Zaporoże to jedno z największych ukraińskich miast, które znalazło się względnie blisko linii frontu. Fakt ten narzucił mu bardzo odpowiedzialną rolę, jaką jest wspieranie ukraińskiej obrony, jak również jako jednemu z pierwszych dużych miast, przyjmowanie przesiedleńców z czasowo okupowanych terytoriów, a także bycie węzłem humanitarnym. W mieście rozwinął się potężny front kulturalno-informacyjny. Mieszkańcy organizują wernisaże wspierające Ukraińców, opowiadają o historii i architekturze miasta oraz walczą z rosyjską propagandą na YouTubie.
Zaporoże cechuje się silnym charakterem, mającym swoje początki co najmniej od czasów kozackich. Tu, na wyspie Mała Chortyca, powstały pierwsze kozackie fortyfikacje, a znajdująca się w środku miasta wyspa Chortyca, stała się parkiem narodowym, gdzie powstało Muzeum historii ukraińskiej kozaczczyzny. Obecnie część regionu oraz miejscowości położone na południe od Zaporoża tymczasowo znajdują się pod rosyjską okupacją. Najeźdźcy zajęli Zaporoską elektrownie atomową, która znajduje się w Enerhodarze. Jest ona wykorzystywana jako baza wojskowa, a Rosjanie grożą urządzeniem w tym miejscu drugiej katastrofy czarnobylskiej. Jednak zaporoski duch trwa nadal w inicjatywach wolontariuszy. Na przekór pogróżkom i ciągłym ostrzałom rosyjskich okupantów, mieszkańcy miasta wspierają swoich wojskowych i spieszą z pomocą tym, którzy musielił opuścić tereny okupowane.
Zapoznawać się z Zaporożem. Roman
Roman Akbasz — zaporoski pilot wycieczek, wojskowy oraz były dyrektor kreatywny miejskiego Muzeum Historii Broni. W przeszłości Roman pracował jako dziennikarz, ale od zawsze kochał lokalną historię. To zamiłowanie ostatecznie zainspirowało go do zmiany zawodu. Od 2011 roku oprowadza wycieczki, wygłasza prelekcje, współpracuje z muzeami i tworzy treści na tematy historyczne.
Przed 24 lutego 2022 roku większość wycieczek oprowadzał w języku rosyjskim. Po pełnoskalowej inwazji, Roman zaczął rozmawiać wyłącznie po ukraińsku: z rodziną, znajomymi, w mediach społecznościowych. Wstąpił również do obrony terytorialnej zaporoskiej hromady „Azov”. Widzi wojnę na własne oczy, co zmusza go do nowego spojrzenia na dotychczasowe trasy wycieczkowe, które wcześniej organizował. Roman rozumie, że język stanowi istotę rzeczy i tworzy rzeczywistość:
„Wiele tras nieco się zmieni, już widzę rzeczy, o których będę mówić inaczej, gdyż to wszystko, co słyszeliśmy, czytaliśmy w książkach, czy oglądaliśmy w kinach na temat wojny, stało się niestety czymś czego teraz doświadczamy. Chcę z całych sił, by to się jak najszybciej skończyło.”
Roman mówi, że od lutego miasto „przebrało” się w mundur wojskowy: miejscowi poustawiali zapory przeciwczołgowe, betonowe zapory na drogach, a wszystkie okna zostały zaklejone taśmą, żeby móc się uchronić przed ewentualnymi odłamkami. Według niego obecnie coraz więcej ludzi zaczęło mówić po ukraińsku i solidaryzować się. Mocne pozycje utrzymują organizacje pozarządowe Zaporoża. Wolontariusze nauczyli się szybko i jednomyślnie załatwiać większośc spraw związanych z obroną miasta:
„Ruch wolontariacki w Zaporożu nie przestaje pozytywnie zaskakiwać. Mamy całe hale produkcyjne, całe „przedsiębiorstwa” zajmujące się produkcją niezbędnych do obrony rzeczy.”
Oprócz wolontariuszy, efektywnie działają również ochotnicy, którzy zasilają szeregi obrony terytorialnej. Państwo zabezpiecza oddziały bronią, amunicją i wieżami łączności satelitarnej Starlink. Skompletowaniem reszty rzeczy, należy zająć się samodzielnie.
„Zaporoże jest moją ogromną miłością… To moje życie. W Zaporożu będę wydajniejszym wojskowym, bo doskonale znam miasto i wiele ludzi mnie tutaj zna.”
Reputacja Romana pomaga szybko załatwić dowolnie złożony problem: ludzie natychmiast reagują na prośbę. Dodatkowo Roma „zarabia” na potrzeby służby wojskowej przy pomocy bloga kulturalnego. Tak jak wcześniej, tworzy publikacje na temat ciekawostek z historii Zaporoża. W zamian za informację zachęca obserwujących do składania datków na potrzeby wojskowych. Zbiera fundusze dla swojej jednostki oraz dla przyjaciół, którzy również pełnią służbę w obronie terytorialnej:
„Uważam, że najcenniejsze, co mam, oprócz moich bliskich jest to, co mam w głowie, to że zajmuje się tymi wycieczkami. Informacje, których pieczołowicie szukałem, teraz wymieniam na wsparcie ludzi dobrej woli.”
W czasie wolnym od służby Roman zgłębia historię zaporoskich toponimów. Na swojej stronie na Facebooku Roman usilnie namawia ludzi do głosowania na rzecz zmiany nazw ulic, nawołując do derusyfikacji. Twierdzi on, że rosyjskich nazw wśród urbanonimów (nazw miejskich) regionu jest tyle samo, co ukraińskich.
„Na mapie Zaporoża można znaleźć 12 nazw związanych z Moskwą. Tychże 12 to sama Moskwa, a ulicy Lwowskiej, dla przykładu, nie mamy.”
Stan na lato 2022 roku to zaproponowanie przemianowania ponad 300 ulic i placów, które związane są krajem-agresorem w samym tylko Zaporożu.. Powstały grupy robocze mające za zadanie opracowanie rejestru nowych nazw i przedłożenie do zatwierdzenia przez władze lokalne.
Roman ma osobistą motywację do zmian. Jego córka chodzi do szkoły, gdzie uczy się historii Ukrainy. Mężczyzna nie chce, aby jego dziecko nie było w stanie zrozumieć, dlaczego wokół nadal są toponimy związane z Rosją.
„Wyobraźcie sobie, że uczą ich w szkole o Dzierżyńskim, który był negatywną postacią historyczną w historii Ukrainy. Po czym później córka idzie do szkoły właśnie ulicą Dzierżyńskiego! I choćby to doprowadzi do sytuacji, kiedy ona się mnie zapyta: „Tata, a dlaczego ty i nauczycielka opowiadacie o nim w ten sposób, a ja nadal chodzę ulicą jego imienia?”.
Rosyjskie nazwy noszą nie tylko miejscowości i ulice, lecz również obiekty kultury. W mieście znajduje się filharmonia, która nazwana została imieniem rosyjskiego kompozytora Michaiła Glinki. Obok sali koncertowej znajduje się pomnik poświęcony Glince. Jest zabezpieczony workami z piaskiem, by uchronić go przed rosyjskimi rakietami. Roman dopatruje się w tym ironicznych podtekstów:
„Czyli pomnika rosyjskiego kompozytora ratują sami zaporożanie, którzy cierpią z powodu ostrzałów rakietowych, żeby tylko rosjanie go nie zniszczyli.”
Roman tęskni za ulubionym zajęciem. Przed tym, jak w 2020 roku zaczęła się pandemia koronawirusa i pojawiły się ograniczenia w sprawie masowych zgromadzeń, jego wycieczki gromadziły po ok. 50 osób.
„Uwielbiam sprostowywać przekonanie ludzi o tym, że Zaporoże to nic ciekawego, że tam poza Chortycą, Dniprogesem i fabrykami wogóle nic więcej nie ma.”
Z powodu COVID-19, w ostatnich latach ilość chętnych poznać historię miasta zmniejszyła się, ale to w trakcie wojny wszelkie wycieczki przez miasto przestały istnieć. Niemniej Roman jest pełen nadziei:
„Ludzie nie za bardzo znają historię. Czyli tak naprawdę przede mną ogrom pracy. Teraz tego bardzo brakuje, chce się zgromadzić mnóstwo ludzi, wyruszyć wycieczką, ale przecież wiemy, że się nie da, gdyż wciąż są rzeczy znacznie ważniejsze. Mimo tego już przygotowuję szereg nowych tras!”
Ilustracja ukraińskiego oporu. Natala
Natala Łobacz — zaporoska urbanistka i projektantka, która od początku wielkiej wojny tworzy plakaty o niezłomnych miastach Ukrainy. Jest także kuratorką wydarzeń dla LGBT+ i wspólnot feministycznych i oprowadza wycieczki po Socmiście — wybudowanym w latach 30-tych XX wieku blokowisku, które stało się przestrzenią dla eksperymentów ówczesnych architektów-konstruktywistów.
LGBT+
Skrót łączący w sobie różne pojęcia, które dotyczą gender i seksualnej samoidentyfikacji.Artystka tworzy plakaty na temat swojego regionu w dwóch kolorach — czerwonym i czarnym. Czarny to podstawa, wykorzystana jest dla fabuły; czerwony — do zaakcentowania, obrazująca krew wroga. W centrum większości plakatów postać rosyjskiego żołnierza nad którym autorka ironizuje i za każdym razem poprzez różne metafory stara się pokazać, że na okupanta na ziemi ukraińskiej czeka jedynie śmierć.
„Czerwone — to miłość, a z czarnym — to UPA (śmieje się. — red. / Nieprzetłumaczalna gra słowna na podstawie linijki znanej ukraińskiej piosenki – tłum.). Próbuję pokazać, że on (rosyjski żołnierz. — red.) znika. Na początku rysowałam jak się rozpadają ich czołgi, samoloty, broń. Ale później uświadomiłam sobie, że to nie kawałek żelaza nas atakuje. Nas atakują ludzie i im mniej ich tu będzie, tym bardziej będziemy bezpieczni. Dlatego na obrazkach oni są zakrwawieni.”
W maju w Zaporożu odbył się otwarty wernisaż plakatu, gdzie prace Natalii zawisły w oknach Centrum Informacji Turystycznej. Ilustratorka uważa że koncepcja wernisażu była bardzo symboliczna, gdyż obecnie wiele okien jest zakrywanych płytami wiórowymi (MDF) dla ochrony przed uszkodzeniami, a plakaty te ochronę niejako wzmacniają. Na wernisażu przedstawiono 8 ilustracji poświęconych kolejno takim miejscom: Enerhodar, morze Azowskie, Melitopol, Kamiana Mohyła, Wasyliwka, Hulajpołe, Kyryliwka, Roziwka — męstwu miejscowych ludzi, którzy stawiają opór okupacji.
Przyjaciółka artystki, psycholożka Wiktoria, odwiedziła wernisaż i opisała własne wrażenia. Wiktoria nie ma ulubionego plakatu, każde z przedstawionych miejsc wywołuje wspomnienia. Z powodu wojny brakuje jej zwykłego życia kulturalnego, a plakaty dają nadzieję na zwycięstwo i podtrzymują ducha walki:
„Nie wiem, jak będę to odbierać po latach, ale teraz jest to coś bardzo żywego, a przy tym to nie jest tylko zwykłe zdjęcie. Ilustracja w przypadku z plakatem jest szybkim sposobem „kulturowego przetrawienia”.
Natala tworzy aktualne ilustracje prawie codziennie. Format, który wybrała nie jest przypadkowy, co pozwala naprawdę szybko przekazać ideę. Proces tworzenia zajmuje od 15 minut. Tematy czerpie z wiadomości, bo uważa, że jest w nich dużo wątków dla twórczości. Okupowane Tokmak, Energodar, Roziwka — one istnieją i stoją za swoje. Ilustracje Natali to hołd wdzięczności dla tych, którzy nie przestają stawiać opór. To jej odpowiedź na ich odwagę — jesteście widziani, jesteście z nami, widzimy was.
Praca zaczyna się rano. Gdy Natala budzi się, czyta wiadomości z regionu Podnieprza, ogląda codzienne statystyki zabitych rosyjskich żołnierzy i analizuje mapę działań bojowych. Jeśli dostrzega wiadomości na temat miasteczek, które zna, zaczyna tworzyć. Bada specyfikę miejscowości, wybiera symbole do zilustrowania. Na przykład w plakacie poświęconym Roziwce, centralny element dotyczy róży. Dla zobrazowania Wasyliwki Natala wybrała rozpoznawalny obiekt miejscowej architektury, jakim jest budynek kształtem przypominający UFO.
Pierwszy plakat o tematyce wojennej powstał pod wpływem wiadomości z Konotopa, gdzie mieszkańcy na początku marca przeciwstawili się okupantom. W jednym z popularnych filmików stamtąd, mieszkanka miasta stoi przed lufą czołgu i grozi rosyjskiemu żołnierzowi:
„Zobaczyłam wideo z Konotopu. Tamto, gdzie kobieta pod czołgiem mówi: „Wiesz gdzie jesteś? Tu każda druga baba to wiedźma, jutro ci nie wstanie.” Jak to możliwe? Przed nią czołg, a ona mówi takie rzeczy!”
Natalia była pod wrażeniem tego, co zobaczyła i postanowiła opowiedzieć o tym przy pomocy narzędzi wizualnych. Czuła, że samo udostępnienie wiadomości to za mało:
„No i pomyślałam sobie, jak można to zaakcentować? Udostępnić i jeszcze większą czcionką napisać: oglądajcie wszyscy, pilnie”? Pojawiła się więc chęć zilustrowania obrazkiem, podkreślić to, co zobaczyłam na wideo.”
Tak powstał obrazek z czołgiem ze spuszczoną lufą. Natalia mówi, że obserwujący natychmiast zaczęli udostępniać ilustrację, a znany ukraiński wideobloger Oleksij Durniew wykorzystał grafikę w jednym ze swoich odcinków na YouTubie:
„Jeśli dobrze rozumiem, to w grupie wiedźm też została udostępniona (grafika. – red.). Tam naprawdę były komentarze w rodzaju: „Tak, pracujemy.”. Więc myślę: „Niczego sobie!”. To jakiś inny poziom.”
Wojna zmieniła podejście Natali do twórczości, gdyż dodała do jej prac krwawy motyw i uczyniła hobby czymś systematycznym. Artystka jest pewna, że sztuka może walczyć z rosyjską propagandą na wielu płaszczyznach. Ilustracja to jedna z nich:
„Stawiamy opór i odzyskujemy swoje. Krew pomaga ujawnić to, co naprawdę odzyskujemy. Jesteśmy na swojej ziemi i odbierzemy ją sobie.”
Babcia Natali przeżyła Hołodomor, przymusowe prace w Niemczech i życie w Związku Radzieckim, więc artystka dobrze wie, z jakimi wyzwaniami mieli do czynienia poprzednie pokolenia Ukraińców. Jednak w swojej twórczości próbuje odejść od narracji „ofiary i męczeństwa” skupia się zaś na sile ukraińskiego ducha. Dlatego w plakatach chodzi o ruchy oporu w małych miasteczkach:
„W Zaporożu większośc ludzi ma korzenie na wsiach i miasteczkach regionu. Dla mnie ważne jest, by ten przekaz był empatyczny, że my was widzimy, słyszymy, nie zapominamy i wiemy, że macie ciężko.”
Bezpieczeństwo w mieście położonym tuż przy linii frontu jest obecnie względne, czego Natala nie ignoruje. Obserwuje rozwój wydarzeń i za każdym razem świadomie decyduje czy zostać.
Ilustratorka inspiruje się ruchem wolontariackim Zaporoża. Jest pewna, że pomagać można na różne sposoby i każda pomoc ma wartość. Kierowcy busów, którzy bez chwili zawahania jadą bliżej linii frontu przekazując wojskowym niezbędne rzeczy; jej znajomi, którzy produkują siatki maskujące, gotują jedzenie, kwestują na niezbędne wyposażenie dla ZSU; kasjerzy, którzy bez względu na wszystko, codziennie wykonują swoją pracę.
Natala również udziela się jako wolontariuszka. Wylała nawet z butelki 40-letni koniak, żeby móc przygotować koktajl Mołotowa:
„Czuję, ile w mieście jest ludzi i ile niesamowitych rzeczy robią. Ich jest naprawdę wiele. Bohaterów, którzy robią pozornie błahe rzeczy, ale oni są. Oni są wszędzie”.
Front informacyjny. Taylor Anderson
Taylor Anderson — zaporoski bloger, który prowadzi trzy ukraińskojęzyczne kanały na YouTubie, z czego najważniejszy z nich to Geek Journal. Wcześniej opowiadał ciekawostki o filmach, a teraz demaskuje mity rosyjskiej propagandy i przygotowuje analizę wiadomości.
Prawdziwe imię blogera — Ołeksij. Kanał Geek Journal założyli razem z dziewczyną Julianą jeszcze w 2016 roku. We wrześniu 2022 roku kanał obserwowało ponad 306 tys. użytkowników, a wideo łącznie obejrzano ponad 22 miliony razy.
Taylor urodził się w obecnie okupowanym miasteczku Nyżni Sirogozy, które znajduje się pomiędzy Melitopolem i Nową Kachowką. Wiele członków jego rodziny tam pozostało, gdyż wszelkie możliwości wyjazdu są zbyt ryzykowne. Taylor przekonuje krewnych, ale jak na razie nie chcą jechać:
„Nie mogę ich zabrać, babcia ma kozy i nie może je porzucić.”
Ostatnie 12 lat Taylor mieszka w Zaporożu ale rzadko wychodzi z domu, mówi, że lubi spędzać czas ze swoimi książkami, komiksami i konsolą do gier. Przez to mówi o sobie, że jest „jakby miejscowy, ale nie za bardzo”. Pełnoskalowy atak Rosji był dla niego do przewidzenia, zwłaszcza po wiadomościach na temat przemieszczania się wojsk rosyjskich na wschód Ukrainy.
Opuszczać miasto położone tak blisko pierwszej linii frontu Taylor nie planuje. Jednak już parę lat trzyma w pogotowiu kilka plecaków na wypadek wojny, tak na wszelki wypadek:
„To tak samo, jak mieć apteczkę, tu nie chodzi o to, że masz zamiar się zranić. Ale na wypadek, „jak się zranię, to wezmę i zakleję sobie ten palec”. Miałem takie plecaki, które regularnie sprawdzałem, wyjadałem konserwy, którym kończył się termin ważności. Ogólnie rzecz ujmując, do wojny moim zdaniem po prostu nie da się być przygotowanym.”
Po pełnoskalowej inwazji Taylor planował wstąpić do szeregów obrony terytorialnej. Jednak przyjaciel przekonał blogera, że będzie z niego więcej korzyści na frontach informacyjnych. Wtedy Taylor postanowił zmienić format swojego kanału — przestał robić recenzje filmów i skupił się na produkcji nagrań o znaczeniu społecznym:
„Jakie są teraz treści? Robienie recenzji filmów, których nie chce się oglądać? Postanowiliśmy nie robić czegoś takiego. Zatem co? Można naśmiewać się z Rosjan.”
Wtedy na Geek Journal pojawiła się rubryka „wiadomości z dna”. W niej Taylor robi zabawne przeglądy rosyjskich wiadomości. Bloger nie bardzo lubi tworzyć treści o Rosjanach, ale jest pewny, że takie treści są dzisiaj potrzebne w Ukrainie. Tak samo jak jest przekonany, że to wojna wszystkich Rosjan, a nie tylko Putina czy polityków:
„Tłumaczymy niektórym ludziom dość oczywiste rzeczy, bo nadal są tacy, którzy zachowują pewne sympatie dla tamtej strony. I ta sympatia powinna zostać zdemaskowana.”
Taylor robił również streamingi z kabareciarzami z projektu „Podziemie stand-up’owe” [Pidpilnyj stendap — tłum.], w którym nawoływał Ukraińców do wysyłania pieniędzy dla SZU. Fundusze przekazuje dla „Powernyś żywym” [dosł. „Wracaj żywy!” — tłum.], Fundację Serhija Prytuły i na potrzeby miejscowych formacji. Zbiera na różnie potrzeby — od zwykłych telefonów poprzez słuchawki balistyczne, drony i bezzałogowce:
„Ukraina stała się ogromną tłoką [tłoka to słowiański obyczaj samopomocy sąsiedzkiej na wsi — tłum.], wszyscy po cichu zrzucają się i jest to wprost niesamowite.”
Taylor również uczestniczył w aukcji spotkań „Pobaczymos” [dosł. „Spotkamy się” — tłum.] zorganizowanej przez wolontariuszy z Kołomyi razem z Drive for live fest, gdzie zwycięzca aukcji miał możliwość spotkać się z blogerem.
Subskrybentom, za nadesłane darowizny, dziękuje w bardzo oryginalny sposób — wysyła zdjęcia zwierząt domowych na Twitterze. Taylor mówi, że zawsze robił dużo zdjęć swoich ulubieńców, na co znajomi zawsze reagowali sceptycznie:
„Po co ci tyle kotów?” — ha! Żeby nazbierać bardzo dużo kasy. „No i po co ty całe życie się obijasz?” — no i prosze, ja na tym de facto zbudowałem swoją karierę.”
Na utrzymaniu ma dziewięć kotów i jednego psa. Zdjęć więc jest dużo. Dzięki różnym wydarzeniom udało się w sumie sporo uzbierać:
„Postanowiłem napisać dla beki „no dawać, twitterowicze, ja wam zdjęcie kota lub psa do wyboru, a wy mi umowne 100 hrywien”. I sprzedałem kocie NFT na około 60 tysięcy, jeśli się nie mylę.
Wśród zaporoskich organizacji wolontariackich Taylor wyróżnia „Szo ty, diadia?” [dosł. „Jak tam, stary?” – tłum.], która powstała w czasie wielkiej wojny i „Centrum Palanyca”, w którym codziennie działa około 600 wolontariuszy. Zaporoże zjednoczyło się i stało jedną całością.
„Teraz to wszystko urosło do niebywałych rozmiarów. Bywałem tu i tam. I właśnie tam tempo jest wręcz fantastyczne, tam wszyscy spawają, gotują, ktoś wyrabia metal, ktoś piecze chleb.”
Taylor wspomina, jak podczas Rewolucji Godności wezbrała fala ukrainizacji. Zaczęły powstawać pierwsze ukraińskojęzyczne kanały. Po inwazji Rosjan w lutym 2022 Taylor dostrzegł kolejny trend: kontentu na YouTubie było już bardziej niż dość, ale w końcu odbiorcy zaczęli interesować się ukraińskimi blogerami:
„Bardzo dużo kanałów, które wcześniej nabijali maksymalnie tysiąc odtworzeń w naprawdę dobry dzień teraz mają po 20 tysięcy tygodniowo.”
Według niego przyczynia się to do wzrostu jakości, gdyż od ilości odtworzeń będą zależały też możliwości blogerów w kwestii inwestowania w profesjonalny sprzęt, a tajemnica sukcesu polega na tym, żeby robić to, co się lubi:
„Musisz po prostu stworzyć treść, jeśli robisz to po ukraińsku, z duszą i tak, żeby ludziom się podobało — to już wystarczy. Już stajesz się wojownikiem światła, wojownikiem dobra. To niesamowite.”
Również Taylor jest przekonany, że to najlepszy moment na tworzenie treści w języku ukraińskim:
„Dzisiaj jest to kwestia bezpieczeństwa narodowego i sposób na obronę ukraińskiej kultury, odpowiednika ukraińskiego terytorium.”