, mimo, że maruderstwo dotknęło także nasz dom, to straty były jednak minimalne – zabrano alkohol i trochę sprzętu elektronicznego, a niektóre sprzęty gospodarstwa domowego włożono do torby i przykryto kocem: podobno maruderzy planowali po nie wrócić. Ocalała też moja kolekcja fotoksiążek i książek artystycznych, które są mi bardzo drogie, ale nie mogłem też zabrać ze sobą ani jednej przy ewakuacji. Został też twardy dysk – jedyny, którego nie dało się przenieść, bo był za ciężki. 24 lutego udało mi się skopiować z niego co najcenniejsze, ale pozostały na nim wszystkie oryginalne pliki. Był to dysk twardy z archiwum wszystkiego, co nakręciłem dla Mystećkiego Arsenału (pol. Arsenału Sztuki) od 2017 do 2022 roku. Na szczęście wpadłem wtedy na pomysł, aby zdjąć go ze stołu i schować do szuflady biurka.

Share this...
Facebook
Twitter
Share this...
Facebook
Twitter
Share this...
Facebook
Twitter
Share this...
Facebook
Twitter

Oksana i ja pobraliśmy się 5 sierpnia.

Zdjęcie: Andrij Boyko.

Nad materiałem pracowali

Autor projektu:

Bohdan Łohwynenko

Redaktorka naczelna:

Ania Jabłuczna

Redaktorka:

Natalia Ponediłok

Fotograf,

Autor:

Oleksandr Popenko

Redaktor zdjęć:

Jurij Stefaniak

Menadżerka treści:

Kateryna Juzefyk

Tłumaczka:

Oksana Ilchenko

Redaktor tłumaczenia:

Michał Antosz

Śledź ekspedycję