Jak to jest, wyjechać w nieznane z zebranymi w pośpiechu rzeczami, gdy wokół słychać wybuchy i strzały? Co przeżywają Ukrainki i ich dzieci, które znalazły się za granicą, w obcym dla siebie środowisku? Natalia Fadiejewa wraz z przyjaciółmi postanowiła się tego dowiedzieć – przeprowadzili badanie z udziałem sześciu Ukrainek, podczas wspólnego gotowania barszczu. W tym artykule opowiadamy o doświadczeniach trzech z nich.
Rozpoczęcie pełnoskalowej inwazji rosyjskiej zmusiło około 6,2 miliona Ukraińców do opuszczenia Ukrainy. Wielu z nich, chcąc ratować siebie i swoje dzieci, wyjechało w nieznaną przyszłość, często bez jasnego planu i gwarancji po drugiej stronie granicy. Po okropnościach, których doświadczyli, czekała ich długa, trudna droga i wyzwanie adaptacji w zupełnie nowym środowisku.
Natalia Fadiejewa, program manager z Kijowa, w momencie nowej fazy inwazji Rosji studiowała w Szwecji na Uniwersytecie w Uppsali, gdzie zdobywała tytuł magistra w zakresie stałego zarządzania. Kiedy nadszedł czas pisania pracy dyplomowej wiedziała, że będzie związana z Ukrainą. Wspólnie z przyjaciółmi i kolegami ze studiów, Jesse’em Luteynem (Niderlandy) i Bjørnem Opdenbergiem (Niemcy), zastanawiali się co będzie kluczowym punktem ich pracy naukowej. Zainspirowało ich życie – niedługo przed tym Natalia organizowała razem z innymi studentami wieczory, podczas których Jesse i Bjørn dowiedzieli się o barszczu. Wielokrotnie potem gotowali wspólnie różne potrawy, zdając sobie sprawę, że to świetny sposób na znalezienie wspólnego języka, lepsze poznanie siebie nawzajem. Natomiast ze środowiskiem kobiet ewakuowanych z Ukrainy na wyspę Gotlandię udało się nawiązać kontakt dzięki charytatywnemu pokazowi filmu „Zarwanica” – wyświetlano go w lokalnym kinie, podczas zbiórki funduszy na inicjatywę United24.
Tak więc wraz z Jesse’em i Bjørnem zdecydowali się przeprowadzić badanie podczas gotowania barszczu przez uchodźczynie z Ukrainy. W swojej pracy dyplomowej „Rozmowy przy barszczu: badanie narracji ukraińskich kobiet na wyspie Gotlandia w kontekście teorii przynależności” (angl. Borshch Diaries: Exploring Ukrainian Women’s Accounts of Belonging on Gotland), przedstawili doświadczenia Ukrainek, które z powodu pełnoskalowej wojny rosyjsko-ukraińskiej ewakuowały się do Szwecji.
Postanowili skoncentrować się na zagadnieniu przygotowywania barszczu, ponieważ jest to niematerialne dziedzictwo kulturowe obecne w życiu codziennym praktycznie wszystkich Ukraińców i kształtuje ich jako jednostki. Ponadto sam proces tworzy swobodną atmosferę, zachęcając uczestników do dzielenia się tym, co dla nich ważne.
„Kształtuje nas codzienność barszczu”
Badanie przeprowadzono wiosną 2023 roku, wzięło w nim udział sześć Ukrainek. Każda z nich w różnym czasie gotowała barszcz, rozmawiając z Natalią, Jesse’em i Bjørnem. Badacze pytali kobiety o ich doświadczenia związane z pełnoskalową wojną, zwłaszcza z ewakuacją, a także o emocje, które towarzyszyły im w różnych okresach.
Metoda badawcza miała charakter partycypacyjny, zatem badacze uczestniczyli w przygotowaniu potrawy. Natalia wspomina, że zapach czosnku z barszczem natychmiast przywoływał jej wspomnienia związane z babcią. Spotkania z uczestniczkami badania za każdym razem wywoływały mieszankę różnych emocji i tęsknotę za Ukrainą:
— To była huśtawka emocjonalna: raz płakałam z radości, bo wszystko takie smaczne i wspaniale, a raz płakałam nad opowieściami uczestniczek. Te spotkania sprawiały, że czułam się jak w domu, w zaciszu, ponieważ przez długi czas nie byłam wtedy w Ukrainie i tęskniłam. Wydawało mi się, że moje przeżycia są tym, co noszę w sobie. A one pokazały, że to dzieje się nie tylko w mojej głowie.
Aby rozmowy z uczestniczkami powiodły się, ważne było stworzenie bezpiecznego, pełnego zaufania środowiska. Dlatego Natalia i jej koledzy skorzystali z niekonwencjonalnej metody badawczej zwanej „cooking as inquiry” (z ang. gotowanie jako badanie). Inspiracją dla nich była praca naukowa Kaia-Seana Lee, który badał gotowanie jako swego rodzaju przewodnik po wspomnieniach człowieka. Jako wzór służyły również prace kanadyjskiego naukowca Ami Rokacha, który pracował w tej metodzie i pisał o ważności przygotowywania posiłków dla poczucia przynależności. W swoich pracach zaznaczał, że przygotowywanie tradycyjnych potraw sprzyja przebudzeniu pamięci, poczuciu domu i rodziny.
Taka indywidualna pamięć jest ściśle spleciona ze zbiorową, dlatego nawet na odległość pomaga utrzymać więź, tworzy poczucie wspólnoty oraz często staje się kluczem do nawiązania dialogu. Stąd Natalia i jej koledzy wybrali barszcz, ponieważ jest to potrawa tradycyjna, a jednocześnie powszechna i istotna dla Ukraińców. Barszcz to ukraiński fenomen etnokulturowy, który niejednokrotnie próbowała sobie przypisać Rosja, a który z uporem broniony jest i badany przez ukraińskich naukowców i szefów kuchni. Ponadto przygotowanie tej potrawy trwa wystarczająco długo, aby móc przeprowadzić sensowną rozmowę. Natalia dodaje:
— Znaleźliśmy wiele potwierdzeń, że ta metoda (gotowanie jako badanie — przyp. red.) działa. Lisa Heldke mówi, że gotowanie często było pomijane, ponieważ uważano, że to sprawa kobieca i niewarta studiowania. A większość mężczyzn, którzy przez długi czas byli głosem społeczeństwa, nie zwracała uwagi na gotowanie.
Lisa Heldke
Współczesna amerykańska naukowczyni, znana z prac w dziedzinie filozofii jedzenia. Jest autorką książek „Philosophers at Table: On Food and Being Human” (2016) oraz „Exotic appetites: Ruminations of a food adventurer” (2003).W swojej pracy naukowej Natalia konsultowała się także z kilkoma etnografkami. Szwedzka naukowczyni, Gurbet Peker, zainspirowała ją i jej kolegów do wybrania etnografii jako metody badawczej. Ukraińska badaczka dziedzictwa kulturowego, Ołena Żukowa, pomogła lepiej zrozumieć kontekst niematerialnego dziedzictwa kulturowego, a doktorka nauk historycznych z etnologii, Ołena Szczerban, doradziła jak lepiej podkreślić konteksty kulturowe.
Natalia podkreśla, że codzienne czynności, takie jak gotowanie barszczu, wpływają na to, kim jesteśmy:
— To, co jemy, co robimy codziennie, te małe rzeczy tworzą nasz dzień i kształtują naszą osobowość. I dlatego ta codzienność barszczu, codzienność przygotowywania jedzenia, również nas kształtuje.
Według niej, Ukraińcy czują tę wspólnotę między sobą, w szczególności za sprawą barszczu, ponieważ jest to potrawa, która świadczy o głębokich korzeniach ukraińskiej tradycji, jednocześnie przypominając o osobistych wspomnieniach i doświadczeniach. Podobnie jest w przypadku samej Natalii:
— Barszcz gotowała moja babcia. Poprzez barszcz mam więź z większą płaszczyzną kulturową. Gdy spotykaliśmy się z tymi Ukrainkami, od razu pojawiało się poczucie wspólnoty. Czuliśmy swoją przynależność do Ukraińców.
„Miałam zaledwie 6 lat, kiedy postanowiłam, że muszę umieć gotować barszcz”
Do badań Natalii dołączyła 15-letnia Jana, która przeprowadziła się do Szwecji razem z matką Natalią Krawiec. Dziewczyna wspomina, jak przygotowywała się do pełnowymiarowej inwazji i pakowała walizkę ewakuacyjną. Mówi, że przez stres szybko zasypiała, podczas gdy jej matka, przeciwnie, nie mogła długo zasnąć. Matka Jany wspomina, jak przeżywała pierwsze dni nowej fazy wojny:
— Byliśmy w głębokim stresie. Byliśmy zmęczeni, a mój mąż mówi: „Może pojedziecie na wieś? Trochę odpoczniecie?”. Rano 27 lutego obudziłam się, wychodzę na podwórko – jestem w szoku, bo wszędzie wybuchy. Słyszę strzały z broni palnej. Dzwonię do męża, mówię: „Strzelają tutaj. Wszystkie mosty u nas wysadzono, żeby nie przedostali się do Kijowa”. „Pakuj się. Jadę z pieniędzmi, będziecie gdzieś wyjeżdżać”.
Czekała ich dziewięciodniowa podróż, pełna przeszkód i przystanków. Kiedy przekroczyły ukraińską granicę, postanowiły pojechać do Szwecji, ponieważ Jana dobrze znała szwedzki – przygotowywała się do studiów na tamtejszym uniwersytecie. Dzięki znajomości języka stała się swego rodzaju komunikatorem między Ukraińcami a Szwedami.
Warto dodać, że to właśnie Jana zabrała się za gotowanie barszczu. Badaczka Natalia wraz z kolegami przyjechali do niej i jej mamy do ośrodka, ponieważ tam mieszka większość przesiedleńców z Ukrainy, którzy ratowali się przed pełnoskalową wojną. Obie mówią, że kuchnia w ośrodku stała się przestrzenią, która teraz ich wszystkich łączy. Gotując razem, Ukraińcy z różnych regionów dzielą się niezwykłymi, często trudnymi historiami ze swojego życia, wspólnie tęskniąc za domem i wspierając się nawzajem. Jak zauważa mama Jany, podczas wspólnego gotowania, zwłaszcza barszczu, można zauważyć pewne różnice regionalne w kuchni ukraińskiej.
Dziewczyna wybrała tradycyjny przepis, który łączy ją z rodziną, zwłaszcza z babcią, która zamiast mięsa dodawała do tego dania grzyby, a zamiast pomidorów – czarną porzeczkę. Mama Jany uważa, że taki sposób przygotowywania był charakterystyczny dla regionu, w którym mieszkali. A córka dodaje:
— Miałam zaledwie 6 lat, kiedy postanowiłam, że muszę umieć gotować barszcz. [Bo przecież] wszyscy gotują, a ja nawet nie wiem jak? Potem po cichu zaczęłam zapisywać przepis.
Podczas gdy Jana powoli myła i kroiła potrzebne składniki do barszczu, jej mama, pomagając gdzieś w pobliżu, kontynuowała dzielenie się wspomnieniami o życiu w Ukrainie przed pełnoskalową wojną, oraz o tym, jak im udało się urządzić swoje życie tutaj, w Szwecji.
Mówi między innymi, że najwięcej sił i uwagi poświęca organizacji charytatywnej FöräldrarSOS („RodziceSOS”), której celem jest zapewnienie lepszej i bardziej dostępnej edukacji dla ukraińskich dzieci. Tę inicjatywę Natalia stworzyła razem ze swoją córką oraz dwiema innymi Ukrainkami, które z powodu pełnoskalowej inwazji FR zmuszone były przeprowadzić się do Szwecji: z Łesią Stepanenko z Kijowa i Julią Hurinenko z miasta Pokrowsk na Doniecczyźnie. Nawiązały współpracę z kilkoma społecznościami terytorialnymi w Ukrainie, aby zapewnić ukraińskim dzieciom możliwość wysokojakościowej nauki online. Pierwszym projektem, który Natalia zrealizowała razem z koleżankami w FöräldrarSOS, była zbiórka funduszy dla sierot z Ukrainy.
Jana uczy języka ukraińskiego Szwedów i opowiada im o swoim rodzinnym kraju, aby zrozumieli: Ukraina to nie Rosja, podobnie jak język ukraiński nie jest językiem rosyjskim. Motywuje także swoich rówieśników, którzy również ewakuowali się do Szwecji, do komunikowania się po ukraińsku. Natalia i Jana podkreślają, że Ukraińcy tutaj starają się wspierać i pomagać sobie nawzajem.
„Barszcz – potrawa o wielkich możliwościach”
Z kolejną uczestniczką badania – Ołeną Popielnicką – barszcz przygotowywali w kuchni Bjørna. Kobieta po raz drugi zmuszona była opuścić swój dom rodzinny. 37 lat temu razem z rodzicami ewakuowali się z Prypeci z powodu tragedii w Czarnobylskiej Elektrowni Jądrowej, a teraz ratowała się z własnymi dziećmi (12 i 17 lat) przed pełnoskalową wojną.
Kiedy po raz pierwszy musieli opuścić Ukrainę, członkom jej rodziny pomogła solidarność ze strony innych Ukraińców, a nawet miłość do szycia. Tak samo teraz, w Gotlandii, Ołena otrzymuje wsparcie i sama wspiera Ukraińców. Wróciła do szycia i urządza swoją przestrzeń, tak aby była przytulna i „jak w domu”, a nie jedynie czymś tymczasowym. Kobieta wyjaśnia:
— Mentalnie trudno jest człowiekowi znajdować się w przejściowym lub niepewnym stanie. Dlatego, aby chociaż trochę poczuć stabilność i zmniejszyć napięcie, chcemy mieć coś swojego. Kupiłam plakaty i obrazy, aby na obcej ścianie wisiało coś mojego. Nie tylko po to, aby zakotwiczyć się, ale tak, aby było to psychologicznie moje i odzwierciedlało mnie.
Kontynuując w skupieniu gotowanie barszczu, kobieta podzieliła się, że nad jej łóżkiem od niedawna wisi plakat z amerykańską piosenkarką Pink z napisem „I’m not dead”. Ołena kupiła go przypadkowo – zobaczyła plakat w toalecie jednego z oddziałów Czerwonego Krzyża. Mówi, że wtedy doskonale odzwierciedlał jej wewnętrzny stan. Kolejną ważną dla niej rzeczą jest zakupiony tam stolik kawowy.
Ołena dzieli się: gdy zaczęła się pełnoskalowa inwazja, ewakuowała się razem z dziećmi z Kijowa, zabierając tylko najpotrzebniejsze rzeczy, takie jak dokumenty i ubrania. Przy pierwszej okazji poprosiła o przekazanie służbowego laptopa i haftowanej, około stu letniej koszuli. Kobieta kupiła ją na obchody 90. urodzin swojej babci Jewy. Cała rodzina Ołeny ubrana była wtedy w ukraińskie stroje ludowe. Kolejną cenną rzeczą, która na szwedzkiej wyspie przypomina jej o rodzinie, są bursztynowe korale, które zrobił dla niej ojciec.
Kiedy badacze pytają Ołenę o kulinarne tradycje odpowiada, że trzyma się ukraińskich zwyczajów, ale barszcz zawsze gotuje intuicyjnie:
— Barszcz to potrawa, która daje wielkie możliwości.
Dodaje, że poprzednie pokolenie gotowało barszcz, podobnie jak inne potrawy, w piecu. Tak było przez wiele lat, dopóki Ołenę, jej rodziców i dziadków nie ewakuowano z Strefy Czarnobylskiej. Mieszkali w domach, gdzie nie było pieców, przez co według Ołeny, stracili swoje tradycje kulinarne do których byli przyzwyczajeni.
— Wyszło tak, jakbym powtórzyła historię moich rodziców, mojej mamy. Miałam sześć lat, kiedy wydarzyła się katastrofa w Czarnobylu. Dość dobrze pamiętam te wydarzenia.
Teraz rozumie, co przeżyła jej matka wtedy, w 1986 roku, kiedy z dwójką dzieci zmuszona była ewakuować się zabierając jedynie kilka rzeczy, bo władze twierdziły, że „to tylko na dwa-trzy dni”. Tak samo Ołena – na początku pełnoskalowej inwazji spakowała się na trzy dni, zabrała małą walizkę i pojechała w nieznane z dwójką dzieci.
— Prypeć to osobista, wyjątkowa historia. Dobrze pamiętałam, gdzie znajdował się nasz budynek, adres, jak wyglądało nasze mieszkanie. Nie byłam tam od 30 lat, ale chciałam tam pojechać w dorosłym życiu. Dopiero po 30 latach wraz z wycieczką z Kijowa dotarłam do Prypeci, do swojego mieszkania, odwiedziłam szkołę, w której się uczyłam, moją klasę.
Wtedy Ołenie cudem udało się odnaleźć w sypialni swoich rodziców ulubioną zabawkę — małą lalkę. Wyglądała zupełnie jak nowa, była jedynie lekko zakurzona. Kobieta zabrała ją i od tamtej pory zawsze z nią podróżuje mówiąc, że jest to symbol jej dzieciństwa. Teraz lalka ta stoi obok łóżka Ołeny w mieszkaniu w Gotlandii jako mały kawałek jej dzieciństwa.
— Myślę, że nasze więzi, tradycje kształtują się właśnie w dzieciństwie, w czasie, gdy czujemy się dobrze i bezpiecznie. Jest ci dobrze, masz wakacje i nie masz nic do roboty.
Wspomnieniem o takich wakacjach Ołena podzieliła się z badaczami – jako dziecko często bywała w domu rodziców w wiosce Stary Perejizd na Polesiu. Tej wioski już nie ma na mapie (mieszkańców wysiedlono z powodu skażenia radioaktywnego), to strefa zamknięta, która jest otwierana jedynie po świętach wielkanocnych, aby można było odwiedzić cmentarz. Ołena uważa, że ze względu na tę i wiele innych tragedii w historii Ukrainy nie pamiętamy naszych przodków, bo nie możemy odwiedzać cmentarzy i miejsc, gdzie się urodzili:
— Myślę, że na Gotlandii, jak i w całej Szwecji, jest wiele rodzin i domów, w których mieszka wiele pokoleń. Mamy tu dom, który od ośmiu pokoleń należy do tej samej rodziny. Byłam pod wielkim wrażeniem. Jak bardzo historia naszego narodu jest niszczona! Prawie nikt z nas tego nie ma, bo historia jest tak trudna […], że nie mamy takich powiązań, takich domów i takich historii, które liczyłyby pokolenia pamięci. I naprawdę ciężko to zaakceptować.
Przymusowe wysiedlenie ukraińskiej wsi w Beskidach Zachodnich przez polski batalion „Poznań”, 1947 r. Zdjęcie: Wikipedia.
Ołena jest przekonana, że większa solidarność i wzajemne wsparcie będą miały pozytywny wpływ na przyszłość. Na przykład, kobiecie udało się zjednoczyć Ukraińców na wyspie Gotlandia wokół niewielkiego warsztatu krawieckiego, ponieważ z zawodu jest projektantką. Zanim rozpoczęła swój biznes związany z projektowaniem wnętrz w Ukrainie, ukończyła roczne szkolenie krawieckie. Wtedy nie traktowała tego poważnie ani jako coś, co na pewno przydałoby się jej w przyszłości. Jednak po przyjeździe do Visby, największego miasta i centrum administracyjnego Gotlandii położonego na jej brzegu, chciała samodzielnie dbać o swoje dzieci i być finansowo niezależna.
Ołena urządziła pracownię krawiecką w swoim pokoju (wówczas mieszkała u rodziny Szwedów) i rozwiesiła ogłoszenia na wyspie, w których krótko opisała siebie i zawarła następującą sentencję: „Jeśli chcesz komuś pomóc, daj mu nie rybę, a wędkę. Chcę być w stanie pomóc sobie i wam, jak tylko potrafię”. Oferowała usługi naprawy i szycia odzieży, prosząc jednocześnie o materiały i maszynę do szycia.
Historia i działalność jej małej domowej pracowni odbiła się szerokim echem wśród miejscowych Szwedów. Teraz Ołena ma nawet stałych klientów. Ponadto zjednoczyła wokół tej idei kilka innych swoich rodaczek. Wspólnie z przyjaciółkami z Ukrainy, zaprezentowała to atelier krawieckie jako pomysł biznesowy w społeczności Gotlandii w ramach programu uruchomionego dla Ukrainek przez Google Digital Academy. Ponadto, wypuściła już niewielką kolekcję odzieży dla dzieci. Na Gotlandii obchodzone jest święto zwane Tygodniem Średniowiecza, podczas którego wszyscy noszą średniowieczne stroje, dlatego też Ołena stworzyła na tę okazję linię ubrań dla dzieci.
„Barszcz to przypomnienie o domu”
Łesia Stepanenko to kolejna uczestniczka badania, podczas którego gotowała barszcz w kuchni ośrodka. Wraz z dziesięcioletnim synem ewakuowała się z Kijowa na początku marca 2022 roku. Pamięta, że na dworcu w stolicy było wówczas tak dużo ludzi, że nie miała gdzie usiąść z dzieckiem. Tak samo brakowało miejsc w pociągach. Noc spędzili na dworcu, a następnego ranka udało im się złapać pociąg.
Najpierw przyjechali do Polski, a stamtąd do Szwecji pomógł dotrzeć nieznany im wcześniej dziennikarz. Droga była długa, pełna głośnych dźwięków i zamieszania. Łesia pamięta, jak syn trzymał się blisko niej, bo bał się zgubić w tłumie, ale też ją uspokajał.
— Pojawiły się u niego siwe włosy. To straszne, przerażające. Moje ciało się wyłączyło. Łatwiej jest, gdy mniej myślisz w stresie. Jest cel, trzeba do niego dążyć. Nie płakałam przez trzy miesiące, chodziłam jak zombie.
Wymuszone wspólne zamieszkanie w akademiku na wyspie stało się wyzwaniem dla Łesi. Choć z czasem urządziła sobie i synowi przytulną atmosferę w ciasnym pokoju mówi, że taki tryb życia z wieloma różnymi ludźmi w pobliżu przynosi wiele trudności. Ale oczywiście pomaga również, bo czasami Ukrainki zbierają się w kuchni: wspólnie gotują lub piją herbatę.
Gotując barszcz razem z badaczami, setki kilometrów od domu, Łesia mówi, że ta potrawa za każdym razem wychodzi jej inaczej. Ale podstawą jest zawsze przepis, którego nauczyła ją matka. Główne składniki: burak, kapusta, ziemniaki i mięso. Czasami oprócz sosu pomidorowego Łesia dodaje ketchup. Do sosu czasami dodaje świeżą i słodką mieloną paprykę. Zawsze dodaje cukier, bo lubi słodkawe potrawy.
— Dla mnie barszcz to przypomnienie o domu, o czymś ciepłym. Barszcz był u nas co 2-3 tygodnie. Wśród nas, Ukraińców, zwyczajowo pierwszym daniem jest barszcz lub zupa. No i miło jest wspomnieć mamę.
Z wykształcenia Łesia jest projektantką odzieży damskiej, krawcową. Przed pełnoskalową inwazją Rosji szyła na zamówienie męskie akcesoria. W Szwecji dołączyła do pomysłu Ołeny dotyczącego utworzenia pracowni krawieckiej i od czasu do czasu tworzy rzeczy razem z innymi Ukrainkami.
Aby zintegrować się z lokalną społecznością i jednocześnie nauczyć się języka, Łesia zarejestrowała się na aplikacji randkowej. Tam zaprzyjaźniła się z mężczyzną, który niedługo potem został jej narzeczonym. Przez około miesiąc korespondowali za pomocą Google Translate, a po trzech miesiącach oświadczyła mu się:
— Po przeżytym przeze mnie doświadczeniu zrozumiałam, że mogę stracić wszystko. Wszystkie moje obawy i nieśmiałość zniknęły. Żyję teraźniejszym dniem. On (potencjalny narzeczony — przyp. red.) był w szoku.
Kobieta dodaje, że jej przodkowie także przeżyli okropności wojny, a niektórzy z nich doświadczyli także głodu w latach 1932–1933. Dziadkowie Łesi zmarli bardzo wcześnie, więc o wydarzeniach tamtych czasów opowiedziały jej babcie. Jedna urodziła się w 1911 roku, a druga w 1919 roku.
— Babcia opowiadała, jak przeżywali głód w 1933 roku. W tamtych czasach w Ukrainie nie wolno było nawet mieć drzew na swoim podwórku. Trzeba było za nie zapłacić, a jak nie, to przyjeżdżali i wycinali. Jedli korę z drzew, a latem jedli gotowaną trawę. Chodzili na pola szukać kłosów, chociaż wtedy było to zabronione, gdyby ich złapali, to mogliby ich wsadzić za kradzież.
„Najstraszniejsze to głód i wojna” – tak mówiła Łesi jej babcia Paraskewija, i tak teraz sama to powtarza.
Po przeżyciach w rodzinie Łesi, dbają o to, aby w domu zawsze były zapasy żywności, pieniędzy i innych niezbędnych rzeczy. Nawet tutaj, na wyspie, Łesia ma zapasy żywności. Mieszkając w Szwecji, kobieta zauważyła cechy, które wyróżniają Ukraińców spośród innych narodów:
— My, [Ukraińcy], jesteśmy wolni, pogodni, niezależnie od sytuacji będziemy śmiać się przez łzy. Jesteśmy szybcy i pracowici. Dla nich (Szwedów — przyp. red.) bardzo dziwne jest, gdy Ukraińcy wykonują w kilka godzin pracę, którą można wykonać w 2-3 dni. Doszło nawet do tego, że w Sztokholmie początkowo zatrudniali Ukraińców nawet bez znajomości języka, tych, którzy dobrze znali angielski, ale potem odmawiali, ponieważ Ukraińcy pracowali o wiele szybciej niż Szwedzi.
W wolnym czasie Łesia czyta. Mówi, że niedawno wypożyczyła w lokalnej bibliotece „Kobzara”, ale lektura nie sprawiła jej przyjemności, bo szybko zorientowała się, że jest to tłumaczenie z języka rosyjskiego. Czytanie literatury rodzimej przypomina jej o Ukrainie:
— Ukraina to dom. Duży, piękny, ciepły, najlepszy dom.
Po zakończeniu pracy nad badaniem, Natalia, Jesse i Bjørn przygotowali krótki film. Na prezentację pracy dyplomowej przyszły uczestniczki projektu. Powitały badaczy, poczęstowały ciastem miodowym, podziękowały i wspólnie płakały.
Analizując wyniki badania, Natalia wraz z kolegami zauważyli, że Ukrainki, które znalazły się w ich próbie, obawiają się ryzyka związanego z migracją, a także martwią się o los swoich dzieci. Jednak badacze zauważyli także ich determinację, gotowość do walki o swoje prawa, tworzenia nowych przyjacielskich relacji, nauki języków, a także poczucie osobistej odpowiedzialności za to, aby opowiadać obcokrajowcom o Ukrainie. Natalia podkreśla, że w swoim badaniu ona i jej koledzy nie stawiali sobie za cel znalezienie ostatecznych odpowiedzi, ale chcieli pogłębić swoją wiedzę na temat doświadczeń Ukrainek, które z powodu pełnoskalowej inwazji przeniosły się na wyspę Gotlandia w Szwecji. Mówi, że historie sześciu uczestniczek, które zgodziły się porozmawiać z nimi podczas przygotowywania barszczu, obnażyły okrutną rzeczywistość wojny, którą FR rozpętała w Ukrainie.
Natalia dąży do tego, aby ich badanie zwiększyło świadomość szwedzkich mieszkańców Gotlandii o pełnoskalowej wojnie FR w Ukrainie i jeszcze bardziej zainspirowało ich do wspierania Ukraińców, którzy zostali zmuszeni opuścić swoje domy. Według badaczki, pewne wpływy są już zauważalne – ich społeczność (przyjaciele, koleżanki i koledzy z grupy, wykładowcy akademiccy czy po prostu znajomi) lepiej rozumie przez co przechodzą Ukrainki, które mieszkają obok nich. W ten sposób wzrasta poziom empatii i wzajemnego wsparcia. Natalia cieszy się, że ich badania zainspirowały Szwedów do częstszej komunikacji i aktywniejszego pomagania ludziom z Ukrainy:
— Pisząc tę pracę, zabolało mnie, że Ukraina jest postrzegana wyłącznie w kontekście wojny. Jeśli słyszysz tylko o strasznych rzeczach, trudno ci wczuć się w sytuację, ponieważ nie rozumiesz, że to prawdziwe osoby. W pracy dyplomowej starałam się pokazać, że jesteśmy takimi samymi ludźmi i to, jak bardzo wojna wpływa na życie Ukraińców zarówno w samej Ukrainie, jak i poza jej granicami.