Share this...
Facebook
Twitter

Miasteczko Reszetyliwka, znajdujące się na Połtawszczyźnie, jest prawdziwym skarbcem ukraińskiej twórczości ludowej. Reszetyliwscy mistrzowie tkactwa, kilimiarstwa oraz haftu są znani w całej Ukrainie od końca XIX w. Hodowla własnej rasy owiec cienkorunnych, posiadanie dobrej jakości wełny, unikalne techniki haftu ręcznego, tkactwa oraz doświadczenie tutejszych mieszkańców warunkowały szybki rozwój twórczości ludowej w Reszetyliwce.

Jednak dziś, w czasach mechanizacji i komercjalizacji wytwórstwa, tradycja powoli odchodzi w zapomnienie. Mowa przede wszystkim o kilimiarstwie. Dobrej jakości tkane kilimy są dość drogie, co w efekcie daje niski popyt na nie. To samo można powiedzieć o kaflach piecowych, wyrabianych w mieście Kosów u podnóża Karpat, oraz o wielu innych unikalnych artystycznych tradycjach ludowych. Jeżeli popytu na tradycję nie ma – tradycja zanika. Nie tak łatwo znaleźć artystów, którzy do dziś pielęgnują tradycję. Rodzina kilimiarzy Piliuhinów nie tylko strzeże dziedzictwa przodków, ale również rozwija i przekazuje swoje umiejętności młodszym pokoleniom.

Przez wieki Reszetyliwka znajdowała się w centrum wydarzeń historycznych. Miasteczko było podporządkowane i Polakom, i Rosjanom, i ukraińskim Kozakom. W czasach chmielnicczyzny w XVII w. Reszetyliwka była kozackim miasteczkiem.

W dawnych czasach intensywnie rozwijały się tu przemysł, handel i odbywały duże jarmarki. Mistrzowie handlowali tkanymi wyrobami, wyszywanymi koszulami (tzw. wyszywankami) oraz kilimami.

Kilimiarstwo, jako rękodzieło artystyczne, stało się popularne już za czasów Rusi Kijowskiej. Aktualnie jest dość rzadkie i w Ukrainie rozwija się jedynie w historycznych ośrodkach kilimiarskich. Takich jak Reszetyliwka.

Długi czas sztuka ludowa była tu pewnego rodzaju zajęciem domowym. Mimo to w 1905 roku w Reszetyliwce stworzono zakład tkacki, który z czasem przetworzył się w artel. W celu przygotowania zawodowego młodych twórców, w 1937 roku została tutaj otwarta artystyczna szkoła zawodowa, istniejąca zresztą do dziś.

W 1960 roku artel zmechanizowano i otwarto Reszetyliwską Fabrykę im. Klary Cetkin. W cechach na zamówienie wytwarzano gobeliny, jak również kilimy z roślinnymi i geometrycznymi ornamentami, koce, chodniki i wiele innych.

Do Reszetyliwki przyjeżdżali twórcy z różnych stron ZSRR. Tutaj można było nie tylko nauczyć się czegoś od miejscowych rękodzielników i zainspirować się pięknem Połtawszczyzny, ale również zostać na stałe, ponieważ pracy w fabryce i w Reszetyliwskiej Artystycznej Szkole Zawodowej było pod dostatkiem.

Share this...
Facebook
Twitter
Share this...
Facebook
Twitter

Właśnie tak znaleźli się w Reszetyliwce Jewhen i Łarysa Piliuhinowie. Utalentowaną parę zaproszono, by wykładali w szkole, jako specjaliści w dziedzinie twórczości ludowej. Łarysa przypomina sobie, że kiedyś chciała dorabiać również w fabryce, jednak dyrektor przedsiębiorstwa powiedział:

— Tu już wszystko umiera, — kobieta przypomina sobie jego słowa. — Jak to umiera? Jeśli umiera, to trzeba to ożywić, przywrócić! A on mówi: Wiesz, ile czasu potrzeba, żeby to zrobić? Z pięćdziesiąt lat. Fabryka zawaliła się, zostały jedynie ceglane ściany. Wszystko co było drewniane – rozkradli, rozebrali. Prosiliśmy: — Oddajcie krosna rzemieślnikom, sprzedajcie – oni je kupią. Niestety, po prostu je spalili. Tak właśnie umiera sztuka.

Słynną fabrykę zamknięto w 2005 roku. Przedsiębiorca Serhij Kolinczenko zebrał niektóre kilimiarki i utworzył Reszetyliwską Pracownię Rękodzieła Artystycznego „Sołomija”. Aktualnie w pracowni działa 11 osób, które wytwarzają różnego rodzaju prace artystyczne, nie tylko dla ukraińskich klientów, ale również na eksport.

W pracowni znajdują się osobne cechy haftu ręcznego, maszynowego i tkactwa. Niedawno dodano również cech haftu komputerowego, dziś maszyny same odtwarzają na tkaninie wizerunek zgodny z szablonem.

Wśród kilimiarzy są „autorzy” oraz „wykonawcy”, jak żartują sami pracownicy warsztatu. Są osoby, które tworzą szkice prac oraz kilimiarze tkający płótno. Przeważnie są to gobeliny, albo produkty pamiątkowe, zależnie od popytu.

Aktualnie pracownicy warsztatu realizują projekt pod nazwą „Chroniąc tradycję – tworzymy przyszłość”, którego celem jest stworzenie szkoleniowo-twórczego Centrum Rękodzieła Artystycznego. Młodzież będzie mogła poznać tutaj sekrety kilimiarstwa oraz będą tam eksponowane prace twórców ludowych Połtawszczyzny. Z czasem centrum może stać się małym muzeum oraz atrakcją turystyczną Reszetyliwki. Organizując zbiórki charytatywne, właściciel pracowni Serhij Kolinczenko gromadzi na ten cel środki.

— Jeżeli uda nam się zrealizować nasz projekt, unikalna twórczość ludowa zostanie uratowana od zapomnienia.

Dziś kilimiarzy w Ukrainie zostało bardzo mało. Jedną z przyczyn tego stanu jest brak popytu na rękodzieło oraz brak pomysłu na to, jak w atrakcyjny sposób przekazać tradycję następnym pokoleniom. Innym, mniej ważnym, ale jednak problemem jest zbyt niska jakość ukraińskich surowców, mówi Olha Piliuhina, młodsza córka Łarysy i Jewhena:

— Wełnę sprowadza się z Nowej Zelandii. Jest oczywiście bardzo dobrej jakości, ale i bardzo droga. Nasza ukraińska wełna często jest nieprzyjemna w dotyku, kłująca, niekiedy z ostami.

W Reszetyliwce dawniej była własna, znana na całą Ukrainę odmiana cienkorunnych owiec. Jednak teraz już jej nie ma, nie udało się jej zachować.

Dawniej, kiedy własnej dobrej jakości wełny było jeszcze pod dostatkiem, kilimiarstwo w Reszetyliwce prężnie się rozwijało. Zrobienie drewnianego warsztatu tkackiego nie było trudne, właśnie dlatego stał w każdym domu, opowiada Olha. Tkaczki odrysowywały szablony fabrycznych kilimów na gazety i tkały w domu.

Nader często zdarzało się, że kilimiarki w domach kopiowały fabryczne kilimy.

W Reszetyliwce jest dziś kilka zakładów kilimiarskich. Najbardziej znane spośród nich to: Pracownia Rękodzieła Artystycznego „Sołomija”, Reszetyliwska Artystyczna Szkoła Zawodowa i domowa pracownia rodziny Piliuhinów.

Rodzina Piliuhinów

Rodzina Piliuhinów mieszka w Reszetyliwce już ponad 45 lat. Łarysa i Jewhen, z wówczas małą córką Natalią, przeprowadzili się na Połtawszczyznę po ukończeniu Moskiewskiej Artystyczno-Przemysłowej Szkoły Zawodowej im. Kalinina.

Łarysa uczyła się na wydziale haftu artystycznego i koronczarstwa. Miłość do haftu przejęła po mamie. Przypomina sobie, że wtedy w modzie były prace „na kanwie” oraz haft krzyżykowy. Nie było innych technik. Właśnie dlatego Łarysa zdecydowała, że nauczy się profesjonalnie wyszywać.

W tym samym roku do tej samej szkoły poszedł i Jewhen. Bardzo chciał nauczyć się techniki kilimiarskiej. Na początku nie chciano przyjąć ukraińskiego chłopca, dlatego, że przygotowywano specjalistów do Azji Środkowej. Jewhenowi w zamian zaproponowano miejsce na wydziale haftu.

— Kiedy przyszedł list o tym, że dostał się do szkoły, chował go przed rodzicami, dlatego że do szkoły przyjęto „Jewhenię”. Pojechał tam: wszystko przebiegało dobrze, zaczęły się zajęcia praktyczne, wchodzi wykładowca, a tutaj – wśród dziewcząt jeden jedyny chłopak. „Jak to tak!”, pytają. „A ty co – nie dziewczyna?!”. — Żeby nie było wstydu, szybciutko trafił do grupy kilimiarskiej, – śmieje się Olha.

Dziś Jewhen jest artystą malarzem, z tytułem zasłużonego mistrza twórczości ludowej Ukrainy w dziedzinie kilimiarstwa. Łarysa, Natalia i Olha są członkiniami Narodowego Związku Artystów Ukrainy oraz Związku Twórców Sztuki Ludowej.

Łarysa opowiada, że w rodzie Piliuhinów jest czternastu artystów.

Przed przeprowadzką Łarysa nie była związana z Połtawszczyzną. Urodziła się w Rosji, Jewhen pochodził z obwodu zaporoskiego, lepiej znał miejsce, ponieważ właśnie w Reszetyliwce wykonywał swoją pracę dyplomową z kilimiarstwa.

Na Połtawszyźnie Łarysę bardzo zainteresował ukraiński ornament oraz symbole ludowe. Uczyła się od miejscowych twórców i wykorzystywała zdobytą wiedzę w swojej twórczości.

O samoidentyfikacjii Łarysa Piliuhina mówi tak:

— Pytają mnie: „Zapomniałaś kim jesteś?”. Jak to zapomniałam! A co mam zrobić ze swoimi dziećmi, które urodziły się tutaj? Kim są? Rosjanami czy Ukraińcami? Pewnie to drugie. I jeżeli mieszkałam w Rosji dziewiętnaście lat, a później od 1973 już tutaj, to kim jestem? Naturalnie, że w większym stopniu Ukrainką, a nie Rosjanką.

Na Połtawszczyźnie Łarysa poznała się z wieloma twórcami ukraińskiego haftu, od których czerpała wiedzę i podziwiała ich kunszt. Przyznaje, że najbardziej do gustu przypadł jej haft biały. Właśnie ta technika, według słów Łarysy, jest unikalnym dziedzictwem kulturowym Połtawszczyzny:

— Było mi łatwiej uczyć się właśnie ukraińskich technik, dlatego że gdzieniegdzie są podobne, gdzieniegdzie nie, a niekiedy całkiem inne. Nie wstydziłam się, pytałam i interesowałam się co i jak. Siadałam sama i robiłam, bo jak inaczej? Byłam otoczona ludowymi ornamentami Ukrainy i tworzyłam już nie rosyjskie, a ukraińskie prace.

Starsza córka Łarysy i Jewhena – Natalia zajmuje się kilimiarstwem, a także robi zabawki ludowe, na przykład lalki-motanki. Prócz tego, Natalia jest współpracownikiem naukowym Połtawskiego Muzeum Sztuki i Galerii im. Mykoły Jaroszenki.

Młodsza córka Piliuhinów – Olha urodziła się już na Połtawszczyźnie. Od małego interesowało ją rękodzieło. Dziewczynka wiele czasu spędzała w warsztatach kilimiarskich: bawiła się, tkała, wyszywała.

Gdy Ola skończyła 12 lat, Natalia powiedziała: „Dobrze, dość już tych zabaw, podejdźmy do tego poważnie”. Starsza siostra pokazała Oli jak prawidłowo trzymać ręce, nauczyła kilku technik i niedługo po tym zaczęły razem pracować nad dużymi kilimami. Olha wspomina te czasy tak:

— Siadałyśmy obok siebie. I tak się uczyłam. Na początku płakałam, dlatego że Natalia swoją część zrobiła i poszła. A ja musiałam biegusiem dogonić do odmierzonej linii, dlatego że jutro będzie jeszcze więcej pracy. I plecy bolały, i palce do krwi ździerałam, tak, wszystkiego tego doświadczyłam. Ale przez myśl mi nie przeszło pytanie: do czego mi to potrzebne.

W wieku 14 lat Olha umiała już tkać profesjonalnie. Kiedy pojawiła się kwestia wyboru specjalizacji, dziewczyna zdecydowała nauczyć się czegoś nowego, dlatego aplikowała na wydział haftu ręcznego do Reszetyliwskiej Artystycznej Szkoły Zawodowej. Później poszła na Połtawski Państwowy Uniwersytet Techniczny im. J. Kondratiuka na ceramikę. Aktualnie profesjonalnie zajmuje się kilimiarstwem oraz innymi dziedzinami sztuki tradycyjnej.

Rodzina Piliuhinów utrzymuje się ze swojej działalności twórczej.

Sztuka jest głównym zajęciem rodziny Piliuhinów. Kiedyś Jewhen pomagał córkom tworzyć rysunki pomocnicze do kilimów, dziś tworzą oni rodzinny warsztat twórczy, gdzie każdy artysta ma własne nowatorskie oblicze.

— W dzieciństwie bardzo się obrażałam, gdy tato domalowywał coś na moich pracach, — śmieje się Olha. — Czegoś w warsztacie nie skończyłam i poszłam. Następnego dnia przychodzę, a on nie może się powstrzymać i widzę, jak zaczyna coś tam domalowywać. Dziś pomagamy sobie nawzajem, czasami tata mi coś podpowie, innym razem ja jemu. Momenty kryzysu twórczego odczuwa każdy, dobrze, że nie jesteśmy z tym sami, ale pracujemy razem. Zawsze jest się kogo poradzić.

Share this...
Facebook
Twitter
Share this...
Facebook
Twitter
Share this...
Facebook
Twitter

Olha jest przekonana: zajmować się sztuką warto wtedy, kiedy czuje się taką wewnętrzną potrzebę. Właśnie dlatego wykonanie dzieła wymaga czasu, dla Piliuhinów najważniejszy jest artystyczny aspekt pracy:

— Jeżeli robisz coś i od razu myślisz o pieniądzach, to nie będzie to. Nie należy myśleć o pieniądzach, powinno się myśleć jedynie o sztuce. A jeżeli przynosi ona pieniądze, to wspaniale.

Narodziny kilimu

Kilimy ręcznej roboty nie są jedynie elementem dekoracji. Każda praca to wyjątkowy i oryginalny przykład twórczości ludowej i autorskiego stylu twórcy. Dla Piliuhinów kilimiarstwo to przede wszystkim sztuka. Olha stwierdza, że wykonanie każdego z jej kilimów wymagało wiele czasu, siły i miłości:

— Norma zakładowa to dziesięć centymetrów płótna dziennie. Ale tam liczy się metraż, nie zastanawiają się nad stroną artystyczną. U mnie, jak się uważnie przypatrzyć, to każdy kawałek można analizować. Praca może mieć ponad sto odcieni.

Proces tworzenia kilimu jest ciekawy. Olha opowiada, że kiedy pojawi się pomysł należy szybko stworzyć szkic. Później kompozycję przenosi się farbami na rysunek pomocniczy w proporcji 1:1, właśnie tak wyglądać będzie przyszły kilim. Rysunek podkłada się z tyłu nici osnowy, tak by twórca wiedział, co dokładnie ma odtworzyć nićmi, który odcień dobrać do konkretnego elementu pracy.

Olha opowiada, że czasami pomysły prac przychodzą spontanicznie. To są bardzo nastrojowe prace, które trzeba szybko wcielić w życie, bo inaczej można stracić natchnienie. Olha może wykonywać kilka prac równocześnie; do każdego kilimu trzeba mieć nastrój.

Prace tematyczne wymagają więcej czasu na realizację. Olha ma kilka płócien z ornamentami, nawiązującymi do kultury trypolskiej. Tematem owej kultury, sięgającej V w. p.n.e., Olha zainspirowała się podczas studiów poświęconych ceramice trypolskiej. Pozostałości po kulturze tego okresu odnaleziono m.in. we wsi Trypillia na Kijowszczyźnie. Olha interesowała się również czasami Rusi Kijowskiej. Badała architekturę, ozdoby, malowidła ścienne, freski. Olha uważa, że kiedy zaczynasz wyczuwać specyfikę i autentyczność pewnego okresu historycznego, później wszystkie kompozycje powstają same.

— Ale to są już autorskie prace.To nie zbiór różnych elementów czy ornamentów, czy też kolaż. Aktualnie tworzę kilimy, nawiązujące do tematyki kozackiego baroku. Próbuję oddać tego ducha. Nic podobnego do tej pory nie powstało.

Realizację tematu kozackiego baroku Olha rozpoczęła od kilimu pod nazwą „Hetmański”, który w 2014 roku zrobiła w ramach grantu prezydenta Ukrainy. Okres kozackiego baroku znany jest z rozkwitu kilimiarstwa, wtedy to kozacka starszyzna wspierała warsztaty tkackie i sprzyjała ich rozwojowi. W tamtym czasie stworzono wiele ornamentalnych kilimów. Większość z nich miała czarne lub złote tło.

— Zrobiłam jasny, wystawny, wypełniony ornamentami barokowy kilim. Zapragnęłam oddać tę całą rozkosz, rozkwit tego okresu. Powstała tak piękna praca (kilim „Hetmański”), że postanowiłam kontynuować w tym nurcie. Kilim „Kozacki” to już trzecia praca z tej serii.

Ornamentalne dzieła również wymagają więcej czasu i skupienia, stwierdza Olha. Każdy szczegół takiej pracy jest dokładnie przemyślany. Każdy wzór (kwiat, ptak, liść) zostaje rozwinięty, nie może nakładać się jeden na drugi i wymaga własnej przestrzeni. Wszystkie elementy powinny spleść się, połączyć się w jedną spójną całość.

— To jest jak mechanizm, jak organizm, gdzie wszystkie szczegóły pasują do siebie i wzajemnie współgrają. W ostatnim czasie więcej pracuję z ornamentalnymi kilimami, dlatego że czuję, że jest to związek z naszymi przodkami. Kiedy tworzę takie prace, napełnia mnie radość.

Raz do roku dorobek Olhy powiększa się o nowe ornamentalne płótno. Takie kompozycje artystka tworzy sama, czerpiąc z tradycji ludowych.

Warsztaty tkackie Piliuhinów nie są starodawne, ale skonstruowane według dawnych zasad: dwie ściany boczne, dwie belki, dwa wałki, osnowa. Cała konstrukcja wygląda jak ogromna rama, na którą naciągnięte są nici osnowy.

— Taki pionowy warsztat tkacki w narodzie nazywany jest krosnem”. W centralnej Ukrainie ten rodzaj warsztatu był najpopularniejszy. To właśnie krosno umożliwia pracę najtrudniejszymi technikami, a wykorzystując najbardziej różnorodne rodzaje surowców, można tworzyć prace o wysokim stopniu artyzmu.

Ręczne wytworzenie kilimu bazuje na przeplataniu nici osnowy (pionowych nici) i wątku (poziomych nici). Podczas pracy każda ręka ma inne zadanie do wykonania: prawa wybiera tylne nitki osnowy, lewa przednie. Najtrudniejsza, a zarazem najpopularniejsza w Ukrainie (szczególnie na Połtawszczyźnie) technika „zaokrąglania” polega na tym, że kolorowe nici wątku przeplata się pomiędzy nici osnowy swobodnie, tworząc gładkie, zaokrąglone linie.

Żeby uszczelnić płótno, potrzebny jest grzebień. Olha mówi, że można to robić i ręcznie, jednak drewnianym grzebieniem jest lepiej, ponieważ kiedy zostają końcówki nitek, można je obciąć i wtedy nie rozluźnią się pod własnym ciężarem, bo będą zbite, połączone ze sobą bardzo ciasno.

Nici farbuje Jewhen. Rodzina Piliuhinów kupuje organiczną owczą wełnę o naturalnym kolorze. Jewhen farbuje nici współczesnymi trwałymi barwnikami do wełny.

Nie jest łatwo policzyć, ile nici potrzeba do płótna. Wiele zależy od odcieni, wyjaśnia Olha.

Kilimiarstwo nigdy nie było tanim rzemiosłem, ponieważ wymagało drogich surowców oraz ciągłej, żmudnej pracy. Póki co, nic się w tej kwestii nie zmieniło. Koszty własne takiego kilimu są spore.

— Ludzie po prostu nie wiedzą, jak to się robi. Często myślą, że jeżeli to jest tradycyjne rzemiosło, to powinno być tanie i proste. I nikt nie pomyśli, ile trzeba na to poświęcić czasu, siły, cierpliwości, ile trzeba mieć doświadczenia i jakim poziomem umiejętności się wykazać. Już nie mówiąc o materiałach. Ile trzeba się uczyć, żeby wykonać taką czy inną pracę.

Szkoła kilimiarstwa

Liceum artystyczne w Reszytyliwce ma już 80 lat. Do 2016 roku placówka edukacyjna miała status szkoły zawodowej, po przyjęciu ustawy dekomunizacyjnej, zmieniono nazwę.

W ciągu dwóch lat nauki liceum przygotowuje hafciarki, kilimiarzy, krawców oraz malarzy.

W liceum uczą się uczniowie z różnych obwodów Ukrainy, poznają specyfikę twórczości ludowej wszystkich regionów kraju. Wykładowcy uczą teorii, podstaw rzemiosła, proponują wzory do praktycznego wykonania prac artystycznych.

Kilimiarstwo w liceum wykłada były główny twórca reszetyliwskiej fabryki Petro Szewczuk. Swoich wychowanków Petro uczy technik tkactwa oraz wyjaśnia specyfikę połtawskich tradycji kilimiarskich.

— Na Połtawszczyźnie nie stosujemy kontrastów w kolorach. Przeważają pastelowe, naturalne odcienie. Miękkie, spokojne – jak melodia. Jest to historyczna cecha połtawskich produktów tradycyjnych, którą współcześni rzemieślnicy starają się zachować.

Petro opowiada, że niepokoi go przyszłość jego uczniów. Mówi, że kilimiarstwo wymaga dużych środków i nie zawsze wystarcza zasobów, by przenieść swoje projekty na płótno. Po tym jak zamknięto reszetyliwską fabrykę, młodym rzemieślnikom trudniej znaleźć pracę w zawodzie, ponieważ w Ukrainie mało jest kilimiarskich przedsiębiorstw. Nawet w Reszetyliwskiej pracowni absolwenci liceum nie od razu zabierają się za pracę. Dyrektor pracowni wyjaśnia, że musi minąć pewien czas, żeby studenci nabrali wprawy.

— Nie ma środków na to, by wykonać każdą pracę. W fabryce było łatwiej, zaprojektowałeś coś po pracy, od razu mogłeś to zrealizować, — opowiada Petro. — Nie trzeba było inwestować własnych pieniędzy. Praca liczyła się jako fabryczna, ale to ty ją wykonałeś, ty ją puściłeś w świat. A tutaj, żeby to zrobić, trzeba już mieć własne środki. Aktualnie, nie zawsze one są.

Prócz tego, jak mówi Petro, większość współczesnych przedsiębiorstw odchodzi od tradycji i orientuje się na rynek masowy, na to, co się sprzedaje. Wtedy kilimiarstwo przestaje być twórczą specjalizacją, a zaczyna mechanicznym wykonaniem pracy.

Olha opowiada, że obecnie w liceum artystycznym dzieci uczą się rzemiosła, mało zwraca się uwagi na twórczy charakter tego zawodu.

Czy przyszły produkt będzie sztuką czy kiczem, to zależy od wewnętrznego świata twórcy, od jego wychowania oraz priorytetów, wyjaśnia Olha. Właśnie dlatego dwójka rzemieślników, wykorzystując jednakowe farby i nici, tworzy całkiem różne prace. Ciągłe próby przedsiębiorstw podwyższenia produktywności pracy, wykorzystujące mechanizację oraz zawężenie asortymentu, prowadzą do uproszczenia kompozycji, zubożenia kolorytu. Taka produkcja jest skierowana wyłącznie na zysk.

Olha ma i młodszych uczniów, których uczy rysunku i tkactwa. Aktualnie ma ich dwunastu w trzech grupach:

— Więcej nie można na raz, dlatego, że każdemu trzeba poświęcić maksimum uwagi, to są małe dzieciaki. Tylko się odwrócę i już farba jest wszędzie.

Olha ma spore doświadczenie w pracy z dziećmi, dziesięć lat uczyła w Połtawskiej Dziecięcej Szkole Artystycznej. Mówi, że bardzo jej się podobała praca z dziećmi, ale zbyt dużo czasu traciła na pisanie planu zajęć pozaszkolnych i inne formalności.

Właśnie dlatego Olha przeszła na nauczanie nieformalne w swojej pracowni. Kilimiarka cieszy się, że przychodzą do niej dzieci nawet w wieku przedszkolnym.

— One są takie szczere, jeszcze niezepsute i niezakompleksione. Bo w szkole żywe są stereotypy, które bardzo trudno wyplenić. Ja im jeszcze mówię, że kot może być fioletowy, a ptaki mogą być zielone. Nie ma czegoś takiego, że niebo obowiązkowo musi być niebieskie. Niebo może mieć też kolor brzoskwiniowy, barwa powinna oddawać nastrój.

Rzemieślniczka stwierdza, że uczyć kilimiarstwa malucha jest za wcześnie, ponieważ koordynacja ruchowa u dzieci jeszcze nie jest wystarczająco rozwinięta. Warto poczekać do dziesiątego roku życia. Na początku trzeba nauczyć podstaw rysunku, teorii koloru, kompozycji.

— Ale one w pracowni widzą, jak to się robi, interesuje ich to. Widzę, że oczy im świecą i mają duży zapał. I grzebień tkacki biorą w ręce i póki ja się odwrócę już coś sobie stukają.

Olha uczy i najmłodsze pokolenie rodziny Piliuhinów – swojego ośmioletniego syna Pawłyka.

— Zdecydował namalować rosnące kwiaty, a ptaszki u niego rosną zamiast liścia, — pokazuje Olha. — Póki co wyjaśniam, jakie kolory z jakimi można łączyć, jak można układać kwiaty. On już wie, że kiedy słońce zachodzi, to ziemia będzie innej barwy.

Olha mówi, że przekazywanie własnych umiejętności młodszym pokoleniom daje dużo radości. Wiele pedagogicznych kompetencji przejęła po ojcu, który ma ponad trzydziestoletni staż pracy jako nauczyciel. Według Piliuhinów bardzo ważne jest, by tradycje kilimiarstwa nie umierały, a odradzały się i rozwijały w przyszłości.

Prace kilimiarki są znane szerokiemu gronu odbiorców, ponieważ mistrzyni ciągle prezentuje je na wystawach i w muzeach.

— Na przykład moja praca „Koliada”. Wiele osób wykorzystuje ją i na pocztówkach, i powiela. Widziałam już ją namalowaną na szkle i w formie batiku.

Swoją profesję Olha bardzo lubi. Jest przekonana, że nie mogłaby zajmować się niczym innym. Artystka żartuje, że ludzie niewtajemniczeni czasami mówią: „Pani jest z kosmosu! Co pani ma w głowie? Jak można coś takiego zrobić?!”. Jednak dla Olhy jej sztuka jest czymś absolutnie naturalnym, czymś, co chłonęła od dzieciństwa.

— Kiedy pracuję z nićmi, czuję taką harmonię i radość z tego, że mogę zrobić wszystko co chcę, wcielić swój dowolny pomysł w życie. Nici mnie słuchają. Po prostu lubię tę materię i tworzę swoje dzieła z miłością.

— Praca daje mi wielką radość. Staję się nieszczęśliwa, gdy kilka dni nie pójdę do pracowni. Mam potrzebę, by coś robić, coś tworzyć.

Wszyscy artyści sprzedają swoje prace. Piliuhinowie nie są wyjątkiem. Olha mówi, że kilimy kupowane są rzadko, ponieważ ta przyjemność nie należy do najtańszych.

— Oczywiście, że prace są jak dzieci. Gdy idą w świat, robi się smutno. Ale jednocześnie pojawia się radość, bo wiem, że gdy ktoś spojrzy na mój kilim, wzbudzi to w nim pozytywne emocje. Znaczy to, że nie na darmo pracowałam, że wszystko wyszło jak należy. Wybrałam kilimiarstwo i tym szlakiem idę już ponad dwadzieścia lat.

Jak kręciliśmy

Obejrzyj nowy wideoblog z Połtawszczyzny, opowiadający o naszej drodze do Reszetyliwki, o początku historii rzeźbiarza Wałerija Jermakowa i o pomyśle jego podróży do Grecji (Patrz: dziennik jego podróży po Grecji); a także o tym, jak radośnie witano nas w monasterze Mgarskim.

Nad materiałem pracowali

Założyciel Ukrainera:

Bohdan Łohwynenko

Autorka:

Jana Konyk

Redaktorka:

Jewhenia Sapożnykowa

Fotografka:

Anna Czapała

Producentka:

Natalia Panchenko

Operator:

Dmytro Ochrimenko

Pawło Paszko

Reżyserka montażu:

Anna Worobjowa

Reżyser montażu,

Reżyser:

Mykoła Nosok

Redaktor zdjęć:

Ołeksandr Chomenko

Transkryptor:

Olha Zaweracz

Alina Kobernik

Menadżerka treści:

Olha Szełenko

Tłumaczka:

Katarzyna Gach

Redaktorka tłumaczenia:

Anna Jawdosiuk-Małek

Redaktorka naczelna Ukrainer po polsku:

Julia Ivanochko

Śledź ekspedycję