Propaganda i ludobójstwo: czy uda się ukarać rosyjskich propagandystów?

Share this...
Facebook
Twitter

Ukraińscy oraz międzynarodowi obrońcy praw człowieka codziennie dokumentują zbrodnie wojenne popełniane przez rosyjskich wojskowych w Ukrainie. W wielu rozmowach o ludobójstwie Ukraińców, utworzeniu międzynarodowego trybunału dla Putina oraz jego popleczników, wspomina się o procesach norymberskich i innych przykładach karania zbrodniarzy wojennych. Czy jednak są one faktycznie efektywne i czy Ukraińcy mogą spodziewać się, że taki sąd wcześniej czy później czeka również uczestników rosyjskiej propagandy? Korzystając z przykładów historycznych oraz porównań ze współczesnością, przyjrzymy się sprawom propagandystów w sądach międzynarodowych, oraz rozstrzygniemy, gdzie szukać sprawiedliwości w tej kwestii.

Wszystkie wojny napastnicze prowadzone są z wykorzystaniem propagandy jako narzędzia wpływu na masy, gdyż zniszczenie całego narodu albo mniejszości narodowej wymaga kalkulacji, konsolidacji oraz motywacji. W taki sposób propaganda staje się poniekąd niewidzialnym paliwem wojen, a także dopuszczalną przez wielu przykrywką dla ich zbrodni.

Odpowiedzialność za ludobójstwo

W artykule III Konwencji Narodów Zjednoczonych w sprawie zapobiegania i karania zbrodni ludobójstwa z 1948 roku karalnym uznano nie tylko popełnienie mordów masowych, ale także spisek mający na celu dokonanie ludobójstwa oraz wyraźne i publiczne podżeganie do jego realizacji. Zatem na mocy prawa międzynarodowego propagandyści mogą zostać ukarani. Trudność polega na udowodnieniu ich winy. Ślady przestępstw są często niszczone, a ofiary nie zawsze zwracają się o pomoc do wymiaru sprawiedliwości z obawy przed retraumatyzacją lub stygmatyzacją w społeczeństwie, albo z powodu powszechnego przekonania, że takie przypadki są naturalnym przejawem wojny. Wiele zbrodni albo pozostaje nikomu nieznanych, albo zostaje ujawnionych znacznie później.

Zacznijmy od definicji „ludobójstwa”, by zrozumieć, w jaki sposób może być stworzona baza dowodowa do karania osób zaangażowanych w jego organizację i realizację. Azeem Ibrahim, dyrektor inicjatyw specjalnych w amerykańskim centrum analitycznym New Lines Institute for Strategy and Policy (z ang. Instytut strategii i polityki „Nowe linie”), który bada temat ludobójstwa oraz rosyjskiej wojny przeciwko Ukrainie, przestrzega przed błędnym rozumieniem pojęcia ludobójstwa:

— Ludzie myślą, że ludobójstwem jest to, ilu ludzi zostało zabitych. Ale to nie ma nic wspólnego z liczbami. Chodzi o zamiar.

Kontekst historyczny pomaga określić ten zamiar w celu udowodnienia faktu ludobójstwa i ukarania winnych. Natomiast rzecznicy tego zamiaru — propagandyści — bardzo rzadko zostają pociągnięci do odpowiedzialności karnej. Wyjątkowo trudno jest udowodnić ich udział w tworzeniu treści propagandowych podczas wojny, a jeszcze trudniej jest powiązać to, co mówili, z ludobójstwem i jego skutkami. Oprócz tego takie zarzuty idą w parze z naruszeniem prawa do wolności słowa, którą gwarantuje między innymi Powszechna Deklaracja Praw Człowieka (artykuły 18. i 19.). Był on wykorzystany jako argument podczas procesów propagandystów po ludobójstwie w Rwandzie (Afryka Środkowa, 1994 rok) i najprawdopodobniej zostanie wykorzystany również do obrony rosyjskich przestępców pełnoskalowej wojny w Ukrainie.

Niewłaściwe jest porównywanie tragedii takich jak Holokaust podczas II wojny światowej z masowymi morderstwami dokonywanymi na Ukraińcach podczas wojny pełnoskalowej, którą rozpoczęła Federacja Rosyjska w lutym 2022 roku. Każde ludobójstwo jest zjawiskiem wyjątkowym, a jego podłożem jest wieloletnia, a czasem nawet wielowiekowa polityka dyskryminacji, izolacji oraz ograniczania praw konkretnego narodu lub grupy ludności. Przesłanki historyczne, które są z powodzeniem wykorzystywane i manipulowane przez zbrodniarzy i tyranów do własnych celów, mogą stać się wstępem do planowanej eksterminacji konkretnej grupy ludzi.

Ludobójstwo w Rwandzie
Ludobójstwo w Rwandzie w 1994 roku było masakrą ludności Tutsi, zorganizowanym przez członków większości etnicznej Hutu w tym kraju. Według szacunków ONZ zginęło ponad milion osób i szacuje się, że od 150 000 do 250 000 kobiet zostało zgwałconych.

Wojna rosyjsko-ukraińska jest tym przypadkiem celowej i systematycznej czystki narodu Ukrainy przez Federację Rosyjską. W przypadku Rwandy była to wewnętrzna wojna między dwiema grupami (Hutu i Tutsi), a ludobójstwo w Kambodży (1975 – 1979) było eksterminacją ludzi za ich poglądy polityczne. Każde z tych ludobójstw miało określone przesłanki, które ukształtowały konkretny zamiar. Każde z nich jest tragedią, ale porównywanie tych tragedii jest niewłaściwe, zarówno z prawnego, jak i z filozoficznego punktu widzenia.

Wielu ukraińskich i międzynarodowych polityków mówi o ukaraniu Rosjan za zbrodnie wojenne, a nawet za ludobójstwo w czasie wojny pełnoskalowej. W rozmowie z kanadyjskim obrońcą praw człowieka Yonahem Diamondem z Raoul Wallenberg Centre for Human Rights (z ang. Centrum Praw Człowieka Raoula Wallenberga) stało się jasne, że potrzebne jest inne podejście:

— Teraz w Ukrainie (koniec stycznia 2023 roku — red.) toczy się ponad 60 000 śledztw w sprawie zbrodni wojennych. Liczba ta jest tak duża, że traci jakąkolwiek realną formę reagowania lub faktycznego zapobiegania dalszym zbrodniom oraz ochrony ludności. Skupianie się tylko na zbrodniach wojennych, zbrodniarzach wojennych i ich ściganiu jest tak naprawdę błędne, ponieważ historycznie ich procesy nie były tak skuteczne.

Mówi o tym także Tony Judt, amerykańsko-brytyjski historyk, w swojej książce „Powojnie: historia Europy od roku 1945”. Dla przykładu, w powojennych Włoszech nie było jasne, kto powinien być postawiony przed sądem i za co (kraj należał do państw Osi). Austrii, która została uznana za “pierwszą ofiarę” hitlerowskich Niemiec na mocy paktu alianckiego z 1943 roku, wojenne przestępstwa praktycznie puszczono płazem, gdyż „Austriacy po prostu wyrzucili z pamięci swoje powiązania z Hitlerem”, a „dostosowanie niedawnej przeszłości do własnej wygody odpowiadało wszystkim lokalnym siłom”. W Grecji „czystki oraz procesy sądowe (…) były jawnie politycznie uwarunkowane”, jak zresztą również w innych krajach Europy Zachodniej. Komunistyczna władza ZSRR wykorzystywała procesy sądowe jako narzędzie do likwidacji przeszkód dla własnych interesów. W ten sposób historia pokazuje kilka smutnych paradoksów — po pierwsze, w czasie wojny trudno jest rozdzielić czarne od białego, więc, kiedy cały kraj jest uwikłany w te wydarzenia, sędziowie często nie są lepsi od oskarżonych; po drugie, zmęczone wojną kraje pragną przywrócenia jakiejkolwiek stabilności, a zatem często (świadomie lub nie) zmuszone są do kompromisów, które nie byłyby akceptowalne podczas konfrontacji; po trzecie, kluczowym sprawcom często udaje się uniknąć odpowiedzialności, natomiast zwykłym (często niewinnym) ludziom już nie.

Czy Ukraina będzie w stanie ukarać wszystkich sprawców ponad sześćdziesięciu tysięcy odnotowanych zbrodni wojennych, zwłaszcza biorąc pod uwagę, że pełnoskalowa wojna nadal trwa? Czy będziemy w stanie udowodnić związek pomiędzy treściami propagandystów (tekstami, nagraniami audio, filmami itp.) a ich rzeczywistymi zbrodniami? I czy sądy międzynarodowe powinny być uważane za jedyny sposób ukarania propagandystów?

Kraje Osi
Sojusz Niemiec, Włoch oraz Japonii, które w 1940 roku podpisały tak zwany pakt trójstronny. Kraje te zawarły porozumienie w sprawie wzajemnej pomocy w przypadku ataku innych państw. Pięć innych europejskich krajów dołączyło do aliansu Osi podczas II wojny światowej (Węgry, Rumunia, Bułgaria, Słowacja i Chorwacja).

Propaganda w kontekście wojny oraz ludobójstwa

Choć wpływ propagandy na wojny światowe oraz ludobójstwa jest niezaprzeczalny, często nie jest ona rozpatrywana jako kluczowa przyczyna tych potwornych wydarzeń. Jednak wpływ mają nie tylko plakaty z hasłami oraz przemówienia możnowładców. Narracje propagandowe są podchwytywane przez masy, więc ludzie wypowiadają te same słowa w rozmowach prywatnych lub publicznie. W ten sposób zniekształcone i stronnicze postrzeganie wydarzeń staje się niedostrzegalne, a więc bezkarne. To właśnie systemowość i tak zwana wiralowość propagandy jest kluczowa dla zrozumienia jej bezpośredniego związku ze zbrodniami wojennymi, wojnami napastniczymi oraz masowymi represjami.

Weźmy za przykład współczesną propagandę w Rosji. Przemówienia rzeczników Kremla w telewizji rosyjskiej nie są początkiem i końcem tego zjawiska, gdyż opiera się ono na systemowych metodach wpływu na świadomość i percepcję. Propaganda zawsze na czymś się opiera i równocześnie „zaraża” różne sfery życia społecznego. W przypadku Federacji Rosyjskiej te kluczowe punkty odniesienia to długa historia kolonialna, ideologizacja oświaty (szczególnie kiedy chodzi o rolę Ukrainy i innych narodów i narodowości uzurpowanych przez Rosję), ogólny ucisk społeczny i ekonomiczny poszczególnych regionów oraz media, które za prezydentury Putina stały się narzędziem masowej „zombifikacji” Rosjan i tworzenia alternatywnej, zniekształconej rzeczywistości informacyjnej. Ważnym czynnikiem sukcesu są także duże środki przeznaczone na “ocieplanie” i wspieranie tej propagandy, również za granicami kraju. Dzięki technologiom „miękkiej siły” (z ang. soft power) rosyjska propaganda działa nawet w krajach demokratycznych. Aby wdrożyć taki system, potrzebna jest współpraca wielu ludzi — od przedstawicieli mediów po nauczycieli i wykładowców akademickich, a także zwykłych obywateli, którzy zdecydują się wierzyć w tę propagandę. W końcu Rosjanie nadal mają dostęp do innych informacji, w przeciwieństwie na przykład do mieszkańców Mjanmy (Azja) lub nawet Chin, gdzie media społecznościowe i media masowego przekazu są całkowicie kontrolowane przez władzę albo w ogóle zakazane od wielu lat.

Wojna napastnicza i ludobójstwo są możliwe tylko wtedy, kiedy ludzie masowo popierają ten system zniszczenia.

Na przykład, współcześni rosyjscy propagandyści popierają teorię spiskową na temat “żydowskiej masonerii”. Tak zwane „Protokoły mędrców Syjonu”, sfabrykowane materiały propagandowe, zostały stworzone na polecenie rosyjskiej tajnej policji na początku XX wieku. Rzekomo udowadniały istnienie bractwa żydowskich masonów, potajemnie kierujących światem. Materiały stworzono, aby przenieść odpowiedzialność za społeczne problemy Rosji na mieszkające tam społeczności żydowskie, czyli był to sposób podżegania do nienawiści. Chociaż udowodniono, że teksty są fałszywe, współcześni rosyjscy propagandyści nadal odwołują się do tej tezy. Inną głoszoną przez nich ideą, która z łatwością łączy nienawiść do Żydów, Ukraińców i zachodniego świata w ogóle są „sorosiata”. W przypadku antyukraińskiej propagandy, którą Federacja Rosyjska rozpoczęła jeszcze w 2014 roku, kiedy wdarła się na wschód Ukrainy, można prześledzić podobną logikę, zwłaszcza w odniesieniu do „nazizmu”. Kremlowskie tuby propagandowe nieustannie wymyślają nowe „opakowanie” dla takiej retoryki — od dezinformacji o oddzielnej jednostce sił specjalnych „Azow” po fałszywe informacje o bransoletce naczelnego dowódcy SZU Walerija Załużnogo z nazistowskimi symbolami. Kolejnym przykładem jest oskarżenie ukraińskiego wojska o „nazizm”: 21 lutego 2023 roku Putin wystąpił przed Zgromadzeniu Federalnym i oburzył się, że w SZU zmieniono nazwę jednej z brygad na „Edelweiss”, gdyż pododdział o takiej nazwie istniał w nazistowskich Niemczech i przyczynił się do szeregu zbrodni wojennych. Jednakże pułk o takiej samej nazwie do niedawna istniał także w Rosgwardii (Gwardii Rosyjskiej).

„Sorosiata”
Pochodzi od imienia George'a Sorosa, amerykańskiego finansisty i filantropa pochodzenia węgiersko-żydowskiego, który założył dziesiątki funduszy mających na celu pomoc w odbudowie infrastruktury i instytucji otwartego społeczeństwa demokratycznego. Pojęcia “sorosiata” po raz pierwszy użył Jurij Polakow do opisania zachodniego światopoglądu.

Ludobójstwa w Kambodży i Rwandzie były błędnie uznane przez społeczność międzynarodową jako kolejny chaos w najsłabiej rozwiniętych krajach, gdzie panuje wewnętrzny nieporządek, jeśli nie anarchia. Jednak ludobójstwo jest możliwe tylko wtedy, gdy istnieje też system, porządek i ścisła kontrola nad tworzeniem oraz rozpowszechnieniem kluczowych narracji ideologicznych.

Ludobójstwo w Indonezji (1965 – 1966), podczas którego zabito pół miliona ludzi, także wydarzyło się pod wpływem systemowej propagandy. Po przewrocie wojskowym i przejęciu władzy, indonezyjski generał Suharto i jego rząd rozpoczęli masakrę opozycji, zabijając członków i zwolenników partii komunistycznej. Sprzyjała temu antykomunistyczna kampania krajów zachodnich, którą z powodzeniem wykorzystał do własnych celów – w jego rękach stała się ona wezwaniem do mordowania. Zwolennicy generała byli gotowi zabijać swoich sąsiadów za podejrzenia (często sfingowane) o wspieranie partii komunistycznej.

Świat żył w rzeczywistości zimnej wojny, kiedy komunizm wciąż gwałtownie się szerzył. Ale w tym czasie wiele krajów Ameryki Łacińskiej i Azji nie zdawało sobie jeszcze sprawy, że komunistyczne idee Karola Marska, mocno zniekształcone przez Włodzimierza Lenina, nie były lepszą alternatywą nazizmu.

Brytyjski The Information Research Department (IRD), (z ang. Departament Badań Informacyjnych), który został utworzony przez rząd Partii Pracy w 1948 roku, próbował zapobiec reżimowi komunistycznemu w czwartym pod względem populacji kraju. Zespół IRD tworzył antykomunistyczne materiały, a jego działalność była ściśle powiązana z brytyjskim agencją wywiadowczą MI-6. Badacze tematu ludobójstwa na Uniwersytecie Yale tłumaczą masakrę w Indonezji:

— Większość ofiar stanowili jawajscy chłopi (zazwyczaj nominalni muzułmanie) i balijscy chłopi hinduistyczni, którzy również wspierali lub byli podejrzewani o wspieranie PKI (indonez. Partai Kommunis Indonesia — Komunistyczna Partia Indonezji — red.). Zarówno na Jawie, jak i na Bali, PKI zdobyła wiele głosów w wyborach w latach pięćdziesiątych. Armia prowadziła antykomunistyczną kampanię, podczas gdy żarliwe grupy muzułmańskiej młodzieży dokonywały większości zabójstw.

Po masowych morderstwach w latach 1965 – 1966 Suharto stał się autorytarnym przywódcą Indonezji, rządząc krajem przez trzydzieści dwa lata, póki masowe protesty nie zmusiły go do dymisji. Do dzisiaj kraj przeżywa niszczycielskie skutki jego rządów.

Niezaprzeczalny jest również planowy i systemowy charakter propagandy w ZSRR. Masowym deportacjom i morderstwom, represjom, przymusowej rusyfikacji oraz ludobójstwom konkretnych narodów zawsze towarzyszyły kampanie propagandowe. Wszystkie te kampanie informacyjne są podobne do tych w Rwandzie, Indonezji, Kambodży i innych krajach z okresami totalitarnymi.

Fałszywe oskarżenia „dysydentów”, stworzenie poczucia grożącego niebezpieczeństwa oraz propagowanie posłuszeństwa jako jedynego właściwego sposobu uniknięcia zagrożenia (w rzeczywistości często oznaczało to poddanie się agresorowi, zarówno fizycznie, jak i mentalnie) — to właśnie praktykowały wszystkie totalitarne rządy oraz ich propagandyści.

Propaganda zawsze służy kilku celom. Po pierwsze, usprawiedliwia zbrodnie kraju-agresora w oczach jego narodu, heroizując morderców jako „wyzwolicieli” lub walczących o „wyższą” sprawę. Po drugie, pomaga zniekształcić historię, a tym samym, z jednej strony, zaciera ślady zbrodni, aby w przyszłości znalezienie zbrodniarzy było trudne lub nawet niemożliwe, a z drugiej, stwarza podstawę do dalszej interwencji kulturowej lub zbrojnej.

Na przykład, deportacji tatarów krymskich w 1944 roku towarzyszyła kłamliwa propaganda o ich masowej kolaboracji z nazistami. Sowieci szerzyli dezinformację o rzekomym dokonywaniu „zdradzieckich działań” przez Tatarów Krymskich, przez co mieli stanowić zagrożenie dla innych obywateli radzieckich.

Nie powinno się również bagatelizować współczesnej rosyjskiej propagandy podczas pełnoskalowej wojny, ponieważ pomimo jej absurdalności, wciąż podsyca ona tę samą kluczową ideę: wojna nie powoduje cierpienia, ona je łagodzi.

„Machina wojskowa NATO zbliża się do naszych granic” — powiedział Putin w przemówieniu 24 lutego 2022 roku. — “Nie pozostawiono nam innej możliwości obrony”. Jeden z gości transmisji Władimira Sołowjowa oświadczył: „Ukrainy nie da się naprawić. Nie można naprawić tej konstrukcji. Trzeba ją zniszczyć, gdyż jest ona antyrosyjska. To twór, który zagraża Rosji”.

Iluzoryczne zagrożenie ze strony kolektywnego Zachodu i Ukrainy jest tezą jednoczącą cały naród rosyjski i jego przywódców. Jest ona na tyle zakorzeniona w ich świadomości, że niemal niemożliwa do obalenia.

Ci, którzy szerzyli propagandę w Indonezji, Kambodży oraz ZSRR, nigdy nie zostali ukarani, nie mówiąc już o tych, którzy wcielali ją w życie, dokonując realnych zbrodni. Istnieją jednak przypadki w historii, w których propagandyści zostali pociągnięci do odpowiedzialności przed sądami międzynarodowymi i lokalnymi. Te precedensy są często wykorzystywane jako przykład dla przyszłych procesów rosyjskich przestępców. Przyjrzyjmy się, która z tych sytuacji jest faktycznie istotna dla obecnej wojny rosyjsko-ukraińskiej, oraz jakie inne metody walki z propagandystami istnieją.

Ludobójstwo w Rwandzie. Jak karano propagandystów

W 2022 roku w Hadze (Niderlandy) rozpoczął się proces osiemdziesięciodziewięcioletniego rwandyjskiego propagandysty Féliciena Kabugi. Po dwudziestu sześciu latach ukrywania się w różnych krajach, został zatrzymany w Paryżu w 2020 roku. Podejrzanego oskarża się o podżeganie do ludobójstwa, finansowanie propagandowych mediów, oddziałów zbrojnych oraz organizacji politycznych odpowiedzialnych za ludobójstwo w Rwandzie w 1994 roku, które było jednym z najokrutniejszych w historii ludzkości.

Rzeź miała na celu eksterminację jednej z narodowości Rwandy – Tutsi. Dokonały jej uzbrojone jednostki rządu tymczasowego. Ale ofiarami byli również przedstawiciele ludu Hutu, którzy w jakikolwiek sposób wspierali Tutsi. Propagandyści przyczynili się do masakry społeczności Tutsi.

Félicien Kabuga był właścicielem RTLM ( Radio Télévision Libre des Mille Collines – Wolne Radio i Telewizja Tysiąca Wzgórz), które działało jako źródło propagandy, wzywając do nienawiści i przemocy. RTLM dehumanizowało Tutsi poprzez swoje treści, między innymi nazywając ich “karaluchami” i nawołując do ich mordowania, często poprzez używanie metafor: „ściąć wysokie drzewa!” (uważano, że Tutsi, w przeciwieństwie do Hutu, są wysocy), „wytępić karaluchy!”. Prezenterzy RTLM odczytywali na antenie listy „potencjalnie niebezpiecznych osób”, podawali adresy przyszłych ofiar oraz ułatwiali tym samym organizowanie masowych mordów Tutsi, w których uczestniczyli również zwykli obywatele. Narzędziem zbrodni przeważnie była maczeta, co dało początek alternatywnej nazwie RTLM — „Radio Maczeta”.

Za początek ludobójstwa przyjęło się uważać zestrzelenie samolotu z prezydentem Rwandy Juvénalem Habyarimaną i prezydentem Burundi Cyprienem Ntaryamirą w kwietniu 1994 roku. Wciąż nie ma oficjalnego orzeczenia co do tego, kto ponosi winę za tę tragedię, a śledztwo nadal trwa. Przygotowania do ludobójstwa rozpoczęły się jednak na długo przed tym wydarzeniem i z każdym rokiem nabierały większego rozmachu, zwłaszcza z powodu propagandy. Po rzezi w sąsiadującej z Rwandą Burundi w 1993 roku, propagandyści rozpoczęli aktywne kampanie obwiniające o wszystko Tutsi (choć tak naprawdę w Burundzie zabito około pięćdziesiąt tysięcy Hutu i Tutsi). W swojej książce „Justice on the Grass: Three Rwandan Journalists, Their Trial for War Crimes and a Nation’s Quest for Redemption” urodzona w Belgii amerykańska pisarka, Dina Temple-Raston, zwraca uwagę na zmianę retoryki ówczesnego prezydenta Rwandy co do postrzegania Tutsi:

— Po pierwsze, zmieniło się słownictwo. Odwoływał się do doświadczeń z okresu kolonialnego. Habyarimana (ówczesny prezydent Rwandy — red.), gdy został wybrany po raz pierwszy, mówił o Tutsi jako o grupie etnicznej, a nie o rasie. Mówił, że są Rwandyjczykami, a nie obcą społecznością. Po masakrze w Burundi przekaz się zmienił. Opierał się on na przekonaniu, że nawet w swoich najbardziej uzasadnionych i codziennych działaniach Tutsi wkraczali na czyjeś terytorium.

Podczas głośnego procesu w 2003 roku rwandyjscy propagandyści zostali skazani za podżeganie do ludobójstwa. Wśród nich znalazł się jeden z założycieli RTLM, Ferdinand Nahimana (otrzymał karę dożywocia), właściciel i redaktor ekstremistycznej gazety Hutu “Kangura” Hassan Ngeze (dożywocie) oraz Jean-Bosco Barayagwiza, top manager RTLM, który zbojkotował proces (wyrok trzydziestu pięciu lat pozbawienia wolności, skrócony do dwudziestu siedmiu lat, gdyż odsiedział siedem lat wyroku w oczekiwaniu na proces). Wszyscy trzej złożyli apelacje. W 2007 roku Sąd Apelacyjny uchylił kilka postanowień decyzji pierwszej instancji — wyroki dożywocia zostały zmniejszone do trzydziestu lat pozbawienia wolności dla Nahimany i Ngeze, a kara Barayagwizy została zmniejszona o trzy lata.

Procesy rwandyjskich propagandystów, które przeszły do historii jako „The Media Case”, wywołały wiele dyskusji wśród wspólnoty międzynarodowej. Niektórzy uważali to za atak na wolność słowa, który z punktu widzenia prawa międzynarodowego może osłabić niezależność mediów. A Międzynarodowy Trybunał Karny dla Rwandy spotkał się z krytyką, zwłaszcza ze strony rwandyjskiego dziennikarza Martina Semukanya, za nieefektywność, korupcję i wątpliwą jakość wyników:

— Ilu osób zostało skazanych, w jakim stopniu i na jakiej podstawie? W ciągu prawie dwudziestu lat osądzono mniej niż siedemdziesiąt osób. To nie satysfakcjonuje Rwandy jako społeczeństwa. To nie jest sprawiedliwość. Uważam, że to była wielka porażka.

„The Media Case” pokazuje, jak liderzy systemu propagandowego mogą zostać ukarani na mocy prawa międzynarodowego. Lecz ten przypadek jest irrelewantny dla rosyjskiej wojny pełnoskalowej przeciwko Ukrainie, bowiem w przypadku Rwandy propagandyści byli związani z przywódcami Hutu, współpracowali z nimi, a w niektórych wypadkach dosłownie finansowali masowe morderstwa. Czy dostaliby takie wyroki, gdyby byli sądzeni wyłącznie za propagandę?

Inną kwestią jest to, jak postąpić ze wszystkimi tymi, którzy (świadomie lub nie) napędzali maszynę propagandową, ale nie byli jej dowódcami? Prezenterzy telewizyjni oraz radiowi, operatorzy, reżyserzy, scenarzyści, producenci, specjaliści techniczni i inni, bez których żadne media nie miałyby takiego wpływu. Wśród propagandystów w Rwandzie byli też aktywni medialnie intelektualiści z europejskim wykształceniem, którzy wykorzystywali swoją pozycję oraz autorytet do podżegania do rzezi. Można przypuścić, że publiczni rzecznicy i inteligencja rozumieli skutki swoich wypowiedzi. Jednak to właśnie interakcja między rzecznikiem a publicznością stwarza najszersze pole do interpretacji tego, jak ludzie naprawdę odbierają informację.

Międzynarodowy Trybunał Karny dla rwandyjskich propagandystów pokazuje, że na listę przestępców przeważnie trafiają osoby, które są symbolami „mowy nienawiści”. Dlatego wątpliwe jest to, aby „trybiki” rosyjskiego systemu propagandowego znalazły się na liście przestępców na szczeblu międzynarodowym, ale nadal mogą zostać osądzeni. Na przykład rwandyjskiemu sądowi narodowemu, zwanemu Gacaca, udało się skazać prezenterkę radiową Valérie Bemeriki na dożywotnie pozbawienie wolności za nawoływanie do ludobójstwa, a belgijskiego dziennikarza propagandowego George’a Ruggiu na dwanaście lat więzienia (z uwzględnieniem złagodzenia kary za współpracę przy śledztwie). Sądy te były jednak nieprofesjonalne, amatorskie i często brakowało im realnych dowodów na indywidualny udział w ludobójstwie. Jednocześnie podejrzani byli przetrzymywani w nieludzkich warunkach przez lata, a nawet dekady.

Holokaust oraz bezkarność propagandy

„Ci, którzy nigdy nie zapomną” (Those Who Will Never Forget) – taką notatkę znaleziono przy ciele Herberta Cukursa, łotewskiego lotnika i zastępcy dowódcy Arajs Kommando, pomocniczej jednostki policji, która dokonała najokrutniejszych masakr łotewskich Żydów podczas Holokaustu.

Notatkę zostawili agenci izraelskiego wywiadu Mossad, gdy w 1965 roku zlikwidowali Cukursa w Urugwaju, uprzednio zwabiwszy go tam pod pretekstem założenia wspólnego biznesu. Według słów Micha’ela Bar-Zohara („Mossad. Najważniejsze misje izraelskich tajnych służb”), podobną notatkę otrzymali niektórzy urzędnicy wysocy rangą w Niemczech. Jest to przykład tego, jak wspólnota, która w przeszłości ucierpiała z powodu okrucieństwa swojego rządu lub okupantów, ostatecznie postanawia nie czekać na oficjalny wyrok sądu (często niestety wątpliwy) i decyduje się na niezależne dochodzenie.

Z biegiem historii może zdawać się, że ukaranie nazistów było przewidywalnym procesem, który nie napotkał przeszkód. Norymberga, a później proces Adolfa Eichmanna, jednego z nazistowskich dowódców, z 1945 roku, stały się symbolem osiągnięcia chociaż częściowej sprawiedliwości. Nawiasem mówiąc, Eichmann został schwytany właśnie przez agentów Mossadu.

Procesy norymberskie były jednak bardziej demonstracyjnym potępieniem działań nazistów. Przedstawiciele koalicji antyhitlerowskiej (Wielka Brytania, USA, Francja i dziesiątki innych krajów, które utworzyły Organizację Narodów Zjednoczonych) wybrali dwudziestu czterech oskarżonych, którzy reprezentowali władzę III Rzeszy, oraz kolejnych sześciu, którzy reprezentowali centralne instytucje wojskowe, rządowe i administracyjne. W rezultacie trzy z sześciu organizacji uznano za zbrodnicze, lecz nie oznaczało to, że wszyscy członkowie tych instytucji zostali ukarani. Nawet w przypadku pozornie oczywistych zbrodni nazistów, obrońcy praw człowieka musieli posługiwać się licznymi dowodami, zeznaniami, dokumentami i zdjęciami. Są to historie ofiar opowiedziane twarzą w twarz z ich katami, niekończąca się biurokracja, która nie zawsze gwarantowała wyrok.

Wspólnota międzynarodowa nie miała zamiaru ścigać każdego nazistowskiego zbrodniarza, zresztą, w powojennej rzeczywistości trudno było ustanowić przedwojenny porządek. We wspomnianej już książce “Powojnie”, historyk Tony Judt niszczy wyidealizowany obraz procesów norymberskich, któremu hołdowali jego współcześni: „Nazistów było zbyt wielu, a argumenty przeciw zbiorowym wyrokom były zbyt przekonywujące. W każdym razie nikt nie wiedziałby, co zrobić z wyrokiem sądu o winie milionów ludzi”. Ważne jest jeszcze jedno spostrzeżenie Judta:

— Właśnie dlatego, że osobistą winę przywódców III Rzeszy, począwszy od samego Hitlera, ustalono tak skrupulatnie, wielu Niemców uwierzyło, że reszta z nich nie ponosi żadnej winy, że ogólnie naród niemiecki był tak samo pasywną ofiarą nazizmu jak inni.

Już teraz też widzimy taką retorykę w Rosji, gdzie wszystko sprowadza się do tez „my za mir” (z ros. “jesteśmy za pokojem”) i „eto wojna Putina” (z ros. “to jest wojna Putina”).

Już w latach sześćdziesiątych, po egzekucji Adolfa Eichmanna, Niemcy rozpoczęli dyskusje na temat przedawnienia nazistowskich zbrodni. Kiedy niektórzy prokuratorzy, politycy, dziennikarze i osoby, które przeżyły Holokaust musieli nalegać na kontynuacji procesów zbrodniarzy wojennych, stało się jasne, że nawet zachodnia wspólnota zbagatelizowała skalę ludobójstwa narodu żydowskiego.

„Ci, którzy nigdy nie zapomną”, czyli Żydzi i Izrael jako nowo niepodległe państwo, byli niemal jedynymi, którzy kontynuowali ściganie i karanie zbrodniarzy nazistowskich Niemiec. Wielu z tych, którzy stracili swoje rodziny w komorach gazowych lub masowych rozstrzeliwaniach, poświęciło życie „polowaniu” na nazistów. Gdyby nie ich działania i przypominanie wspólnocie międzynarodowej, że nie zatrzyma ich żadna przyjęta ustawa, kto wie, czy Herbert Cukurus i reszta zbrodniarzy, którzy zostali zatrzymani już po procesach norymberskich, zostaliby ukarani.

Liczba nazistów, którzy uciekli do Ameryki Łacińskiej, krajów Bliskiego Wschodu czy Afryki Północnej, lub którzy pozostali w Niemczech i w innych krajach europejskich, zmieniając swoje przekonania polityczne albo po prostu unikając kary, pozostaje nieznana. Wśród nich znajduje się ogromna liczba nazistowskich propagandystów (ich trzon stanowiła ówczesna niemiecka inteligencja), którzy przez zbieg okoliczności zostali pominięci lub których winy nie udało się udowodnić z powodu biurokracji i zawiłości procesów.

Po klęsce nazizmu członkom wymiaru sprawiedliwości III Rzeszy udało się zrobić udane kariery w powojennych Niemczech. Jak mówi profesor historii współczesnej na Uniwersytecie Poczdamskim Manfred Görtemaker, po 1949 roku byli naziści zrobili wszystko, co w ich mocy, aby przeciwko przedstawicielom władzy sądowniczej nie prowadzono postępowań dotyczących zbrodni nazistowskich. „Po 1949 roku ani jeden sędzia czy prokurator nie stanął przed sądem za swoje działania”.

W dyskusjach ekspertów na temat przyszłych procesów rosyjskich zbrodniarzy wojennych często przytacza się przykład nazistowskiego propagandysty Juliusa Streichera, redaktora propagandowej gazety „Der Stürmer” (z niem. „Szturmowiec”) i fanatycznego zwolennika Adolfa Hitlera, którego stracono w wyniku procesów norymberskich. Nie należy jednak zapominać, że Julius Streicher był nie tylko propagandystą, ale również działaczem politycznym.

Podczas tych samych rozpraw Hans Fritzsche, dyrektor wydziału radiowego Ministerstwa Propagandy i Oświecenia Publicznego Rzeszy, który niemal codziennie nadawał okropne antysemickie przemowy, został uznany za niewinnego zbrodni wojennych i zbrodni przeciwko ludzkości. W 1946 roku niemiecki pisarz pochodzenia żydowskiego Victor Klemperer napisał:

— Kiedy wojna w Europie dobiegła końca w maju 1945 roku, alianci stanęli przed trudnym zadaniem zreformowania niemieckiego społeczeństwa i reedukacji jego obywateli po dwunastu latach nazistowskich rządów, oraz stałego wpływu propagandy nienawiści. Nazizm przeniknął do ciała i krwi ludzi poprzez pojedyncze słowa, idiomy i struktury zdań, które zostały im narzucone w milionach powtórzeń i zaakceptowane mechanicznie i nieświadomie.

Dowodzi to, jak subtelnie i niezauważalnie propaganda działa na korzyść okupantów, zwłaszcza gdy dopuszczają się oni ludobójstwa. Jak jednak widzimy, praktyka powojennych sądów nazistów jest niedoskonała i ograniczona: prawo międzynarodowe nie dysponuje narzędziami pozwalającymi na ukaranie wszystkich współwinnych masowych mordów, szczególnie jeśli chodzi o współudział obywateli całego kraju albo udział czysto ideologiczny. Jednak działalność nowo utworzonego Izraela w karaniu sprawców jasno pokazuje, kto tak naprawdę będzie zmuszony walczyć o sprawiedliwość do samego końca (w skrócie: naród, który ucierpiał od okupantów).

Współczesna rosyjska propaganda i ukaranie winnych

Wojna Rosjan przeciwko Ukrainie rozgrywa się na oczach całego świata i jest śledzona w mediach społecznościowych niemal na żywo, w oparciu o słowa i doświadczenia jej uczestników i naocznych świadków. Rosyjska propaganda stała się jedną z kluczowych narracji dyskredytujących Federację Rosyjską i wciąż wywierających nacisk na agresora. Władimir Sołowjow, Margarita Simonjan, Olga Skabiejewa, Jewgienij Popow, Anton Krasowski, Dmitrij Kisielow — te nazwiska zna cały świat, bo to właśnie oni stali się tubami Kremla. Są to kluczowe postacie medialne, których działalność ilustruje, w jaki sposób informacja staje się bronią przeciwko Ukrainie.

Przykładem jest znany artykuł Timofieja Siergiejcewa z kwietnia 2022 roku opublikowany w rosyjskich mediach państwowych „RIA Nowosti”, zatytułowany „Co Rosja powinna zrobić z Ukrainą”. Nie zaskoczył on Ukraińców, ale zaszokował świat jako dowód niekwestionowanego podżegania do ludobójstwa. „Nazistowska, banderowska Ukraina jako wróg Rosji oraz narzędzie Zachodu do zniszczenia Rosji jest nam niepotrzebna”, „nazwa »Ukraina« nie może zostać zachowana jako tytuł całkowicie zdenazyfikowanego tworu państwowego na terytorium wyzwolonym od reżimu nazistowskiego”, „denazyfikacja nieuchronnie będzie deukrainizacją” — to tylko kilka cytatów.

W swoim artykule dla “The Guardian” brytyjski intelektualista ukraińskiego pochodzenia Peter Pomerantsev podejmuje temat ukarania rosyjskich propagandystów i podkreśla:

— Rosyjska teoria wojskowa postrzega operacje informacyjne jako nieodłączną część operacji wojskowych w bezprecedensowej skali, kierownictwo rosyjskich mediów państwowych nawet otrzymało medale za swoją rolę podczas aneksji (okupacji — red.) Krymu w 2014 roku.

Kiedy mówimy o karaniu propagandystów, nie powinniśmy myśleć wyłącznie w kategoriach międzynarodowych trybunałów, tak jak nie powinniśmy czekać na zakończenie wojny, aby zacząć karać sprawców. Musimy zrozumieć, że większość z nich nigdy nie zostanie ukarana na międzynarodowym poziomie prawnym. W końcu, oprócz znanych na całym świecie rosyjskich „twarzy medialnych” Kremla, istnieje wiele innych, często niepublicznych, nieznanych (czasem nawet nie Rosjan).

Na przykład:
— pracownicy kanałów telewizyjnych, radiowych, redakcji publikacji drukowanych i internetowych, zaangażowani w tworzenie treści propagandowych, ale nie będący twarzami swoich mediów (w tym zagraniczni dziennikarze, którzy zaprzeczają istnieniu Ukrainy — na przykład były prezenter Fox News Tucker Carlson);
— organizatorzy, sponsorzy i pracownicy farm botów;
— przedstawiciele oświaty, którzy wspierają propagandę wewnątrz Rosji i rozpowszechniają ją na tymczasowo okupowanych terytoriach Ukrainy (ideologiczna reedukacja dzieci);
— działacze kultury i przedstawiciele show-biznesu;
— aktywni medialnie intelektualiści.

Farma botów
Organizacja zrzeszająca osoby, które tworzą zlecone pole informacyjne za pieniądze: tworzą fałszywe konta, piszą komentarze, angażują się w dyskusje z innymi użytkownikami mediów społecznościowych i rozpowszechniają określone narracje.

Jednak oprócz międzynarodowych trybunałów istnieją także inne metody obezwładnienia maszyny propagandowej oraz pozbawienia jednostek możliwości kontynuowania działalności przestępczej.

1. Pozbawić propagandystów platformy przekazu

„Nigdy nie ma dobrego momentu, by milczeć” — powiedział brytyjsko-amerykański intelektualista i dziennikarz Christopher Hitchens, wyjaśniając rolę pisarzy w polityce, a konkretnie to, jak w 1985 roku pisarze Arthur Miller i Harold Pinter skrytykowali amerykańskiego ambasadora podczas delegacji pisarzy do Turcji, gdyż nie zwracał on wystarczającej uwagi na sytuację mniejszości etnicznych, a mianowicie na łamanie praw Kurdów i sposób, w jaki tureckie władze prowadziły wobec nich „prawie ludobójczą politykę” (jak nazywa to sam Hitchens).

Dla osiągnięcia sprawiedliwości warto, aby wszyscy Ukraińcy wraz z wspólnotą międzynarodową stosowali podobną metodę — krytykowanie organizacji za stawianie na równi Rosjan i Ukraińców, za oficjalne zapraszanie Rosjan na międzynarodowe wydarzenia i nagrody, za członkostwo Rosji w Radzie Bezpieczeństwa ONZ i innych organizacjach międzynarodowych i tak dalej.

Takie precedensy muszą przyciągać maksymalną uwagę w przestrzeni informacyjnej — należy udzielać wywiadów, angażować opiniotwórczych ekspertów i dziennikarzy, oraz jasno i rzetelnie przedstawiać swoje stanowisko w mediach społecznościowych. W ten sposób tezy propagandystów zaczną „upadać”, staną się mniej istotne i zauważalne, zwłaszcza w wyszukiwarkach Google. Jest to jeden z najefektywniejszych sposobów pomocy Ukrainie na froncie informacyjnym.

Dobrym przykładem jest apel Ukraińców o odwołanie występów prorosyjskich zagranicznych osób medialnych na międzynarodowej konferencji Web Summit 2022 w Lizbonie: redaktora oraz dziennikarza amerykańskiej strony “The Grayzone” Maxa Blumenthala i Aarona Maté’a, a także amerykańskiego filozofa Noama Chomsky’ego. Udział dwóch pierwszych został całkowicie odwołany (nie pozwolono im nawet być gośćmi wydarzenia), podczas gdy Noam Chomsky wystąpił tylko online. Przed konferencją zespoły Detector Media oraz Molfar zbadali udział “The Grayzone” w szerzeniu propagandy rosyjskiej.

2. Przeciwdziałać w cyberprzestrzeni

Internet jest najlepszym środowiskiem do szerzenia propagandy, w tym rosyjskiej. Farmy botów w mediach społecznościowych oraz na stronach zagranicznych mediów, które obwiniają Ukraińców o nazizm, że Ukraińcy rzekomo „bombardowali Donbas”, a teraz niszczą własne miasta są wynikiem zasad cyberprzestrzeni niedostosowanych do skutków propagandy. Ataki botów na ukraińskie media i osoby opiniotwórcze, które pomagają ograniczyć zasięg lub całkowicie zablokować konta w mediach społecznościowych, nie zostały jeszcze wprowadzone przez międzynarodowe firmy technologiczne i nie są publicznie omawiane.

Ukraina broni się nie tylko na prawdziwym polu bitwy, ale także w przestrzeni informacyjnej, dlatego kluczowa jest praca specjalistów od technologii informacyjnych i cyberwojny – zarówno profesjonalistów, jak i zwykłych użytkowników, którzy jednoczą się, aby przeciwdziałać propagandystom.

Istnieje wiele instytucji i stowarzyszeń, które zajmują się cyberbezpieczeństwem oraz pomagają działać w przestrzeni online. Przykładem jest ukraińska armia IT (IT Army of Ukraine), która przeprowadza ataki DDoS na rosyjskie instytucje państwowe i biznesowe oraz uzyskuje dostęp do informacji dużych firm sponsorujących wojnę, takich jak „Gazprom”. Cyberpolicja poszukuje cyberprzestępców oraz ujawnia farmy botów kierowane przez Federację Rosyjską. Istnieją także grupy użytkowników w mediach społecznościowych, na przykład Nafo Fellas z memowymi pieskami na zdjęciach profilowych, przeciwdziałający rosyjskiej propagandzie na X (poprzednio Twitter).

3. Nasilanie sankcji wobec Rosji i prowadzenie śledztw w sprawie pojedynczych przestępstw

Jednym ze sposobów na odebranie propagandystom zasobów są indywidualne sankcje, które nie zostały w pełni wdrożone przez ponad rok wojny. Unia Europejska niedawno dodała do swojej listy sankcyjnej osoby (16 grudnia 2022 roku znajdowało się tam 1412 Rosjan), które brały udział w przymusowej deportacji ukraińskich dzieci. USA, Kanada oraz UE dodały już do listy sankcyjnej wiele rosyjskich mediów, ich kierowników i rzeczników. Jednak sankcje przeciwko całej organizacji lub jej kierownictwu nie dotyczą ich pracowników.

Atak DDoS
Ataki na systemy komputerowe w celu uniemożliwienia użytkownikom korzystania z zasobów komputera. Metody obejmują przeciążenie systemu żądaniami, często bezsensownymi lub mylącymi oraz wprowadzanie wirusów do programów.

Rosjanka trzymająca plakat z napisem „Putinie, jestem z tobą”

Ważne są badania na ten temat: kto dokładnie i w jaki sposób bierze udział w tworzeniu propagandy na każdym etapie jej produkcji i rozpowszechnienia. Wywiad „Telebaczennia Toronto”, w którym podano konkretne imiona i adresy pracowników fabryki rakiet, którymi zabijano Ukraińców, jest dobrym przykładem takich śledztw, gdyż pomagają one pokazać, że nie tylko Putin jest winny, ale wszyscy Rosjanie.

Aby zdobyć więcej informacji o konkretnych przestępcach, można zwracać się do Justice Initiative Fund (JIF) (z ang. inicjatywa sprawiedliwości), funduszu założonego przez dziennikarza Stanisława Asiejewa, który spędził dwa i pół roku w donieckim obozie koncentracyjnym „Izolacja”. W 2022 roku założył organizację non-profit, która prowadzi śledztwa dziennikarskie w sprawie rosyjskich zbrodni wojennych w Ukrainie. Fundacja stworzyła stronę internetową z informacjami o konkretnych zbrodniarzach wojennych, którzy byli już podejrzani przez ukraińskie organy ścigania, organizacje międzynarodowe itp. Przewidziana jest nagroda finansowa za cenne informacje o sprawcach.

Izolacja
Dawna fabryka materiałów izolacyjnych w Doniecku. Od 2010 roku działała tam platforma artystyczna i organizowane były wystawy. W 2014 roku fabrykę zajęli bojownicy tak zwanej DRL i przekształcili ją w katownię.

Ważną częścią oporu informacyjnego przeciw agresorowi i wsparcia dla Ukrainy jest rezygnacja z konsumpcji rosyjskich towarów, mediów, produktów kultury (często imperialistycznych), ponieważ, to nie tylko bezpośrednio pomaga zasilać rosyjską gospodarkę, ale także legitymizuje wojnę, w tym propagandę. I najważniejsze — promować ukraińskie głosy, ekspertów i świadków, a nie wspierać rosyjską propagandę i imperializm, według których Ukraina i reszta krajów sąsiadujących z Federacją Rosyjską nie mają prawa głosu, a zatem nie mają prawa istnieć.

Nad materiałem pracowali

Założyciel Ukrainera:

Bohdan Łohwynenko

Autorka:

Anastasija Maruszewska

Redaktorka naczelna:

Ania Jabłuczna

Redaktorka:

Łesia Bohdan

Redaktor zdjęć:

Jurij Stefaniak

Menadżerka treści:

Olha Szełenko

Tłumaczka:

Anastazja Ohrimczuk

Redaktorka tłumaczenia:

Hanna Kucik

Berenika Balcer

Koordynatorka Ukrainer po polsku:

Julia Ivanochko

Śledź ekspedycję